21 maja 2019

Rozdział XXII


Coś się zmieniło – tak nagle, że nawet tego nie zarejestrowała. Wrażenie było takie, jakby ktoś wcisnął jakiś niewidzialny, odpowiedzialny za atmosferę przycisk. Angel zdążyła zaledwie zamrugać, kiedy wszystko ot tak wróciło do normy. W jednej chwili trwała w pustce, wręcz przytłoczona obecnością Bloodwell i własnymi emocjami, a w następnej znajdowała się w najzwyklejszym w świecie mieszkaniu.
Ze świstem wypuściła powietrze. Z obawą spojrzała na swoją towarzyszkę, ale ta w żaden sposób nie okazała tego, że coś wyjątkowego mogłoby mieć miejsce. W zamian bez pośpiechu ruszyła w głąb pomieszczenia, bezszelestnie stąpając po drewnianej, przysłoniętej kurzem podłodze. Nie wyglądała na przejętą tym, że długa, sięgająca ziemi suknia, mogłaby się pobrudzić. Dziewczynę po raz kolejny zachwyciło coś w inności niemalże idealnie czarnego materiału; znów skojarzył jej się z nocą, na dodatek bezgwiezdną i pozbawioną jakichkolwiek oznak jasności.
Dopiero podążając za Bloodwell wzrokiem zauważyła, że w pokoju nie było już aż tak ciemno jak wcześniej. Kobieta podeszła do brudnych okien, po chwili z wyraźnym wysiłkiem otwierając jedno z nich. Wyglądała niepokojąco pięknie w krwawym blasku wiecznie zachodzącego słońca.
– Rozmawiałyśmy o wierze – odezwała się ni stąd, ni zowąd Bloodwell. Odrzuciła jasne włosy na plecy, jakby od niechcenia przeczesując je palcami. Wciąż nie patrzyła na Angel, w zamian zajęta nerwowym szarpaniem za kosmyki. – Nie wiem, czy nasz obecny stan mogę uznać za porozumienie, ale… Cóż, jeśli sobie tego życzysz, mogłabym opowiedzieć ci historię.
– Tego miejsca? – zapytała z powątpiewaniem Angel.
Jej głos zabrzmiał dziwnie chrapliwie, ale zaczynała do tego przywykać. Korciło ją, by zwrócić uwagę Bloodwell na sposób, w jaki nagle zmienił się pokój, z nieopisanej pustki przeistaczając w coś, co momentalnie skojarzyło jej się z poddaszem, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Nie było możliwości, by kobieta sama tego nie zauważyła. Pod warunkiem, że którakolwiek z tych zmian faktycznie miała miejsce.
Jakąś cząstkę Angel dosłownie zmroził lęk. Może w rzeczywistości śniła na jawie, nie tylko wyobrażając sobie to spotkanie, co… te wszystkie inne, bardziej niepokojące rzeczy. Już nie potrafiła wierzyć ani sobie, ani swoim zmysłom, a to zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
– Może. – Spokojny głos Bloodwell skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Skrzywiła się, kolejny raz doczekując wyłącznie lakonicznej odpowiedzi. – Jeśli założyć, że w każdej historii tkwi ziarnko prawdy… Chociaż już dawno zwątpiłam i w to miejsce, i cały ten świat.
Nie odpowiedziała, zmuszając się do milczenia. W głowie i tak miała pustkę, w efekcie niezdolna wykrztusić z siebie nawet słowa. Mogła co najwyżej czekać i liczyć na to, że choć ten jeden raz usłysz coś, co uzna za sensowne, o ile w przypadku akurat tej istoty było to możliwe.
Przeciągająca się cisza drażniła ją bardziej niż cokolwiek innego.
– Więc? – Bloodwell spojrzała na na nią spod wymownie uniesionych brwi. – Przyznam, że twoje zrozumienie to dla mnie kwestia drugorzędna. W tej chwili i tak nie mam nic lepszego do roboty, więc…
– Do rzeczy.
O dziwo, kobieta wyłącznie się uśmiechnęła. Było w tym coś wymuszonego i Angel jakoś nie wątpiła, że nie zdarzało jej się to szczególnie ciężko, ale jednak gest wydawał się szczery.
– Wybacz, że tak ciągle cię prowokuję – powiedziała kobieta i zabrzmiało to niemalże tak, jakby miała wyrzuty sumienia. – Może wciąż nie dowierzam.
– W co właściwie…? – zniecierpliwiła się Angel, ale tym razem nie miała okazji dokończyć.
– Twoje reakcje są… żywe. Przytłumione, ale jednak żywe. – Bloodwell w końcu zwróciła się w jej stronę. Lekko przekrzywiła głowę, wciąż zamyślone. – Przed oczami wciąż mam dziewczynę, którą poznałam na placu, a która wyglądała mi jak… Cóż, cień. Ten świat pełen jest cieni. – Wzruszyła ramionami. – Widać pierwsze wrażenie bywa mylne.
Angel nie miała pojęcia czy powinna się po tych słowach roześmiać, czy może poczuć urażona. To był komplement? Jeśli tak, nie tylko ona musiała nauczyć się tego i owego. Bloodwell może i była piękna – przerażająco wręcz urodziwa i obojętna – ale nieprzeciętna uroda najwyraźniej nie szła w parze z elokwencją.
Nawet jeśli kobieta zdawała sobie z tego sprawę, nie dała niczego po sobie poznać. W zamian odchrząknęła i jak gdyby nigdy nic zmieniła temat.
– Powiada się, że świat jest pełen kontrastów. Noc i dzień, ciemność i jasność… Znasz symbol yin i yang? Mówi o równowadze, bo i do niej powinna dążyć natura… Zazwyczaj. – Zawahała się na moment. – Bez poznania mroku nie wiedzielibyśmy, jak cudowne potrafi być nadejście światła. Bez jasności z kolei nie istniałyby cienie. Pocieszające i… przerażające, jeśli dobrze się nad tym zastanowić.
Oczekiwałaś mnie po to, by prowadzić filozoficzne dysputy?, pomyślała w oszołomieniu Angel. Słuchała, ale to wciąż były tylko słowa – może i trafne, czasem pięknie dobrane, ale nic ponadto. Od początku była gotowa przysiąc, że Bloodwell mogła znać odpowiedzi na pytania, które dręczyły ją przez tyle czasu, a jednak kiedy przyszło co do czego…
Zacisnęła usta. Nie chciała czuć rozczarowania, ale to kryło się gdzieś w jej wnętrzu, zresztą jak i znajoma już frustracja.
– Ten świat utracił równowagę – podjęła ze spokojem kobieta. Znów zwróciła się ku okna, z uwagą wpatrując w tkwiące niezmiennie w tej samej pozycji słońce. Jej blada skóra przybrała dziwny, nieco niepokojący odcień, skąpana w krwawym blasku niekończącego się dnia. – Umierał, ale nie skonał do końca. Zawisł gdzieś pomiędzy, a to… chyba najgorsze, co można sobie wyobrazić. Marazm w czystej postaci.
– Nie rozumiem – wtrąciła Angel, w końcu zdobywając się na to, by wykrztusić z siebie chociaż słowo. Niepewnie zrobiła krok na przód, z wolna skracając dzielący ją od Bloodwell dystans. – Świat wciąż istnieje. To jakby otrzymać dodatkowy czas, więc…
– Ale jakim kosztem? Ile można trwać w nicości? – przerwała natychmiast kobieta. Jej twarz wykrzywił grymas, ale spojrzenie, którym obdarowała Angel, okazało się zaskakująco łagodne. W zasadzie było coś pobłażliwego w sposobie, w jaki się w nią wpatrywała; trochę jak na nierozumiejące podstaw, niedoświadczone dziecko. – Tobie mam to tłumaczyć? Zawieszenia ma sens, kiedy walczysz. Kupujesz czas, jeśli zamierzasz go wykorzystać. Ale w tej sytuacji? To jak powolna agonia, chociaż nie to w tym najgorsze – przyznała, po czym westchnęła przeciągle. – Jesteś tu zaledwie chwilę, a jednak tego nie dostrzegasz… Nie czujesz niczego, kiedy spoglądasz na to słońce i myślisz, że tak naprawdę nigdy nie doczekasz poranka?
Nie odpowiedziała. Nie była w stanie, nie tyle przez nieumiejętność znalezienia odpowiednich słów, co przez świadomość, że takie nie istniały. Nie miała pojęcia, czy taki był zamysł Bloodwell, ale wystarczyło kilka jej słów, by wytrącić Angel z równowagi. Kobieta trafiła w sedno, mówiąc o rzeczach, które przecież były aż tak znajome.
Zawieszenie w pustce. Powolna agonia, która… prowadziła donikąd. To brzmiało tak, jakby nie tylko gdzieś już o tym słyszała, ale przede wszystkim sama tego doświadczyła.
Potarła nadgarstki. A może robiła to już od dłuższego czasu? Nie wiedziała i tak naprawdę nie chciała zastanawiać się nad znaczeniem własnych gestów, a tym bardziej tym, że po wewnętrznej stronie ramion znów poczuła nieprzyjemne mrowienie.
– Kiedyś wierzyłam, że da się uratować ten świat – doszedł ją ponownie spokojny, wyprany z jakichkolwiek emocji głos Bloodwell. – Krążyła legenda o aniele, którzy przyniesie nam wszystkim wybawienie… Albo zgubę. – Zamilkła na dłuższą chwilę, na powrót zwracając się ku oknu. Z uporem wpatrywała się w nieruchome słońce, pozwalając, by krwawy blask rozjaśnił jej bladą twarz. – Bo widzisz, każde światło może zostać stłamszone przez cienie. Są osoby, którym byłoby na rękę, by już nigdy nie wzeszło tutaj słońce.
Może kobieta mówiła coś jeszcze, ale Angel już nie była w stanie skupić się na jej kolejnych słowach. Stała w bezruchu, oddychając szybko i płytko. Przez dłuższą chwilę była świadoma wyłącznie swojego nienaturalnie napiętego ciała i urywanego, przyśpieszonego oddechu.
Bloodwell tak naprawdę nie musiała mówić niczego więcej. Chociaż jej słowa przyniosły jedynie więcej wątpliwości i pytań, Angel zrozumiała – i to może o wiele więcej, niż mogłaby sobie życzyć. To wciąż brzmiało jak marny żart, na dodatek zbyt prosty i nazbyt oczywisty, ale…
Anioł i cień… Angel i Shadow.
Wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny cień. Przez moment poczuła się tak, jakby tuż za nią stał ktoś, kto ją obserwował. Nie pierwszy raz była w stanie sobie wyobrazić znajomego, skrytego w mroku mężczyznę, na dodatek dosłownie przenikającego ją spojrzeniem lśniących, intensywnie zielonych oczu. W jakimś stopni zdążyła się u niego uzależnić i to przerażało ją w tym wszystkim najbardziej.
– Co mam zrobić?
Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Nie miała nawet pewności, czy przypadkiem nie weszła Bloodwell w sam środek wypowiedzi. Jeśli miała być ze sobą szczera, nie obchodziło jej to.
– Ty? – zapytała kobieta i przez moment wydała się przede wszystkim zaskoczona. – Absolutnie nic.
– Ale…
Bloodwell westchnęła.
– To historia, na dodatek niepełna. Chociaż nie wątpię, że Shadow… – Urwała, jakby w obawie, że powie za dużo. – Zresztą to coś, w co od dawna nie wierzę.
– Poddałaś się? – zapytała z niedowierzaniem Angel. – Po tym, co mi powiedziałaś? Więc dlaczego w ogóle chciałaś, żebym tutaj przyszła? Ja…
– Ponieważ mnie szukałaś – padło w odpowiedzi. – I chciałam upewnić się, że pierwsze wrażenie było mylne. Może niepotrzebnie przeciągam tę agonię, skoro anioł, na którego wszyscy czekali, rozpadł się dawno temu.
– Ja przecież…
– Jesteś niepełna, Angel. Odciągnięcie cię od Shadowa było najlepszym, co mogłam zrobić, ale przecież czuję, że w dużej mierze i tak należysz od niego. – Tym razem głos Bloodwell zabrzmiał łagodnie i niemalże troskliwie. – Gdybym wiedziała o tobie wcześniej, może byłoby inaczej, ale teraz…
– Nie jestem niczyją własnością!
Kobieta natychmiast zamilkła, już tylko biernie ją obserwując. Wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet wtedy, gdy Angel podniosła głos – tak po prostu, po raz kolejny robiąc coś, nad czym nie miała kontroli. Okazywanie emocji, choćby tylko tych negatywnych, okazało się zaskakująco proste, choć zarazem miała wrażenie, że nie robiła tego od bardzo dawna.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Oddychała szybko i płytko, czując się tak, jakby chwilę wcześniej przebiegła maraton. Mrowienie na skórze nie ustępowało, jednak nieprzyjemne wrażenie zeszło gdzieś na dalszy plan, nagle mało istotne.
– Mówiłaś o… tej dziewczynie – zaczęła raz jeszcze, bezskutecznie próbując zachować spokój. Głos mimo wszystko jej zadrżał, gdy przymusiła się do wypowiedzenia kolejnych słów. – O… Negatywie – podjęła, choć nazywanie w ten sposób dziwnej zjawy z okolicy podziemi wydało jej się co najmniej nienaturalne. Musiała mieć jakieś imię, prawda? – Mamy do niej dotrzeć przed Shadowem, tak? Jak na kogoś, kto nie wierzy, wydajesz się mieć plan.
– To nie plan. Raczej desperacja – stwierdziła z rezerwą Bloodwell.
Nie uwierzyła jej. Nie potrafiła, z uporem odsuwając od siebie myśl o tym, że mogłaby przybyć spóźniona. Cokolwiek to oznaczało.
– Ona była taka jak ja? W niej też widziałaś… anioła? – zapytała, decydując się na bezpośredniość.
Brwi Bloodwell powędrowały ku górze.
– Kto powiedział, że w tobie go dostrzegam? Ile prawdy jest w twoim imieniu, pamiętasz? – dodała, a Angel mimowolnie się skrzywiła. – Powiedziałam ci już, że jesteś niepełna. A ona… Ona też była. Nie zdążyłam jej uratować, tak jak i…
– Ja tutaj jestem.
Kobieta spojrzała na nią dziwnie, ale przynajmniej zamilkła. Znów wydała się Angel co najmniej nienaturalna – zbyt wyniosła, milcząca i piękna w ten dziwny, przyprawiający o dreszcze sposób. Gdzieś w pamięci wciąż miała słowa Shadowa, ale już nie potrafiła w nie uwierzyć. Jak na kogoś, kogo miałaby się obawiać, Bloodwell wydawała się w jakiś pokrętny sposób ludzka – i to pomimo tego, że raz po raz podkreślała swoją obojętność. Jak ktoś, kto nie czuł niczego, mógł zachowywać się, jakby mu nie zależało?
Dlaczego czuję, że ciebie też skrzywdził?, pomyślała w oszołomieniu. Co tobie odebrał Shadow…?
Potrząsnęła głową, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Rozmowa z Bloodwell była wyzwaniem, zresztą wciąż więcej komplikowała, nie przynosząc żadnych odpowiedzi. Przeciwnie – wiązała się przede wszystkim z frustracją, dziwnymi historiami i niedopowiedzeniami, które okazały się gorsze od wymownego milczenia Shadowa. Miała wrażenie, że Bloodwell z nią igrała, niepotrzebnie klucząc, zamiast postawić sprawę jasno.
Tyle że Angel z jakiegoś powodu jej ufała. Co więcej, wcale się nie bała, wciąż mając wrażenie, że przybyła do właściwej osoby. Obserwowała tę kobietę – piękną i przerażającą zarazem – wcale nie czując przy tym strachu czy wątpliwości. Wcześniejsze poczucie tego, że miała przed sobą kogoś nieludzkiego, tak po prostu zniknęło, pozostawiając po sobie współczucie. To ją zaskoczyło, ale nie miała innego wyboru jak tylko przyznać przed samą sobą, że właśnie tego doświadczała.
Było jej żal Bloodwell – tak po prostu, choć nie rozumiała dlaczego. Może chodziło o ten brak wiary albo to, że sama wcześniej była gotowa uznać ją za kogoś bez emocji, kogo nie dało się darzyć sympatią, ale mimo wszystko…
A potem do niej dotarło.
W tym wszystkim chodziło przede wszystkim o samotność. Od tej kobiety dosłownie biła, choć Angel wątpiła, by Bloodwell ot tak się do tego przyznała. Była sama, pozbawiona wiary i nadziei, a jednak wciąż wydawała się szukać rozwiązania, czymkolwiek by ono nie było. Goniła za czymś, co sama wydawała się traktować jak sen i co niosło ze sobą wyłącznie rozczarowania.
Byłam jednym z nich, uświadomiła sobie i to wystarczyło, by znów przyprawić ją o dreszcze. Czy cokolwiek zmieniło się pod tym względem…?
– Dlaczego?
Zamrugała, w oszołomieniu spoglądając na swoją rozmówczynię. W pierwszym odruchu zapragnęła zapytać, co ta tak naprawdę miała na myśli, ale przecież wiedziała.
Poruszając się trochę jak w transie, wsunęła dłoń do kieszeni. Przez myśl przeszło jej, że to, co wydarzyło się w domu, mogło być wyłącznie wytworem jej wyobraźni i różane płatki, które przymusiły ją do podjęcia decyzji, po prostu zniknęły, ale nic podobnego nie miało miejsca. Z bijącym serce wydobyła pomiętą, ale jakimś cudem wciąż całą część kwiecia, po czym ostrożnie podsunęła ją Bloodwell. Sama nie była pewna, co chciała w ten sposób wyjaśnić, ale nie dbała o to. Nie potrafiła się nawet przejąć myślą, że z perspektywy kobiety to musiało wydawać się niedorzeczne – odpowiedź, która w gruncie rzeczy taka była i która nie znaczyła niczego.
– Ach…
Angel nie zaprotestowała, kiedy jej rozmówczyni wyjęła jej płatek z ręki. Ujęła go zaskakująco delikatnie, niemalże z czułością przesuwając kciukiem po pomarszczonej powierzchni.
– Znalazłam go… Cóż, znalazłam ich kilka – zaczęła raz jeszcze, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Może tracę zmysły, ale leżały rozsypane po całym korytarzu. I prowadziły do…
– Mów dalej – ponagliła kobieta, wyczuwając pobrzmiewające w głosie Angel wahanie.
Jej własny nie wyrażał żadnych emocji. Nawet jeśli wątpiła, nie dała niczego po sobie poznać. W zamian wciąż tkwiła w miejscu, uważnie przypatrując się spoczywającemu na jej dłoni płatku.
– Prowadziły do jednego z pokoi w domu Shadowa. Było kilka sypialni, wszystkie zamknięte… I może tak było lepiej, bo mnie niepokoiły. – Machinalnie objęła się ramionami. – Widywałam tam dziwne rzeczy.
– Ten dom nigdy nie należał do Shadowa – ucięła chłodno Bloodwell.
Nawet słowem nie skomentowała tego, co powiedziała jej Angel. Nie wydawała się jakkolwiek zaskoczona, zupełnie jakby wzmianka o pokojach nie miała w sobie niczego dziwnego.
– W porządku – zgodziła się niechętnie. Kolejny raz mogła co najwyżej zgadywać, co takiego wiedziała ta kobieta. – Widziałam ich więcej – dodała, kiwając głową w stronę płatka. – Chociaż sama nie wiem… No i widziałam napis.
– Napis…
Angel skinęła głową.
– Na drzwiach. „Ona wie” – zacytowała i to wystarczyło, by poczuła się jeszcze dziwniej. Nie sądziła, że komukolwiek o tym opowie, nie wspominając o tym, że wyjaśnienia z każdą kolejną sekundą brzmiały jak całkowite szaleństwo. – Pomyślałam o tobie, bo…
– Och, to miłe. – Na ustach Bloodwell pojawił się nieco gorzki uśmiech. – Przynajmniej o mnie ktoś pamięta… Nawet jeśli moje imię kojarzy mu się z krwią – dodała, kolejny raz trafiając w sedno.
Angel poczuła, że się rumieni. Znów zapragnęła zaprotestować, ale nie zrobiła tego, w zamian wbijając wzrok w podłogę. Prawda była taka, że imię Bloodwell niezmiennie kojarzyło jej się z krwią – tak jak i jej uroda, atmosfera, jaką wokół siebie roztaczała, czy też znów to, w jaki sposób prezentowała się w blasku wiecznego zmierzchu.
Czekała, jednak nic nie wskazywało na to, by jej towarzyszka poczuła się jakkolwiek urażona. Przeciwnie – wciąż stała, pozornie obojętna i chłodna, ale coś zmieniło się w sposobie, w jaki się uśmiechała. Było coś szczerego w tym geście, nawet jeśli Angel wciąż dopatrywała się w nim przede wszystkim goryczy.
– Może coś w tym jest – stwierdziła w zamyśleniu, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. Raz jeszcze spojrzała na różany płatek. – Nie we krwi, ale róży. To piękne kwiaty, o ile obserwować je z daleka… No i tak szybko usychają.
Jeszcze kiedy mówiła, spuściła głowę. Srebrzyste włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając. Angel milczała, po prostu obserwując i czekając na rozwój wypadków. Co prawda miała ochotę porządnie potrząsnąć Bloodwell i wymusić na nie jakiekolwiek konkretne działanie, ale powstrzymała się, mimo wszystko woląc nie ryzykować.
Prawda była taka, że ta kobieta faktycznie przypominała różę – zbyt piękną, doskonałą i taką, której lepiej było nie ruszać, by przypadkiem się nie poranić.
Bloodwell wyprostowała się w pośpiechu, jak gdyby nigdy nic otrząsając z wcześniejszego oszołomienia. Wciąż ściskała w dłoni płatek róży, niczym jakiś amulet albo największy skarb, który pragnęła chronić.
Do czasu.
– Poszukajmy Negatywu. Niczego ci nie obiecam, ale skoro tu jesteś, nie mogłabym tak po prostu kazać ci odejść. – Jeszcze kiedy mówiła, tak po prostu poluzowała uścisk, pozwalając płatkowi opaść na ziemię. Zwłaszcza w panującym na strychu półmroku, czerwony punkcik kojarzył się Angel z kroplą krwi. – Jeszcze nie zwiędłam. Skoro nawet ten dom mnie pamięta… Ale tam stało się coś jeszcze, prawda? – zapytała wprost, spoglądając wprost w bladą twarz stojącej przed nią dziewczyny. – Opowiesz mi o pokojach po drodze. Tylko skup się, bo to ważne.
Wraz z tymi słowami szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom. Angel w oszołomieniu odprowadziła ją wzrokiem, wciąż czując się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. „Co znaczy, że dom cię pamięta?!” – cisnęło jej się na usta, ale nie zadała tego pytania na głos. Mogła się założyć, że i tak nie otrzymałaby odpowiedzi.
Wiedziała za to jedno. Co prawda nie miała pewności kiedy i jak, ale nagle nabrała pewności, że ta kobieta musiała znajdować się na jej miejscu. Kto wie, może nawet poruszała się po tych samych pokojach, wpatrzona w Shadowa jak w obrazek i…
Przestań, nakazała sobie stanowczo.
Tyle że niemyślenie o skrytym pod kapturem niepokojącym mężczyźnie, u którego boku przez tyle czasu szukała bezpieczeństwa, okazało się niemożliwe.
Wciąż milcząc, Angel pozwoliła wyprowadzić się z mieszkania. Nie była zaskoczona, kiedy okazało się, że po drugiej stronie drzwi czekała najzwyklejsza w świecie klatka schodowa – żadnego mroku, pustki ani innych niepokojących rzeczy. Wszystko wróciło do normy, o ile w świecie, który w każdej chwili mogła pochłonąć wieczna noc, pojęcie to miało jakąkolwiek rację bytu.
Westchnęła w duchu. Może powinna się bać, ale nie potrafiła.
Prawda była taka, że pierwszy raz nie czuła się samotna. I choć nie była w stanie stwierdzić, czy jej decyzja miała okazać się słuszna, w tamtej chwili ufała Bloodwell bardziej niż sobie samej.
Dzień dobry! Rozdział bez większych niespodzianek z terminami, co bardzo mnie cieszy. No i może w końcu cokolwiek się rozjaśni albo… Hm, to może być jeszcze większa zmyłka. W końcu ten pomysł wydaje się tak cudownie prostu…
Jak zwykle dziękuję za obecność. Całość pozostawiam do Waszej oceny. I cóż, do napisania wkrótce, mam nadzieję!
A dzisiejszy wpis w całości sponsoruje cudowny soundtrack do „Lucyfera”.

1 komentarz:

  1. KOCHAM za piosenkę. No i po tym rozdziale trochę się na Ciebie odgniewuję. Ale tylko troszkę.

    Proszę Państwa, wielkie wydarzenie! Mamy prawie-odpowiedzi w tym rozdziale! Aż się wzruszyłam. Czuję się tak, jakbym obserwowała swoje pierworodne, które po raz pierwszy wstaje na nogi i przedreptuje kilka chwiejnych kroków. Coś wspaniałego. Szkoda że wraz z końcówką rozdziału moja radość niewdzięcznie klapnęła na pupę :)

    Aczkolwiek chyba to mamy - pierwsza wizja zakończenia zaczyna mi się klarować w głowie. No, może nie zakończenia ale chyba zaczynam coś łapać. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego, że to Ness-Reklamacji-Nie-Uwzględnia-Się, więc nie przywiązuję się za bardzo do tego scenariusza, no ale... Jestem dobrej myśli :p

    K.

    OdpowiedzUsuń