Coś się zmieniło – tak nagle,
że nawet tego nie zarejestrowała. Wrażenie było takie, jakby ktoś wcisnął jakiś
niewidzialny, odpowiedzialny za atmosferę przycisk. Angel zdążyła zaledwie
zamrugać, kiedy wszystko ot tak wróciło do normy. W jednej chwili trwała w pustce,
wręcz przytłoczona obecnością Bloodwell i własnymi emocjami, a w następnej
znajdowała się w najzwyklejszym w świecie mieszkaniu.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Z obawą spojrzała na swoją towarzyszkę, ale ta w żaden
sposób nie okazała tego, że coś wyjątkowego mogłoby mieć miejsce. W zamian
bez pośpiechu ruszyła w głąb pomieszczenia, bezszelestnie stąpając po
drewnianej, przysłoniętej kurzem podłodze. Nie wyglądała na przejętą tym, że
długa, sięgająca ziemi suknia, mogłaby się pobrudzić. Dziewczynę po raz kolejny
zachwyciło coś w inności niemalże idealnie czarnego materiału; znów
skojarzył jej się z nocą, na dodatek bezgwiezdną i pozbawioną
jakichkolwiek oznak jasności.
Dopiero
podążając za Bloodwell wzrokiem zauważyła, że w pokoju nie było już aż tak
ciemno jak wcześniej. Kobieta podeszła do brudnych okien, po chwili z wyraźnym
wysiłkiem otwierając jedno z nich. Wyglądała niepokojąco pięknie w krwawym
blasku wiecznie zachodzącego słońca.
–
Rozmawiałyśmy o wierze – odezwała się ni stąd, ni zowąd Bloodwell.
Odrzuciła jasne włosy na plecy, jakby od niechcenia przeczesując je palcami.
Wciąż nie patrzyła na Angel, w zamian zajęta nerwowym szarpaniem za
kosmyki. – Nie wiem, czy nasz obecny stan mogę uznać za porozumienie, ale… Cóż,
jeśli sobie tego życzysz, mogłabym opowiedzieć ci historię.
– Tego
miejsca? – zapytała z powątpiewaniem Angel.
Jej głos
zabrzmiał dziwnie chrapliwie, ale zaczynała do tego przywykać. Korciło ją, by
zwrócić uwagę Bloodwell na sposób, w jaki nagle zmienił się pokój, z nieopisanej
pustki przeistaczając w coś, co momentalnie skojarzyło jej się z poddaszem,
ale ostatecznie tego nie zrobiła. Nie było możliwości, by kobieta sama tego nie
zauważyła. Pod warunkiem, że którakolwiek z tych zmian faktycznie miała
miejsce.
Jakąś cząstkę
Angel dosłownie zmroził lęk. Może w rzeczywistości śniła na jawie, nie
tylko wyobrażając sobie to spotkanie, co… te wszystkie inne, bardziej
niepokojące rzeczy. Już nie potrafiła wierzyć ani sobie, ani swoim zmysłom, a to
zdecydowanie nie wróżyło niczego dobrego.
– Może. –
Spokojny głos Bloodwell skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Skrzywiła się,
kolejny raz doczekując wyłącznie lakonicznej odpowiedzi. – Jeśli założyć, że w każdej
historii tkwi ziarnko prawdy… Chociaż już dawno zwątpiłam i w to
miejsce, i cały ten świat.
Nie
odpowiedziała, zmuszając się do milczenia. W głowie i tak miała
pustkę, w efekcie niezdolna wykrztusić z siebie nawet słowa. Mogła co
najwyżej czekać i liczyć na to, że choć ten jeden raz usłysz coś, co uzna
za sensowne, o ile w przypadku akurat tej istoty było to możliwe.
Przeciągająca
się cisza drażniła ją bardziej niż cokolwiek innego.
– Więc? –
Bloodwell spojrzała na na nią spod wymownie uniesionych brwi. – Przyznam, że
twoje zrozumienie to dla mnie kwestia drugorzędna. W tej chwili i tak
nie mam nic lepszego do roboty, więc…
– Do
rzeczy.
O dziwo,
kobieta wyłącznie się uśmiechnęła. Było w tym coś wymuszonego i Angel
jakoś nie wątpiła, że nie zdarzało jej się to szczególnie ciężko, ale jednak
gest wydawał się szczery.
– Wybacz, że
tak ciągle cię prowokuję – powiedziała kobieta i zabrzmiało to niemalże
tak, jakby miała wyrzuty sumienia. – Może wciąż nie dowierzam.
– W co
właściwie…? – zniecierpliwiła się Angel, ale tym razem nie miała okazji
dokończyć.
– Twoje
reakcje są… żywe. Przytłumione, ale jednak żywe. – Bloodwell w końcu
zwróciła się w jej stronę. Lekko przekrzywiła głowę, wciąż zamyślone. –
Przed oczami wciąż mam dziewczynę, którą poznałam na placu, a która
wyglądała mi jak… Cóż, cień. Ten świat pełen jest cieni. – Wzruszyła ramionami.
– Widać pierwsze wrażenie bywa mylne.
Angel nie
miała pojęcia czy powinna się po tych słowach roześmiać, czy może poczuć
urażona. To był komplement? Jeśli tak, nie tylko ona musiała nauczyć się tego i owego.
Bloodwell może i była piękna – przerażająco wręcz urodziwa i obojętna
– ale nieprzeciętna uroda najwyraźniej nie szła w parze z elokwencją.
Nawet jeśli
kobieta zdawała sobie z tego sprawę, nie dała niczego po sobie poznać. W zamian
odchrząknęła i jak gdyby nigdy nic zmieniła temat.
– Powiada
się, że świat jest pełen kontrastów. Noc i dzień, ciemność i jasność…
Znasz symbol yin i yang? Mówi o równowadze, bo i do niej powinna
dążyć natura… Zazwyczaj. – Zawahała się na moment. – Bez poznania mroku nie
wiedzielibyśmy, jak cudowne potrafi być nadejście światła. Bez jasności z kolei
nie istniałyby cienie. Pocieszające i… przerażające, jeśli dobrze się nad tym
zastanowić.
Oczekiwałaś
mnie po to, by prowadzić filozoficzne dysputy?, pomyślała w oszołomieniu
Angel. Słuchała, ale to wciąż były tylko słowa – może i trafne, czasem
pięknie dobrane, ale nic ponadto. Od początku była gotowa przysiąc, że
Bloodwell mogła znać odpowiedzi na pytania, które dręczyły ją przez tyle czasu,
a jednak kiedy przyszło co do czego…
Zacisnęła
usta. Nie chciała czuć rozczarowania, ale to kryło się gdzieś w jej
wnętrzu, zresztą jak i znajoma już frustracja.
– Ten świat
utracił równowagę – podjęła ze spokojem kobieta. Znów zwróciła się ku okna, z uwagą
wpatrując w tkwiące niezmiennie w tej samej pozycji słońce. Jej blada
skóra przybrała dziwny, nieco niepokojący odcień, skąpana w krwawym blasku
niekończącego się dnia. – Umierał, ale nie skonał do końca. Zawisł gdzieś
pomiędzy, a to… chyba najgorsze, co można sobie wyobrazić. Marazm w czystej
postaci.
– Nie
rozumiem – wtrąciła Angel, w końcu zdobywając się na to, by wykrztusić z siebie
chociaż słowo. Niepewnie zrobiła krok na przód, z wolna skracając dzielący
ją od Bloodwell dystans. – Świat wciąż istnieje. To jakby otrzymać dodatkowy
czas, więc…
– Ale jakim
kosztem? Ile można trwać w nicości? – przerwała natychmiast kobieta. Jej
twarz wykrzywił grymas, ale spojrzenie, którym obdarowała Angel, okazało się
zaskakująco łagodne. W zasadzie było coś pobłażliwego w sposobie, w jaki
się w nią wpatrywała; trochę jak na nierozumiejące podstaw,
niedoświadczone dziecko. – Tobie mam to tłumaczyć? Zawieszenia ma sens, kiedy
walczysz. Kupujesz czas, jeśli zamierzasz go wykorzystać. Ale w tej
sytuacji? To jak powolna agonia, chociaż nie to w tym najgorsze –
przyznała, po czym westchnęła przeciągle. – Jesteś tu zaledwie chwilę, a jednak
tego nie dostrzegasz… Nie czujesz niczego, kiedy spoglądasz na to słońce i myślisz,
że tak naprawdę nigdy nie doczekasz poranka?
Nie
odpowiedziała. Nie była w stanie, nie tyle przez nieumiejętność
znalezienia odpowiednich słów, co przez świadomość, że takie nie istniały. Nie
miała pojęcia, czy taki był zamysł Bloodwell, ale wystarczyło kilka jej słów,
by wytrącić Angel z równowagi. Kobieta trafiła w sedno, mówiąc o rzeczach,
które przecież były aż tak znajome.
Zawieszenie
w pustce. Powolna agonia, która… prowadziła donikąd. To brzmiało tak,
jakby nie tylko gdzieś już o tym słyszała, ale przede wszystkim sama tego
doświadczyła.
Potarła
nadgarstki. A może robiła to już od dłuższego czasu? Nie wiedziała i tak
naprawdę nie chciała zastanawiać się nad znaczeniem własnych gestów, a tym
bardziej tym, że po wewnętrznej stronie ramion znów poczuła nieprzyjemne
mrowienie.
– Kiedyś
wierzyłam, że da się uratować ten świat – doszedł ją ponownie spokojny, wyprany
z jakichkolwiek emocji głos Bloodwell. – Krążyła legenda o aniele,
którzy przyniesie nam wszystkim wybawienie… Albo zgubę. – Zamilkła na dłuższą
chwilę, na powrót zwracając się ku oknu. Z uporem wpatrywała się w nieruchome
słońce, pozwalając, by krwawy blask rozjaśnił jej bladą twarz. – Bo widzisz,
każde światło może zostać stłamszone przez cienie. Są osoby, którym byłoby na
rękę, by już nigdy nie wzeszło tutaj słońce.
Może
kobieta mówiła coś jeszcze, ale Angel już nie była w stanie skupić się na
jej kolejnych słowach. Stała w bezruchu, oddychając szybko i płytko.
Przez dłuższą chwilę była świadoma wyłącznie swojego nienaturalnie napiętego
ciała i urywanego, przyśpieszonego oddechu.
Bloodwell
tak naprawdę nie musiała mówić niczego więcej. Chociaż jej słowa przyniosły jedynie
więcej wątpliwości i pytań, Angel zrozumiała – i to może o wiele
więcej, niż mogłaby sobie życzyć. To wciąż brzmiało jak marny żart, na dodatek
zbyt prosty i nazbyt oczywisty, ale…
Anioł i cień… Angel i Shadow.
Wzdłuż jej
kręgosłupa przeszedł nieprzyjemny cień. Przez moment poczuła się tak, jakby tuż
za nią stał ktoś, kto ją obserwował. Nie pierwszy raz była w stanie sobie
wyobrazić znajomego, skrytego w mroku mężczyznę, na dodatek dosłownie
przenikającego ją spojrzeniem lśniących, intensywnie zielonych oczu. W jakimś
stopni zdążyła się u niego uzależnić i to przerażało ją w tym
wszystkim najbardziej.
– Co mam
zrobić?
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Nie miała
nawet pewności, czy przypadkiem nie weszła Bloodwell w sam środek
wypowiedzi. Jeśli miała być ze sobą szczera, nie obchodziło jej to.
– Ty? –
zapytała kobieta i przez moment wydała się przede wszystkim zaskoczona. –
Absolutnie nic.
– Ale…
Bloodwell
westchnęła.
– To
historia, na dodatek niepełna. Chociaż nie wątpię, że Shadow… – Urwała, jakby w obawie,
że powie za dużo. – Zresztą to coś, w co od dawna nie wierzę.
– Poddałaś
się? – zapytała z niedowierzaniem Angel. – Po tym, co mi powiedziałaś?
Więc dlaczego w ogóle chciałaś, żebym tutaj przyszła? Ja…
– Ponieważ
mnie szukałaś – padło w odpowiedzi. – I chciałam upewnić się, że
pierwsze wrażenie było mylne. Może niepotrzebnie przeciągam tę agonię, skoro
anioł, na którego wszyscy czekali, rozpadł się dawno temu.
– Ja
przecież…
– Jesteś
niepełna, Angel. Odciągnięcie cię od Shadowa było najlepszym, co mogłam zrobić,
ale przecież czuję, że w dużej mierze i tak należysz od niego. – Tym
razem głos Bloodwell zabrzmiał łagodnie i niemalże troskliwie. – Gdybym
wiedziała o tobie wcześniej, może byłoby inaczej, ale teraz…
– Nie jestem
niczyją własnością!
Kobieta
natychmiast zamilkła, już tylko biernie ją obserwując. Wyraz jej twarzy nie
zmienił się nawet wtedy, gdy Angel podniosła głos – tak po prostu, po raz
kolejny robiąc coś, nad czym nie miała kontroli. Okazywanie emocji, choćby
tylko tych negatywnych, okazało się zaskakująco proste, choć zarazem miała
wrażenie, że nie robiła tego od bardzo dawna.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Oddychała szybko i płytko, czując się tak,
jakby chwilę wcześniej przebiegła maraton. Mrowienie na skórze nie ustępowało,
jednak nieprzyjemne wrażenie zeszło gdzieś na dalszy plan, nagle mało istotne.
– Mówiłaś
o… tej dziewczynie – zaczęła raz jeszcze, bezskutecznie próbując zachować
spokój. Głos mimo wszystko jej zadrżał, gdy przymusiła się do wypowiedzenia
kolejnych słów. – O… Negatywie – podjęła, choć nazywanie w ten sposób
dziwnej zjawy z okolicy podziemi wydało jej się co najmniej nienaturalne.
Musiała mieć jakieś imię, prawda? – Mamy do niej dotrzeć przed Shadowem, tak?
Jak na kogoś, kto nie wierzy, wydajesz się mieć plan.
– To nie
plan. Raczej desperacja – stwierdziła z rezerwą Bloodwell.
Nie
uwierzyła jej. Nie potrafiła, z uporem odsuwając od siebie myśl o tym,
że mogłaby przybyć spóźniona. Cokolwiek to oznaczało.
– Ona była
taka jak ja? W niej też widziałaś… anioła? – zapytała, decydując się na
bezpośredniość.
Brwi
Bloodwell powędrowały ku górze.
– Kto
powiedział, że w tobie go dostrzegam? Ile prawdy jest w twoim
imieniu, pamiętasz? – dodała, a Angel mimowolnie się skrzywiła. –
Powiedziałam ci już, że jesteś niepełna. A ona… Ona też była. Nie zdążyłam
jej uratować, tak jak i…
– Ja tutaj
jestem.
Kobieta
spojrzała na nią dziwnie, ale przynajmniej zamilkła. Znów wydała się Angel co
najmniej nienaturalna – zbyt wyniosła, milcząca i piękna w ten
dziwny, przyprawiający o dreszcze sposób. Gdzieś w pamięci wciąż
miała słowa Shadowa, ale już nie potrafiła w nie uwierzyć. Jak na kogoś,
kogo miałaby się obawiać, Bloodwell wydawała się w jakiś pokrętny sposób
ludzka – i to pomimo tego, że raz po raz podkreślała swoją obojętność. Jak
ktoś, kto nie czuł niczego, mógł zachowywać się, jakby mu nie zależało?
Dlaczego czuję, że ciebie też skrzywdził?,
pomyślała w oszołomieniu. Co tobie
odebrał Shadow…?
Potrząsnęła
głową, bezskutecznie próbując zebrać myśli. Rozmowa z Bloodwell była
wyzwaniem, zresztą wciąż więcej komplikowała, nie przynosząc żadnych
odpowiedzi. Przeciwnie – wiązała się przede wszystkim z frustracją,
dziwnymi historiami i niedopowiedzeniami, które okazały się gorsze od
wymownego milczenia Shadowa. Miała wrażenie, że Bloodwell z nią igrała,
niepotrzebnie klucząc, zamiast postawić sprawę jasno.
Tyle że
Angel z jakiegoś powodu jej ufała. Co więcej, wcale się nie bała, wciąż
mając wrażenie, że przybyła do właściwej osoby. Obserwowała tę kobietę – piękną
i przerażającą zarazem – wcale nie czując przy tym strachu czy
wątpliwości. Wcześniejsze poczucie tego, że miała przed sobą kogoś
nieludzkiego, tak po prostu zniknęło, pozostawiając po sobie współczucie. To ją
zaskoczyło, ale nie miała innego wyboru jak tylko przyznać przed samą sobą, że
właśnie tego doświadczała.
Było jej
żal Bloodwell – tak po prostu, choć nie rozumiała dlaczego. Może chodziło o ten
brak wiary albo to, że sama wcześniej była gotowa uznać ją za kogoś bez emocji,
kogo nie dało się darzyć sympatią, ale mimo wszystko…
A potem do
niej dotarło.
W tym
wszystkim chodziło przede wszystkim o samotność. Od tej kobiety dosłownie
biła, choć Angel wątpiła, by Bloodwell ot tak się do tego przyznała. Była sama,
pozbawiona wiary i nadziei, a jednak wciąż wydawała się szukać
rozwiązania, czymkolwiek by ono nie było. Goniła za czymś, co sama wydawała się
traktować jak sen i co niosło ze sobą wyłącznie rozczarowania.
Byłam jednym z nich, uświadomiła
sobie i to wystarczyło, by znów przyprawić ją o dreszcze. Czy cokolwiek
zmieniło się pod tym względem…?
– Dlaczego?
Zamrugała, w oszołomieniu
spoglądając na swoją rozmówczynię. W pierwszym odruchu zapragnęła zapytać,
co ta tak naprawdę miała na myśli, ale przecież wiedziała.
Poruszając
się trochę jak w transie, wsunęła dłoń do kieszeni. Przez myśl przeszło
jej, że to, co wydarzyło się w domu, mogło być wyłącznie wytworem jej
wyobraźni i różane płatki, które przymusiły ją do podjęcia decyzji, po
prostu zniknęły, ale nic podobnego nie miało miejsca. Z bijącym serce
wydobyła pomiętą, ale jakimś cudem wciąż całą część kwiecia, po czym ostrożnie
podsunęła ją Bloodwell. Sama nie była pewna, co chciała w ten sposób
wyjaśnić, ale nie dbała o to. Nie potrafiła się nawet przejąć myślą, że z perspektywy
kobiety to musiało wydawać się niedorzeczne – odpowiedź, która w gruncie
rzeczy taka była i która nie znaczyła niczego.
– Ach…
Angel nie
zaprotestowała, kiedy jej rozmówczyni wyjęła jej płatek z ręki. Ujęła go
zaskakująco delikatnie, niemalże z czułością przesuwając kciukiem po
pomarszczonej powierzchni.
– Znalazłam
go… Cóż, znalazłam ich kilka – zaczęła raz jeszcze, w pośpiechu wyrzucając
z siebie kolejne słowa. – Może tracę zmysły, ale leżały rozsypane po całym
korytarzu. I prowadziły do…
– Mów dalej
– ponagliła kobieta, wyczuwając pobrzmiewające w głosie Angel wahanie.
Jej własny
nie wyrażał żadnych emocji. Nawet jeśli wątpiła, nie dała niczego po sobie
poznać. W zamian wciąż tkwiła w miejscu, uważnie przypatrując się
spoczywającemu na jej dłoni płatku.
–
Prowadziły do jednego z pokoi w domu Shadowa. Było kilka sypialni,
wszystkie zamknięte… I może tak było lepiej, bo mnie niepokoiły. –
Machinalnie objęła się ramionami. – Widywałam tam dziwne rzeczy.
– Ten dom
nigdy nie należał do Shadowa – ucięła chłodno Bloodwell.
Nawet
słowem nie skomentowała tego, co powiedziała jej Angel. Nie wydawała się
jakkolwiek zaskoczona, zupełnie jakby wzmianka o pokojach nie miała w sobie
niczego dziwnego.
– W porządku
– zgodziła się niechętnie. Kolejny raz mogła co najwyżej zgadywać, co takiego
wiedziała ta kobieta. – Widziałam ich więcej – dodała, kiwając głową w stronę
płatka. – Chociaż sama nie wiem… No i widziałam napis.
– Napis…
Angel
skinęła głową.
– Na
drzwiach. „Ona wie” – zacytowała i to wystarczyło, by poczuła się jeszcze
dziwniej. Nie sądziła, że komukolwiek o tym opowie, nie wspominając o tym,
że wyjaśnienia z każdą kolejną sekundą brzmiały jak całkowite szaleństwo.
– Pomyślałam o tobie, bo…
– Och, to
miłe. – Na ustach Bloodwell pojawił się nieco gorzki uśmiech. – Przynajmniej o mnie
ktoś pamięta… Nawet jeśli moje imię kojarzy mu się z krwią – dodała,
kolejny raz trafiając w sedno.
Angel
poczuła, że się rumieni. Znów zapragnęła zaprotestować, ale nie zrobiła tego, w zamian
wbijając wzrok w podłogę. Prawda była taka, że imię Bloodwell niezmiennie
kojarzyło jej się z krwią – tak jak i jej uroda, atmosfera, jaką
wokół siebie roztaczała, czy też znów to, w jaki sposób prezentowała się w blasku
wiecznego zmierzchu.
Czekała,
jednak nic nie wskazywało na to, by jej towarzyszka poczuła się jakkolwiek
urażona. Przeciwnie – wciąż stała, pozornie obojętna i chłodna, ale coś
zmieniło się w sposobie, w jaki się uśmiechała. Było coś szczerego w tym
geście, nawet jeśli Angel wciąż dopatrywała się w nim przede wszystkim
goryczy.
– Może coś w tym
jest – stwierdziła w zamyśleniu, wydając się zwracać bardziej do siebie
niż kogokolwiek innego. Raz jeszcze spojrzała na różany płatek. – Nie we krwi,
ale róży. To piękne kwiaty, o ile obserwować je z daleka… No i tak
szybko usychają.
Jeszcze
kiedy mówiła, spuściła głowę. Srebrzyste włosy opadły jej na twarz, częściowo
ją przysłaniając. Angel milczała, po prostu obserwując i czekając na
rozwój wypadków. Co prawda miała ochotę porządnie potrząsnąć Bloodwell i wymusić
na nie jakiekolwiek konkretne działanie, ale powstrzymała się, mimo wszystko
woląc nie ryzykować.
Prawda była
taka, że ta kobieta faktycznie przypominała różę – zbyt piękną, doskonałą i taką,
której lepiej było nie ruszać, by przypadkiem się nie poranić.
Bloodwell
wyprostowała się w pośpiechu, jak gdyby nigdy nic otrząsając z wcześniejszego
oszołomienia. Wciąż ściskała w dłoni płatek róży, niczym jakiś amulet albo
największy skarb, który pragnęła chronić.
Do czasu.
–
Poszukajmy Negatywu. Niczego ci nie obiecam, ale skoro tu jesteś, nie mogłabym
tak po prostu kazać ci odejść. – Jeszcze kiedy mówiła, tak po prostu poluzowała
uścisk, pozwalając płatkowi opaść na ziemię. Zwłaszcza w panującym na
strychu półmroku, czerwony punkcik kojarzył się Angel z kroplą krwi. –
Jeszcze nie zwiędłam. Skoro nawet ten dom mnie pamięta… Ale tam stało się coś
jeszcze, prawda? – zapytała wprost, spoglądając wprost w bladą twarz
stojącej przed nią dziewczyny. – Opowiesz mi o pokojach po drodze. Tylko
skup się, bo to ważne.
Wraz z tymi
słowami szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom. Angel w oszołomieniu
odprowadziła ją wzrokiem, wciąż czując się tak, jakby ktoś z całej siły
zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. „Co znaczy, że dom cię pamięta?!” –
cisnęło jej się na usta, ale nie zadała tego pytania na głos. Mogła się
założyć, że i tak nie otrzymałaby odpowiedzi.
Wiedziała
za to jedno. Co prawda nie miała pewności kiedy i jak, ale nagle nabrała
pewności, że ta kobieta musiała znajdować się na jej miejscu. Kto wie, może
nawet poruszała się po tych samych pokojach, wpatrzona w Shadowa jak w obrazek
i…
Przestań, nakazała sobie stanowczo.
Tyle że niemyślenie
o skrytym pod kapturem niepokojącym mężczyźnie, u którego boku przez
tyle czasu szukała bezpieczeństwa, okazało się niemożliwe.
Wciąż
milcząc, Angel pozwoliła wyprowadzić się z mieszkania. Nie była
zaskoczona, kiedy okazało się, że po drugiej stronie drzwi czekała najzwyklejsza
w świecie klatka schodowa – żadnego mroku, pustki ani innych niepokojących
rzeczy. Wszystko wróciło do normy, o ile w świecie, który w każdej
chwili mogła pochłonąć wieczna noc, pojęcie to miało jakąkolwiek rację bytu.
Westchnęła w duchu.
Może powinna się bać, ale nie potrafiła.
Prawda była
taka, że pierwszy raz nie czuła się samotna. I choć nie była w stanie
stwierdzić, czy jej decyzja miała okazać się słuszna, w tamtej chwili
ufała Bloodwell bardziej niż sobie samej.
Dzień dobry! Rozdział bez większych niespodzianek z terminami, co bardzo mnie cieszy. No i może w końcu cokolwiek się rozjaśni albo… Hm, to może być jeszcze większa zmyłka. W końcu ten pomysł wydaje się tak cudownie prostu…Jak zwykle dziękuję za obecność. Całość pozostawiam do Waszej oceny. I cóż, do napisania wkrótce, mam nadzieję!A dzisiejszy wpis w całości sponsoruje cudowny soundtrack do „Lucyfera”.
KOCHAM za piosenkę. No i po tym rozdziale trochę się na Ciebie odgniewuję. Ale tylko troszkę.
OdpowiedzUsuńProszę Państwa, wielkie wydarzenie! Mamy prawie-odpowiedzi w tym rozdziale! Aż się wzruszyłam. Czuję się tak, jakbym obserwowała swoje pierworodne, które po raz pierwszy wstaje na nogi i przedreptuje kilka chwiejnych kroków. Coś wspaniałego. Szkoda że wraz z końcówką rozdziału moja radość niewdzięcznie klapnęła na pupę :)
Aczkolwiek chyba to mamy - pierwsza wizja zakończenia zaczyna mi się klarować w głowie. No, może nie zakończenia ale chyba zaczynam coś łapać. Co prawda zdaję sobie sprawę z tego, że to Ness-Reklamacji-Nie-Uwzględnia-Się, więc nie przywiązuję się za bardzo do tego scenariusza, no ale... Jestem dobrej myśli :p
K.