Kroczyła leśną ścieżką tak pewnie, jakby robiła to setki razy wcześniej.
Dookoła panowała cisza, ale ta już jej nie przerażała. Była wszechobecna i znajoma.
Cały ten świat składał się z milczenia i krwawego blasku.
Negatyw i Bloodwell podążały za nią niczym
cienie. Angel nie sądziła, że to możliwe, a jednak kiedy przyszło co do
czego, to ona wysunęła się na prowadzenie. A one tak po prostu za nią
poszły, bez zbędnych pytań czy protestów. I choć w głowie tłukła jej
się nieprzyjemna myśl, że to wyraz rezygnacji z ich strony, z uporem
odsuwała ją od siebie.
Kiedy wraz z Bloodwell wyruszyła na
poszukiwania ruin, zdawała się na wiedzę kobiety. Dopiero co godzinami błądziła
w lesie, gotowa przysiąc, że wszystkie kierunki wyglądały dokładnie tak
samo. Godzinę wcześniej upierałaby się, że nie ma pojęcia, gdzie znajdowało się
miasto, o domu Shadowa nie wspominając.
Teraz wszystko było inne. Do Angel z całą
mocą dotarło, że oszukiwała samą siebie.
Poruszała się pewnie, szybko stawiając kolejne
kroki. Nie zastanawiała się, gdzie powinna się udać, stąpając z takim
zdecydowaniem, z jakim człowiek mógłby poruszać się nocą po własnym
mieszkaniu – bezrefleksyjnie, opierając się wyłącznie na pamięci. Nawet przez
moment nie przyszło jej do głowy, że mogłaby zwątpić.
Drzewa pozostawały nieruchome i jakby bez
życia. Już nie miała wrażenia, że sięgają ku niej niczym jakieś upiorne,
powykrzywiane dłonie. Trwały w miejscu, ciche i martwe nawet mimo
tego, że pewnie trwały wrośnięte w ziemię. Były martwe. Angel czuła
to całą sobą, gotowa kłócić się, że tak właśnie było. Gdyby miała je opisać,
zrobiłaby to bardzo prosto: puste w środku. Niekompletne naczynia, które
nieudolnie udawały, że są czymś więcej. Tyle że nie było nawet wiatru, który
igrałby z liśćmi, chociaż sprawiając wrażenie życia.
Być może ta myśl – ten nienaturalny spokój –
powinna ją zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie:
Angel przyjęła ją ze spokojem, jakby były czymś naturalnym. W końcu
widziała ten świat takim, jaki od początku był. Nic więcej. Bez cienia iluzji i zakrywania
oczu, byleby uniknąć zmierzenia się z prawdą.
Nie miała problemu ze zorientowaniem się, że
ktoś nadciąga z naprzeciwka. Przystanęła, gestem nakazując towarzyszącym
jej kobietom uczynić to samo. Żadna z nich się nie odezwała, po prostu
spoglądając w miejsce, w którym chwilę później pojawiła się drogą
postać.
Angel natychmiast rozpoznała dziewczynkę, którą
doprowadziła ją do Bloodwell – tę samą, którą uratowała podczas pierwszej
wizyty w mieście. Mała przystanęła, nieśmiało spojrzała na towarzystwo, po
czym podeszła bliżej. Jej oczy zabłysły, bynajmniej nie wyglądając jak należące
do kogoś onieśmielona obecnością Bloodwell czy Negatywu.
– Poczułam, że powinnam tu przyjść – oznajmiła,
spoglądając wprost na Angel. – Idę z tobą.
Może powinna zaprotestować. Co jak co, ale
wciąganie dziecka w coś, co mogło okazać się niebezpieczne, brzmiało jak
czyste szaleństwo. Nikomu nie życzyła spotkania z kimś takim jak Shadow,
niezależnie od sytuacji.
A jednak gdy przyszło co do czego, Angel
poczuła wyłącznie nieopisaną ulgę. Słynęła na nią wraz z ciepłem, które
wywołał sam widok niewinnego uśmiechu dziecka – narastającego gorąca, które z wolna
wypełniło ją całą, sięgając aż do serca. Angel bez zastanowienia rozłożyła
ramiona, zachęcająco wyciągając je ku dziewczynce. Ten gest wystarczył, by
zachęcić dziecko do ruchu. Mała energicznie podbiegła, wpadając wprost w nadstawione
ramiona. Angel odsunęła się na kolana, tuląc dziecko do siebie i próbując
zapanować nad narastającym w piersi uciskiem.
Dlaczego nie potrafiłam cię przy sobie
zatrzymać? Czemu nie potrafiłam obronić…?
Ciepłe palce musnęły jej policzek i wtedy
pojęła, że się popłakała. Spuściła wzrok, po czym zamarła, pogrążona
spojrzeniem lśniących, szczerych oczu wolnego ją dziecka. Dziewczynka
spoglądała na nią z uśmiechem, raz po raz ocierając płynące po policzkach
Angel łzy.
– Nie płacz, Rachel – poprosiła ze słodkim
uśmiechem. – Nigdy mnie nie straciłaś, wiesz? Cały czas tu byłam.
Ucisk w piersi przybrał na sile – czy to w odpowiedzi
na te słowa, czy też imię. „Nie zasłużyłam na to” – cisnęło jej się na usta,
ale ostatecznie nie wypowiedziała tych słów na głos. Weź się w garść,
nakazała sobie stanowczo, z uporem usuwając od siebie niechciane myśli.
Mogła to zrobić – jeśli nie dla samej siebie, to przynajmniej dla dziecka,
którego tak bardzo nie chciała zawieść. Nie tym razem.
W ciszy skinęła głową. Ten gest był niczym
cicha obietnica, którą związała przede wszystkim siebie. Nie miała odwagi
zadeklarować, że wygra, ale…wciąż mogła walczyć.
Czasami próby zaznaczyły więcej niż cokolwiek
innego.
Z lekkością wzięła dziecko na ręce, po czym
podniosła się z klęczka. Drobne ramiona pewnie objęły ją za szyję – dużo
mocniej, niż Angel mogłaby się po dziecku spodziewać.
– Chodźmy.
~*~
Dom nie zmienił się nic a nic. Stał pośrodku głuszy, ponury i nienaruszony.
Krwisty blask wiecznego zmierzchu igrał z szybami, wydobywając świetlne
refleksy. Drzwi były zamknięte, zasłony w sypialni na piętrze pozaciągane
– dokładnie tak, jak przed wyjściem zostawiła je Angel.
Główne wejście nie stawiało najmniejszego
oporu. Naciśnięcie klamki wystarczyło, by wszystkie cztery stanęły przed
otwartymi drzwiami – przejściem prowadzącym wprost do pogrążonego w półmroku
przedpokoju. Z jakiegoś powodu Angel poczuła się tak, jakby spoglądała
wprost w gotowe pochłonąć ją usta i ten widok zaniepokoił ją nawet
bardziej, niż gdy stała u stóp prowadzących w ziejącą pustkę
schodów.
Dlaczego tutaj przyszłam?
Ale przecież doskonale znała odpowiedź na to
pytanie. Sęk w tym, że nagle zwątpiła, czy pomysł naprawdę był aż taki
dobry.
Czekała, ale martwa cisza nie ustępowała. Mimo
obaw nie usłyszała ani znajomego, opanowanego głosu, ani nie dostrzegła blasku
spotykających z ciemności szmaragdowych oczu. Nic nie czaiło się w cieniu.
Shadow nie czekał za rogiem, żeby je dopaść.
– Dom – usłyszała tuż przy uchu podekscytowany
szept wtulonej w nią dziewczynki.
Angel skinęła głową. Rozluźniła uścisk,
pomagając dziecku stanąć o własnych siłach. Miała ochotę chwycić małą za
rękę i przez cały czas trzymać przy sobie, ale powstrzymała się,
pozwalając dziecku wejść do środka. Dziewczynka nawet się nie zawahała,
bynajmniej nie zamierzając tkwić w progu. Ona po prostu wbiegła do hallu,
będąc niczym iskra w panujących dookoła ciemnościach.
Dziecko miało więcej odwagi od niej. A może
raczej w grę wchodziła dziecinna naiwność, ale czy to było ważne?
Angel przesunęła dłonią po framudze, jakby
chcąc się upewnić, że ta była prawdziwa. Wciąż czekała, choć nie potrafiła
stwierdzić na co. Po Shadowie nie było śladu, dom pozostawał nienaruszony.
Zupełnie jakby on również czekał na powrót Angel, choć ta myśl wydała się
dziewczynie nie do końca właściwa.
Na Rachel, poprawiła się machinalnie. Czekał na Rachel.
Konsternacja przybrała na sile. Chcąc odrzuć
się od wątpliwości, nim te całkiem przejmą nad nią kontrolę, Angel w pośpiechu
przekroczyła próg. Choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe, ledwo tylko
wkroczyła do przedpokoju, poczuła się tak, jakby z ramion zdjęto jej
ogromny ciężar. Nie rozluźniła się do prawda, a wzrokiem wciąż czujnie
wodziła dookoła, niczym poszukujące zagrożenia dzikie zwierzę, ale i tak
poczuła ulgę – niewielką, ale znaczącą. Nie tego spodziewała się po powrocie do
tego miejsca.
Dom. Wróciliśmy do domu.
Serce zabiło jej mocniej z prostowania.
Odszukała wzrokiem dziecko, przy okazji przekonując się, że dziewczynka zdążyła
przejść do salonu. Angel z ulgą odkryła, że również tam nie było nawet
śladu bytności Shadowa. Widząc starannie wysprzątane miejsce bez choćby
najdrobniejszej oznaki tego, że ktoś korzystał z niego w ostatnim
czasie, Angel poczuła się dziwnie nieswojo. Żadnej książki czy chociażby
porzuconej filiżanki po herbacie. Nie mogła uwierzyć, że nie tak dawno temu
siedziała wraz z Shadowem na kanapie, próbując zmusić się do przełknięcia
kolacji.
Wspomnienie tamtej rozmowy na moment wytrąciło
ją z równowagi. Zacisnęła dłonie w pięści, nie prawdy raz czując
mrowienie po wewnętrznej stronie nadgarstków.
Dźwięk tłuczonego szkła skutecznie wyrwał ją z zamyślenia.
Zamrugała po czym w roztargnieniu spojrzała na zmartwioną dziewczynkę.
Dziecko stało przy stoliku, zakrywając usta dłońmi. Przepraszająco spojrzało na
Angel, kiedy ta podeszła bliżej, by spojrzeć na resztki tego, co chwilę
wcześniej musiało być miską z owocami. Tyle wywnioskowała po walającym się
po dywanie jabłku i odłamkach szkła.
– Ojej, nie chciałam. Przepraszam.
– Nic się nie stało. – Angel pospiesznie
przyklękła, nie chcąc ryzykować, że to dziewczynka pierwsza rzuci się do
sprzątania. Ostrożnie zaczęła układać kawałki miski na jeden stos. – Nie
podchodź, bo się pokaleczysz. Ja się tym zajmę.
Dziecko usłuchało, dodatkowo – Angel była tego
pewna – zadziwione pewnością, z jaką zostało wypowiedziane to krótkie
polecenie. Oczy dziewczynki znów sam zabłysły, zdradzając podekscytowanie. To
była zaledwie chwila, ale i tak coś w pewności, która towarzyszyła
Angel przy podejmowaniu nawet tak prostej decyzji, sprawiło, że dziewczyna
poczuła się lepiej. Choć przez moment czuła się tak, jakby miała kontrolę. I to
wydawało się właściwe.
Zdążyła zebrać kilka kolejnych odłamków, nim
znów doszedł ją głos dziewczynki.
– Ten dom jest taki pusty…
– To prawda – przyznała niechętnie. Więc
dlaczego nie przeszkadzało mi to wcześniej? – Ale tu obok jest
biblioteka.
– Jak można czytać przy zasłoniętych oknach?
Uniosła głowę tylko na chwilę, akurat w momencie,
w którym dziewczynka spróbowała przesunąć jeden z foteli, by dostać
się do okna. Wdrapała się na siedzisko, po czym zaczęła walczyć z ciężką,
odbijającą dopływ światła kotarą.
– Czekaj. Zaraz ci…
Angel zaklęła, czując ostry ból w dłoni.
Odłamki posypały się z powrotem na podłogę, kiedy potrąciła stosik,
upuszczając kawałek, o który się skaleczyła. Na linii rozcięcia –
cienkiej, naruszającej wrażliwą przestrzeń między kciukiem a palcem
wskazującym – natychmiast pojawiła się krew. Początkowo pojedyncze krople
szybko napęczniały, łącząc się ze sobą i znacząc się. Wystarczyła chwila,
by rana zaczęła obficie krwawić.
– Zostaw to. I masz, doprowadź się do
porządku – zarządziła Bloodwell, nagle materializując się tuż obok. Zamaszystym
ruchem podała Angel elegancką, białą chusteczkę. – Szybciej, zanim się
rozmyślę.
– Ale…
Bloodwell nie pozwoliła jej dokończyć.
Bezceremonialnie przykucnęła na dywanie – wyniosła, piękna, w tej swojej
rozłożystej sukni. Wydawała się całkowicie ignorować fakt, że tuż obok walały
się odłamki szkła, a tym bardziej to, że dotychczas nieskazitelny materiał
chusteczki natychmiast nasiąknął krwią, gdy zmusiła Angel do owinięcia
rany.
– Idź, przeżyjemy bez ciebie pięć minut.
Nawet nie próbowała odmawiać. Ta kobieta wciąż
była kimś, komu nie mówiło się „nie”. Angel wciąż nie dowierzała, że w ogóle
udało jej się nakłonić ją, by gdziekolwiek z nią poszła. Ba! Że ta w ogóle
pokładała w niej jakąkolwiek nadzieję.
Co ja tu w ogóle robię?
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc,
żeby ktokolwiek zauważył, że wciąż się wahała. Przyszły tu z nią.
Wierzyły, że miała choćby szczątkowy plan, choć – Angel mogła się o to
założyć – jednocześnie podejrzewały, że to nie do końca prawda. Przynajmniej
tyle, ale i tak nie chciała ich zawieść. Pragnęła być silna i zdecydowana,
tak jak Bloodwell.
Podniosła się, przyciskając materiał do rany.
Krew zdążyła przesiąknąć przez chusteczkę.
– Zaraz wrócę.
Odpowiedziało jej zdawkowe skinięcie głową. Nim
opuściła salon, zauważyła jeszcze plecy zwróconej do niej tyłem Bloodwell,
kiedy ta postanowiła wspomóc wciąż balansującą na fotelu dziewczynkę. Kiedy
zasłona zniknęła, pokój zalało krwiste światło zmierzchu, ale to nie wydawało
się Angel tak przygnębiające jak wcześniej. Słyszała głosu, dziecięcy śmiech i choć
przez moment miała wrażenie, że dotychczas ponury dom tętnił życiem.
Nie żeby to cokolwiek rozwiązywało. Wręcz
przeciwnie, bo wspinając się po stromych schodach do Angel z całą mocą
dotarło, że nie miała pojęcia co dalej. Coś przywiodło ją do tego domu – i to
pomimo tego, że dopiero co próbowała się z niego wydostać. Teraz nie była
sama, ale czy to o czymś świadczyło? Sprowadziła je tu, ale co dalej?
Miały toczyć się w salonie i czekać na powrót Shadowa? Mogły, ale co
później? Angel tak naprawdę nie wiedziała niczego.
Poniekąd chciała konfrontacji. Nie przyznała
tego przed samą sobą wcześniej, ale od początku chodziło właśnie o to.
Skoro nie chciała uciekać, musiała spróbować zmierzyć się z tym, kto od
początku ją okłamywał. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Utknęła w tym
świecie – martwym i zmierzającym do ostatecznego końca. Co innego
pozostało jej w tym wypadku? Im wszystkim?
Ale wcale nie była pewna, czy to faktycznie
takie proste. Brak perspektyw było przerażający. Miała wrażenie, że dostała do
martwego punktu – wprost do granicy, za którą nie czekało już nic. Zupełnie
jakby od zwykłego przypadku zależało, kiedy wszystko spotka swój koniec.
Nie miała pojęcia, co będzie później. Nie
chciała tego wiedzieć.
Przeszła przez opustoszały korytarz, minęła
swój dotychczasowy pokój, a potem w końcu dotarła do małej łazienki.
Otworzyła drzwi łokciem, wolną ręką dociskając chusteczkę do rany. Serce na
moment podeszło jej aż do gardła, kiedy z niepokojem spojrzała w głąb
pomieszczenia. Cofnęła się o krok, przez ułamek sekundy gotowa przysiąc,
że dostrzegła blask szmaragdowych tęczówek, ale prawie natychmiast wrażenie
ustąpiło. Była sama. Wyłączenie umęczony umysł płatał jej figle.
Z wolna wypuściła powietrze. Dodała do
umywalki, po czym obmyła rozcięcie pod bieżącą wodą, niezrażona tym, że ta
natychmiast zabarwiła się na różowo. Rozcieńczona krew zniknęła w odpływie,
ale Angel nie ruszyła się z miejsca nawet wtedy, gdy rana przestała
broczyć, a kolor wody wrócił do normy. Tkwiła w bezruchu,
bezmyślnie spoglądając w przestrzeń tak długo, aż obraz zaczął rozmazywać
jej się przed oczami.
Kiedy zamrugała, coś się zmieniło. Bardziej
wyczuła niż zauważyła, że nie jest sama. Wyraźnie wyczuła ruch za plecami, a chwilę
później ktoś ostrożnie otworzył drzwi.
Niewiele brakowało, by serce Angel wyskoczyło z piersi
ze zdenerwowania.
– Wróciłaś.
Tym razem wyobraźnia nie wchodziła w grę.
Shadow tkwił w przejściu, milczący i zdystansowany. Ograniczył się
wyłącznie do tego jednego, jedynego słowa, na dodatek wypowiedzianego w sposób,
który nie zdradzał żadnych emocji. Po prostu stwierdzenie faktów. Krótkie,
spokojne podsumowanie tego, co przecież było oczywiste.
Nerwowo zacisnęła palce na umywalce, ignorując ból
w dłoni i fakt, że rana znów zaczęła krwawić. Choć podświadomie
wyczekiwała tego spotkania od chwili, w której przekroczyła próg domu, kiedy
przyszło co do czego odkryła, że w głowie ma pustkę.
Nie miała pewności, czego tak naprawdę się po
nim spodziewała. Nie wiedziała tego już nawet wtedy, gdy wymykała się z domu,
planując odnalezienie Bloodwell. Czuła się jak we śnie, czekając na coś, o czym
wiedziała, że nadejdzie, choć nie potrafiła tego sprecyzować. Trwała w napięciu,
znów czując się jak zapędzone w kozi róg zwierzę, mogące co najwyżej liczyć
na to, że kiedy drapieżca w końcu zaatakuje, nie będzie długo zwlekał z zadaniem
ostatecznego ciosu.
Shadow przypominał doskonałego łowcę.
Bezszelestny, opanowany i nieprzewidywalny. Nie poruszył się nawet o milimetr,
wciąż tkwiąc w progu z założonymi na piersi ramionami. Stał i obserwował,
ani na moment nie odrywając od Angel przenikliwego spojrzenia szmaragdowych
oczu.
Przez moment poczuła się tak, jakby znów tkwiła
we wspomnieniu ukazanym przez Negatyw. Znów mała łazienka, płynąca woda i… on
tuż za jej plecami. Co prawda tym razem nie szeptał, nie odejmował jej, a tym
bardziej nie dotykał, ale to niewiele zmieniało. Ciało dziewczyny wydawało się
wiedzieć swoje, napięte do tego stopnia, że doświadczenie okazało się wręcz
bolesne. Zaciśnięte mięśnie zaczynały protestować, ale nawet wtedy nie była w stanie
się rozluźnić.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim
którekolwiek z nich zdecydowało się przerwać impas. Wyczuła, że zaskoczyła
go, gdy okazało się, że pierwszy ruch będzie jednak należał do niej.
Poluzowała uścisk. Samo to kosztowało ją
mnóstwo wysiłku, ale zmusiła się do zignorowania obecności ostatniej osoby,
którą tak naprawdę chciała spotkać. Skupiona na każdym kolejnym ruchu, starając
się ignorować spojrzenie szmaragdowych oczu, bez pośpiechu zakręciła wodę. Rana
na dłoni wciąż krwawiła, ale już nie tak obficie jak wcześniej, dzięki czemu
Angel udało się zatamować krew chusteczką.
– W szufladzie znajdziesz plastry –
wtrącił cicho Shadow.
W pierwszym odruchu chciała go zignorować. Ostatecznie
tego nie zrobiła, jak gdyby nigdy nic sięgając do stojącego tuż obok umywalki
słupka. Wysunęła szufladę i wyjęła z niej plastry, bynajmniej niezaskoczona
tym, że Shadow jej nie oszukał. Chyba tego się spodziewała. Ktoś, kto z taką
wprawą mącił w cudzych umysłach, równie często kłamał, co i mówił
prawdę. To był jeden z tych momentów, w których to drugie wydawało
się właściwsze.
Wciąż ją obserwował, kiedy zaczęła walczyć z opakowaniem,
próbując dostać się do opatrunków.
– Mógłbym…
Tym razem nie powstrzymała się od wzdrygnięcia.
– Obejdzie się – wycedziła przez zaciśnięte
zęby.
Usłuchał, ale to jej nie uspokoiło. Nie miała
pojęcia, co myślał, zresztą bardziej oszołomiło ją brzmienie własnego głosu.
Wydawał się obcy – bardziej szorstki i pozornie zdecydowany, choć nie w taki
sposób, w jaki zdarzało się wypowiadać Bloodwell. Angel była aż nazbyt
świadoma, co zakłócało sposób jej wypowiedzi, jednocześnie sprawiając, że pod
każdym względem różniła się od lodowatej piękności, która wraz z dzieckiem
i Negatywem została w salonie.
Strach.
Zacisnęła usta. Próbowała nad sobą zapanować,
ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że Shadow i tak doskonale wiedział, co
działo się w jej wnętrzu. Znał ją doskonale, co zresztą na każdym kroku
dawał jej do zrozumienia. Wciąż pozostawała jego Angel – na tyle uzależnioną od
jego nastrojów, że odważył się nadać jej imię. Tak przynajmniej było do tej
pory, zanim zdecydowała się to zmienić.
Nadchodziły zmiany. Pragnęła wierzyć, że była dość
silna.
Zaciskając zęby, zmusiła się do skupienia na opatrunku.
W pośpiechu wypakowała plastry i nieco niezgrabnie zakleiła ranę,
posługując się tylko jedną ręką. Wiedziała, że gdyby pozwoliła mu pomóc,
opatrunek wyglądałby dużo zgrabniej, ale nie dbała o to. Wręcz przeciwnie –
kiedy spojrzała na swoje niedoskonałe dzieło, poczuła swego rodzaju
satysfakcję. Zwykły drobiazg, ale zrobiła to sama – tak jak i sama zmusiła
się do wyjścia z tego domu, a potem przebrnęła całą drogę do miasta
pomimo tego, że chciała się poddać.
Zbyt długo tkwiła w zamknięciu, biernie
pozwalając Shadowowi decydować o sobie. Sądziła, że go potrzebowała, ale
to przecież nie było tak.
Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby znów
uwierzyć, że bez niego nie miała szansy przetrwać.
Poruszając się trochę jak w transie, w końcu
zdecydowała się na ostatnią rzecz, o którą siebie podejrzewała. Zachowując
w pełni neutralny wyraz twarzy, ostrożnie odwróciła się i bez cienia
wcześniejszych wątpliwości spojrzała wprost w te niepokojące, intensywnie
zielone oczy – te same, które napawały ją lękiem.
Tyle że już nie czuła strachu. Odsunęła go na
bok, stanowczo nakazując sobie trzymać gardę.
Była tutaj. Gdyby po tym wszystkim przyznała,
że wciąż jest słaba, cały ten wysiłek poszedłby na marne.
Wyraz twarzy Shadowa nie zmienił się nawet na
moment. Wciąż stał w tym samym miejscu, bynajmniej nie rozeźlony czy
jakkolwiek zaniepokojony.
– Dobrze cię widzieć – stwierdził jak gdyby nigdy
nic. – Zmartwiłem się, kiedy zniknęłaś, Angel.
Puściła jego słowa mimo uszu. To, że znów
zwrócił się do niej tym imieniem, również.
– Wróciłam… Wróciłyśmy – poprawiła się
pośpiesznie – do domu. Do mojego domu – dodała z naciskiem, w końcu
ruszając się z miejsca. – I wiesz co? Sądzę, że nie chcę cię tutaj
więcej widzieć.
Wraz z tymi słowami przecisnęła się tuż
obok Shadowa i nie czekając na reakcję, wyszła na korytarz.
Oh.
OdpowiedzUsuńI tak oto, za sprawą przeprowadzonej późną nocą rozmowy z Tobą i kilkoma wskazówkami z tego i poprzedniego rozdziału, coś chyba w końcu zaskoczyło.
Łazienka, krew, podcięte żyły, samobójstwo... Już wiem, kim - CZYM - jest Shadow. Czy mogę to powiedzieć głośno?
Uwaga, niżej możliwy spoiler ;pp
.
.
.
Przerwa na wierszyk (ale taki w temacie, spokojnie):
"Będę mruczał
upiorne kołysanki,
świecie zaśnij wreszcie,
zdrętwiej, zemdlej
i nie rań więcej..."
~ Świetlicki
.
.
.
Dobra, jedziemy z tymi spekulacjami.
Shadow jest uosobieniem depresji, prawda? To całe zagubienie Angel/Rachel, to jak z początku łatwo mu zaufała, oddała mu się... A jednocześnie jej późniejsze obrzydzenie i strach. Z obrońcy nagle stał się drapieżnikiem czyhającym na moment jej słabości. No i ten zamknięty pokój...
Ta cała jego tajemniczość nie wynikała wcale z chęci obronienia Angel, lecz egoistycznej chęci zachowania jej tylko dla siebie. Bo gdyby poznała odpowiedzi, mogłaby wyrwać się z jego zwodniczych objęć...
Cholera.
K.