13 sierpnia 2018

Rozdział XVII


Zdławiony szloch wyrwał się z jej gardła. Początkowo próbowała się powstrzymywać, zupełnie jakby w każdej chwili ktoś mógł ją usłyszeć i stać się świadkiem tej słabości, ale z czasem zrozumiała, że to bez sensu. Las był opustoszały – martwy jak i ona, chociaż z uporem odsuwała od siebie tę myśl. Oszukiwała samą siebie, odmawiając połączenia w sensowną całość tego, co już na samym wstępie powiedział jej Shadow.
Potarła wewnętrzną część nadgarstków, gotowa przysiąc, że skóra w tamtym miejscu nieprzyjemnie mrowi. Napięła i zaraz rozluźniła miejsce, próbując w ten sposób pozbyć się niechcianego odczucia, ale to nie zniknęło. W zamian poczuła się tak, jakby ktoś wstrzyknął jej do krwiobiegu gorącą wodę. Skrzywiła się, świadoma wyłącznie przybierającego na sile pulsowania, które w krótkim czasie zaczęła odczuwać nie tylko w nadgarstkach, ale całych przedramionach.
Angel zamrugała, próbując odzyskać ostrość widzenia. Oddychała szybko i płytko, walcząc z przybierającą na sile słabością. Nagle uprzytomniła sobie, że balansowała gdzieś na granicy jawy i snu, bliska tego, by stracić przytomność. Z jękiem wplotła palce we włosy, lekko szarpiąc za poplątane loki. Obraz znów się zamazał, ale tym razem nie była pewna czy to wina słabości, czy wciąż napływających do oczu łez. Niczego już nie wiedziała, zagubiona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W ułamku sekundy zapragnęła krzyczeć – zrobić cokolwiek, byleby przerwać napierającą ze wszystkich stron ciszę. Miałą wrażenie, że w innym wypadku zwariuje, o ile już teraz nie była szalona. Możliwe, że właśnie tak było, zwłaszcza że normalna osoba nigdy nie próbowałaby odebrać sobie życia.
– Shadow…
Tym razem już właściwie poruszyła ustami. Nie było go i choć w ostatnim czasie samą bliskością napawał ją przerażeniem, wszystko wydawało się lepsze od samotnego tkwienia w samym środku opustoszałego lasu. Czuła się samotna, przerażona i tak bardzo pusta, że to wręcz bolało. Gdyby miała wybierać, wolałaby mierzyć się z rozgniewanym, milczący Shadowem – nawet tym, którego widziała na placu miasta, kiedy to dotarło do niej, że mężczyzna mógłby okazać się zdolny kogoś skrzywdzić.
Nawet gdyby znów się na nią złościł, trwając tuż obok w ciszy i sprawiając chętnego, by tak po prostu odejść…
Miała wrażenie, że się dusi. Z jękiem ukryła twarz w dłoniach, drżąc i już nawet nie próbując powstrzymywać szlochu. Płacz nie pomagał, ale w tamtej chwili Angel było wszystko jedno, zresztą dźwięk własnego głosu wydał jej się na swój sposób kojący. Nie miało znaczenia, czy w ten sposób mogła zwrócić na siebie uwagę czegoś, co kryło się między drzewami. Shadow sugerował, że w gęstwinie mogło kryć się coś, czego nie chciała spotkać, ale to również nie było ważne. Jeśli groziło jej niebezpieczeństwo, to trudno – zwłaszcza że wylądowała w tym miejscu na własne życzenie.
Ale tu nic nie ma. Ten świat jest pusty, martwy… Ja jestem martwa.
Zadrżała w odpowiedzi na własne słowa. Przerażały ją, choć nie tak jak świadomość, że mogłyby być prawdziwe. W gruncie rzeczy jakaś jej cząstka wiedziała, że właśnie w ten sposób prezentowała się rzeczywistość. Przez cały ten czas trwała w iluzji, uciekając przed prawdą i kryjąc się za obojętnością, ale to a dłuższa metę prowadziło donikąd.
A jednak z jakiegoś powodu nie dowierzała. Czy byłaby w stanie zrobić… coś takiego? Machinalnie powiodła koniuszkiem palca po wciąż wrażliwej skórze nadgarstków. Przez myśl przeszło jej, że dla najlepszego efektu wypadałoby pociągnąć ostrzem po całej długości, nie tylko od lewej do prawej. Gdzieś chyba to słyszała, a może wyczytała, zwłaszcza że zawsze ciągnęło ją do książek. Zresztą kto miałby jej powiedzieć, w szczególności coś takiego? Po co rozmawiać z kimś tak bardzo pustym w środku, tak samotnym…
Nie, nie, nie, nie, nie…
Mocniej szarpnęła za włosy, obojętna na ból. Znów poczuła rozchodzące się po ciele ciepło, jednak tym razem wydało jej się mniej uciążliwe – wręcz przyjemne, chociaż to wydawało się z jakiegoś powodu nienaturalne. Skuliła się, zaciskając powieki i niemalże dotykając policzkiem usłanej liśćmi i suchymi gałązkami ziemi. Przez moment była świadoma wyłącznie zapachu gleby i otaczających ją drzew, choć i ta mieszkanka jawiła się jako dziwnie odległa i jakby nierzeczywista. To wszystko takie było – cały ten świat, zawieszony gdzieś w pustce i martwy pod każdym możliwych względem.
Ucisk w gardle przybrał na sile, nie pozwalając jej złapać tchu. Już nie płakała, w zamian spazmatycznie chwytając powietrze i próbując zachować przytomność. Czuła, że niewiele brakowało, by jednak zapadła się w pustkę – że wystarczył jeden nieostrożny krok. Musiała po prostu odpuścić, a jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła się na to zdobyć. Choć perspektywa zamknięcia oczu i odcięcia od wszystkiego, co działo się w jej wnętrzu, wydawała się nader kusząca, coś ją w niej przerażało. Gdyby miała ot tak to zakończyć, wtedy wydarzyłoby się coś bardzo, ale to bardzo złego. Była tego pewna, a już na pewno nie miała odwagi, by sprawdzać co.
Wbiła palce w ziemię, lekko ją rozgrzebując. Miała wrażenie, że jej ciało waży tonę, lgnąc ku dołowi. Zupełnie jakby zapadała się coraz niżej i niżej, podczas gdy całe ciało samoistnie rozluźniało się, poddając wszechogarniającej słabości. Co więcej, była pewna, że już kiedyś tego doświadczyła, choć nie miała pojęcia kiedy i z jakich okolicznościach. To zresztą nie brzmiało jak coś, co mogłoby mieć większe znaczenie. Wiedziała jedynie, że dryfowała, a skoro tak…
Ciepła woda. Palenie w nadgarstkach. Uczucie odprężenia. Przez krótką chwilę była w stanie skupić się tylko i wyłącznie na tym.
Gdzieś w jej umyśle zaczął powstawać znajomy obraz – efekt łączenia ze sobą poszczególnych faktów – a jednak wciąż nie potrafiła skupić się na tyle, by dojrzeć całość. Może tak naprawdę nie chciała, instynktownie wciąż odpychając od siebie to, o czym wiedziała, że mogłoby okazać się prawdą. Poszczególne obrazy i myśli mieszały się ze sobą, przypominając niezrozumiały bełkot, nie zaś coś, co miałaby szansę zrozumieć. Zresztą nie chciała próbować. Była zbyt zmęczona i zdezorientowana, by sobie na to pozwolić.
Słabość przybrała na sile, ale tym razem Angel nie próbowała z nią walczyć. Ten stan wcale nie był aż taki zły. W gruncie rzeczy była gotowa przysiąc, że już kiedyś tego doświadczyła. Co prawda to równie dobrze mogło okazać się wyłącznie wytworem jej wyobraźni, ale to już jej nie obchodziło. Przez krótką chwilę  nic się nie liczyło, ale to wydawało się jak najbardziej właściwe. Nie miała nic przeciwko, skoro dzięki temu czuła się dobrze.
Właśnie tego chcesz? Dlaczego za każdym razem wracasz do punktu wyjścia, An…?
Z jakiegoś powodu nie potrafiła dokończyć tej myśli. Co więcej, z jakiegoś powodu zwątpiła w to, czy ta w ogóle należała do niej. Była odległa i obca, jakby ktoś siedział tuż obok niej, szepcąc wprost do ucha. Przez moment miała wręcz ochotę roześmiać się histerycznie, porażona taką perspektywą. Jeśli to nie było idealnym dowodem na to, że jednak zwariowała, co w takim razie potwierdzało ten stan?
Jakby to miało znaczenie…
– Angel, proszę – doszło ją jakby z oddali, ale równie dobrze mogła sobie wyobrazić ten głos.
A jednak wydawał się znajomy, jak i wszystko to, czego doświadczyła wcześniej. Pragnęła się go uczepić, prawie jak kotwicy, która miałaby szansę doprowadzić ją do wyjścia. To było tak, jakby znaleźć światło po długich godzinach błądzenia w mroku – choćby małą iskierkę, bo i tak bez wątpienia wyróżniałaby się na tle wszechogarniających ciemności.
Prawie jak wtedy, gdy Shadow znalazł ją w podziemiach i wyprowadził na zewnątrz…
– Nie mogę… – szepnęła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. Mimo wszystko nawet w ten sposób słowa zabrzmiały nienaturalnie w panującej ciszy. – Proszę…
Nie miała pojęcia do kogo i w jakim celu się zwracała. Nie rozumiała niczego, wciąż balansując gdzieś na granicy jawy i snu. Z wysiłkiem przymusiła się do zaciśnięcia dłoni w pięść, paznokciami jeszcze bardziej rozgrzebując ziemię. Walczyła ze słabością i samą sobą, nagle czując potrzebę, by podnieść się i ruszyć dalej, to jednak nadal wydawało się Angel czystą abstrakcją. Błądziła już tyle czasu, że na myśl o kolejnych godzinach robiło jej się słabo.
Mocniej zacisnęła powieki. Przed wyjściem z domu, była zdecydowana. Chciała dotrzeć do miasta, odnaleźć Bloodwell i w końcu zrozumieć, a jednak kiedy przyszło co do czego…
Utraciła coś. Coś bardzo ważnego, o co powinna dbać.
Utraciła coś, co…
Nagle zrozumiała.
Nadzieja, która przez jakiś czas jej towarzyszyła, zniknęła równie nagle, co się pojawiła – i to w tym wszystkim bolało Angel najbardziej.
Wtuliła policzek w ziemię, zrezygnowana. To nie tak. To nie powinno być tak, pomyślała, ale nie potrafiła wykrzesać z siebie choćby odrobiny pewności siebie, a tym bardziej uwierzyć we własne słowa. Zresztą była taka bardzo zmęczona, że nawet zebranie myśli jawiło jej się jako coś niemożliwego do realizacji.
– Chcę tylko odpocząć… Tylko chwilę odpocząć – wykrztusiła z trudem i tym razem jej głos zabrzmiał niemalże błagalnie. Zupełnie jakby ktoś słuchał… – Obiecuję, że spróbuję jeszcze raz, ale… muszę odpocząć.
A potem wszystko w końcu zniknęło i dookoła była już wyłącznie pustka.
Kiedy znów otworzyła oczy, dookoła panował spokój. Wciąż leżała na ziemi, czując zapach gleby i nieprzyjemny sposób, w jaki drobne gałązki i igły drzew wbijały jej się w skórę. Przez chwilę trwała w bezruchu, nasłuchując i próbując zrozumieć, co się stało. Przez krótką chwilę mętlik w głowie utrudniał zrozumienie, ale po chwili przysłaniająca jej umysł mgiełka zniknęła i wszystko stało się jasne.
Poderwała się gwałtownie, wspierając na rękach, by po chwili z trudem stanąć na nogi. W pierwszym odruchu zachwiała się i dla pewności chwyciła kory najbliższego drzewa, żeby nie upaść. Wciąż czuła się dziwnie roztrzęsiona, ale przynajmniej zmęczenie minęło. Już nie czuła strachu, a tym bardziej potrzeby, żeby płakać. Obiecałam, przeszło przez myśl. Uczepiła się tego krótkiego słowa, zupełnie jakby tylko ono czyniło jasnym wszystko, co działo się wokół niej. To nic, że jak przez mgłę pamiętała to, jak błądziła, szukając wyjścia z gęstwiny tak długo, aż opuściły ją siły i jakakolwiek motywacja, żeby iść dalej.
Z wahaniem powiodła wzrokiem dookoła. Była sama, ale z jakiegoś powodu taki stan wydał się Angel czymś nienaturalnym. Ile czasu minęło, odkąd straciła przytomność? To mogły być minuty, ale też godziny – nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić. Fakt, że pozycja słońca się nie zmieniała, a las wyglądał równie niepokojąco co zawsze, niczego nie ułatwiał, wręcz podsycając odczuwaną przez dziewczynę dezorientację.
Nie miała pewności, co skłoniło ją, by ruszyć dalej. Po prostu to zrobiła, bez pośpiechu stawiając kolejne kroki – początkowo bardzo ostrożnie, póki nie nabrała pewności, że trzymała się na nogach wystarczająco pewnie, by znów nie upaść. Palcami przeczesała włosy, wytrząsając z poplątanych loków leśne pamiątki. Otrzepała dłonie, mimochodem zauważając, że miejscami zdążyła zetrzeć skórę, ale to nie miało dla niej znaczenia. Jak gdyby nigdy nic otarła ręce o spodnie, skupiając się na dalszym marszu i starając nie myśleć o tym, co działo się wokół niej.
To nic, jeśli była sama. Przywykła do tego, zresztą nagle poczuła się dzięki temu dziwnie spokojna. Gdzieś w pamięci dziewczyny majaczyło wspomnienie czyjegoś głosu – z jakiegoś powodu znajomego, choć nie przypominała sobie, kiedy i gdzie mogłaby go słyszeć. Z równym powodzeniem mógł okazać się wytworem jej wyobraźni, ale i tego nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić. Nie była w stanie nawet przypomnieć sobie poszczególnych słów, które miałaby wtedy usłyszeć, jednak z jakiegoś powodu wspomnienie tego szeptu było dla niej wystarczająco ważne, by przymusić ją do ruszenia w dalszą drogę.
Tym razem czuła się spokojniejsza. Co prawda jakaś jej cząstka wciąż była przerażona i chciała nawoływać Shadowa, ale Angel stanowczo nakazała jej się zamknąć. Wiedziała przecież, że on nie przyjdzie, nawet jeśli znajdował się w pobliżu. Była tego dziwnie pewna, choć w chwili, w której zaczęła się nad tym zastanawiać, jak na zawołanie przypomniała sobie również ich pocałunek – tak bardzo zaborczy i pozbawiony jakichś cieplejszych uczuć. „Jesteś moja” – zakomunikował jej wtedy, a jednak kiedy przyszło co do czego, tak po prostu uciekła, lądując w samym środku nicości. Dlaczego miałby się nad nią litować, skoro na własne życzenie złamała reguły, które próbował ustalić już na samym początku ich znajomości.
Wcale nie potrzebuję Shadowa.
A jednak pomimo tego, że przez moment była skłonna uwierzyć, że to prawda, jednocześnie miała wrażenie, że okłamywała samą siebie.
Dookoła wciąż panowała cisza, ale ta już nie wydawała się Angel aż tak niepokojąca. Skupiała się na własnym oddechu i sposobie, w jaki ściółka chrzęściła pod jej stopami. Chociaż gęstwina nadal sprawiała wrażenie nienaturalnie cichej i jakby pozbawionej życia, taki stan – przynajmniej tymczasowo – zaczął jawić się dziewczynie jako coś znośnego. Co prawda czułą się przy tym tak, jakby okłamywała samą siebie, ale wszystko było lepsze, niż gdyby miała zacząć popadać w szaleństwo.
Nogi same poprowadziły ją w odpowiednim kierunku – o ile taki w ogóle istniał. Chciała dotrzeć do miasta i wierzyła, że to gdzieś tam jest, niemniej wcale nie była taka pewna, czy to najlepszy z możliwych pomysłów. W jakimś stopniu obawiała się, że popełniała błąd. Spotkanie z Bloodwell samo w sobie jawiło jej się jako coś co najmniej ryzykownego, a jednak…
Nagle zesztywniała, zaniepokojona. W gruncie rzeczy ciało Angel zareagowało instynktownie, na moment wybijając dziewczynę z rytmu. Niewiele brakowało, by znów wylądowała na ziemi, ale w porę zdołała odzyskać równowagę. Zastygła w bezruchu, nasłuchując i samej sobie próbując wytłumaczyć, co podkusiło ją, by postąpić w ten sposób. Nie kryjąc obaw, powiodła wzrokiem dookoła, podczas gdy serce zaczęło trzepotać jej się w piersi tak szybko i rozpaczliwie, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz i gdzieś uciec.
Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle. Z drugiej strony, być może wyczuła, że nie jest sama już wcześniej, chociaż wtedy nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Zawahała się, w pierwszym odruchu wciąż gotowa zaprzeczyć temu, co podsuwały jej zmysły, w zamian gotowa zrzucić wszystko na przewrażliwienie, jednak wszelakie wątpliwości zniknęły w chwili, w której usłyszała ciche, zmierzające w jej stronę kroki.
Angel gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Wstrzymała oddech, bojąc się choćby poruszyć, a tym bardziej wydać jakikolwiek dźwięk. Wystarczyło, że serce zdradziecko tłukło jej się w piersi, uderzając szybciej i szybciej. W tamtej chwili żałowała, że nie była w stanie w żaden sposób zapanować nad nieszczęsnym narządem, wręcz gotowa przysiąc, że ten pracował tak głośno, że nie tyko ona mogła go usłyszeć. W takiej ciszy nawet pulsowanie krwi w żyłach wydawało się nienaturalnie, przypominając raczej wystrzał, aniżeli dźwięk, który w normalnym wypadku uznałaby za coś pozbawionego znaczenia.
Kroki przyśpieszyły, choć przynajmniej intruz nie próbował biec. Chociaż trudno było jej jednoznacznie stwierdzić skąd nadchodził i gdzie zmierzał, z jakiegoś powodu nie miała wątpliwości, że podążał za nią. Pomimo tego, że zaledwie chwilę wcześniej była gotowa zrobić wszystko, by ktoś ją odnalazł, w chwili, w której pojawiła się taka możliwość, Angel zaczęła wpadać w panikę. Zadrżała, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem do panicznej ucieczki, zbyt roztrzęsiona, by zaryzykować rychły upadek. Wtedy jak nic ściągnęłaby na siebie uwagę kogoś, kogo nie chciała, a na to zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić.
Problem polegał na tym, że tkwiąc w miejscu również aż prosiła się o to, żeby intruz ją znalazł.
Shadow… To może być Shadow?, pomyślała, próbując się uspokoić i myśleć logicznie. Z wolna wypuściła powietrze, dłużej nie będąc w stanie wstrzymywać oddechu. Próbowała wziąć się w garść i zacząć zachowywać rozsądnie, raz po raz przekonując samą siebie, że tak naprawdę wcale nie miała powodów do obaw.
Możliwe, że jednak zaczął jej szukać. Była przewrażliwiona i tak bardzo rozchwiana emocjonalnie, ale to nie zmieniało faktu, że Shadow o nią dbał. Gdyby chciał, żeby zginęła, nie wysilałby się i nie zabrał jej do domu. To, że mógłby się pojawić, wydawało się dość logiczne, a jednak…
Nie.
Dreszcz wstrząsnął całym jej ciałem. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, odwróciła się na pięcie i na oślep rzuciła w gęstwinę. Starała się patrzeć pod nogi i skupić na wymijaniu kolejnych przeszkód, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać. Zwłaszcza w chwili, w której zmierzające w jej stronę kroki przyśpieszyły, a strach chwycił Angel za gardło, jakiekolwiek próby skupienia zachowania zdrowego rozsądku okazały się niemożliwe.
Przyśpieszyła próbując ignorować strach przed upadkiem. Cokolwiek za nią podążało, nie chciała tego spotkać. Wszystko w niej aż krzyczało, że powinna trzymać się z daleka od… tego czegoś, czymkolwiek by nie było. W pewnym momencie przestała zwracać uwagę nawet na to, czy wciąż słyszała za sobą kroki. Z łatwością wyobraziła sobie podążający za nią cień – postać w ciemnej pelerynie i o intensywnie zielonych oczach. Nie miała odwagi obejrzeć się przez ramię i sprawdzić, czy intruz znajdował się na tyle blisko, by mogła go dostrzec, ale to nie przeszkadzało Angel w snuciu domysłów. Wizja, którą podsuwał jej umysł, na krótką chwilę przysłoniła wszystko inne, nie pozwalając skupić się na podsuwanych przez zmysły bodźcach. Również palenie w płucach, które poczuła po pewnym czasie, nie okazało się aż tak uciążliwe, jak mogłaby się tego spodziewać.
W tamtej chwili wiedziała jedynie, że powinna biec i nie oglądać się za siebie.
Niecierpliwymi ruchami odgarniała nisko zawieszone gałęzie, chcąc utorować sobie drogę. Już dawno straciła z oczu jakąkolwiek ścieżkę, po prostu klucząc między drzewami i modląc o jakiekolwiek oznaki tego, że gdzieś w pobliżu jednak znajdowało się miasto. Szukała czegokolwiek, co miałaby szansę uznać za zwiastun względnie bezpiecznego miejsca, choć to brzmiało trochę jak pogoń za snem. Chociaż ta perspektywa wydawała się co najmniej przerażająca, Angel szczerze wątpiła, by w całym tym dziwnym świecie istniało cokolwiek, co miałoby szansę przynieść jej jakże upragnione ukojenie. Co prawda przez jakiś czas w ten właśnie sposób działał na nią Shadow i dom, w którym razem mieszkali, a jednak teraz…
Przyśpieszyła, pomimo tego że nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Uciekała, przed oczami wciąż mając wyobrażenie postaci w pelerynie – kogoś o zielonych, hipnotyzujących oczach. I choć wiedziała, czyją twarz zobaczyłaby pod kapturem, nie chciała przyjąć do siebie tej myśli. Tego, że szmaragdowe tęczówki nagle miałyby się okazać jej zgubą, tym bardziej.
Ale przecież ja już od dawna jestem zgubiona…
Już sama nie była pewna przed kim albo przed czym uciekała. Przez krótką chwilę liczył się wyłącznie bieg – paniczka ucieczka, byleby tylko miała szansę zaleźć się jak najdalej od niebezpieczeństwa, którego nie potrafiła nazwać. Obojętna na zmęczenie i coraz bardziej obolałe, protestujące przed narzuconym tempem mięsnie, jeszcze przez dłuższą chwilę błądziła pomiędzy drzewami, świadoma wyłącznie tego, że musi biec dalej. Jak najdalej.
Początkowo nawet nie zarejestrowała momentu, w którym drzewa się rozstąpiły. Zanim zdążyła choćby się zastanowić, dookoła zrobiło się jaśniej.
Zaraz po tym potknęła się, boleśnie lądując na ziemi.
Jęknęła, w pośpiechu próbując poderwać się na równe nogi. Z bijącym sercem uniosła głowę, coraz bardziej spanikowana…
A potem zamarła, już tylko bezmyślnie wpatrując się w to, co miała przed sobą.
Rozpoznała to miejsce.
Mnie nie pytajcie, ja nie wiem. Popłynęłam, ale to w przypadku tego opowiadania nic nowego. Ta perełka od Lucasa Kinga jedynie dopełniła dzieła, a przynajmniej ja tak sądzę.
Jakieś podejrzenia co do miejsca, w którym wylądowała Angel? Jeśli nie, przynajmniej na to jedno pytanie odpowiedź przyjdzie już w kolejnym rozdziale. Ja tymczasem dziękuję za obecność, zostawiam Was z tym i odmeldowuję się. ^^

1 komentarz:

  1. Ness, cholera no, tak się nie robi. Chodziłaś do szkoły chyba, nie? Słyszałaś coś o ciągu przyczynowo-skutkowym? Nie możesz wiecznie rzucać w nas zgniłym mięchem! Podajże jakieś rozwiązania, a nie tylko same pytania i nowe wątki. Jak Angel zaczęła się pokładać w lesie, miałam ochotę zrobić to samo. Ewentualnie z rozpędu walnąć głową w ścianę. Nosz kurdebele!
    Nie rozpoznaję miejsca, do którego trafiła Angel. Ja cholibka nie wiem, jak się nazywam! Nie wiem nawet, czego nie wiem. Nie wiem że nic nie wiem, parafrazując kogoś znanego. Słodki jeżu a nasz panie zlituj się nade mną, albowiem zgrzeszyłam myślą i słowem w tym momencie...

    A niech cię, Ness. Miałam iść spać, ale muszę czytać dalej, żeby nie zwariować.

    OdpowiedzUsuń