Jej kroki wydawały się
nienaturalnie głośne. Rozchodziły się echem po małej, pogrążonej w mroku
klatce schodowej, skutecznie przyprawiając Angel o dreszcze. Raz po raz
wodziła wzrokiem dookoła, w ciemnościach próbując wypatrzeć ewentualnego intruza,
ale wszystko wskazywało na to, że była sama. Nie widziała ani dziewczynki,
która doprowadziła ją aż do tego miejsca, ani Bloodwell czy kogokolwiek innego.
W gruncie rzeczy nawet nie wyobrażała sobie, że kobieta, z którą
miała się spotkać, mogła pojawić się akurat tutaj.
Stopnie
zaskrzypiały pod jej stopami, gdy z wolna ruszyła na górę. Stawiała
kolejne kroki powoli i z rozwagą, zupełnie jakby drewniane schody w każdej
chwili mogły się pod nią zarwać. Z jakiegoś powodu tak się czuła – jak
ktoś, kto stąpał po cienkim lodzie, aż prosząc się o nieszczęście. To, że w ciemnościach
widziała niewiele, nie pomagało.
Zacisnęła
powieki, choć wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Chciała zaufać sobie,
ale nie potrafiła – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. Choć
dotarła aż do tego miejsca, wciąż miała wątpliwości. Ta świadomość doprowadzała
dziewczynę do szału, zwłaszcza że jakaś jej cząstka chciała po prostu ruszyć
przed siebie i pozwolić, by zadziało się wszystko to, co powinno.
Konsekwencje przecież nie były ważne i liczyła się z tym od momentu, w którym
zdecydowała się uciec od Shadowa.
Gdyby była
dość silna…
Zacisnęła
dłonie w pięści – tylko na chwilę, po prawie natychmiast przeniosła jedną
na poręcz. Nie dając sobie czasu na dalsze wątpliwości, weszła jeszcze wyżej –
krok za krokiem, nie zamierzając czekać aż znów stchórzy. Była tutaj, tak? Za
daleko zaszła, by teraz stchórzyć.
Mimo
wszystko czuła się dziwnie, wciąż mając wrażenie, że w którymś momencie
coś pójdzie nie tak. Że spadnie, jakkolwiek miałoby do tego dojść na tych
schodach. Z każdym krokiem spodziewała się pustki – tego dziwnego,
nieprzyjemnego wrażenia, które towarzyszyły człowiekowi, kiedy próbował wejść
na kolejny, w rzeczywistości nieistniejący stopień.
Nie miała
pewności, co ją podkusiło, by otworzyć oczy. Kiedy się na to zdobyła, odkryła,
że dotarła na szczyt, zatrzymując tuż przed zamkniętymi drzwiami. Nerwowo
obejrzała się przez ramię, co najmniej zaskoczona własnym wyczuciem. Z jakiegoś
powodu wiedziała, kiedy się zatrzymać, choć nie to było w tym wszystkim
najdziwniejsze. O wiele bardziej zaskakujące okazało się to, że w całym
budynku najwyraźniej znajdowały się tylko jedne drzwi. To i schody – nic
ponadto, choć Angel sądziła, że znalazła się wewnątrz kamieniczki. Szukała
jakiegokolwiek korytarza, innych mieszkań albo choćby okna, ale nic podobnego
nie miało miejsca.
Tylko te
drzwi u szczytu schodów, których stopnie z jakiegoś powodu wciąż ją
niepokoiły. Czuła się, jakby jednak mogła spaść – zatoczyć w tył i stoczyć
na sam dół, gdyby tylko spróbowała sięgnąć celu. Nie miało nawet znaczenia to,
że wejście znajdowało się tuż na wyciągnięcie ręki.
Weź się w garść!, warknęła na
siebie w duchu.
Nie
obejrzała się, choć miała taką ochotę. Jak wysoko weszła? Nie kontrolowała
tego, ale nagle naszło ją irracjonalne wrażenie, że gdyby obejrzała się przez
ramię, zobaczyłaby wyłącznie pustkę. To nie miało sensu, ale choć Angel
doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie potrafiła ot tak przyjąć tego
do świadomości. W gruncie rzeczy od chwili przebudzenia w tym dziwnym
świecie nie ufała ani sobie, ani nikomu innemu.
Sama nie
była pewna, czego się spodziewała, kiedy w końcu odważyła się nacisnąć
klamkę. Na pewno nie tego, że drzwi ot tak ustąpił, pozwalając jej wkroczyć do
pogrążonego w ciemnościach pomieszczenia.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Serce tłukło jej się w piersi, waląc szybciej i mocniej
niż mogłaby się spodziewać. Wrażenie było takie, jakby nieszczęsny narząd
chciał wyrwać się na zewnątrz i jednak uciec. Angel skrzywiła się, wciąż
ogarnięta strachem, choć ten wydawał się irracjonalny. Nawet słabość, która
ogarnęła ją, kiedy błądziła po lesie, a tym bardziej spotkanie z Negatywem,
nie wzbudziło w niej tak wielu wątpliwości.
– Jesteś.
Wzdrygnęła
się słysząc znajomy, wyprany z jakichkolwiek emocji głos. Coś poruszyło
się w ciemnościach, a potem tuż przed nią dosłownie zmaterializowała
się Bloodwell. Kobieta spokojnie stała, wydając się wręcz jaśnieć w ciemnościach
– piękna, nienaturalnie blada i jasnowłosa. Niebieskie, przypominające lód
oczy wydawały się wręcz przenikać Angel na wskroś, sprawiając, że dziewczyna
momentalnie zapragnęła się wycofać.
Przełknęła z trudem,
próbując się uspokoić. Sama tutaj przyszła, na dodatek w konkretnym celu.
Już miała okazję poznać Bloodwell, a skoro tak…
– Szukałam
cię – oznajmiła, decydując się postawić sprawę jasno. – Ja…
– Tak,
Angel?
Jej imię w ustach
kobiety zabrzmiało dziwnie, co najmniej jak kpina – zupełnie inaczej niż wtedy,
gdy wypowiadał je Shadow. Dziewczyna z trudem powstrzymała dreszcz,
ostatecznie ograniczając się do ucieknięcia wzrokiem gdzieś w bok. Chciała
tego czy nie, nie potrafiła patrzeć Bloodwell w oczy.
Co wiesz?, przeszło jej przez myśl. Co wiesz… o mnie?
Dlaczego
miała wrażenie, że odpowiedź na to pytanie wytrąciłaby ją z równowagi?
Jeśli Shadow ją okłamywał, ona mogła znać prawdę, ale…
–
Przyprowadziła mnie tutaj dziewczynka – zaczęła, w pośpiechu wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Ta, której pomogłam na placu. Powiedziała…
Urwała,
bowiem cudze palce bez jakiegokolwiek ostrzeżenia musnęły jej policzek.
Odskoczyła jak oparzona, zataczając się na zamknięte drzwi i rozszerzonymi
oczyma spoglądając na Bloodwell. Nie zarejestrowała momentu, w którym
kobieta pokonała dzielącą ich odległość, dosłownie materializując się tuż przed
nią. Jej twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji, kiedy tak po prostu
przesuwała palcami po policzku Angel, bynajmniej niezrażona tym, że ta mogłaby
przed nią uciekać.
– I ja
się z tym czujesz? – zapytała nieoczekiwanie, zatrzymując palce dokładnie w miejscu,
w którym znajdowała się wciąż nie do końca zagojona szrama po uderzeniu. O dziwo
nie zabolało, zwłaszcza że palce kobiety okazały się przyjemnie chłodne.
– Z czym?
Bloodwell
wydęła usta.
– Z tym,
co zrobiłaś. Zareagowałaś – wyjaśniła usłużnie. – A teraz tutaj jesteś…
Może pomyliłam się co do ciebie.
Nawet jeśli
to było komplement, wcale nie zabrzmiał szczególnie zachęcająco. Angel była
gotowa przysiąc, że Bloodwell nie była osobą, która przywykła do mówienia innym
miłych rzeczy. I choć to by znaczyło, że powinna poczuć się wyróżniona,
wciąż mogła myśleć co najwyżej o tym, by zniknąć kobiecie z oczu – i to
najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
– Chodziło o dziecko
– powiedziała w końcu. – Nie mogłam tak po prostu się przyglądać.
– Dlaczego
nie? Nawet nie chcesz tutaj być. – Bloodwell parsknęła pozbawionym wesołości
śmiechem. – Czemu przyszłaś? Teraz chcesz pomocy?
– A co
jeśli tak? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Naprawdę
zaczynała mieć tego dość. Dobry Boże, zdecydowała się na coś, co na dłuższą
metę wciąż wydawało się szalone. Nadal pamiętała, co o tej kobiecie
powiedział Shadow i choć miała dość powodów, by mu nie ufać, nie potrafiła
pozbyć się wspomnienia jego słów. To wszystko wydawało się do tego stopnia
skomplikowane i niepokojące…
A Bloodwell
ją przerażała – tą obojętnością, wyniosłością… Tym lodowatym pięknem od którego
pragnęło się uciec.
– Zapytam
co się zmieniło – wyjaśniła ze spokojem kobieta. Tym razem jej głos zabrzmiał
wręcz zaskakująco łagodnie, niemal troskliwie. – Sądziłam, że wybrałaś na
placu. Bezpieczne cienie zamiast prawdy.
– Skąd mam
wiedzieć, że akurat ty mówisz prawdę?
Coś
ścisnęło ją w gardle, ledwo tylko wypowiedziała te słowa. Wrażenie
stąpania po cienkim lodzie wróciło, choć tym razem możliwość upadku
zdecydowanie nie wiązała się z faktycznie zbyt pochopnie postawionym
krokiem. Angel miała wrażenie, że rozmowa z Bloodwell polegała dokładnie
na tym samym, co wcześniej wspominanie się po schodach – i że w każdej
chwili mogłaby tego spotkania pożałować.
Czekała,
niemalże spodziewając się, że kobieta przed nią wpadnie w gniew. Z łatwością
mogła sobie tego wyobrazić, w gruncie rzeczy nie potrafiąc przyjąć do
wiadomości tego, że ta istota mogłaby poczuć cokolwiek innego. O ile czuła
cokolwiek, a już zwłaszcza pozytywne emocje, chociaż…
– Spójrz na
mnie.
To krótkie
polecenie wystarczyło, by wytrącić Angel z równowagi. Dziewczyna
zesztywniała, przez moment czując się co najmniej tak, jakby ktoś próbował ją
uderzyć. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, już nawet nie próbując
ukrywać tego, że mogłaby się bać. Świadoma wyłącznie tego, że nagle zrobiło jej
się gorąco, przez dłuższą chwilę walczyła ze sobą, nie będąc w stanie tak
po prostu podporządkować się poleceniu.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu uniosła głowę. Z jakiegoś
powodu Bloodwell nie poganiała jej, cierpliwie czekając i nawet słowem nie
komentując tego, że Angel mogłaby zwlekać ze spojrzeniem jej w twarz. Ta
wciąż porażała pięknem i obojętnością, w równym stopniu zachwycająca,
co i odpychająca.
– W jaki
sposób się tutaj dostałaś? – odezwała się ponownie kobieta. Starannie
wypowiadała kolejne słowa, wciąż przy tym lustrując twarz Angel wzrokiem. –
Przyprowadziła cię dziewczynka, ale to miejsce… Trzeba czegoś więcej niż chęci,
by dostać się tutaj.
– Nie
rozumiem…
Kobieta
westchnęła.
–
Naturalnie. Ale zastanów się i mi odpowiedz – nie dawała za wygraną. – Jak
weszłaś po tych schodach.
Brwi Angel
powędrowały ku górze. Na moment strach zniknął, skutecznie wyparty przez dezorientację
i… frustrację. Dokąd niby prowadziła ta rozmowa?
– Chciałam
– powiedziała w końcu. – To nie ma sensu. Chciałam, więc przyszłam, ale…
– Więc
inaczej – zniecierpliwiła się Bloodwell. Dotychczas idealną, nieskazitelną
twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. – Skąd wiedziałaś, że nie spadniesz?
To pytanie
również było dziwne, ale o wiele bardziej oszołomiło Angel to, że jej
rozmówczyni trafiła w sedno, jakimś cudem pytając o coś, co ją samą
dręczyło od dłuższego czasu. Skąd…?,
przeszło jej przez myśl, ale tak naprawdę wcale nie chciała poznać odpowiedzi
na to pytanie.
Nie chciała
bardzo wielu rzeczy.
– Ja… Rany,
nie wiedziałam! – jęknęła, nagle tracąc cierpliwość i panowanie nad
głosem. Poczuła się dziwnie, kiedy tak po prostu podniosła ton przy Bloodwell,
ale nawet to nie powstrzymało jej przed tym, by mówić dalej. – Chciałam tu
przyjść, więc przyszłam. Musiałam… zaufać – dodała, nagle uprzytomniając sobie,
że to prawda.
Bloodwell w zamyśleniu
skinęła głową. Wycofała się, wciąż z uwagą przypatrując swojemu gościowi.
– Więc w tym
rzecz – wyjaśniła i zabrzmiało to niemal łagodnie. – Tak samo musisz
zaufać, że ja cię nie okłamuję… Chyba że to jednak Shadow mówi prawdę – dodała,
a do jej głosu wkradła się gorycz. Angel zamrugała, coraz bardziej oszołomiona.
– To twój wybór. Dość naturalny, bo domyślam się, co ci o mnie powiedział.
– A ile
w tym prawdy? – zaryzykowała, choć wciąż miała wrażenie, że za którymś
razem jednak powie o słowo za dużo.
Błękitne
oczy miały w sobie coś nienaturalnie przenikliwego.
– A ile
prawdy jest w twoim imieniu, Angel?
Zacisnęła
usta. Frustracja wróciła i to ze zdwojoną siłą, skutecznie przysłaniając
lęk. Chociaż jakaś jej cząstka wciąż obawiała się Bloodwell, a w pamięci
nadal miała wszystko to, co powiedział o kobiecie Shadow, łatwiej było jej
zapanować nad lękiem. W zamian czuła się coraz bardziej rozdrażniona
kierunkiem, który przybrała rozmowa, zwłaszcza że ta wydawała się prowadzić
donikąd.
Na ustach
obserwującej ją kobiety pojawił się nikły, pozbawiony wesołości uśmiech.
– Więc? –
zapytała wprost. – To wcale nie jest takie trudne.
Angel
puściła jej słowa mimo uszu. Nie chciała się nad tym zastanawiać, w gruncie
rzeczy pragnąc już tylko jednego.
– Prawda –
przypomniała cicho. – Powiedziałaś, że wszystko mi wyjaśnisz, więc…
– Kiedy? –
przerwała kobieta. Tym razem jej głos zabrzmiał niemalże łagodnie. – Niczego
takiego nie obiecywałam. Stwierdziłam jedynie, że dokonałaś wyboru na placu.
– Ale teraz
jestem tutaj!
Było coś
desperackiego w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa. Myśl o tym,
że być może traciła czas, ją przerażała – i to zwłaszcza po wszystkim, co
Bloodwell powiedziała na temat zaufania. Jeśli wszystko to, co zrobiła, okazałoby
się stratą czasu…
Miała
wrażenie, że jej rozmówczyni milczała przez całą wieczność.
– To prawda
– przyznała w końcu. – I chyba powinnam się tego cieszyć, ale nie
potrafię. Nadzieję straciłam już dawno temu.
– Nadzieję
na co? – nie dawała za wygraną Angel. Sęk w tym, że sama nie była pewna,
czy chciała wiedzieć akurat o.
Bloodwell
wzruszyła ramionami.
– Na świt –
wyjaśniła ze spokojem. – Pamiętasz? Nigdy więcej poranka…
– Wciąż tego
nie rozumiem.
Mętlik w głowie
przybrał na sile. Spoglądała na Bloodwell wyczekująco, po wyrazie twarzy
kobiety próbując zrozumieć, z czym tak naprawdę miała do czynienia. Już
nie myślała o tym, że została sama z kimś, komu tak naprawdę nie
potrafiła zaufać. Cóż, nie bardziej niż Shadowowi, a to o czymś
świadczyło. Jakby tego było mało, wciąż trwały w tym dziwnym, pozbawionym
światła miejscu, ale…
– Już nie
pamiętam jak to było kiedyś – usłyszała i coś w tych słowach
przyprawiło ją o dreszcze. Bloodwell zabrzmiała inaczej niż do tej pory,
bardziej nostalgicznie, choć Angel nie sądziła, że stać ją na coś takiego. Jak
na kogoś podobno wypranego z emocji, wydawała się zadziwiająco wręcz
ludzka. – Nie potrafię już nawet docenić ostatnich promieni słońca, które
przecież mamy na co dzień… A powinnam, skoro w każdej chwili mogą
zniknąć.
– Zapadnie
noc? – Angel z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Myślałam, że słońce
jest nieruchome. Tak mi mówiliście: że zawsze trwa w jednej pozycji.
– To
prawda. Na razie – padło w odpowiedzi. – A teraz pojawiłaś się ty…
Ucieszyłabym się, gdyby nie to, że trwałaś u jego boku. Odeszliście razem.
– Shadow…
– Nie ufasz
mu. Ani mnie… To wszystko zrozumiałe. – Bloodwell westchnęła przeciągle. – Tyle
dobrego, że tutaj jesteś. Tyle że to wciąż za mało, Angel. Albo jest już za późno.
Nerwowo
zacisnęła dłonie w pieści.
– Za późno
na co?!
Samą siebie
zaskoczyła tym, że podniosła głos. Również brwi obserwującej ją kobiety powędrowały
ku górze, jakby w niedowierzaniu.
– Tyle gniewu
– stwierdziła w zamyśleniu, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonej takim
stanem rzeczy. – Więc może jednak… Jesteś inna niż początkowo sądziłam. Na
placu wydawałaś się martwa, ale martwi nie okazują emocji.
Zesztywniała,
przez moment czując się co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył. Otworzyła i zaraz
zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Mocniej
zacisnęła dłonie w pieści, gotowa przysiąc, że gdzieś po wewnętrznej
stronie nadgarstków poczuła nieprzyjemne pieczenie. W pamięci Angel
zamajaczył moment, w którym Shadow pierwszy raz w sugestywny sposób przesunął
palcami po jej skórze – w jakże wymowny sposób, który…
Nawet jeśli
Bloodwell zauważyła zmianę w jej zachowaniu, nie dała niczego po sobie poznać.
W zamian jak gdyby nigdy nic mówiła dalej.
– Ten świat
gaśnie. Obserwuję to tak długo, a jednak wciąż nie przywykłam do tej
myśli. Wieczny zachód, bez szans na poranek… Gdyby chodziło tylko o to,
może bym przywykła. Bo to jak równowaga, prawda? Rodzaj kompromisu, na który
wszyscy się zgodziliśmy. – Kobieta zawahała się na dłuższą chwilę. – Tam gdzie
pojawi się choć najsłabsze światło, zawitają również cienie. Podstępne zjawisko,
nie uważasz? To tak naturalne, że… przestajesz zwracać na nie uwagę. Aż jest za
późno.
Mogła tylko
zgadywać, o czym mówiła Bloodwell. Pod względem wyjaśnień kobieta wydawała
się jeszcze trudniejsza od Shadowa, który przynajmniej udawał, że zamierza
cokolwiek wytłumaczyć. W gruncie rzeczy wymijające odpowiedzi były lepsze
od kluczenia, a przynajmniej tak do tej pory sądziła Angel. Trwając w obojętności,
która towarzyszyła jej przez tyle czasu, bardzo łatwo mogła znosić niedopowiedzenia
i kłamstwa – po prostu godziła się na wszystko, nie widząc żadnego powodu,
by chcieć walczyć.
Tyle że
teraz było inaczej. Pragnęła zrozumieć, choćby tylko po to, by uniknąć
rozczarowania związanego ze stratą czasu. Tak naprawdę wszystko w niej
krzyczało, że to nie godziny spędzone na błądzeniu po lesie były najgorszym,
czego mogłaby doświadczyć. Gdyby teraz się poddała, utraciłaby coś jeszcze…
Coś o wiele
cenniejszego, choć nie potrafiła tego nazwać.
I mogła
przysiąc, że Bloodwell doskonale wiedziała co to takiego.
Jakby tego
było mało, Angel czuła, o czym tak naprawdę mówiła kobieta. Albo o kim,
zwłaszcza że wzmianka o podstępnych cieniach nasunęła jej na myśl tylko
jedno.
– Kim on
jest? – zapytała wprost. – Czego tak naprawdę pragnie Shadow?
– A czy
to ważne? – padło w odpowiedzi. Coś w tych słowach sprawiło, że
dziewczyna momentalnie zapragnęła chwycić Bloodwell za ramiona i porządnie
nią potrząsnąć. – Może tak będzie lepiej. Prędzej czy później musiało do tego
dojść… Zapomnienie prędzej czy później dosięga każdego.
– Nie chcę
tego – zaoponowała, ale czuła się przy tym trochę jak buntujące się dziecko,
wymagające czegoś, czego i tak nie miało dostać. Bo jakie znaczenie tak
naprawdę miało to, czego pragnęła?
– Ja
również. Tyle że to za mało – stwierdziła Bloodwell. Brzmiała przede wszystkim
na coraz bardziej zmęczoną. – Była kiedyś przed tobą dziewczyna… I w niej
również pokładałam olbrzymie nadzieje. Na marne.
– Nie
jestem nią.
O dziwo
Bloodwell jedynie się uśmiechnęła – w ten sam smutny, wyraźnie wymuszony
sposób.
– Może. Przekonajmy
się – zaproponowała, jak gdyby nigdy nic odsuwając się o kilka kroków.
Dopiero wtedy do Angel z całą mocą dotarło, że od dłuższego czasu tkwiła w miejscu,
niespokojnie drżąc. – Pytaj więc. Wiem, że masz ochotę.
– Ja…
Zamrugała
nieco nieprzytomnie, przez moment czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś
ciężkim po głowie. Choć dopiero co na usta cisnęły jej się dziesiątki pytań,
kiedy przyszło co do czego, nie była w stanie zadać żadnego z nich. W zamian
po prostu stała, bezmyślnie wpatrując się w Bloodwell – i to tak
długo, aż nienaturalnie piękna twarz kobiety zaczęła rozmazywać jej się przed
oczami.
A potem
wyrzuciła z siebie pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy.
– Widziałam
kogoś, kiedy szukałam drogi do miasta. Obok… tych dziwnych ruin, w których
znalazł mnie Shadow.
Sądziła, że
te słowa nie zrobią na jej rozmówczyni żadnego wrażenia. Spodziewała się
obojętności albo jakiejkolwiek mało znaczącej odpowiedzi, która nie wyjaśniłaby
absolutnie niczego. W gruncie rzeczy wszystko w niej aż krzyczało, że
rozmowa i tak prowadziła donikąd, a ona jednak traciła czas.
Ale tym
razem Bloodwell zareagowała. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, chociaż Angel
trudno było stwierdzić, co było tego przyczyną – wzmianka o intruzie czy
może o podziemiach, do których wejście kryło się w samym środku lasu.
– Kto…?
– Nie wiem
jak to opisać – przyznała z wahaniem Angel. – A może śniłam? Ona
była… naprawdę dziwna. Była…n
Wzdrygnęła
się, kiedy kobieta wyciągnęła ku niej rękę. Ostatecznie Bloodwell nie
zdecydowała się jej dotknąć, ale coś w sposobie,
w jaki dosłownie przenikała Angel wzrokiem, skutecznie przyprawiło
dziewczynę o dreszcze.
– Opowiedz
mi – poleciła spiętym tonem.
Nawet gdyby
chciała, nie potrafiłaby odmówić. Tak naprawdę nie chciała, myślami wciąż będąc
przy dziwnym spotkaniu z istotą, której wciąż nie potrafiła nazwać.
– Wyglądała…
jak w negatywnie. Czy to ma sens? Ona… po prostu tam była i…
– Negatyw… –
powtórzyła Bloodwell. – Jesteś pewna? Widziałaś ją właśnie tam? – nie dawała za
wygraną.
Angel się
wzdrygnęła. Obserwując twarz stojącej tuż przed nią kobiety, skutecznie przypomniała
sobie, dlaczego na samym początku ta wzbudzała w niej aż tak silne obawy.
– Znasz ją?
Naprawdę tam była? – zapytała, ostrożnie dobierając słowa. – Myślałam, że… To było
jak sen – przyznała w końcu. – Mogłam śnić…
Zamknęła
oczy, choć w ciemnym pomieszczeniu nie robiło to żadnej różnicy. Myślami
wciąż była przy dziewczynie z ruin – niepokojącej, o odwróconych
kolorach i…
– To nie
sen – doszedł ją cichy głos Bloodwell. – Ale raczej ktoś, o kim zapomniano
już dawno temu. I lepiej dla nas, byśmy odszukały ją, zanim zrobi to
Shadow.
Te słowa
również nie wyjaśniały niczego, ale Angel i tak nie pozostało nic innego,
jak tylko po raz kolejny zaufać.
Nie wiem, co tutaj się wydarzyło. Te wszystkie miesiące… Cóż, najważniejsze, że rozdział się pojawił. I to nic, że kolejny raz przegapiłam rocznicę – już trzecią – tego powiadania. W lutym. :’)Wspominałam to nie raz, ale powtórzę: ta historia jest specyficzna. I chwilami zbyt ciężka dla mnie samej, ale jedno jest pewne – dokończę ją.Dziękuję za obecność. Spóźnione, ale i tak wesołych świąt, kochani!
Tyle czekałam na to spotkanie i jakieś odpowiedzi... A tu takie kwiatki. Ach, Ness :)))
OdpowiedzUsuńTylko piosenka mi się podoba. Obrażam się na ciebie niczym przystało na niewdzięczną, wiecznie spóźnioną Czytelniczkę!
"martwi nie okazują emocji..." Cóż, chociaż tyle dobrego, bo już myślałam, że zeszłam na zawał podczas czytania, ale jednak nie, skoro się na Ciebie GNIEWAM.
K.