Wiedziała, że ruszył za nią.
Była pewna, że to zrobi, ale i tak poczuła się nieswojo na myśl o tym,
że mógłby podążać jej śladem. Zwłaszcza wtedy łatwo mogła utożsamić go z cieniem
– niepokojącym i niemożliwym do pozbycia. Czas, który spędziła z nim sam
na sam wystarczył, żeby nauczyła się, że potrafił poruszać się bezszelestnie,
pojawiając w najmniej oczekiwanych momentach.
Równie
dobrze wiedziała, że nie usłucha, ale nie dbała o to. Wracając do salonu,
Angel całą sobą czuła przede wszystkim wciąż obecną, choć nie aż tak silną jak
wcześniej pewność siebie. Musiała przynajmniej spróbować odzyskać kontrolę nad
sytuacją, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Wciąż pozostawało jej
udawanie, że wcale się nie bała, choć i to nie brzmiało jak proste zadanie.
– Nie
chciałaś poprosić mnie o coś jeszcze?
Zatrzymała
się w pół kroku, zamierając na schodach. Palce nerwowo zacisnęła na
poręczy, niemalże spodziewając się, że Shadow posunie się do tego samego, co
Negatyw i po prostu ją zepchnie.
– Niby o co?
– mruknęła, jednocześnie klnąc w duchu na to, że głoś nieznacznie zadrżał,
nim w pełni sformułowała pytanie. Przełknęła z trudem. – Powiedziałam
już wszystko, co chciałam.
Nie
odwróciła się, chociaż miała na to ochotę. Mogła się założyć, że właśnie na to
liczył. Dużo prościej byłoby, gdyby jednak zniknął, ale wszystko wskazywało na
to, że było to co najwyżej pobożnym życzeniem. Mimowolnie pomyślała, że tak
mogło być jednak lepiej, zwłaszcza że dużo bezpieczniej było mieć go na oku.
Spokój, który okazywał, niezmiennie przyprawiał Angel o dreszcze.
Czegokolwiek
by nie chciała, nie mogła powstrzymać się przed obejrzeniem przez ramię, kiedy
coś cicho zagrzechotało za jej plecami. Pełna złych przeczuć, poderwała głowę
i… już tylko patrzyła, niepewna czego tak naprawdę powinna się spodziewać.
Shadow nie
zniknął, ani nie podszedł na tyle blisko, by potwierdzić teorię, że byłby
zdolny ją popchnąć. W zasadzie nawet nie wszedł na schody, jak gdyby nigdy
nic stojąc u ich szczytu i opierając się o balustradę. Nie
uśmiechał się, ale też nie wyglądał na złego. Wręcz przeciwnie – jego twarz nie
wyrażała żadnych emocji, może pomijając znudzenie.
W palcach
jakby od niechcenia obracał pęk kluczy, choć ten Angel dostrzegła dopiero w chwili,
w której po raz kolejny nimi potrząsnął.
– Co to
jest?
– Klucze do
pokoi – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem. – Przyprowadziłaś towarzystwo,
więc pewnie ci się przydadzą… No chyba że ich nie chcesz – dodał, ale i tak
bez ostrzeżenia cisnął pęk w jej stronę.
Pochwyciła
je jedynie dzięki odrobinie szczęścia i refleksu. W pierwszym odruch
zapragnęła odrzucić od siebie niechciany podarek, co najmniej jakby ten mógł ją
zranić. W zamian wzmogła uścisk, gorączkowo próbując dopasować intencje
Shadowa do niechęci, którą względem niego żywiła.
Zacisnęła
usta. Nie odezwała się nawet słowem, ale i on tego nie oczekiwał. Była
pewna, że wciąż śledził każdy jej krok, kiedy zeszła po schodach, próbując
udawać, że nic szczególnego nie miało miejsca. Co prawda złe intencje Shadowa
były dla nie aż nadto oczywiste, choć wciąż nie potrafiła sprecyzować, co knuł
tym razem.
Powitał ją
krwisty blask wiecznie zachodzącego słońca, wdzierający się przez dopiero co
odsłonięte okno. Dziewczynka siedziała w fotelu, machając nogami i ze
znudzeniem rozglądając się dookoła. Bloodwell doglądała ją, chociaż w momencie
wejścia Angel, spojrzenie kobiety były skupione przede wszystkim na oknie.
Odłamki szkła zniknęły, choć dziewczynie trudno było sobie wyobrazić lodowatą
piękność, ot tak sprzątającą podłogę.
–
Doprowadziłaś się do porządku? – rzuciła ze swojego miejsca Bloodwell, nie
odrywając wzroku od okna.
Nic nie
wskazywało na to, żeby zdawała sobie sprawę z obecności Shadowa… Ba! By
podejrzewała cokolwiek. A jednak gdy błękitne oczy przeniosły się na
Angel, ta całą sobą poczuła, że Bloodwell jakimś cudem wiedziała o wszystkim.
Sęk w tym, że nie potrafiła określić, co w takim razie myślała o sytuacji.
Jedną ręką
ściskając klucze, drugą zacisnęła w pięść, ignorując nieprzyjemne
pulsowanie pod plastrem.
– Tak,
dzięki. – Angel powiodła wzrokiem dookoła, wciąż czując się nieswoją. Serce jak
na zawołanie zabiło jej szybciej. – Gdzie jest…?
– Poszła
się rozejrzeć – przerwała Bloodwell. – I tak bym jej nie zatrzymała.
Łatwo mogła
sobie to wyobrazić, ale i tak poczuła, że robi jej się gorąco. Myśl o tym,
że Negatyw spacerowała gdzieś po piętrze, skoro w domu znajdował się
Shadow, była przerażająca. Sęk w tym, że sama nie była pewna, którego z nich
bardziej obawiała się w tej sytuacji. Wiedziała jedynie, że jeśli ta
dwójka się spotka, wydarzy się coś bardzo złego.
– Powinnam
ją znaleźć. Ja…
– On tu
jest, prawda?
Bloodwell
pytała, ale jej ton sugerował, że nie potrzebowała odpowiedzi. Sposób, w jaki
wyprostowała się, odsuwając od okna i robiąc krok ku dziewczynce, również
mówił sam za siebie.
– Widziałam
go przez chwilę. Kazałam mu odejść – oznajmiła Angel, ale wypowiedzenie tych
słów na głos jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że brzmiały naiwnie.
Odpowiedziało
jej prychnięcie. Zanim zdążyła się zastanowić, Bloodwell przemknęła przez
pokój, bez słowa przemykając tuż obok niej. Angel chciała ruszyć za nią, bliska
tego, by chwycić kobietę za przedramię, ale powstrzymało ją niepewne spojrzenie
obserwującego ich dziecka. Westchnęła, po czym ruszyła w stronę fotela,
zachęcająco wyciągając rękę.
– Nie
zostawię cię tutaj samej.
Przynajmniej
tej jednej kwestii nie musiała małej tłumaczyć – dziecko podążyło za nią z radością
i bez choćby cienia wahania. Przez cały ten czas dziewczynka rozglądała
się z fascynacją, wydając się chłonąć każdy szczegół otoczenia. Angel dla
pewności chwyciła ją za rękę, nie chcąc ryzykować, że i one mogłyby się
rozdzielić. Wystarczyło, że nie miała pojęcia, gdzie podziały się Bloodwell i Negatyw,
a Shadow bez skrępowania kręcił się po domu. Szczerze wątpiła, by po
rozmowie w łazience ot tak posłusznie odszedł.
– Czy
wszystko w porządku? – usłyszała zatroskany głos.
Z
opóźnieniem uświadomiła sobie, że przystanęła u stóp schodów, bezmyślnie
spoglądając w przestrzeń. Zamrugała, po czym w roztargnieniu
spojrzała na obserwujące ją dziecko. Błękitne oczy okazała się skupione i zadziwiająco
wręcz szczere. Angel kolejny raz uderzyło to, że spojrzenie małej wcale nie
kojarzyło jej się że wzrokiem kilkulatki, nawet jeśli obserwowanie jej
dziewczynkę biega po salonie, próbując rozsunąć zasłony, na moment ją
rozproszyło.
–
Oczywiście – zapewniła pospiesznie Angel, mocniej zaciskając palce na drobnej
dłoni. – Chodźmy na górę. Musimy znaleźć resztę.
– Zanim on
to zrobi?
Nieprzyjemny
dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. Tym razem nie była w stanie
znieść dziecięcego spędzania, więc po prostu ucieka wzrokiem w bok.
– Chodźmy –
poleciła wymijającym tonem.
Zrobiła
krok naprzód, ciągnąc dziecko za sobą. Mała posłusznie ruszyła po schodów,
zdolna nawet do tego, by utrzymać narzucone tempo. Angel odetchnęła, ale nim
zdążyła nabrać pewności, że kryzys zażegnany, znów usłyszała znajomy głos.
– Nie
rozumiem, kogo się tak o obawiacie. To bardzo zły człowiek? – zapytała
mała, ale nie czekała na odpowiedź. – Ten, który przyszedł do ciebie na placu,
prawda? Ale…
– Nie
poznałaś Shadowa wcześniej? – zapytała z powątpiewaniem Angel, ale tak
naprawdę prawdę nie oczekiwała odpowiedzi.
– Tylko
słyszałam.
– Więc
skończmy ten temat. – Angel zacisnęła usta. – Nie masz się czego obawiać.
Ochronię cię przed nim – dodała pod wpływem impulsu.
– Nie boję
się – padło w odpowiedzi. – Chcesz wiedzieć, co ja o nim myślę?
– Mhm…
Weszły na
górę. Angel zatrzymała się, starając nie myśleć o tym, że dopiero co z tego
samego miejsca spoglądał na nią Shadow. Bez trudu przypomniała sobie jego
obojętny wyraz twarzy i błysk szmaragdowych tęczówek. Palce wolnej dłoni
machinalnie zacisnęła mocniej na pęku kluczy, które jej podarował. Przez moment
znów zwątpiła w to, czy powinna je ze sobą nosić.
Korytarz na
piętrze było opustoszały. To jedynie bardziej zmartwiło Angel i przez
chwilę miała ochotę zawołać pozostałe dwie kobiety. Sęk w tym, że zbyt
mocno obawiała się, kto mógłby jej odpowiedzieć.
Dziewczynka
tymczasem mówiła dalej.
– Wydaje mi
się – oznajmiła, nie doczekawszy się odpowiedzi – że on jest bardzo smutny. I może
samotny.
Angel
zacisnęła usta, z trudem powstrzymując się przed podsumowaniem tej
rewelacji histerycznym śmiechem. Och, tak! Z pewnością! Shadow na pewno
był typem osoby, która potrzebowała towarzystwa i ciepłych uczuć. To na
pewno tłumaczyło wszystko, łącznie ze strachem, który wzbudzał i tym, że
znikał na całe dnie, zostawiając ją samą sobie!
To wcale
nie tak, że czułaś się przy nim bezpieczna… Dalej czujesz.
Niemalże
jęknęła, sfrustrowana tą myślą. Dłoń zapiekła i to nie tylko pod
opatrunkiem. Angel rozprostowała palce, czekając aż znajome mrowienie w nadgarstku
ustąpi.
Przestała o tym
myśleć, kiedy poczuła, że dłoń dziewczynki wyślizguje się z jej uścisku.
Znam zdążyła się zastanowić, mała ruszyła w głąb korytarza, nawet nie
próbując informować, co przykuło jej uwagę. Angel miała nadzieję, że dostrzeże
Bloodwell, ale korytarz wciąż wyglądał na opustoszały. Nie była pewna czy to
dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Poczekaj
– zaoponowała. – Co…?
Urwała,
kiedy dziecko przystanęło przed drzwiami na końcu korytarza. Wystarczyła
zaledwie chwila, żeby Angel je rozpoznała, a serce omal nie wyrwało jej
się z piersi. W pierwszym odruchu zapragnęła pochwycić dziewczynkę za
rękę i jak najszybciej się oddalić, ale ostatecznie zdobyła się wyłącznie
na bezmyślne spoglądanie na zamknięte drzwi.
Pamiętała
je. Widziała również, co znajdowało się tuż za nimi, ale ta świadomość wcale
jej nie uspokoiła. W pamięci wciąż miała huk, który usłyszała, gdy po raz
pierwszy dotarła do tego miejsca. To i przekonanie, że coś próbowało się
przez nie przedostać…
Tyle że dziewczynka
wcale nie wydawała się zaniepokojona, choć to właśnie dzieci miały talent do
wyczuwania tego, co dla dorosłych bywało niejasne. Mała jednak sprawiała
wrażenie przede wszystkim podekscytowanej. Wręcz podrygiwała że
zniecierpliwienia, cokolwiek mogło to oznaczać.
Angel z wolna
wypuściła powietrze. Bezwiednie przesunęła się naprzód, zaciskając palce na
kluczach, które podarował jej Shadow.
Pamiętała,
że zapytała go wtedy, czy w domu kiedykolwiek mieszkało jakieś dziecko.
Odpowiedział wtedy w swoim stylu, wymijająco i z naciskiem na
to, że niczego nie pamiętała, ale ta kwestia zeszła na dalszy plan. Tak
naprawdę Angel nie potrzebowała już odpowiedzi.
Nie dając
sobie czasu na zmianę decyzji, dopadła do drzwi. Choć nie przypominała sobie,
by kiedykolwiek miała w rękach potem kluczy, wybór właściwego przyszedł
jej najzupełniej naturalnie. Już nie czuła lęku, bez wahania przekraczając próg
sypialni.
Pokój nie
zmienił się od dnia, w którym widziała go po raz ostatni. Tak przynajmniej
pomyślała w pierwszym odruchu, dopiero później zwracając uwagę na
szczegóły – w tym to, że kurz zniknął, zupełnie jakby sypialnia tylko
czekała aż ktoś w niej zamieszka. Na meblach poustawiano zabawki, a łóżko
z baldachimem aż zachęcało do tego, żeby się na nim położyć. Nawet
wpadający przez okno blask wiecznego zachodu nie wyglądał aż tak niepokojąco
jak do tej pory.
Znała tej
pokój. Już pamiętała.
Dziewczynkę,
którą ze śmiechem przebiegła tuż obok, podbiegając do jednej z półek,
również.
Poczuła
pieczenie pod powiekami, ale to działo się jakby poza nią. Uśmiechnęła się,
przez chwilę obserwując małą, kiedy ta wróciła do niej, tuląc do siebie jasnowłosą
lalkę.
– Dostałam
ją na urodziny. Ostatnie, które spędziła ze mną mama – potwierdziła cicho
Angel, nie przestając się uśmiechać. – Tęsknię za nią.
Coś
ścisnęło ją w gardle, więc zamilkła, próbując doprowadzić się do porządku.
Dziwnie było znów dostarczyć tęsknoty, ale ta nie przyłączyła aż tak bardzo,
jak Angel mogłaby się spodziewać. Była niczym ukłucie – obecne i nieprzyjemne,
ale znośne.
Przyklękła,
by jej wzrok znalazł się na wysokości twarzy dziecka. Uwagę wciąż skupiała na
lalce, chłonąc każdy szczegół: porcelanową, idealną twarz, jasne blond włosy,
niebieskie oczy. Pamiętała swoje zadowolenie, kiedy udało jej się uprosić mamę o uszycie
eleganckiej, czerwonej sukienki – jak na przyjęcie, podobnej do tej, które
nosiła jej rodzicielka. Wtedy nie miała pojęcia, że mama chorowała, a wkrótce
miało jej zabraknąć. Była dzieckiem, cudownie nieświadomym i nieobeznanym w działaniu
świata.
Mama z resztą
zawsze kojarzyła jej się z kimś wyjątkowym. W dziecięcych oczach była
królową, której nikt nie miał prawa dorównać – i to z samą Angel na
czele. Porcelanową laleczką, którą tak łatwo można było rozbić…
– Miała
wtedy tę piękną sukienkę – oznajmiła dziewczynka, podtykając lalkę aż pod nos
Angel. – Obiecała mi, że będę mogła ją kiedyś ubrać, kiedy już urosnę… I jak
już będę miała piersi – dodała z rozbrajającą szczerością. Zaraz po tym
zmierzyła Angel krytycznym spojrzeniem i uśmiechnęła się słodko. – Chyba i tak
byłaby za duża.
Angel bez
słowa spojrzała na swoje piersi – obecne, choć nie aż tak pokaźne jak mogłaby
sobie tego życzyć. W następnej chwili – zaskakując tym przede wszystkim
samą siebie – wybuchła szczerym, serdecznym śmiechem.
Już nie
pamiętała, kiedy ostatnim razem doświadczyła czegoś takiego. Lekkość spłynęła
na nią nagle, niosąc ukojenie, którego przez cały ten czas potrzebowała. Śmiała
się, płakała, a w pewnym momencie bezceremonialnie wzięła dziecko w ramiona,
tuląc je do piersi. To był inny śmiech niż ten, którego mogłaby się spodziewać
– lekki i beztroski, po prostu dziecięcy, bez choćby śladu goryczy czy
czegoś, co można byłoby uznać za histeryczną nutę. Nie przejmowała się nawet
tym, że ktokolwiek mógłby go usłyszeć i w ten sposób dotrzeć do
sypialni.
Potrzebowała
dłuższej chwili, by zdołać się uspokoić. Śmiała się tak długo, aż zaczęło brakować
jej tchu, ale nawet wtedy nie próbowała nad sobą zapanować. Wciąż się
uśmiechając, niemalże z czułością przeczesała palcami po miękkich włosach
dziecka, w końcu odsuwając małą od siebie. W jej oczach dostrzegła
łzy.
– Odsunęłam
cię – wyszeptała drżącym głosem. Dla pewności mocniej przygarnęła do siebie
dziecko, byleby to nie pomyślało, że mogłaby to zrobić po raz kolejny. A może
próbowała przekonać przede wszystkim samą siebie. – Nie wiem kiedy. Ja… nie
umiałam i…
Udawała,
walcząc o złapanie oddechu. W głowie gorączkowo próbowała ułożyć
odpowiednie słowa, by jakkolwiek się wyłączyć, ale też nie przychodziły. W głowie
miała wyłącznie pustkę.
– W porządku.
– Dziewczynka otoczyła ją ramionami, choć miała z tym problem,
jednocześnie wciąż trzymając lalkę. – To nic. Nie gniewam się.
– Ale…
Angel
pokręciła głową. Może nie powinna spodziewać się niczego innego, zwłaszcza po
dziecku. Czasem bywały naiwne. I zbyt mocno wierzyły w tych, którzy
na to nie zasłużyli.
Właśnie
dlatego odpuszczenie wydawało się niewłaściwe. Udawanie, że wszystko było w porządku…
Łzy znów
napłynęły jej do oczu. Śmiech zmienił się w płacz, ale to nie miało dla
niej znaczenia. Tuliła do siebie dziecko, miarowo kołysząc je i starając
się dojść do porządku z czymś, o czym z taką łatwością
zapomniała. Odrzuciła od siebie tak wiele, że to wydawało się wręcz niemożliwe.
To, że po wszystkim wciąż na swój sposób istniała…
Nie
gniewam się.
Te słowa
bolały, na swój sposób będąc karą o wiele gorszą niż ta, którą Angel
mogłaby sobie wyobrazić. Nie chciała przebaczenia – nie tak po prostu,
zwłaszcza za coś takiego. Otworzyła usta, wciąż gotowa zaprotestować, ale ucisk
w gardle skutecznie ją przed tym powstrzymał. Jakby tego było mało,
dziewczynka wciąż ufnie się do niej tuliła, bynajmniej nie sprawiając wrażenia
kogoś, kto jednak mógłby się zdenerwować. Angel nie czuła w niej nawet
śladu żalu czy rozgoryczenia. W spojrzeniu, którym obdarowały ją dziecięce
oczy, doszukała się wyłącznie spokoju i ulgi.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zdołała się poruszyć. Wciąż tuląc do
siebie dziecko, z wolna podniosła się z klęczka. Uścisk, którym przez
cały ten czas obdarowywało ją dziecko, przybrał na sile, jakby mała mimo
wszystko obawiała się, że Angel znów ją zostawi. Nie zrobiła tego, dla pewności
uspokajającym gestem przesuwając dłoniach po plecach dziewczynki, żeby ją
uspokoić.
Bez
pośpiechu podeszła do łóżka. Nie doczekała się protestu, kiedy ostrożnie
układała dziecko w pościeli – przyjemnie miękkiej i świeżej, bez choćby
śladu tego, że pokój mógłby wcześniej stać pusty. Uniosła głowę, by spojrzeć na
rozciągający się nad materiałem baldachim. W zamyśleniu pogładziła
materiał palcami, ale prawie natychmiast całą uwagę znów skupiła na dziecku.
– To
koniec, prawda? – usłyszała, ledwo tylko spojrzenia jej i małej znów się
spotkały. Dziewczynka tuliła do siebie lalkę, ufnie wpatrując się w Angel.
– Wróciłyśmy do domu.
–
Wróciłyśmy – potwierdziła z mocą. – Nie zostawię cię więcej.
– Wiem o tym.
– Dziewczynka obdarowała ją uśmiechem. – Cały czas wiedziałam.
Ucisk w gardle
powrócił, ale tym razem Angel zdecydowała się go zignorować. Na wyrzuty
sumienia czas miał przyjść później, o ile w ogóle. Wciąż miała coś do
zrobienia, nieważne jak trudne miało się to okazać. Mimo wszystko słuchając pełnego
wiary, radosnego głosu dziecka czuła się pewniejsza niż do tej pory.
– Śpij, co?
– zaproponowała Angel, wysilając się na to, żeby odwzajemnić uśmiech. –
Wyglądasz na zmęczoną… No i ten pokój. – Wyprostowała się, by móc
rozejrzeć się dookoła. Pastelowe barwy były znajome i nader kojące. Nie
była tu od tak dawna… – Jest stworzony do tego, żeby śnić.
–
Zostaniesz tu ze mną? – padło w odpowiedzi. Angel otworzyła usta, ale nie
miała okazji, żeby się odezwać. – Proszę. Tylko póki nie zasnę… Przez chwilę.
Jeszcze
kiedy mówiła, wyciągnęła rękę, by zacisnąć palce na ciemnych włosach wciąż
nachylonej nad nią Angel. Dziewczyna momentalnie rozpoznała ten gest – ten sam,
w jaki chwytała jasne loki matki, w dzieciństwie prosząc ją o to
samo. Tyle wystarczyło, by na jej policzkach pojawiły się świeże łzy, zwłaszcza
gdy spojrzała na wciąż obejmowaną przez dziewczynkę lalkę.
Przesunęła
się, by móc usiąść na materacu. Uścisk na włosach zelżał, by mogła się położyć i wziąć
dziewczynkę w ramiona. Słyszała jej przyśpieszony oddech; czuła ciepło
ciała, które natychmiast dopasowały się do jej objęć, kiedy dziewczynka
przesunęła się jeszcze bliżej.
– Zostanę –
zapewniła cicho. Jej głos zabrzmiał dziwnie, ledwo słyszalny i to nawet
mimo panującej ciszy. – Przez chwilę…
Nie
doczekała się odpowiedzi, ale ta była zbędna. Po prostu leżały w ciszy,
wtulone w siebie – Angel i dziewczynka, będąca niczym część uszkodzonej
duszy. Cześć mnie.
I choć ta
myśl wciąż brzmiała na swój sposób absurdalnie, Angel po raz pierwszy od dnia, w którym
wylądowała w świecie wiecznego zmierzchu, poczuła się pełna. Nie cała –
jeszcze nie – ale to uczucie znaczyło dla niej więcej niż cokolwiek innego.
Zamknęła oczy.
Z wolna przysunęła twarz do czoła dziecka, po czym ucałowała je we włosy.
– Śpij
dobrze – rzuciła, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że mała już nie była w stanie
jej usłyszeć. Spokojnie trwała, pogrążona w spokojnym, głębokim śnie. –
Dobrej nocy, Rachel.
Leżała
jeszcze przez moment, póki nie nabrała pewności, że dziewczyna w rzeczywistości
zasnęła. Miała wielką ochotę zostać z nią na dłużej, ale dobrze wiedziała,
że nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Chciała tego czy nie, wciąż miała
sporo do zrobienia.
Ostrożnie
wyślizgnęła się z ucisku dziecka. Mała poruszyła się, ale nie otworzyła
oczu, co Angel przyjęła z ulgą. Od razu wykorzystała okazję, by w ciszy
prześlizgnąć się do drzwi, a potem opuścić pogrążoną w ciszy
sypialnię.
Kiedy zamykała
drzwi, wciąż się uśmiechała. Nie przestawała nawet wtedy, gdy znalazła się w pogrążonym
w półmroku korytarzu – osamotniona i niepewna tego, co miało wydarzyć
się później.
– Zabrnęłaś
dalej niż sądziłam, że będziesz w stanie.
Uniosła
głowę, słysząc te słowa. Bloodwell spokojnie stała przy sąsiednich drzwiach,
prowadzących do kolejnego z pokoi. Dłoń trzymała na klamce, ale nie
próbowała jej naciskać.
Angel zamknęła
oczy. Gdy je otworzyła, w końcu zdecydowała się na to, żeby działać.
Ostatnio już nawet nie dajesz notek odautorskich. Czyżby Twój własny mrok lekko Cię przytłoczył? ;))
OdpowiedzUsuń