Jeszcze długo tkwiła w bezruchu,
bezmyślnie spoglądając w ślad za tajemniczą kobietą. Chociaż została sama,
podświadomie odsuwała od siebie taką możliwość. Przez chwilę nawet miała
wrażenie, że nieznajoma wrócić i jednak cokolwiek jej wyjaśni. Zupełnie
jakby to była gra, w której kluczową rolę odgrywała cierpliwość. Może wystarczyło
poczekać, by wszystko samo się ułożyło, nieważne jak skomplikowana nie byłaby
sytuacja.
Problem
polegał na tym, że Angel już od jakiegoś czasu brakowało cierpliwości. Zbyt
długo czekała na coś, co nie nadeszło, tracąc czas na gierki Shadowa. Myśl o tym,
że akurat teraz, gdy w końcu podjęła sensowne działanie, miałaby znów
zostać zmuszona do czekania, doprowadzała ją do szaleństwa.
Uniosła
głowę, w milczeniu spoglądając na krwistoczerwone niebo. Świat wiecznego
zmierzchu ją przerażała, zwłaszcza po tym, co usłyszała od negatywu. Przynajmniej
w myślach wciąż nazywała tę kobietę w ten sposób, wciąż oszołomiona
jej wyglądem – tą dziwną, jakże nienaturalną mieszanką kolorów. W tamtej
chwili wciąż nie miała pewności, czy naprawdę spotkała człowieka. Z jednej
strony mogła stwierdzić, że to była kobieta, ale z drugiej…
Ten świat
był dziwny. Wiedziała o tym od początku, ale nie zwracała na to uwagi.
Dopiero gdy pozwalała sobie przyjrzeć się uważniej, dostrzegała coś, co ją
przerażało.
Poniekąd
przed tym również uciekała. Może była tchórzem, ale i tak nie miała przy
sobie kogoś, kto mógłby ją z tego rozliczyć.
Spojrzała w stronę
prowadzących w dół kamiennych stopni. „Tam niczego nie ma”. Dokładnie to
usłyszała od tej dziwnej kobiety, teraz zaś te słowa nie dawały jej spokoju.
Chociaż wciąż korciło ją, żeby sprawdzić, nie mogła zmusić się do zrobienia
choćby kroku. Miała wrażenie, że w jednej chwili jej ciało zaczęło ważyć
tonę, nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko usłuchać – i to
niezależnie od tego, czego tak naprawdę chciała.
Mimo
wszystko poczuła niewysłowioną ulgę, kiedy tak po prostu wycofała się w stronę
lasu. Przez krótką chwilę nawet miała ochotę się obejrzeć, ale nie zrobiła
tego, po prostu bez pośpiechu idąc przed siebie. Serce Angel zabiło szybciej,
kiedy dotarła do skraju lasu, ale nie pozwoliła sobie na wątpliwości. Zdecydowanym
krokiem weszła w gęstwinę, za wszelką cenę próbując wyrzucić z pamięci
wspomnienie ucieczki przed… czymś. Wciąż nie miała pojęcia, co to było, ale ta
kwestia wydawała się najmniej istotna ze wszystkich.
W chwili, w której
otoczyły ją drzewa, strach zniknął. Nie miała pojęcia, jak to możliwe, ale tak
właśnie się stało. Pewnie szła przed siebie, nawet nie zastanawiając nad tym,
gdzie i dlaczego idzie. I tak nie miała żadnego planu, ale czy to
było ważne? Wszystko wskazywało na to, że Bloodwell na nią czekała. To
wystarczyło, na swój sposób wydając się Angel pocieszające. W takim
wypadku istniała szansa, że wcale aż tak bardzo się nie pomyliła, licząc na
znalezienie odpowiedzi. Ta kobieta mogła jej ich udzielić, nawet jeśli jednak
odmówiłaby pomocy.
Nie pozwoliła
sobie ani na to, by się zatrzymać, ani na bezsensowne rozglądanie na prawo i lewo.
Szła, choć nie biegła, nawet nie patrząc pod nogi. Poruszała się trochę jak w transie,
ale to było dobre, przynajmniej z perspektywy Angel. W pamięci raz po
raz rozpamiętywała dopiero co odbytą rozmowę, niezmiennie dostając szału przez
nic niewnoszące, lakoniczne odpowiedzi. Kiedyś byłaby usatysfakcjonowana, ale
nie tym razem. Zbyt mocno kojarzyły jej się ze wszystkimi kłamstwami, którymi
przez cały ten czas karmił ją Shadow.
Mniej
więcej wtedy uświadomiła sobie, że coś się zmieniło. Nie miała pojęcia kiedy i dlaczego,
ale to nie było ważne. Nie miało znaczenia czy napędzał ją gniew, rozczarowanie
czy może strach. Podejrzewała, że wszystko po części, z naciskiem na to
ostatnie. Gdzieś w tym wszystkim czuła nieopisane wręcz, stopniowo narastające
napięcie. Gdy to do niej dotarło, uprzytomniła sobie, że się śpieszyła, nagle
czując tak, jakby gdzieś nad jej głową wisiał nieubłaganie odliczający pozostały
jej czas zegar.
„Każdy
impas kiedyś się kończy. A wtedy… Przecież prędzej czy później i tak w końcu
nadejdzie północ, prawda?”.
Zadrżała
mimowolnie. Co to znaczyło? Dlaczego te słowa zabrzmiały tak ostatecznie, jakby
właśnie zbliżało się coś potężnego i przerażającego zarazem?
Straciła
poczucie czasu. Szła, nie zastanawiając się nad niczym, poza dotarciem do celu.
Miasto musiało gdzieś być. Chociaż zdążyła się przekonać, że mogłaby błądzić po
lesie godzinami, nie będąc w stanie znaleźć choćby żywego ducha, to ją nie
zniechęcało. Prędzej czy później miało jej się udać, a wtedy…
Gdzie ty jesteś?, pomyślała, coraz
bardziej sfrustrowana. Skoro na mnie
czekasz, to w końcu pozwól mi do siebie dotrzeć…
To było
głupie – zdać się na pragnienie i wiarę w to, że uporczywe dążenie do
celu pozwoli jej go osiągnąć – ale Angel nie potrafiła się poddać. W tamtej
chwili czuła się gotowa błądzić choćby i całą wieczność, gdyby pojawiła
się taka potrzeba. Wszystko było lepsze od trwania w miejscu i obojętnego
obserwowania, jak wyimaginowany zegar wciąż odlicza. Zresztą to nie upływ czasu
ją przerażał, ale przede wszystkim poczucie, że ten w każdej chwili mógłby
się zatrzymać. Ten świat może i był pusty, ale z jakiegoś powodu
istniał.
Bez niego
nie pozostałoby jej nic.
Potrząsnęła
głową. Bloodwell też powiedziała coś, co ją zaniepokoiło – o północy, dokładnie
tak jak negatyw. Być może za tym pojęciem kryło się coś więcej, choć Angel nie
miała pojęcia co. Wiedziała jedynie, że pojęcie samo w sobie ją
przerażało, nawet bardziej niż wiecznie zachodzące słońce, barwiące okolicę na
kolor świeżej krwi.
Nie miała
pojęcia, jak długo tym razem przyszło jej błądzić. Wiedziała za to, że tym
razem nie towarzyszył jej nikt, kogo mogłaby się obawiać – ani naprawdę, ani w jej
wyobraźni. Miasto. Muszę dotrzeć do
miasta, powtarzała w myślach niczym mantę, z uporem zmierzając
przed siebie. Choć nie sądziła, że kiedykolwiek zdoła aż do tego stopnia skupić
się na celu, prąc przed siebie, była w stanie myśleć tylko o jednym.
Nawet wychodząc z domu bez wiedzy Shadowa, nie była aż do tego stopnia
zdeterminowana. To było coś więcej, zwłaszcza teraz, gdy miała choćby mgliste
poczucie, że gdzieś tam był ktoś, kto na nią czekał.
No i obiecała…
Chyba komuś coś obiecała, prawda?
Gdzieś w pamięci
wciąż miała echo głosu, który słyszała, zanim straciła przytomność. To mogła
być jej wyobraźnia, ale czy to było ważne? Nawet jeśli obiecała coś sobie,
chciała spełnić to przyrzeczenie. Skoro nie dla kogoś, mogła próbować dla
siebie.
Obiecała. I tylko
to się liczyło.
Uczepiła
się tych słów niczym ostatniej deski ratunku, choć w rzeczywistości wciąż
wątpiła, czy to faktycznie wystarczy. Miała wrażenie, że całą wieczność trwało,
zanim w końcu dotarła w konkretne miejsce. Wiedziała, że to
graniczyło z cudem, a jednak gdy drzewa nagle rozstąpiły – tak po
prostu, dokładnie jak za pierwszym razem, gdy tutaj była – wcale nie poczuła
się zaskoczona widokiem miasta. To było tak, jakby od samego początku
wiedziała, gdzie się znajdowało; że było dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nie wiedziała,
dlaczego w takim razie nie potrafiła go dosięgnąć, ale nie dała sobie
czasu na to, by się nad tym zastanawiać.
Okolica
wyglądała na wymarłą. Angel bez pośpiechu ruszyła przed siebie, spokojnie krocząc
brukowaną uliczką. Widziała szare, wyniszczone kamieniczki, nachylające się w jej
stronę. Krwistoczerwone niebo górowało nad okolicą, a zachodzące słońce
nadawało wszystkiemu wokół niepokojącą aurę. Cisza dzwoniła w uszach, zbyt
nieprzenikniona, by mogła być naturalna. Nawet kroki i oddech wydawały się
zbyt głośne, przez co dziewczyna mimowolnie spróbowała zrobić wszystko, byleby
poruszać się ostrożniej. Z wolna to nabierała, to wypuszczała powietrze,
raz po raz przyłapując się na tym, że zdecydowanie zbyt długo przytrzymywała je
w płucach.
Wcale nie poczuła
się lepiej, gdy dotarła do centrum. Tym razem nie dostrzegła choćby żywego
ducha, choć do ostatniej chwili miała nadzieję, że na kogoś wpadnie. Ostatnim
razem widziała przechodniów – przerażonych, zachowujących jak armia żywych
trupów, ale jednak obecnych. Spokój, który tego dnia panował w mieście,
nie dawał Angel spokoju, wręcz doprowadzając dziewczynę do szału. Miała ochotę
stanąć na samym środku placu i zacząć nawoływać, ale nie była w stanie
się na to zdobyć. Chciała tego czy nie, wciąż była zbyt wielkim tchórzem.
Zresztą
miała inny cel. Nie zamierzała ryzykować, przynajmniej do momentu, w którym
w końcu zdołałaby go osiągnąć.
Poczuła się
dziwnie, kiedy tak po prostu stanęła przed fontanną z podobizną anioła. Dopiero
wtedy dotarło do niej, że coś zmieniło się w jego wyglądzie. Z wolna
podeszła bliżej, uważnie przypatrując wykutej w kamieniu twarzy. Wodziła
wzrokiem po smukłej sylwetce i potężnych skrzydłach. Patrzyła, ale nie
rozumiała, a potem…
– Zapłakał,
kiedy ostatnim razem tutaj byłaś – usłyszała tuż za plecami. Omal nie wyszła z siebie,
odwracając się tak gwałtownie, że aż pociemniało jej przed oczami. – Ale potem
woda znowu przestała płynąc. Co się stało?
Angel nie
odpowiedziała. Po prostu tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi oczyma wpatrując
w stojącą przed nią, drobną postać. Zamrugała nieco nieprzytomnie, przez
kilka sekund bezmyślnie wpatrując w przybyszkę. Nie…, pomyślała w pierwszym odruchu, ale już w chwili, w której
to zrobiła, wiedziała, że tak naprawdę okłamywała samą siebie.
Niby dlaczego?
Ze świstem
wypuściła powietrze. W następnej sekundzie – kolejny raz szybciej
działając niż myśląc – dopadła do wpatrzonej w nią, aż nazbyt znajomej
dziewczynki. Osunęła się przed nią na kolana, wyciągając przed siebie ręce i zdecydowanym
ruchem przygarniając dziecko do piersi. Ten ruch przyszedł jej w pełni
naturalnie, zupełnie jakby wcześniej zdobywała się na to wielokrotnie. Co
więcej, mała wcale nie wydawała się zaniepokojona czy zaskoczona takim obrotem
spraw, wręcz pozwalając na to, by Angel trzymała ją w objęciach.
– Jesteś –
wyszeptała rozgorączkowanym tonem, raz po raz przeczesując palcami włosy
dziecka. – Nic ci nie jest. Ja…
– Za to ty
zostałaś z mojego powodu ranna – stwierdziła mała, bezceremonialnie
wchodząc Angel w słowo. Oswobodziła się z objęć dziewczyny, odsuwając
na tyle, by palcami móc musnąć jej policzek. – Bardzo cię za to przepraszam –
wyszeptała, z czułością dotykając śladu po uderzeniu.
– To… Och,
to nic. – Angel machinalnie uniosła dłoń do twarzy. – Nikt nie miał prawa podnieść
na ciebie ręki. Zrobiłam to, co musiałam.
Odpowiedział
jej łagodny, słodki uśmiech. Było w tym coś niemalże pobłażliwego, czego zdecydowanie
nie spodziewałaby się po dziecku, ale raczej w pełni świadomym rodzicu.
Miała wrażenie, że dziewczynka spoglądała na nią właśnie w taki sposób –
trochę jak troskliwy rodzic, dumny z czegoś, co zrobiła jego pociecha.
– Naprawdę stanęłaś
w mojej obronie.
Angel
rzuciła jej pytające spojrzenie. Jeśli do tej pory była skoncentrowana, słowa
małej jedynie pogorszyły sytuację. Kolejny raz spotykała kogoś, kto rozmawiał z nią
zagadkami, jakby oczekując, że będzie w stanie wyciągnąć właściwe wnioski.
Zaczynała mieć tego dość, choć nie wyobrażała sobie, że miałaby z tego powodu
naskoczyć akurat na tę małą. Inaczej było z Shadowem czy negatywem, ale
krzyczenie na dziecko nie wchodziło w grę, nieważne jak bardzo byłaby
sfrustrowana.
–
Oczywiście, że tak. Nie rozumiem, dlaczego nikt inny tego nie zrobił – oznajmiła,
choć na moment dając upust swojej irytacji. W pośpiechu dźwignęła się na
równe nogi, po czym jak gdyby nigdy nic chwyciła dziewczynkę za rękę. –
Najważniejsze, że nic ci nie jest. Czy ten mężczyzna…? – Potrząsnęła głową. – Czy
on… nie próbował cię więcej skrzywdzić? – zapytała wprost.
Wcale nie
była pewna, czy chciała poznać odpowiedź. Gdyby mała w jakikolwiek sposób
zasugerowała, że jednak spotkało ją coś złego… Nie miała pojęcia, co wtedy by
zrobiła, ale nie ręczyła za siebie. Wciąż czuła się dziwnie, pobudzona do tego
stopnia, że pewnie gdyby pojawiła się taka potrzeba, bez cienia wahania
powędrowałaby wprost do potencjalnego kata dziecka, by powiedzieć mu, co
sądziła o jego zachowaniu. Po tym jak już raz stanęła między nim a małą,
nie zastanawiałaby się, czy powinna zrobić to jeszcze raz.
– Nie,
spokojnie. Twoje poświęcenie nie poszło na marne – zapewniła natychmiast
dziewczynka, mocniej ściskając dłoń Angel. – Taka dobra z ciebie osoba…
Poczuła, że
kamień spada jej z serca. Nie sądziła, by mała mogła ją okłamać, zwłaszcza
w takiej kwestii. Może nie znała się na dzieciach, ale była pewna, że
zorientowałaby się, gdyby tamten facet jednak zrobił coś złego. Musiało być
coś, co zdołałaby zauważyć – czy chwilowe zawahanie, czy drżenie głosu. Ludzie
nie zawsze wiedzieli na co patrzeć, przez co umykały im oczywistości, ale Angel
zbyt wiele uwagi poświęcała stojącemu tuż przed nią dziecku, by wyobrazić
sobie, że mogłaby popełnić błąd.
I naprawdę uważasz, że to takie oczywiste?,
zadrwił cichy głosik w jej głowie. Dziewczyna z trudem powstrzymała
grymas. Wiedziałabyś?
Zamiast
odpowiedzieć, stanowczo nakazała mu się zamknąć. Nie chciała się nad tym
rozwodzić, zresztą jak i nad wieloma innymi, dręczącymi ją w ostatnim
czasie kwestiami.
– Gdzie są
wszyscy? – zapytała w zamian, pośpiesznie zmieniając temat. – I co
miałaś na myśli, kiedy mówiłaś, że anioł zapłakał? – dodała, machinalnie
oglądając się na fontannę.
W końcu
zwróciła uwagę na ślady na kamieniu. W istocie na policzkach kamiennego
anioła zauważyła coś, co wyglądało jak wilgoć – ciągnące się wzdłuż twarzy
pasma, które jeszcze nie zdążyły wyschnąć. To wyglądało tak, jakby woda jeszcze
niedawno spływała po posągu, dokładnie tak, jak powinna. Sęk w tym, że
fontanna znów wyglądała na nieczynną, przez co trudno było ot tak uwierzyć w chwilowy
incydent, o którym wspomniała dziewczynka.
– Wszystko w swoim
czasie – stwierdziła mała, a Angel mimowolnie pomyślała, że z moment
trafi ją szlag. Dlaczego nawet ona musiała jej to robić? – Inni ludzie nie są
teraz ważni. Nie dla nich tutaj przyszłaś, prawda?
– Skąd
wiesz, dlaczego tutaj jestem?
Mała
jedynie się uśmiechnęła. Nie wyglądała na jakkolwiek zrażoną tym, że Angel mogłaby
mieć problemy z zapanowaniem nad tonem.
– Nie mam
pojęcia – stwierdziła z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ale ona
wierzyła, że przyjdziesz. Dlatego też tutaj jestem.
– Kto? –
zniecierpliwiła się Angel. A potem do głowy przyszła jej aż nazbyt prawdopodobna
myśl i z nadzieją w głosie dodała: – Bloodwell?
–
Zaprowadzę cię do niej.
W milczeniu
wpatrywała się w dziecko. Uprzytomniła sobie, że w którymś momencie
zdecydowanie zbyt mocno zacisnęła palce na dłoni dziewczynki, trzymając się jej
tak kurczowo, jakby ta w każdej chwili mogła rozpłynąć się w powietrzu.
Była tutaj, ale tak naprawdę niedowierzała, wciąż obawiając się, że wszystko
nagle okaże się co najwyżej snem. Gdyby otworzyła oczy i odkryła, że była w domu,
mogąc co najwyżej przez palce patrzeć na wszystko, co robił Shadow…
– Chodźmy –
wyszeptała, z trudem panując nad drżeniem głosu.
Dziewczynka
jedynie się uśmiechnęła. Kiedy ruszyła przed siebie, ciągnąć Angel za sobą, nie
pozostało jej nic innego, jak tylko za małą nieznajomą podążyć.
~*~
To nie był pierwszy raz, kiedy
mógł co najwyżej obserwować, jak Angel odchodzi.
Stał w cieniu,
uważnie przyglądając stojącą przy fontannie dziewczynie. Widział jak niespokojnie
wodziła wzrokiem dookoła, próbując zrozumieć coś, co na razie wciąż ją przerastało.
W tamtej chwili musiał wręcz walczyć ze sobą, by nie ruszyć w jej
stronę. „Chodź ze mną. Wszystko będzie dobrze” – cisnęło mu się na usta, ale to
wciąż nie był ten moment. Nie miał wątpliwości, że nawet gdyby stanął przed nią
i wprost wyłożyłby jej to, kim był, nie ujęłaby go za rękę – i to
niezależnie od tego, czego by zapragnęła.
Jeszcze trochę, pomyślał. Powtarzał to
niczym mantrę, tak często, że już dawno mógłby zwątpić, ale nie potrafił. Zwłaszcza
widząc tę dziewczynę w mieście, nabrał nadziei na to, że wszystko faktycznie
było kwestią czasu. Nigdy dotąd nie wydawała mu się aż tak bliska. Stopniowo do
niego zmierzała, przez co czuł się tak, jakby znajdowała się gdzieś na
wyciągnięcie ręki.
Uśmiechnął
się blado, wznosząc twarz ku krwistoczerwonemu niebu. Wiedział, że kiedyś do
tego dojdzie. Powiadało się, że nie należało chwalić dnia przed zachodem słońca
(wyjątkowo ironiczne, zwłaszcza w tym miejscu), ale nic nie był w stanie
poradzić na towarzysząca mu od jakiegoś czasu nadzieję. Miał zresztą powody, by
wierzyć w to, że wszystko jednak mogło ułożyć się zgodnie z jego
założeniami.
Westchnął bezgłośnie,
gdy dostrzegł drobną, zmierzającą ku Angel postać. Kąciki jego ust uniosły się,
gdy dziewczyna tak po prostu wzięła dziecko w ramiona, zdecydowanym ruchem
przygarniając je do piersi. Z odległości nie był w stanie usłyszeć
przebiegu ich rozmowy, ale wierzył, że przybrała najlepszy możliwy obrót. Angel
wciąż tutaj była i wszystko wskazywało na to, że zamierzała podążyć za swoją
małą towarzyszką.
Dobrze. Wiedziałem, że mogę na ciebie
liczyć… Na was obie, dodał, nie będąc w stanie oderwać wzroku od Angel.
Wydawała
się inna. Już sam fakt, że tutaj była, mówił sam za siebie. Nie wyglądała jak
cień samej siebie, jak wtedy, gdy posłusznie podążała za Shadowem. Co prawda wciąż
daleko było jej do pełni sił, ale przemianę, która zdążyła w niej zajść, wziął
za dobrą wróżbę. Przez krótką chwilę w nią zwątpił, kiedy zatraciła się w strachu,
przerażona błądząc po lesie, ale to był tylko etap – i to na dodatek taki,
który dobiegł końca.
On
wiedział, że Angel okaże się dość silna, by podnieść się i ruszyć dalej. Nie
wyobrażał sobie, że miałaby poddać się akurat wtedy, mając odpowiedzi dosłownie
na wyciągnięcie ręki. Wiedział, że wciąż była bardzo chwiejna i w każdej
chwili znów mogła zatracić się w pochłaniającym ją smutku, ale jak długo
próbowała walczyć, wszyscy mieli szansę.
Przesunął
się bliżej, jednak prawie natychmiast znów zamarł w miejscu. Musiał się
pilnować, choć to przychodziło mu z coraz większym trudem. Walczył sam ze
sobą i pragnieniami, które powoli wymykały mu się spod kontroli. Jeszcze trochę, pomyślał raz jeszcze,
niemalże z żalem obserwując, jak Angel i dziewczynka odchodzą,
trzymając się przy tym za ręce. Tak było lepiej, chociaż zaczynał mieć serdecznie
dość tego, że wciąż się mijali. Gdyby tylko była w stanie dostrzec go już
za pierwszym razem, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Wpatrywał
się w opustoszały plac, myślami wciąż będąc przy Angel. Tyle dobrego, że
mógł obserwować. Może nie powinien, ale jak długo nie ingerował, przecież
wszystko było w porządku. To od niej zależało, co zrobi dalej – i czy
okaże się wystarczająco silna, by w końcu zdołał ją dosięgnąć. Gdyby tylko
mógł, wtedy przejąłby kontrolę – tak, by już niczym nie musiała się martwić –
ale to nie było takie proste. W tamtej chwili wszystko zależało od niej.
– Poradzisz
sobie – mruknął, żałując, że tym razem nie była w stanie go usłyszeć. – Zresztą…
Coś mi obiecałaś, prawda? Po prostu nie dzisiaj.
Innym razem… Innego dnia, pomyślał,
spuszczając wzrok.
Wciąż się
uśmiechając, przycisnął obie dłonie do piersi – dokładnie do miejsca, w którym
gorączkowo trzepotało się serce. Poczuł przyjemne ciepło, które jak na
zawołanie rozeszło się po całym jego ciele, ledwo tylko znów pomyślał o Angel.
Czuwał nad nią, gdy błąkała się po lesie, zaś to, że jakimś cudem zdołała go
usłyszeć…
Przynajmniej
był przy niej, kiedy upadła. Ten jeden raz, choć nie sądził, że akurat wtedy
zdoła do niej dotrzeć.
I obiecałaś mi, pomyślał wciąż
nie dowierzając. Właśnie mi.
Czuł, że
gdyby zaszła taka potrzeba, bez wahania zabrałby tę jedną, jakże drogą mu
przysięgę nawet do grobu.
Nie wierzę, że udało mi się akurat dzisiaj. Tak czy siak, kolejny rozdział przed Wami – po prawie dwumiesięcznej przerwie, ale co ja poradzę? Gdzieś uciekł mi cały październik, bo mniej więcej tyle potrzebowałam, by oswoić się z pracą. Ale za to jestem zachwycona i już przywykłam do nowej sytuacji na tyle, by wracać do regularności. Trzymajcie za mnie kciuki!Z tradycyjnym dziękuję dla tych, którzy byli, czekali i po prostu są. Obiecuję, że kolejny rozdział pojawi się dużo szybciej, zwłaszcza że właśnie zaczęliśmy przedostatnią fazę.
No dobra, jesteśmy w kolejnej fazie. Ktoś jeszcze odczuwa dreszczyk podniecenia?
OdpowiedzUsuńTak w ogóle o cześć, Klaudia jestem. Czytelniczka marnotrawna, co to ostatni raz komentarz zostawiła 18 września ubiegłego roku (co i tak nie jest takim złym wynikiem, nie?) i gdzieś przepadła :)) Długo mi zajęło dochodzenie do siebie po ostatniej części, oj długo. Ale oto jestem. Cała noc przede mną a z tego, co wiem, przed Tobą również - także enjoy.
Zapinam pasy i lecimy z tym rollercoasterem.
Przez wzgląd na mój delikatny poślizg (ehem, ehem) nie bardzo pamiętam o czym to o tej północy piszczy, ale przejrzałam zakładki i luknęłam na kilka moich komentarzy wstecz i coś niecoś mi się w głowie rozjaśniło. Gdybym jednak jakieś gafy popełniała to z góry przepraszam - w kwietniu stuknęło mi oczko, także pamięć już nie ta XD
Czy może być coś bardziej przerażającego od laski-negatyw, Bloodwell i Shadowa, któremu nadal nie ufam? Owszem - małe dziecko pośrodku całego tego chaosu. Dlaczego ja zawsze sobie to robię i zaczynam czytać BD nocą? :)) Dobrze przynajmniej, że nie mieszkam sama. Już i tak przerzuciłam się na czytania na Wattpadzie, chociaż nienawidzę braku justowania, tylko dlatego, że na dłuższą metę pani z gifa po lewej zaczęła przyprawiać mnie o gęsią skórkę...
Chcę iść dlaje i nie chcę. Takiej reakcji oczekiwałaś od czytelników? Bo jeśli tak, to świetnie Ci poszło, Ness...
Ściskam,
K.