Nie doczekała się odpowiedzi.
Tak naprawdę nie musiała, nagle uświadamiając sobie, że nie potrzebowała
wskazówek. Cisza, wymowne spojrzenia i uczucia, które już od jakiegoś
czasu narastały w jej wnętrzu, wydawały się mówić same za siebie.
Negatyw milczała,
unikając jej spojrzenia. Z uporem spoglądała w nieprzenikniona
ciemność, jakby w mroku podziemi dostrzegała coś, czego inni mogli się co
najwyżej domyślać. Twarz istoty pozostawała bez wyrazu, pozbawiona
jakichkolwiek interpretowalnych emocji. Tylko pustka, której Angel już nawet
nie próbowała zrozumieć.
Rachel.
Mam na imię Rachel…
Ta myśl
wracała niczym bumerang, z jednej strony klarowna i jednoznaczna, ale
z drugiej nie do końca… właściwa. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że
brakowało czegoś istotnego. Raz po wraz powtarzała to imię – swoje imię
– ale to przemykało przez jej umysł, nie pozostawiając żadnego konkretnego
śladu. Było, ale równie dobrze mogło należeć do kogoś innego.
Jestem
niepełna. I w tym problem.
Tyle że nie
miała pojęcia, co z tym zrobić. Czepiała się tego przekonania, ale nie
potrafiła wyciągnąć żadnych wniosków. Szukała rozwiązania, ale to wydawało się
poza jej zasięgiem – i to pomimo tego, że Angel miała wrażenie, że
znajdowało się na wyciągnięcie ręki.
Przycisnęła
obie dłonie do piersi, dokładnie w miejscu, w którym trzepotało się
serce. Tłukło się równym, przyśpieszonym rytmem, jakby chcąc wyrwać się na
zewnątrz i uciec gdzieś daleko. Gdzieś w piersi wciąż czuła dziwny,
przytłumiony ucisk, jakby niewidzialne dłonie zaciskały się na nieszczęsnym
narządzie, niezmiennie go miażdżąc. W pamięci miała obrazy, który pojawiły
się w jej głowie w chwili, w której spróbowała zrozumieć Negatyw
– tak pełne bólu, obojętności i gniewu, który czuła, choć nie powinna…
Jakaś jej
cząstka wciąż nie chciała rozumieć. Angel z kolei wciąż nie miała
pewności, w jaki sposób powinna się jej przeciwstawić.
– Co tam
jest? – zapytała cicho, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Tak
naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi. Jej towarzyszki milczały jak zaklęte,
unikając spoglądania zarówno na nią, jak i na siebie nawzajem. Negatyw
zwróciła się bokiem do obecnych, wbijając wzrok w ciemność, choć nie
sprawiała przy tym wrażenia kogoś, kto dostrzegał w niej coś wyjątkowego.
Angel przynajmniej próbowała mieć nadzieję, że nie czaiło się tam coś, czego
powinny się obawiać.
Zacisnęła
usta. Jeszcze jakiś czas temu brak odpowiedzi nie zrobiłby na nie większego
wrażenia, ale tym razem wszystko było inna. Cisza nie niosła ze sobą ukojenia,
zresztą jak i obojętność. W tej drugiej już nie potrafiła się
zatracić, choć jakaś jej cząstka za tym tęskniła.
– Zapytałam
o coś – zniecierpliwiła się. – Co tam jest?
Ale i tym
razem nie otrzymała odpowiedzi. Poirytowana i zarazem zaskoczona tym, że
tak po prostu podniosła głos, zrobiła zdecydowany krok ku ciemności. Coś
ścisnęło ją w gardle na myśl o zagłębieniu się w nieprzenikniony
mrok, ale stanowczo odepchnęła wątpliwości na bok. Skoro odpowiedzi nie
nadchodziły…
Cudza dłoń
bez ostrzeżenia zacisnęła się na jej nadgarstku. Angel wzdrygnęła się i obejrzała,
spoglądając wprost w skupione, przypominające kryształku lodu oczy
Bloodwell.
– Nie idź
tam. Nie teraz – upomniała nieznoszącym sprzeciwu tonem kobieta. – To nie jest
ten moment.
– Więc mi
odpowiedz.
Bloodwell
potrząsnęła głową. Uciekał wzrokiem gdzieś w bok i wtedy do Angel
dotarło coś aż nazbyt oczywistego. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, w ostatniej
powstrzymując się przed wypowiedzeniem dręczącej ją myśli na głos. Tak naprawdę
nie musiała więcej pytać. Wiedziała.
A one nie.
Potrząsnęła
głową, wciąż pogrążona we własnych myślach. Żadna z nich – ani Bloodwell,
ani Negatyw – nie znały odpowiedzi na dręczące ją pytania. Może nawet się nad
tym nie zastanawiały, zupełnie jakby to nie miało znaczenia. Cokolwiek kryło
się w ciemnościach, dla nich pozostawało bez znaczenia. Albo, co nagle
poraziło Angel jeszcze bardziej, najzwyczajniej w świecie się bały.
Strach
przed ciemnością… Bo w końcu najgorsze jest to, czego nie potrafimy
zobaczyć…
Zacisnęła
dłoń w pięść. Poruszając się trochę jak w transie, zdecydowanym
ruchem oswobodziła rękę z uścisku Bloodwell. O dziwo ta odpuściła
prawie natychmiast, luzując chwyt i odsuwając się na bezpieczna odległość.
Twarz kobiety wykrzywił grymas, ale ten prawie natychmiast ustąpił miejsca
obojętności. Angel zawahała się, przez chwilę bliska tego, żeby jednak
odpuścić, ale nie dała sobie czasu na wątpliwości. Już i tak zdradziła
zbyt wiele czasu.
Tym razem
nikt nie zaprotestował, kiedy nieśpiesznie ruszyła przed siebie. Szła powoli,
ostrożnie stawiając kolejne kroki. Wciąż czuła na sobie spojrzenia Bloodwell i Negatywu,
ale nawet jeśli którakolwiek z nich miała jakieś uwagi, zachowały je dla
siebie. Choć Angel nie sądziła, że to w ogóle możliwe, myśl o obojętności,
którą wykazywały, jedynie ją sfrustrowała. Oczekiwała… czegokolwiek, a jednak
spotkało ją rozczarowanie.
Gniew,
który nagle poczuła, okazał się zaskakująco motywujący. Czy one czuły się tak
samo, kiedy obserwowały ją wcześniej? Nie miała pewności, ale z łatwością
mogła wyobrazić sobie frustrację Bloodwell, zwłaszcza gdy przypomniała sobie
pierwsze spotkanie. Już wtedy działo się coś, co niepokoiło lodowatą piękność.
Jak miałaby czuć się pewnie, jeśli już na wstępie ujrzała… po prostu Angel –
wycofaną i obojętną, skupioną na posłusznym podążaniu za kimś, kto
zdecydowanie nie chciał dla niej dobrze?
Cisza
okazała się równie niepokojąca, co i napierająca ze wszystkich stron
ciemność. Mimo wszystko szła dalej, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że
czuła się przy tym tak, jakby wiedziała, dokąd powinna się udać. Czuła
przenikliwy chłód – jakże znajomy, zwłaszcza że doświadczyła go już po
przebudzeniu – ten jednak nawet w połowie nie dawał się jej we znaki tak
bardzo, jak za pierwszym razem. Zupełnie jakby wcześniej wszystko działo się
tylko w jej głowie. Coś się zmieniło i choć Angel wciąż towarzyszył
przenikliwy, narastający we wnętrzu niepokój, już nie czuła się tak krucha i narażona
jak w chwili, w której ocknęła się w mroku, przerażona
perspektywą błąkania się po wieczność.
Poruszała
się ostrożnie, ale zarazem pewnie, choć to pojęła dopiero po kilku kolejnych
sekundach. Podświadomie wiedziała, gdzie i kiedy powinna skręcić. W pewnym
momencie wyciągnęła dłoń tylko po to, by – bynajmniej nie zaskoczona – odkryć,
że po jej prawej stronie znajdowała się ściana, dokładnie w miejscu, w którym
od początku spodziewała się ją zastać. Wtedy też ostatecznie nabrała pewności,
że układ podziemi był dziwnie znajomy, na dodatek w sposób, którego po
przywołanym wspomnieniu nie potrafiła pomylić z niczym innym.
Przedpokój,
salon, łazienka… Niczym mieszkanie, które teraz pamiętała tak dobrze.
Zatrzymała
się w pół kroku, przez kilka kolejnych sekund trwając w bezruchu i bezmyślnie
wpatrując się w ciemność. Chłód przenikał całe jej ciało, a serce jak
szalone tłukło się w piersi. Bum-bum. Bum… Czuła je w gardle,
choć wiedziała, że to niemożliwe, żeby się przesunęło. Wiele z tego, czego
doświadczała, nie miało związku z rzeczywistością.
A jednak
tutaj była, zagubiona i niezdolna złączyć w jedno kawałków układanki,
które zdołała zgromadzić. Wciąż czegoś brakowało – a może to ona nie
chciała przyjąć do wiadomości wszystkiego, co wiedziała. Była niemalże gotowa
przysiąc, że powinna rozumieć. Problem polegał na tym, że wcale tego nie
chciała.
Mam na
imię Rachel…
Ze świstem
wypuściła powietrze. Wciąż czekała, choć nic nie wskazywało na to, żeby
cokolwiek miało się zmienić. W ciszy odliczała kolejne sekundy, aż w pewnym
momencie zwątpiła, czy skupiała się na nich, czy na kolejnych uderzeniach
serca. Wątpliwości nie zniknęły, ale chłód, który dotychczas dawał jej się we
znaki, zaczął ustępować. Chociaż wciąż czuła się nieswojo, lęk zmalał na tyle,
by zdołała swobodnie odetchnąć. Już się nie bała – nie tak bardzo, jak mogłaby
się spodziewać.
Nie miała
powodów. To miejsce – jakkolwiek dziwne i niepokojące – nie miało w sobie
niczego, co powinno przerażać. Angel nagle nabrała pewności, że tak naprawdę
miało w sobie jeden, jedyny mankament: było puste. Puste i zapomniane.
A przy tym
dziwnie znajome, choć nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
Czasami
nie warto zawracać sobie głowę przeszłością.
Zamknęła
oczy, choć w obecnej sytuacji to i tak nie czyniło jej żadnej
różnicy. Objęła się ramionami, próbując się rozgrzać pomimo tego, że
wypełniający ją chłód miał swoje źródło bezpośrednio w jej wnętrzu. Stała i drżała,
świadoma wyłącznie narastających w jej wnętrzu emocji – tym
intensywniejszych, odkąd w jej głowie pojawiła się ta pojedyncza, nie
zamierzająca ot tak zniknąć myśl. Przez chwilę dziewczyna miała wręcz wrażenie,
że u jej boku stał ktoś obcy, szepcąc bezpośrednio do jej ucha.
Wzdrygnęła
się i obejrzała, ale za plecami nie dostrzegła nikogo. Gdzieś w oddali
majaczył słaby blask wpadających przez wejście promieni słonecznych – krwista
poświata wiecznego zmierzchu. Gdzieś tam czekały na nią Bloodwell i Negatyw,
o ile te wciąż nie zdecydowały się jej zostawić.
Taka
perspektywa powinna Angel zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Chociaż tkwiła w ciemnościach, czuła się dobrze. Gdyby do tego wszystkiego
potrafiła powiedzieć, do kogo należał ten głos…
Wspomnienie
słów nie dawało jej spokoju. Wręcz przeciwnie – przybrało na sile, przez co
była gotowa przysiąc, że ktoś kiedyś zwrócił się w ten sposób bezpośrednio
do niej. Nie ufała już sobie, ani swoim zmysłom, ale wcale nie poczuła się tym
źle. W tamtej chwili chciała już tylko tego, żeby sobie przypomnieć.
Była gotowa
przysiąc, że pamiętała męski głos. Shadow? Potrząsnęła głowa, momentalnie
odrzucając taką możliwość. Nie, tego jednego była akurat pewna. Ten glos, choć podobny,
rozbudzał w niej wyłącznie ciepłe uczucia. Wydawał się rozgrzewać;
sprawiać, że czuła się bezpieczna i…
I był
znajomy.
Coraz
więcej z tego, czego doświadczała, wydawało się właśnie takie. W efekcie
Angel czuła się tak, jakby balansowała gdzieś na granicy snu i przebudzenia,
powoli skłaniając się ku temu drugiemu.
Jeśli to
był sen, pragnęła się obudzić.
Przez
chwilę znów poczuła się tak, jakby ktoś stał tuż za nią, ale tym razem nie
próbowała się odwracać. Wciąż obejmowała się ramionami, zaciskając powieki i spokojnie
to nabierając powietrza, to znów ze świstem je wypuszczając. Nie drgnęła, kiedy
– mogła to przysiąc! – cudze dłonie z czułością przesunęły się po jej
barkach. Ktoś ją obejmował, ale ten dotyk był inny niż we wspomnieniu
przywołanym przez Negatyw, kiedy to towarzyszył jej napędzający spiralę gniewu i poczucia
winy Shadow. Ten dotyk był dobry. Właściwy.
Ciałem
Angel wstrząsnął dreszcz. „Kto tu jest?” – cisnęło jej się na usta, ale nie
odważyła się przerwać przenikliwej ciszy. Bała się, że gdyby tylko się na to
zdecydowała, wszystko by zniknęło. Gdyby pozwoliła, żeby ciemność zamknęła się
wokół niej, żeby cokolwiek wytrąciło ją z równowagi… Gdyby na to
pozwoliła, byłaby stracona.
Zresztą
miała wrażenie, że powinna wiedzieć. Mocniej objęła się ramionami, wpijając
palce w przedramiona tak bardzo, że to okazało się wręcz bolesne.
Sfrustrowana, jęknęła w duchu. Powinna… naprawdę wiele, choć gdy
przychodziło co do czego, ogarniające ją poczucie beznadziei niszczyło
wszystko. Wciąż mogło, nawet pomimo tego, że towarzyszyły jej Bloodwell i Negatyw.
Co z tego, że odważyła się opuścić tamten dom i Shadowa, skoro nadal
wiedziała tak niewiele…?
Nie
wiedziała niczego.
Ale była
tutaj, wciąż walcząc z przeczuciem, że odpowiedzi znajdowały się gdzieś na
wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony, może wcale ich nie potrzebowała. Może
to był ten moment, w którym powinna po prostu ruszyć przed siebie i nie
zważać na konsekwencje. Wiara w to, że kiedy przyjdzie co do czego, będzie
wiedziała, co robić, brzmiała jak dziecinna mrzonka, ale zarazem wydawała się
wszystkim, co pozostało Angel.
Gdybym
tylko to ja znalazł cię pierwszy…
Te słowa
mogły rozbrzmiewać w jej głowie. Albo mogły zostać wyszeptane wprost do
jej ucha – cichym, kojącym głosem należącym do kogoś, kto stał tuż za jej
plecami. Ta myśl powinna ją zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Nawet
to, że mogłaby nie być sama, nie wzbudziło w Angel lęku. W zasadzie
bardziej obawiała się tego, że wszystko jednak okaże się snem. W obecnej
sytuacji szaleństwo wydawało się niepokojąco możliwym, aż nazbyt realnym
rozwiązaniem.
A może po
prostu chciała, żeby On – kimkolwiek by nie był – okazał się prawdziwy. Nagle
pojęła, dlaczego głos wydawał się aż tak znajomi. Myślami przez chwilę znów trwała
w nie tak dawnej pogoni przez las, a zwłaszcza przy momencie, w którym
podupadła na duchu. Być może jednak oszalała, ale wtedy naprawdę słyszała cudzy
głos. Znajomy, należący do kogoś, kto chciał dla niej jak najlepiej, ale…
– Jesteś
tu? – zapytała bezgłośnie. Miała wrażenie, że ciemność pochłania jej głos,
tłumiąc go i sprawiając, że znaczył niewiele więcej od urywanego oddechu. –
Czy to już… ten moment?
Przez
chwilę samej sobie nie potrafiła wyjaśnić o co pytała. O to, czy
jednak była wariatką? Nie chciała tego wiedzieć… I zarazem pragnęła
zrozumieć. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że dotarła do momentu, w którym
wszystko miało się zmienić. Problem polegał na tym, że wciąż nie miała pojęcia w jaki
sposób i jakie mogło to pociągnąć za sobą konsekwencje.
Tak naprawdę
nie spodziewała się odpowiedzi. A jednak wystarczyła chwila, by uścisk na jej
ramionach wzmógł się, zaś Angel całą sobą poczuła obecność kogoś jeszcze. Serce
zabiło jej szybciej, ale ostatecznie nie odważyła się odwrócić. Czuła, że
popsułaby wszystko, gdyby spróbowała.
– Prawie –
padło w odpowiedzi. Głos okazał się wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Angel poczuła
się tak, jakby śniła na jawie, momentalnie tracąc pewność co do tego, co było
prawdziwe. W gruncie rzeczy już o to nie dbała. – Słyszysz mnie,
Rachel?
Wzdrygnęła
się w odpowiedzi na te słowa. Znów to imię, na dodatek wypowiedziane z taką
swobodą…
– T-tak. –
Przełknęła, by oczyścić gardło. Udało jej się zapanować nad drżeniem głosu. –
Nie wiem, co robić. Chcę tylko… – Zamilkła, uświadamiając sobie, że tak
naprawdę nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, czego oczekiwała.
– Rozumiem.
Powstrzymała
pragnienie, żeby histerycznie się roześmiać. Doprawdy? Jeśli tak, nie miała nic
przeciwko, żeby podzielił się z nią tą wiedzą. Czuła się niemalże tak,
jakby znów rozmawiała z Bloodwell, czekając na konkrety, które nigdy nie
nadchodziły. Koniec końców wciąż była zdana tylko na siebie.
Mimo
wszystko było coś kojącego w otaczającym ją uścisku. Cudze ramiona
trzymały ją pewnie, inaczej niż wtedy, gdy robił to Shadow. W objęciach
nieznajomego nie czuła się tak, jakby się dusiła. Wręcz przeciwnie – jakaś jej
cząstka wyrywała się do działania.
Cząstka…
Wrażenie
tego, że była niepełna, powróciło ze zdwojoną siłą. W gruncie rzeczy w tym
od samego początku leżał problem. Nagle znalazła odpowiednie słowa, żeby opisać
sposób, w jaki się czuła: niepełna, niczym rozbita na cząstki. Pusta w sposób,
którego nie potrafiła określić ani wypełnić. Wciąż czegoś brakowało i to
uczucie sprawiało, że nawet imię, które najwyraźniej należało do niej, wydawało
się nie do końca właściwe. W jakimś stopniu wciąż pozostawała obcą,
zagubioną w tym świecie Angel.
– Proszę,
wróć do mnie…
Zadrżała,
aż nazbyt wyraźnie czując ciepły oddech. Owiał jej policzek, będąc niczym muśnięcie
czułych, spragnionych dotyku palców. Wypełniło ją przyjemne ciepło – zaledwie
przez chwilę, ale to wystarczyło, by rozbudzić w Angel kolejne uczucie:
tęsknotę.
Uderzyła w nią
z całą mocą, skutecznie pozbawiając tchu. Dziewczyna gwałtownie
zaczerpnęła tchu, niczym spragniona powietrza topielica. Łzy zapiekły, ale nie
pozwoliła im popłynąć, zbytnio oszołomiona, by pozwolić sobie na płacz. Miała
zresztą poczucie, że zbyt wiele razy ulegała słabości, by pozwolić sobie na to
po raz kolejny.
„Jak?” –
cisnęło jej się na usta, ale to pytanie nigdy nie padło. Wiedziała, że i tak
nie otrzymałaby odpowiedzi. Tego jednego nikt nie mógł jej powiedzieć.
Musiała
wziąć się w garść. Pozbierać, a potem zacząć walczyć – o siebie,
o to miejsce i swój świt…
Trwając
pośród żywych cieni, pragnęła wyłącznie nadejścia poranka.
Wiedziała,
że popełniła błąd, jednak decydując się odwrócić. To było niczym impuls, któremu
ot tak się poddała, zdecydowanym ruchem okręcając się na pięcie. Jeszcze zanim
zrobiła pełen obrót, wyczuła, że jej towarzysz – kimkolwiek by nie był –
zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Trwała w ciemnościach
sama, w ciszy wpatrując się w pustą, ograniczoną przez mrok
przestrzeń.
Z
westchnieniem przycisnęła dłonie do wciąż trzepoczącego się w piersi
serca. Zaraz po tym nieśpiesznym krokiem ruszyła w drogę powrotną.
~*~
– Idziemy.
Z jakiegoś
powodu nie zaskoczyło ją, że Bloodwell i Negatyw czekały na nią w miejscu,
w którym je zostawiła. Obie stały przy schodach, chociaż nic nie wskazywało
na to, żeby pod jej nieobecność ze sobą rozmawiały. Wręcz przeciwnie – obie zachowywały
wyraźny dystans, nawet na siebie nie patrząc. Angel widziała jasne włosy i smukła
sylwetkę zwróconej do niej plecami Bloodwell, spokojnie stojącej przy schodach i w ciszy
wpatrującej się w krwiste niebo. Negatyw w tym czasie upodobała sobie
tkwienie w cieniu, w efekcie wyglądając niczym zjawa, zwłaszcza przez
swoją niepokojącą aparycję.
Żadna nie
spojrzała na nowoprzybyłą.
– Wydaje mi
się, czy to było polecenie? – zapytała wypranym z jakichkolwiek emocji
głosem Bloodwell.
Angel mogła
tylko zgadywać, jakie były intencje kobiety. Nie brzmiała na rozeźloną, ale to
na swój sposób zaniepokoiło dziewczynę bardziej, niż gdyby słowa zostały wypowiedziane
podniesionym głosem.
Jeszcze
jakiś czas temu zawahałaby się. W pamięci wciąż miała to, co o Bloodwell
powiedział jej Shadow, ale wątpliwości z tym związane już jakiś czas temu
zeszły na dalszy plan. Angel już nie potrafiła się bać.
Bezwiednie
dotknęła kieszeni, gdzie nie tak dawno temu spoczywały przypominające krew
płatki róży – w gruncie rzeczy kruche i delikatne, nawet mimo swojego
lodowatego piękna.
Jak
Bloodwell.
Błękitne
oczy jednak zwróciły się ku Angel. Twarz kobiety nie wyrażała niczego
konkretnego, ale przez moment dziewczyna była gotowa przysiąc, że w spojrzeniu
jasnych tęczówek doszukała się zaskoczenia. Wtedy nabrała pewności, że
Bloodwell wciąż w nią wątpiła. Mogła tylko zgadywać, czego ta tak naprawdę
oczekiwała, obserwując jak Angel podąża w ciemność. Tego, że mogłaby nie
wrócić?
Och,
wręcz przeciwnie… Tego jaka mogłabym wrócić.
Zacisnęła
usta. Własne myśli chwilami niepokoiły ją bardziej niż cokolwiek innego.
– Co
planujesz? – doszedł ją ponownie spięty głos Bloodwell, nic jednak nie
wskazywało na to, żeby faktycznie oczekiwała odpowiedzi.
– Na razie
chcę stąd wyjść – oznajmiła bez zająknięcia Angel. Szybkim krokiem ruszyła ku
schodom, kątem oka obserwując wciąż milcząca Negatyw. – Nic tu po nas na tę
chwilę.
Podświadomie
oczekiwała protestu – tego, że przypominająca cień kobieta wprost odmówi
towarzystwa. Nic podobnego nie miało miejsca, choć zarazem Negatyw nie ruszyła
się nawet o krok. Po prostu tkwiła w cieniu, zachowując się tak,
jakby cała sytuacja jej nie dotyczyła.
– I co
dalej? – nie dawała za wygraną Bloodwell. – Wracamy do miasta czy masz w planach
coś innego? – zapytała, ale bez przekonania. – Znalazłaś to, czego szukałaś,
Angel?
Przez
moment chciała ją poprawić – poprosić, by jednak zwracała się do niej jak do
Rachel – ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. To nie był ten
moment.
Jeszcze
nie.
Wyczuwała w głosie
Bloodwell wyraźną rezerwę. Wątpiła, ale Angel nie potrafiła jej o to winić.
Nie potrafiła
mieć również pretensji o zaskoczone spojrzenie, którym obdarowała ją
Bloodwell, kiedy Angel – tak pewnie i naturalnie, jakby wiedziała o tym
od samego początku – zdecydowała się jej odpowiedzieć:
– Och, tak…
Tak, znalazłam – oznajmiła i wtedy dotarło do niej, że to prawda. – A teraz
chodźcie. Nie zamierzam tracić czasu.
W gruncie
rzeczy do samego końca nie spodziewała się, że usłuchają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz