Początkowo nie poczuła bólu.
Pociemniało jej przed oczami, kiedy uderzyła tyłem głowy o jeden ze
stopni. Zamarła w bezruchu, spazmatycznie chwytając oddech. Obraz zamazał
się przed oczami, przez co Angel tym trudniej było stwierdzić, co działo się wokół
niej. Przez moment zwątpiła nawet, gdzie jest góra, a gdzie dół.
Krwisty
blask wiecznego zmierzchu wydawał się odległy i mniej wyraźny niż do tej
pory. Coś poruszyło się poza zasięgiem wzroku Angel – cień, którego nie
potrafiła sprecyzować. Napięła mięśnie, instynktownie próbując się poderwać,
ale prawie natychmiast przyszło jej pożałować tej decyzji. Aż zachłysnęła się
powietrzem, kiedy w końcu poczuła ból – obejmujący całe ciało i tak
ostry, że aż zrobiło jej się niedobrze.
– Och, nie
jęcz… Powinnaś być przyzwyczajona.
Słowa
Negatywu doszły do niej jakby z oddali. Znów wyczuła ruch, a potem w końcu
dostrzegła stojącą nad nią, cienista postać. Łuna zachodzącego słońca
rozświetliła smukłą postać od tyłu, czyniąc ją jeszcze bardziej eteryczną i niepokojącą
zarazem.
Angel
skrzywiła się, wciąż mając problem ze złapaniem oddechu. Mimo wszystko
podniesienie się po upadku okazało się prostsze niż wtedy, gdy leżała skulona
na leśnej ściółce, walcząc ze sobą, własnymi myślami i… czymś, czego wciąż nie
potrafiła nazwać. Modląc się w duchu, by nagle nie odkryć, że któraś z jej
kończyn wygięła się pod jakimś nienaturalnym kątem, wciąż krzywiąc się przy tym
z bólu, z wolna usiadła. Przynajmniej próbowała, bo ostatecznie
zdołała jedynie nieznacznie przetoczyć się na bok i podnieść na łokciach,
bezskutecznie szukając stabilnego oparcia na stromych, kamiennych stopniach.
Och, no
dalej… Przecież i tak jestem martwa.
Nieprzyjemny
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Nadgarstki zapiekły, znów dając o sobie
znać, zupełnie jakby to, że nazwała rzeczy po imieniu…
W pośpiechu
odrzuciła od siebie tę myśl.
– A powiadają,
że to ja jestem okrutna.
Głos
Bloodwell rozbrzmiał z odległości mniejszej, niż Angel mogłaby
przypuszczać. Gdy ułamek sekundy później w zasięgu jej wzroku pojawiły się
lśniące, srebrzyste włosy, dziewczyna uświadomiła sobie, że kobieta w którymś
momencie zbiegła po schodach, obojętna na to, że Negatyw mogłaby zepchnąć
również ją. Tren długiej sukni omiótł schody, ale to nie powstrzymało Bloodwell
przed przykucnięciem tuż u boku oszołomionej dziewczyny.
Było coś
niemalże opiekuńczego w sposobie, w jaki położyła dłoń na ramieniu
Angel.
– Wstawaj –
nakazała.
To był
rozkaz, ale nie taki, jakiego mogłaby spodziewać się po tej kobiecie. W jej
głosie pobrzmiewała ostra, stanowcza nuta, ale też coś, czego Angel – czy to w oszołomieniu,
czy znów bólu – nie potrafiła zinterpretować. Jej ciało za to zareagowało
instynktownie, momentalnie podporządkowując się poleceniu. Pulsowanie w skroniach
zeszło gdzieś na dalszy plan.
Bloodwell
nie podała jej ręki, ale wciąż tkwiła tuż obok, jakby gotowa pochwycić Angel,
gdyby zaszła taka potrzeba. Dziewczyna z trudem dźwignęła się na równe
nogi, zatoczyła, po czym w pośpiechu oparła o ścianę, którą w porę
zdołała odszukać w ciemności. Prócz majaczącego u szczytu schodów
wyjścia, widziała bardzo niewiele.
Zawahała
się, kiedy jej spojrzenie spoczęło na wciąż tkwiącym na zewnątrz Negatywie.
Jasne włosy, jasna sukienka, czarna niczym noc skóra… Tkwiła w miejscu,
beznamiętnym wzrokiem spoglądając na obie kobiety. Jej twarz nie wyrażała
żadnych emocji, ale to nie wydało się Angel ani dziwne, ani niepokojące.
Liczyło się tylko to, że nie odeszła, choć miała po temu tak wiele okazji.
Palce
Negatywu zacisnęły się w pięści. Postać zadrżała, ale nie ruszyła się
nawet o krok.
– Czego
chcecie? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Teraz
się pytasz?
Angel z trudem
powstrzymała się przed zadaniem tego pytania na głos. Uszczypliwość wydawała
się kiepskim pomysłem w sytuacji, w której oczekiwała rozmowy, a jednak…
–
Porozmawiać. – Próbując powstrzymać grymas z bólu, wyprostowała się, w końcu
odzyskując równowagę. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, sprawiając,
że postać Negatywu zaczęła przypominać rozmazaną plamę. – Tylko tyle.
Bloodwell…
– Zapomniała
o mnie. Tak było lepiej – ucięła stanowczo kobieta.
Bloodwell
parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem.
– Jakby to
było możliwe!
Postać u szczytu
schodów drgnęła. Zmrużyła oczy, przez moment taksując lodowatą piękność
wzrokiem.
– Ach… Ach,
tak – wyszeptała, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek
innego.
Angel stała
pomiędzy nimi, z każdą kolejną sekundą bardziej zdezorientowana. Znały
się. Z jakiegoś powodu jej to nie zaskoczyło, nie tylko dlatego, że to
Bloodwell pierwsza zaczęła nalegać na odszukanie Negatywu. Nagle to, że te dwie
kobiety mogłyby mieć ze sobą jakiś związek, wydało jej się tak jasne jak to, że
na zewnątrz nigdy nie nadejdzie świt.
W milczeniu
powiodła wzrokiem dookoła, spoglądając to na kobietę u swojego boku, to
znów na Negatyw. Negatyw, powtórzyła w myślach, przez moment
czepiając się tego imienia, zupełnie jakby miało w sobie coś więcej – coś,
co przez cały ten czas jej umykało. Patrzenie na nią wciąż było dziwne.
Sprawiało, że Angel czuła się co najmniej nieswojo, a jednak nie poczuła
potrzeby, żeby odwrócić wzroku. Lęk zniknął, tak jak i napięcie, które
dotychczas czuła, gdy ktokolwiek wspominał o rzekomym okrucieństwie
Bloodwell.
Może źle je
oceniła. Może wszyscy robili to przez cały ten czas.
A może to
Shadow był kłamcą.
–
Przestaniesz się gapić? – doszedł ją nerwowy głos Negatywu.
Drgnęła, po
czym posłusznie odwróciła wzrok. Czuła, że palą ją policzki, a jednak
wstyd okazał się mało znaczący. Myślami wciąż była gdzieś daleko, próbując
znaleźć klucz w czymś, co wciąż nie miało sensu.
Dziwna
istota zaczęła niespokojnie krążyć. Kroczyła tam i z powrotem, niczym
zagniewany duch, z którym mimowolnie kojarzyła się Angel. Była niczym cień,
choć te już nie kojarzyły jej się z niczym przyjemnym.
– Dlaczego?
Czemu ją tu przyprowadziłaś? – zapytała nagle. Trudno było stwierdzić, do kogo
się zwracała – do Angel, czy może jednak Bloodwell. – Nie dam się usidlić.
Powiedziałam już, że nie dam się…
– Co masz
na myśli? – zniecierpliwiła się Angel. Przesunęła się bliżej schodów, z zaskoczeniem
przekonując, że w odpowiedzi Negatyw wycofała się. Jej spojrzenie było
wrogie i niespokojne, ona sama zaś zachowywała się jak zapędzone w kozi
róg dzikie zwierzę. – Kto miałby…?
– Nie
udawaj świętej! Nie udawaj, że nie pamiętasz, co mi zrobiłaś!
Z wrażenia
Angel aż potknęła się o własne nogi. Odskoczyła, kolejny raz zmuszona
przytrzymać ściany. W panice jeszcze spojrzała na Bloodwell, ale ta stała
niewzruszona, w ciszy przyjmując to, co działo się wokół niej.
Negatyw
tymczasem zaczęła się zmieniać.
To stało
się nagle, tak gwałtownie, że równie dobrze mogło okazać się wytworem wyobraźni
albo zwidem. W jednej chwili stała u szczytu schodów, by w następnej
sekundzie z rozdzierającym wrzaskiem skoczyć przed siebie, wprost ku
oszołomionej Angel. Przypominała cień, który w mgnieniu oka rozrósł się,
pochłaniając wszystko wokół. Wrzask wciąż trwał, ogłuszając, przypominając
skrzek i…
Też
krzyknęła. Angel była pewna, że z piersi wyrwał jej się co najmniej jęk,
ale ten skutecznie zginął we wrzasku Negatywu. Ten, który słyszała, wydawał się
nie tylko ogłuszać, ale wręcz ją przenikać, zupełnie jakby nagle stał się
materialny. Dłońmi przysłoniła uszy, chwytając się za głowę. Ugięły się pod nią
kolana, ale prawie tego nie zarejestrowała. Czuła jedynie rozpierający,
narastający z każdą kolejną sekundą, wydający się zdolny do tego, żeby
rozsadzić jej czaszkę.
Gdzieś
jakby w oddali usłyszała głos Bloodwell, ale nie była w stanie rozróżnić
poszczególnych słów. Poczuła uderzenie, kiedy Negatyw z impetem uderzyła wprost
w nią, a później… wszystko pochłonęła nieprzenikniona ciemność.
~*~
Było… zimno. Zimno i bardzo
ciemno, co samo w sobie wydało jej się niepokojące. Nie rozumiała,
dlaczego tkwi w pustce – napierającej na nią ze wszystkich stron,
przenikliwej i tak przerażającej, że momentalnie zapragnęła z niej
uciec. Gdyby tylko była do tego zdolna, zrobiłaby to bez chwili wahania, nic
jednak nie wskazywało na to, żeby wszechogarniający mrok zamierzał ot tak
ustąpić. Jeśli miała być ze sobą szczera, stopniowo zaczynała wątpić, czy w miejscu,
w którym się znajdowała – o ile nazywanie nicości w ten sposób
miało sens – istniało cokolwiek więcej, ale z uporem odsuwała od siebie tę
myśl.
Musiało.
Inna
możliwość po prostu nie wchodziła w grę.
Dlaczego
tutaj była? Dlacze…?
Gwałtownie
zaczerpnęła powietrza. Czy już tego nie doświadczyła? W panice poderwała się
do pionu, prostując niczym struna. Kręciło jej się w głowie, ale zawroty
głowy wydały jej się niczym w porównaniu do lęku, który nagle sparaliżował
całe ciało. Te uczucia, ta ciemność i poczucie bezradności… To wszystko wydawało
się niepokojąco znajome. Wrażenie, że o czymś zapomniała, tym bardziej.
Och, nie…
Nie, nie, nie.
Zacisnęła
powieki. Przycisnęła dłonie do skroni, intensywnie je pocierając. Serce tłukło
jej się w piersi, uderzając o żebra tak mocno, jakby chciało wyrwać
się na zewnątrz. Musiała się uspokoić, ale…
Angel.
Miała na imię Angel.
Uczepiła
się tego imienia niczym tonący brzytwy. Napięcie nieznacznie ustąpiło, ale nie
na tyle, by dziewczyna w pełni zdołała się uspokoić. Już raz obudziła się w takich
warunkach – w chłodzie, ciemności i z poczuciem
wszechogarniającej pustki. Raz zapomniała i nie zamierzała pozwolić na to
po raz kolejny.
Mam na
imię Angel…
Więc
dlaczego czuła się, jakby oszukiwała samą siebie?
– Jesteś
dobra w zapominaniu.
Lodowaty
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Poderwała głowę, w panice wodząc
wzrokiem dookoła. Zaraz po tym zamarła, napotykając spojrzenie aż nazbyt znajomych,
niemal całkowicie czarnych oczu.
Negatyw
klęczała w pobliżu miejsca, w którym siedziała Angel. Już nie wyglądała
na rozeźloną, po prostu tkwiąc w miejscu i beznamiętnie spoglądając w przestrzeń.
Dłonie ułożyła na kolanach, jakby od niechcenia bawiąc się materiałem sukienki.
Angel
zawahała się. Raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła, właściwie sama niepewna,
co próbowała znaleźć. Nigdzie nie widziała drogi ucieczki. Ba! Nie była w stanie
dostrzec niczego, jakby w miejscu, w którym nagle się znalazła, nie istniało
nic poza nią samą oraz Negatywem.
– Nie
chciałam…
Zamilkła
równie nagle, co i zaczęła mówić. Nerwowo zacisnęła usta, zdolna co
najwyżej niespokojnie obserwować klęczącą kobietę. Szukała odpowiednich słów,
ale to przypominało błądzenie we mgle. Jakby w ogóle mogła wiedzieć, czym
zawiniła!
Negatyw
przechyliła głowę. Włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając. Mimo
wszystko nawet wtedy Angel czuła, że nieludzkie oczy tej istoty przenikały ją
na wskroś.
– Nie
chciałaś – powtórzyła niczym automat. – Nie chciałaś czego?
Serce Angel
znów zabiło szybciej. Poczuła, że robi jej się gorąco.
– Nie chciałam…
zranić cię.
Przestrzeń wypełnił
chłodny, pozbawiony wesołości śmiech. Kobieta odchyliła głowę, wciąż
chichocząc, choć w jej głosie nie dało się wyczuć choćby krztyny
rozbawienia.
– Zaraz
zaczniesz mnie przepraszać, choć nie rozumiesz za co! Nie żartuj sobie, hm? –
Spojrzenie Negatywu na powrót skupiło się na dziewczynie. – W końcu to nie
twoja wina. Nie ty zawiniłaś, Angel.
Wypowiedziała
jej imię w dziwny, rozwlekły sposób. Na jej ustach wciąż majaczył
pozbawiony wesołości uśmieszek.
– Nie rozu…
–
Oczywiście, że nie. Nie Angel – ciągnęła dalej Negatyw. Brzmiała, jakby zaczynała
kpić. – Angel nie rozumie.
– Przestań.
Postać zmrużyła
oczy. Wyprostowała się, by po chwili z gracją poderwać do pionu. W końcu
puściła sukienkę, pozwalając materiałowi swobodnie opaść i zafalować wokół
jej nóg.
– Jasne.
Tak jest prościej – stwierdziła niemalże ze zrozumieniem. Twarz wykrzywił
niepokojący grymas. – Łatwiej zapomnieć. Też bym uciekła.
– Dlaczego
traktujesz mnie tak, jakbym chciała zapomnieć?!
Wyrzuciła z siebie
to pytanie na ułamek sekundy przed tym jak w pełni pojęła znaczenie
własnego zarzutu. Stanęła na równe nogi, ciężko dysząc i z rezerwą
obserwując Negatyw. Miała ochotę doskoczyć do niej, potrząsnąć i zażądać
wyjaśnień, ale nie zdecydowała się tego zrobić. Czekała, choć jakaś jej cząstka
wątpiła, czy to dobra metoda.
Czas
wydawał się stać w miejscu. Nie żeby kiedykolwiek płynął, zwłaszcza w miejscu,
w którym słońce wciąż trwało w jednej pozycji. W którymś
momencie Angel zwątpiła, czy w ogóle wie, co oznaczały upływające sekundy.
Wciąż trwała w zawieszeniu, choć tak bardzo pragnęła ruszyć do przodu.
Spojrzenie
chłodnych oczu Negatywu doprowadzało ją do szaleństwa.
– Jak mam zrozumieć,
skoro żadna z was mi nie odpowiada? Chcę coś zrobić. Bloodwell mi uwierzyła,
choć nie sądziłam… Dlatego przyszłyśmy – podjęła, w pośpiechu wyrzucając kolejne
słowa. Choć nie chciała, do jej głosu wkradła się błagalna, wręcz płaczliwa
nuta. – Chciałyśmy cię odnaleźć. Chciałyśmy…
– I w tym
problem – przerwała natychmiast Negatyw. – Jesteś tu, bo nie pamiętasz. Ty
nigdy nie chciałaś mnie odnaleźć.
Z jakiegoś
powodu te słowa były niczym policzek. Angel zamarła, dziwnie roztrzęsiona i sfrustrowana
zarazem. Jakaś jej cząstka pragnęła zaprotestować, ale choć mogła to zrobić,
nie zdobyła się na wypowiedzenie choć jednego słowa. Nie zareagowała również
wtedy, gdy spojrzenie kobiety stało się zbyt nieprzenikliwe i niepokojące,
sprawiając, że zapragnęła odwrócić wzrok.
Wbrew sobie
przymusiła się do tego, żeby zrobić krok naprzód. A później kolejny i kolejny,
nie zamierzając pozwolić na to, by ogarnęły ją wątpliwości. Shadow zbyt długo
podejmował za nią decyzję o tym, żeby pozostała bierna. Zresztą gdzie
indziej miała się dodać w ciemnościach, w których wydawało się nie
być niczego innego.
Nie chciała
myśleć, co to oznacza. Tym bardziej nie chciała zastanawiać się, jakim cudem
wylądowała w tym miejscu albo gdzie podziewała się Bloodwell. To nie miało
znaczenia. W tamtej chwili czuła się pewna i zdeterminowana do
zrobienia czegoś, co miało znaczenie. Nie po to przybyła aż do ruin, by dać się
odprawić z kwitkiem.
Negatyw
milczała, ale również zeszło gdzieś na dalszy plan. Angel zauważyła, że postać
drgnęła, kiedy dzielący je dystans znacząco się zmienił. Przystanęła, gdy
dzieliło je zaledwie pół metra – tak niewiele, że była w stanie poczuć
bijący od kobiety chłód. Z jakiegoś powodu przypominała puste naczynie
albo lalkę o dużych, choć całkowicie obojętnych oczach.
Albo
udawała. Ktoś, kto nie czuł, nie powinien się kulić, gdy druga osoba wyciągała
ku niej rękę.
– Chcę
zrozumieć…
Urwała
równie nagle, co wcześniej zaczęła mówić. Jej dłoń zamarła zaledwie kilka
centymetrów od policzka Negatywu i to bynajmniej nie dlatego, że postać
jakkolwiek próbowała ją powstrzymać. Wręcz przeciwnie – stała niewzruszona, po
prostu czekając na rozwój wypadków.
– W zrozumieniu
mnie nie będzie nic dobrego – powiedziała cicho, ale to również nie wydało się
Angel wystarczającym argumentem, żeby się wycofać. – Uciekniesz. Znów zostanę
sama.
Coś
ścisnęło ją w gardle. Niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa,
musnęła palcami policzek Negatywu. Spodziewała się, że skóra kobiety okaże się
zimna jak lód, ale nic podobnego nie miało miejsca. Przeciwnie – była
przyjemnie ciepła, delikatna i w pełni ludzka.
Ośmielona,
odgarnęła na bok bezbarwne włosy. Postać pozwalała jej na to, nieruchoma i tak
nienaturalnie spokojna, że Angel momentalnie zrobiło się zimno. Raz jeszcze
zlustrowała wzrokiem pozbawioną emocji twarz, zwracając uwagę na każdy, nawet
najdrobniejszy szczegół. Już wcześniej doszła do wniosku, że miała do czynienia
z kimś o odwróconych kolorach – kimś nieludzkim, nienaturalnym i dziwnym,
ale…
A potem w końcu
dostrzegła coś, co wytrąciło ją z równowagi tak bardzo, że aż się
zachwiała. Instynktownie cofnęła się o krok, przyciskając drżącą dłoń do
ust.
–
Ostrzegałam.
W zasadzie nie
tyle usłyszała, co wyczytała to słowo z ruchu warg. Cofnęła się o krok,
wciąż roztrzęsiona i świadoma wyłącznie wilgoci, którą nagle poczuła na
policzkach. Zanim się obejrzała, zaczęła zanosić się bezgłośnym płaczem. Łzy
spływały po jej twarzy jedna za drugą, gromadząc się na brodzie i wnikając
we włosy. Angel nie zareagowała nawet wtedy, gdy przesączyła nimi ubranie,
niezdolna opanować smutku, który tak nagle poczuła. Sparaliżował ją całą, przenikając
tak bardzo, że aż zabrakło jej tchu.
Negatyw
stała niewzruszona. Nieznacznie skinęła głową, wydając się przyjmować do wiadomości
coś, czego Angel mogła co najwyżej się domyślać.
Nawet nie
próbowała. Była w stanie co najwyżej stać, płakać i próbując przyjąć
do wiadomości to, że spoglądała… na samą siebie.
Jak
mogłam nie zauważyć wcześniej…?
Z wrażenia
aż zakręciło jej się w głowie. Szok i smutek mieszały się ze sobą,
oba silne, choć nie w pełni zrozumiałe. Dlaczego w ogóle czuła się w ten
sposób? Przez moment pomyślała nawet, że wszystko było co najwyżej iluzją – sztuczką,
którą Negatyw próbowała igrać z jej emocjami – ale prawie natychmiast
odrzuciła od siebie tę myśl. Wiedziała, że to nie było tak.
Smutek,
który przeszywał ją całą, mówił sam za siebie.
– Możesz
już odejść. – Usta kobiety poruszyły się. Angel znów musiała się wysilić, by
zrozumieć poszczególne słowa. – Jak zawsze. Nie będę zła.
Nie ruszyła
się z miejsca. W całkowitej ciszy, świadoma wyłącznie pustki w głowie
i w sercu, przesunęła się naprzód.
Tym razem
Negatyw zareagowała, w pośpiechu chwytając ją za oba nadgarstki. Wrażenie
było takie, jakby skóra w tamtym miejscu dosłownie paliła.
– Co ty
robisz? – wycedziła, rozszerzonymi oczami spoglądając wprost w zapłakaną
twarz Angel. – Odsuń się. Powiedziałam, że możesz odejść – powtórzyła, ale bez
przekonania.
– Ja chcę
tylko… Chcę tylko… – Zamilkła, po czym z trudem przełknęła łzy. Jak miała
to ująć? – Chcę zrozumieć. Proszę…
Spodziewała
się kolejnych protestów. Może nawet tego, że postać – jakże podobna do niej;
pusta lalka, stanowiąca niemalże doskonałą kopię – nagle zniknie, zostawiając
ją samą w ciemnościach. Ta myśl niepokoiła ją bardziej niż cokolwiek
innego, choć za wszelką cenę usiłowała ją od siebie odepchnąć.
Tyle że nic
podobnego nie miało miejsca.
Wyraz
twarzy Negatywu nie zmienił się, spojrzenie pozostało puste. Nie poluzowała
uścisku, ale też nie wzmocniła go, nagle po prostu zastygając w bezruchu.
– Wszystko
jedno – stwierdziła cicho.
Angel
odważyła się poruszyć. To było niczym impuls, któremu ot tak zdecydowała się podporządkować.
Spróbowała oswobodzić nadgarstek, a kiedy nie doczekała się protestów,
wysunęła obie ręce z uścisku trzymających ją dłoni. Nie odsunęła się,
wciąż tkwiąc tak blisko Negatywu, że była w stanie wyczuć ciepło jej
ciała. Tym wyraźniej zauważyła, że postać zadrżała, ledwo tylko wyciągnęła
dłonie ku jej twarzy.
W zamyśleniu
przesunęła palcami po policzkach, jakby ucząc się ich kształtu na pamięć. Jej
własne wciąż były wilgotne od łez, których nawet nie próbowała powstrzymywać.
Nie miała nic przeciwko temu, że płynęły. Z jakiegoś powodu wydawały się
właściwe.
Bez słowa
wyjaśnienia wsunęła dłonie pomiędzy wciąż zaciśnięte palce Negatywu. Tym razem
napotkała opór, ale to jej nie zniechęciło. Na moment zmrużyła oczy, po czym
spróbowała ponownie, nie pozostawiając kobiecie innego wyboru, jak tylko
rozprostować dłonie. Na krótką chwilę ich spojrzenia się spotkały, a chwilę
później Negatyw – bardzo ostrożnie, jakby niepewnie – w końcu uniosła
dłonie, dopasowując ich kształt do tych Angel.
Jak
odbicie. Dziwne i zniekształcone, ale jednak należące do niej. Stały
naprzeciwko siebie, stykając się palcami, tak bardzo podobne i różne
zarazem…
– To okrutne,
wiesz? Ty jesteś okrutna – stwierdziła nieoczekiwanie Negatyw.
– Dlaczego?
– Bo robisz
mi nadzieję – padło w odpowiedzi. – Na coś, co nigdy nie będzie prawdą. Odsunęłaś
mnie od siebie.
Angel zawahała
się. Pustka przybrała na sile.
– Nie
pamiętam – powiedziała w końcu. – Ale chciałabym zrozumieć. Mogłabym w końcu
zrozumieć…
– Kiedyś
rozumiałaś i zobacz jak obie skończyłyśmy. – Negatyw przymknęła oczy. Nagle
wydała się starsza i bardzo, ale to bardzo zmęczona. – Ale dobrze. Dobrze,
ja tylko… Daj mi chwilę, żebym mogła to zapamiętać – wyszeptała, po czym w pośpiechu
odpowiedziała na niezadane przez Angel pytanie: – Nas jako jedność. Ostatni
raz.
– Ale…
Słowa
zamarły jej na ustach, gdy postać bez ostrzeżenia nachyliła się, by ucałować ją
w czoło. Wszystko wokół znów pochłonęła ciemność.
– Pora się
obudzić, Rachel.
Dobra, mam pewne skojarzenie po tym rozdziale i, choć z pewnością abstrakcyjne, muszę się nim podzielić, bo nie da mi spokoju. Tym bardziej, że dostałam skrzydeł po tym, jak okazało się, że nie myślę tak do końca błędnie...
OdpowiedzUsuńDziecko, Angel, Bloodwell i Negatyw - jako uosobienie różnych etapów życia. Najpierw beztroska i radość, potem bunt i nastoletnie czasy, stateczna dorosłość, a w końcu zgorzknienie i starość. A przynajmniej tak myślałam jeszcze na początku rozdziału. Jednak końcówka...
Zaczynając czytać tę opowieść kilka lat temu, spodziewałam się czegoś mniej... bolesnego i symbolicznego. Powtarzałaś wiele razy, że nic nie jest tutaj takim, jakim się wydaje, ale myślałam, że to taki chwyt marketingowy. Im jednak głębiej w las, ten zły i straszny las, którego sama Angie nie lubi, tym mniej w tej opowieści strachów. Jest tylko ból. Mnóstwo tłumionego bólu i otępiającej ciemności.
I to paradoksalnie jest chyba jeszcze bardziej przerażające niż demony czy stwory, których za wszelką cenę próbowałam się tutaj doszukać.
Nawet nie silę się na sarkastyczne wstawki w moich komentarzach, bo wiem, że teraz nic z tego nie wyjdzie. To znak, że BD siadło za mocno. Chyba pora się wycofać.
K.