Korytarz wrócił do normy.
Angel podświadomie spodziewała się, że tak będzie, ale i tak poczuła się
co najmniej nieswojo, kiedy po otwarciu drzwi odkryła, że po drugiej stronie
znajdowała się najzwyklejsza w świecie klatka schodowa. Spojrzała na
Bloodwell, ale ta wydawała się być myślami gdzieś daleko. W efekcie
dziewczynie nie pozostało nic innego, jak tylko posłusznie podążyć za
towarzyszką, kiedy ta wyprzedziła ją, z gracją i lekkością pokonując
kolejne stopnie.
Zrównała
się z kobietą dopiero po wyjściu na opustoszałą uliczkę. Tym razem stopni
było o wiele mniej, dokładnie tyle, ile powinno prowadzić na ulokowane na
standardowym poziomie piętro.
– Wiesz,
dokąd powinnyśmy iść? – zapytała spiętym tonem Angel, mimo obaw decydując się
przerwać przeciągającą się ciszę. Milczenie ją niepokoiło, choć zarazem
Bloodwell nie była osobą, z którą ktokolwiek chciałby toczyć dłuższe
dysputy. Nie żeby sama zainteresowana w ogóle wyglądała na zainteresowaną
taką możliwością. – Do miasta dotarłam cudem. Tutaj też przyprowadziła mnie
dziewczynka.
–
Dziewczynka, hm?
Kobieta
obrzuciła ją krótkim, pozbawionym większego zainteresowania spojrzeniem. Zupełnie
jakby to, co ci powiedziałam, było dla ciebie zaskoczeniem, prychnęła w duchu
Angel, ale powstrzymała się od złośliwości.
– Ta,
której wtedy pomogłam na placu. Kazała mi tutaj przyjść, bo na mnie czekałaś.
Tak czy siak…
– Zobaczy
się – ucięła Bloodwell, bezceremonialnie chodząc Angel w słowo.
To nie
zabrzmiało szczególnie zachęcająco. Dziewczyna otworzyła i zaraz zamknęła
usta, w gruncie rzeczy sama niepewna, jak powinna zareagować. Nie
potrafiła nawet stwierdzić, czy kobieta mówiła poważnie, czy może kolejny raz
próbowała ją prowokować. Wiedziała jedynie, że w tej sytuacji mogła co
najwyżej zdać się na nią albo znów bezsensownie błądzić i załamywać ręce. W tej
sytuacji wybór pozostawał dość oczywisty.
Przez
większość drogi milczały. Bloodwell szła przodem, pewnym krokiem przechadzając
się pogrążonym w ciszy miastem. Wydawała się wiedzieć, dokąd idzie, ale również
ta świadomość nieszczególnie pocieszyła Angel. Miasto – choć nienaturalnie
ciche – nie miało w sobie niczego wyjątkowego. Sama była w stanie rozpoznać
drogę, która prowadziła z powrotem do centrum – wprost do miejsca, w którym
znajdowała się fontanna i ustawiony na samym jej środku płaczący anioł.
Poruszanie się po tym miejscu nie mogło być aż tak skomplikowane, czego jednak
nie dało się powiedzieć o brnięciu w głąb monotonnego, ciemnego lasu.
Lasu, w którym
kryło się coś niedobrego.
Z trudem
powstrzymała dreszcze. Ile w tym, czego doświadczyła, było prawdy, a co
pozostawało wyłącznie wytworem jej wyobraźni? Przecież dopiero co mogła przysiąc,
że dotarcie do Bloodwell stanowiło swoiste wyzwanie. Widziała rzeczy, których
nie rozumiała, nagle niepewna, na ile mogła zaufać sobie i swoim zmysłom.
Gubiła się, błądziła i tak naprawdę pozostawała sama w szaleństwie, którego
nawet nie próbowała już uporządkować.
Jej
spojrzenie raz po raz uciekało ku Bloodwell. Ta kobieta dla odmiany lśniła,
piękna i na swój sposób eteryczna, choć coś w jej postawie niezmiennie
onieśmielało. Lodowate piękno, pomyślała po raz wtóry Angel, ale im
dłużej się nad tym zastanawiała, tym pewniejsza była, że chodziło o coś
więcej. Nie potrafiła jeszcze opisać tego słowami, ale każde kolejne spotkanie z tą
istotą utwierdzało dziewczynę w przekonaniu, że miała do czynienia z kimś
o wiele bardziej ludzkim, niż mogłoby się wydawać na początku.
Shadow ją
okłamał. W wielu kwestiach, zaś faktyczna natura Bloodwell pozostawała
jedną z nich. Pamiętała to, w jaki sposób wyrażał się o kobiecie,
kiedy rozmawiali o niej po raz pierwszy. Wtedy Angel czuła się, jakby
słuchała o potworze – bezdusznym, obojętnym, a może nawet pragnącym śmierci.
Wtedy się bała, choć już sama nie potrafiła stwierdzić, co chodziło jej po
głowie, kiedy starała się uporządkować wszystkie podsunięte jej przez ówczesnego
opiekuna informację. Wiedziała za to jedno: wtedy do głowy by jej nie przyszło,
że słowa Shadowa sprowadzały się do tej pięknej istoty, którą teraz traktowała
jako jedyny ratunek.
Może nie
powinna oceniać tego tylko przez pryzmat tego, co widziała, ale Bloodwell
zdecydowanie nie wyglądała na złą. Zimną i obojętną owszem, ale Angel nie
sądziła, żeby ktoś, kto nie dba, jednocześnie pragnął działania. W zasadzie
nagle nabrała pewności, że sprawy miały się zupełnie inaczej – i że ta
kobieta dłużej niż cokolwiek wierzyła w coś, co równie dobrze mogło okazać
się mrzonką.
To miasto
uczyniło ją taką – samotną i oziębłą, dokładnie jak ono samo.
Angel mimowolnie
zacisnęła dłonie w pięści. Jedną wsunęła do kieszeni, machinalnie szukając
różanego płatka, póki nie przypomniała sobie, że został na górze, porzucony na
podłodze. Jej spojrzenie znów uciekło do Bloodwell, choć krocząc za nią,
widziała jedynie smukłe, przysłonięte kurtyną srebrzystych włosów plecy
kobiety. Kolejny raz zwróciła uwagę na sposób, w jaki ta się poruszała –
pewnie, z gracją i nonszalancją, której niejeden mógłby jej
pozazdrościć. Tak mogłaby kroczyć królowa, tyle że w tym miejscu nie było
nikogo, kto mógłby ją podziwiać i w odpowiednim momencie z szacunkiem
pochylić głowę.
Gdzieś
kątem oka wychwyciła ruch. Zdążyła dostrzec tylko szybko znikająca w cieniu
jednego z budynków sylwetkę – zbyt niewyraźną, by stwierdzić, do kogo ta należała.
Intruz zresztą oddalił się niemal natychmiast, wyraźnie nie paląc się do tego,
by wejść komukolwiek w drogę.
– Ktoś tam
był – szepnęła Angel.
Nie
doczekała się żadnej konkretnej reakcji. Bloodwell nawet się nie obejrzała, w zamian
nieznacznie wzruszając ramionami.
– Nie
wątpię – odparła i przez moment Angel była gotowa przysiąc, że jej głos
zabrzmiał niemal pogodnie. – Zawsze tak na mnie reagują.
– Zawsze?
Ale…
– Pamiętasz
nasze pierwsze spotkanie? Plac opustoszał, gdy tylko się pojawiłam… Cóż, nie
licząc tego małego przedstawienia. – Kobieta westchnęła przeciągle. – Nie żebym
była zaskoczona. Zawsze dużo prościej kryć się w mroku.
– Dlaczego
mieliby się przed tobą chować? – zniecierpliwiła się. Tym razem przyśpieszyła
kroku, bez wahania stając u boku kobiety. Brwi Bloodwell jak na zawołanie
powędrowały ku górze, ale nie skomentowała tego stanu rzeczy nawet słowem. –
Nie jesteś… zła, prawda? Nie wyglądasz, jakbyś zamierzała kogoś zabić, więc…
– Zabić? – Tym
razem śmiech kobiety brzmiał przede wszystkim szczerze, nie gorzko. – To na mój
temat opowiada Shadow? Że kroczę przez ten świat i niosę śmierć?
– Nie – zaoponowała
natychmiast Angel. – To znaczy… W zasadzie mówił o tobie tak, jakbyś
jednak to robiła.
– Ach, tak…
I akurat ty mówisz mi, że śmierć jest tym, czego ci ludzie najbardziej się
obawiają?
Angel
zesztywniała, zwłaszcza gdy poczuła na sobie spojrzenie tych przenikliwych,
intensywnie niebieskich oczu. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi,
bezwiednie zacisnęła dłoń na przegubie. Wewnętrzna strona nadgarstków znów zapiekła
– prawie jak wtedy, gdy Shadow w dość jednoznacznym geście przesunął
palcami po jej skórze, sugerując wszystko to, co Angel tak bardzo pragnęła
zapomnieć.
Nie, możliwe,
że to nie śmierci należało się obawiać. Tyle że nie miała odwagi wypowiedzieć
tych słów na głos.
Bloodwell
pozostała obojętna, zupełnie jakby właśnie takiej odpowiedzi od samego początku
się spodziewała.
– Chodźmy
dalej. Powiedziałabym, że jeśli się nie pośpieszymy, świt nas zastanie, ale
wiesz… W tym świecie o to jedno nigdy nie trzeba się martwić.
Wraz z tymi
słowami znów zostawiła Angel w tyle.
~*~
Przez resztę drogi nie
spotkały nikogo więcej. Co prawda Angel miała wrażenie, że jeszcze kilkukrotnie
coś poruszyło się poza zasięgiem jej wzroku, ale tym razem zachowała wszelakie
uwagi dla siebie. Nawet jeśli coś kryło się w mroku, najwyraźniej chciało tam
pozostać.
Początkowo
sądziła, że Bloodwell poprowadzi ją do placu i fontanny, ale kobieta
obrała inną trasę. Mimo wszystko dziewczyna była gotowa przysiąc, że przeszły w pobliżu
centrum – i że gdzieś w pobliżu usłyszała przytłumiony, ale jednak
obecny dźwięk przelewanej wody. Zaczynam wariować – tylko tak była w stanie
to skomentować. O ile od chwili, w której przebudziła się w tym
świecie, cokolwiek z otaczającej ją rzeczywistości, można było uznać za
normalne.
Nie była w stanie
stwierdzić, ile czasu minęło od momentu, w którym opuściła dom Shadowa. Już
nawet nie potrafiła myśleć o ukrytym pośród drzew budynku inaczej.
Czegokolwiek by nie usłyszała albo sama nie powiedziała, miejsce, do którego pierwszego
dnia zaprowadził ją opiekun, nie było jej domem. To miasto również. Angel uprzytomniła
sobie, że niezależnie od warunków, nigdy nie byłaby w stanie uznać
inaczej. Nawet gdyby słońce zachowywało się inaczej, Shadow nie igrał sobie z nią
i nie miał setek tajemnic, a mieszkańcy nie kryli się po kątach, nie
wyobrażała sobie, że gdziekolwiek miałaby poczuć się swobodnie.
Jej dom był
gdzieś daleko. Nie miała pojęcia, w którym miejscu i co tak naprawdę
kryło się pod tym pojęciem, ale była tego dziwnie pewna. Pod tym nie do końca
jasnym stwierdzeniem kryło się coś więcej – miejsce, do któregoś jakaś jej
cząstka chciała wrócić.
W tym świecie
wciąż czegoś brakowało.
Las pojawił
się nagle. Linia drzew niemalże przylegała do miasta – w jednej chwili ciągnęły
się kolejne nadszarpnięte zębem czasu budynki, w następnej zaś kontrolę przejmowała
dzika natura. Na widok ciągnących się coraz dalej i dalej drzew, serce
Angel niemalże stanęło i to tylko po to, by po chwili przyśpieszyć biegu. Uderzało
tak szybko i mocno, jakby w każdej chwili mogło wyraź się na zewnątrz
i gdzieś uciec.
Zatrzymała
się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by potknęła się o własne nogi.
Bloodwell również przystanęła, pierwszy raz od wyjścia z kamieniczki sama z siebie
decydując się przenieść wzrok na towarzyszkę.
– Nie wiem,
czy chcę tam wracać – wyznała Angel, odpowiadając na niezasadne przez kobietę
pytanie.
Nie
doczekała się odpowiedzi. Spodziewała się choćby westchnienia, wywrócenia oczami
albo wybuchu gniewu – tego i kolejnych pretensji o stratę czasu i bierność,
która zdawała się tak bardzo drażnić Bloodwell. Nawet jakiekolwiek pytanie miałoby
sens; zwykłe „dlaczego”, choć Angel nie miała pojęcia, czy zdołałaby na nie
odpowiedzieć.
Tyle że nic
podobnego nie miało miejsca.
Jej
towarzyszka po prostu na nią spojrzała, po czym jak gdyby nigdy nic odwróciła
się i sama ruszyła w dalszą drogę. Angel dostrzegła jedynie końcówki
jej włosów i fragment sukni, kiedy Bloodwell tak po prostu zagłębiła się w gęstwinie.
– Hej,
czekaj!
Sugestia
była prosta, ale i tak wytrąciła dziewczynę z równowagi bardziej niż
cokolwiek innego. „Rób, co chcesz” – wydawała się sugerować kobieta i choć
takie rozwiązanie na swój sposób wydawało się kuszące, Angel nie wyobrażała
sobie, że ot tak miałaby zostać na swoim miejscem. Co miałaby zrobić? Stać na
skraju lasu, wpatrywać się w rzucane przez drzewa długie cienie i… czekać?
Samo puszczenie Bloodwell do miejsca, które ją samą napawało wyłącznie lękiem,
brzmiało jak najgłupsze posunięcie na świecie.
Z trudem
powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwa. Niech to szlag! Jakim cudem w ogóle
się w to wpakowała? Miała wrażenie, że od momentu, w którym pewnie
opuszczała dom Shadowa, minęły całe wieki. Wtedy wydawało jej się, że
wiedziała, co robi, że miała plan i dość siły, by go zrealizować, ale
teraz…
Niemalże
biegiem ruszyła przed siebie. Popędziła za Bloodwell, co najmniej oszołomiona
tym, że ta nagle zniknęła jej z oczu. Nagle to nie perspektywa wejścia do
lasu, ale samotności poraziła Angel bardziej niż cokolwiek innego. Potykając
się na nierównościach terenu, na oślep popędziła na przód, przez moment
świadoma wyłącznie jakże znajomego poczucia błądzenia. Już przez to
przechodziła – długie godziny bez celu kręciła się po okolicy, podczas gdy coś
kryło się w ciemnościach.
Och, nie,
nie, nie…
– Tu
jestem, Angel.
Kamień
dosłownie spadł jej z serca, kiedy usłyszała znajomy głos. Kiedy poderwała
głowę, zaledwie kilka metrów przed sobą dostrzegła spokojnie stojącą Bloodwell.
Kobieta obserwowała ją beznamiętnym wzrokiem, ale dziewczyna i tak była
gotowa przysiąc, że na ułamek sekundy zdołała doszukać się w jej
spojrzeniu ulgi. Co prawda tę prawie natychmiast wyparła obojętność, ale Angel
wiedziała swoje.
Tym razem
sama również zdecydowała się na milczenie. Spoglądając pod nogi, by na domiar
złego nie potknąć się o wystający korzeń, pokonała dzielącą ją od kobiety
odległość. Jakaś jej cząstka obawiała się, że ta nagle przyśpieszy albo jakimś
cudem zniknie, na odchodne rzucając coś o tym, że wcale nie potrzebowała
towarzystwa kogoś, kto wciąż się wahał. Nic podobnego nie miało miejsca, ale
Angel i tak poczuła się nieswojo, zwłaszcza gdy odkryła, że ze swoją długą
do ziemi, zdecydowanie nieprzeznaczoną do spacerów w takich warunkach
suknią, Bloodwell wydawał się poruszać dużo swobodniej niż ona.
Pomiędzy
nimi znów zapanowało milczenie, ale to wydawało się właściwe. W jakiś
pokrętny sposób cisza po prostu była wskazana – nie pełna napięcia, ale równie
naturalna, co i szelest trawy pod ich stopami. Bloodwell znów wysunęła się
na prowadzenie, ale nie narzuciła tempa, które okazałoby się trudne do
utrzymania. Szła pewnie, nie rozglądając się na boki i zdecydowanie nie
wyglądając na kogoś, kto mógłby zgubić się w otaczającej ją gęstwieni. „Zobaczy
się” – powiedziała, kiedy Angel zapytała ją o znajomość drogi, ale w tamtej
chwili wyraźnie widać było, że doskonale wiedziała, gdzie znajdowały się ruiny.
Nawet jeśli nie, sposób w jaki udawała orientację w terenie, sam w sobie
okazałby się imponujący.
– Ten las
też jest martwy – zagaiła w pewnym momencie Bloodwell. Nie zatrzymała się,
ani nie zwolniła. Ot tak stwierdziła fakt i to na dodatek z taką swobodą,
jakby właśnie oznajmiała coś nader oczywistego. Niebo jest niebieskie, trawa
zielona, a las i cały ten świat – one są martwe. – Zauważyłaś? Cenię
ciszę. Ale ta mnie przeraża.
Angel nie
znalazła na to żadnej sensownej odpowiedzi. W zasadzie przez moment
poczuła się jeszcze bardziej wytrącona z równowagi, zwłaszcza gdy
usłyszała ostatnie słowa kobiety. Strach… Dlaczego tak niepokoiło ją, że akurat
Bloodwell miałaby się bać? Jak ktoś, kto dosłownie lśnił i miał w sobie
tyle charyzmy, mógłby odczuwać przerażenie…?
Pokręciła
głową, próbując przerwać bieg niechcianych myśli. Spróbowała skupić się na
stawianiu kroków, ale w którymś momencie zgubiła rytm. Czuła się zbyt
wolna i niezdarna, znów mając wrażenie, że drzewa i krzewy mimo
wszystko żyją – każde na swój sposób, stopniowo zacieśniając krąg wokół niej i wyciągając
długie pnącza niczym ramiona, które mogłyby ją pochwycić. Znów dostała
palpitacji serca, kiedy jedna z niżej zawieszonych gałęzi wplątała jej się
we włosy. Wzdrygnęła się i odskoczyła, szarpnięciem wyrywając się z tego
nierzeczywistego uścisku; nie dbała o ból, który poczuła, kiedy wyrwała kilka
wciąż zahaczonych o gałąź włosów.
Bloodwell
obrzuciła ją wymownym, przenikliwym spojrzeniem, ale nie odezwała się nawet
słowem. Jedynie westchnęła bezgłośnie, po czym kontynuowała marsz. Angel
skrzywiła się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że w spojrzeniu kobiety było coś
pobłażliwego – jakby z góry zakładała, że to, co robiły, nie miały sensu. Tyle
wystarczyło, by dziewczyna przypomniała sobie ze szczegółami cały przebieg
całej dotychczasowej rozmowy. Trudno było jej ot tak wyrzucić z pamięci
to, że Bloodwell przez cały czas wątpiła – w nią, w nadzieję i ocalenie
całego tego świata. Zresztą skoro jej zdaniem był martwy, co tak naprawdę
miałyby jeszcze uratować?
Więc po co
to wszystko? Gdzie i po co mnie prowadzisz…?
Zacisnęła
usta. Zwątpienie pojawiło się nagle, tak jak i wcześniej, gdy zaczęła
dostrzegać coraz to dziwniejsze mankamenty w zachowaniu Shadowa. Wtedy też
pierwszy raz poważnie zaczęła zastanawiać się nad tym, czy powinna ufać komukolwiek?
On ją zawiódł. Bloodwell okazała się inna niż sugerował, ale czy to cokolwiek
zmieniało? Angel uznała ją za jedyną nadzieję, ale im dłużej się nad tym
zastanawiała, tym bardziej zagubiona się czuła. Jeśli ta kobieta wątpiła, co
tak naprawdę tutaj robiły? Skąd mogła mieć pewność, że w ogóle szły w kierunku
ruin, o próbach znalezienia Negatywu nie wspominając?
Machinalnie
zacisnęła dłonie w pięści. Nerwowo spojrzała najpierw na plecy kroczącej
przed nią kobiety, po czym z obawą powiodła wzrokiem dookoła. Zanim się
spostrzegła, niemalże w panice zaczęła szukać czegoś, czym mogłaby spróbować
się obronić, gdyby… coś poszło nie tak. To była dziwna, poniekąd głupia myśl,
ale Angel nie chciała zastanawiać się nad jej praktycznym znaczeniem. Nie
pamiętała, kiedy ostatnim razem tak naprawdę drżała o własne życie – nie w pełni,
choć gdzieś w jej umyśle majaczyło wspomnienie tego, jak bardzo chciała
walczyć, kiedy kuliła się na leśnej ściółce, zagubiona w samym środku lasu
– przez co ten nagły impuls ją zaskoczył. Tym razem na dodatek była przytomna i w pełni
świadoma. Nie chodziło o zwykły instynkt przetrwania, przypadkowy impulsu,
ale…
– Prawie
jesteśmy na miejscu. Tak sądzę. – Głos Bloodwell doszedł do niej jakby z oddali.
– To chyba jedno z tych miejsc, których nigdy się nie zapomina. Kto wie,
może tak naprawdę wszystkie ścieżki prowadzą właśnie tam.
W
roztargnieniu spojrzała z powrotem na kobietę. Uświadomiła sobie, że wciąż
drżała, napinając przy tym mięśnie tak bardzo, że okazało się to niemal
bolesne. Spróbowała poluzować uścisk, ale ciało nie chciało jej słuchać. Serce wciąż
tłukło jej się w piersi, zupełnie jakby w tym jednym momencie chciało
nadrobić jak najwięcej uderzeń – tak na wszelki wypadek, w razie gdyby
jednak miało się zatrzymać.
Bloodwell
wydawała się niczego nie zauważać – celowo albo po prostu udawała, to już nie
miało znaczenia. Wkrótce po tym wyprowadziła wciąż oszołomioną Angel wprost na
znajomą, pogrążoną w ciszy polanę. Jedynie wiatr igrał z liśćmi
pobliskich drzew, raz po raz wprawiając je w ruch. Było coś kojącego w nieustającym,
jednostajnym szumie.
Co ja sobie
myślałam…?
Napięcie z wolna
zaczęło uchodzić z jej ciała, przynajmniej do momentu, w którym
dostrzegła zarys skrytych w wysokiej trawie ruin. Natychmiast rozpoznała
miejsce, w którym spotkała Negatyw, jednak tym razem w okolicy nie
było choćby żywego ducha. Mimo wszystko Angel niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo
i lewo, z bijącym sercem czekając na… cokolwiek. Z uporem unikała
spoglądania na stojącą zaledwie metr od niej Bloodwell, jakby w obawie
przed tym, że w chwili, w której sobie na to pozwoli, kobieta jakimś
cudem przeniknie jej umysł i pozna każdą, nawet najbardziej idiotyczną
myśl.
Och, chyba
że jednak planowała ją zabić. Jakieś odległe miejsce w samym środku lasu
było idealne, nie wspominając o możliwości ukrycia ciała. Nie żeby istniał
ktokolwiek, kto w ogóle przejąłby się zniknięciem przypadkowej dziewczyny
albo szukaniem ciała, ale…
– Tutaj ją
widziałaś, tak? Jasne, że nie wyszła się przywitać – rzuciła jakby od niechcenia
Bloodwell. – Ale ten jeden raz nie jest mi na rękę, że ktoś się przede mną
chowa. – Przez twarz kobiety przemknął cień. – Zawołaj ją.
– Ja? –
Głos Angel zabrzmiał o wiele bardziej piskliwie, niż mogłaby sobie tego
życzyć.
– A widzisz
tutaj kogoś innego? Nie przyszłam, żeby tracić czas. Wydawało mi się, że to
jedno ustaliłyśmy jeszcze w mieście.
Coś w tonie
i kolejnym spojrzeniu Bloodwell wystarczyło, by zamknąć Angel usta.
Dziewczyna wbiła wzrok w ruiny, po czym z wolna ruszyła w ich stronę.
Tym razem poszła przodem, świadoma śledzących jej każdy ruch, przypominających lód
oczu. Znów zaczęła drżeć, ale tym razem nie pozwoliła sobie na to, żeby strach
zmusił ją do wycofania się.
– Ehm,
jesteś tutaj? – szepnęła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. –
Proszę…
Znalazła
się na tyle blisko, by dostrzec ziejącą w ziemi czarną dziurę. Z obawą
spojrzała na biegnące w dół, ledwo widoczne schody.
Co miała
powiedzieć? Co w ogóle powinna…?
– Nie dam
się usidlić. Nie znowu – rozbrzmiało gdzieś za jej plecami.
Nie miała
okazji się odwrócić. Wyczuła jedynie ruch i moment, w którymś ktoś
zdecydował się zepchnąć ją wprost w pustkę.
Spadła.
Shadow... Czy to źle, jeśli za nim nie tęsknię? Ilekroć Angel o nim wspomina, przechodzą mnie ciary. Stworzyłaś mnóstwo wspaniałych męskich bohaterów Ness, ale ten Ci się nie udał. A może właśnie udał aż za bardzo? Jestem więcej niż pewna, że ten efekt był zamierzony. Zwodniczo łagodny teraz jedynie obserwuje, czyha w cieniu na Angel niczym drapieżnik na swoją ofiarę. Już dawno dało się wyczuć, że jest kimś toksycznym. A może raczej: czymś...? Coraz bardziej skłaniam się bowiem ku opcji jakoby przedstawione przez Ciebie postacie nie były jedynie postaciami a również odzwierciedleniem czegoś głębszego - jakichś stanów bądź uczuć.
OdpowiedzUsuńAch, mam mętlik w głowie...
K.