Bloodwell milczała, ale to był
inny rodzaj ciszy niż ten, do którego przywykła Angel. Nie czuła napięcia czy
krępacji, choć właśnie te emocje wcześniej wywoływała u niej kobieta. Coś
się zmieniło i chociaż wyczuwała, że do tego doszło już wcześniej, dopiero
teraz kolejne zmiany nabrały dla niej kształtu. To, w jaki sposób
wyglądała tą kobieta, również.
– Zasnęła –
oznajmiła cicho Angel, przystając przy drzwiach. Wbiła wzrok w zamek,
z łatwością ignorując przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających
lód oczu. – Zdążyłam zapomnieć, jaka jest cudowna. Zapomniałam… wiele rzeczy.
Odpowiedziała
jej cisza, ale zdążyła do niej przywyknąć. Trwały tuż obok siebie, ale Angel
już nie czuła dystansu czy strachu. Wyłącznie niepisane porozumienie, tym
intensywniejsze, im dłużej wpatrywała się w zamknięte drzwi do pokoju.
Bloodwell
nie musiała o nic prosić. Kolejny raz wybranie właściwego klucza przyszło
Angel z łatwością; wystarczyła chwila, by kolejny pokój stanął przed nią
otworem. Nie była wcześniej w tej sypialni, ale i ona okazała się
znajoma. Co więcej, to był ten sam pokój, przy którym znalazła różane płatki,
które doprowadziły ją wprost do miasta.
Tą
sypialnia była inną, choć patrząc na wystrój i panujący wewnątrz półmrok,
Angel była gotowa przysiąc, że i w niej już kiedyś była. Pokój był
piękny, choć o wiele ciemniejszy niż ten, w którym ułożyła do snu
dziewczynkę. Blask wiecznego zmierzchu wpadał przez okno, nadając pomieszczeniu
dziwną, na swój sposób intrygującą atmosferę. Angel momentalnie poczuła się
nieswojo, ale jej towarzyszka wkroczyła do sypialni pewnym, energicznym
krokiem.
– Mówisz
o pamięci... – rzuciła jakby od niechcenia, wbijając wzrok w okno.
Jasne włosy
zafalowały, kiedy odwróciła się, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmieniając kierunek.
Angel obserwowała ją, kiedy zaczęła krążyć po sypialni, jakby chcąc nauczyć się
każdego szczegółu na pamięć. Z fascynacją śledziła każdy ruch,
najdrobniejszy nawet gest – wszystkie pełne gracji, władczości i pewności
siebie, których mógłby pozazdrościć Bloodwell nie jeden. Momentalnie
przypomniała sobie pierwsze spotkanie z kobietą – na placu, całkiem
niedawno, choć ten moment wydał się Angel dziwne odległy, niczym urywek z jakiegoś
innego życia.
Bloodwell
wydawała się nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wyglądała. Jej
spojrzenie było nieobecne; twarz pozbawiona wyrazu. Znów przypominała
porcelanową lalkę – piękną, ale pozbawioną życia.
Jej twarz
złagodniała tylko nieznacznie, kiedy przesunęła palcami po zdobiącej łóżko,
jedwabiście czarnej pościeli. Z gracją przysiadła na krawędzi materaca,
łącząc kolana i poprawiając tren sukni, którą miała na sobie. Angel nagle
nabrała przekonania, że gdyby otworzyła drzwi stojącej w kącie szafy,
znalazłaby równie wiele cudownych stroi – w tym również tę matki, której
nigdy nie miała odwagi ubrać.
– Jest tak
wiele rzeczy, których ci zazdroszczę... – oznajmiła pod wpływem impulsu.
Odpowiedział
jej śmiech – gorzki i serdeczny zarazem, pełen niedowierzania. Błękitne
oczy zwróciły się ku Angel, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Mnie? –
Potrząsnęła głową. – Och, dziecino, mnie nie ma czego zazdrościć.
– Ale...
– Jestem
tym, kim mnie uczyniłaś. Laleczką. – Kobieta podniosła się z gracją,
w pośpiechu podrywając do pionu. Angel mimowolnie pomyślała o porcelanowej
piękności, którą tak ufnie tuliła do siebie dziewczynka. Jakże znajomej lalce,
która miała znaczenie dla nich obu... – Co komu po pięknie, jeśli czujesz się
pusta w środku? – zapytała Bloodwell, jakby czytając jej w myślach.
Nie takich
słów spodziewała się po tej kobiecie. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale
ostatecznie nie zdobyła się na żadne słowa. Po prostu patrzyła, próbując
zrozumieć coś, co nie miało sensu. Dobry Boże, miała przed sobą najpiękniejszą
istotę, jaką kiedykolwiek widziała. Jak ktoś, kto wydawał się mieć wszystko –
urodę, posłuch, pewność siebie – mógł na cokolwiek narzekać? Co innego miała
czuć, jeśli nie zazdrość?
Wpatrywała
się w tę kobietę, aż za dobrze pamiętając, jak bardzo chciała stać się
kimś takim jak ona. W pamięci wciąż miała mamę – piękną, jasnowłosą, w wieczorowej
sukni i olśniewającym uśmiechem. Sama pragnęła poczuć się choć w połowie
tak pewna siebie jak ona czy Bloodwell. Pragnęła choć jeden raz lśnić, zamiast
kulić się pod spojrzeniami innych ludzi. Chciała wyjść na ulicę bez poczucia,
że wszyscy wokół spoglądają na nią z góry, oceniają i uważają się za
lepszych. Zacząć rozmowę bez obawy, że ktoś odbierze ją inaczej niż powinien –
jako kogoś, na kogo nie należało tracić czasu. Pragnęła…
– Strach
jest w głowie. Kiedy to zrozumiesz? – Bloodwell potrząsnęła głową. Piękną
twarz wykrzywił grymas. – Spójrz na mnie i ten świat. Kim według ciebie
jestem? – dodała i tym razem do jej głosu wkradła się frustracja.
Może
powinno zmartwić ją, że kobieta jednak wiedziała, co działo się w jej
głowie, ale nic podobnego nie miało miejsca. Były jednością, nieważne jak
irracjonalne by się to nie wydawało. Angel zrozumiała to już przed przybyciem
do domu, choć w pełni zrozumiała dopiero w chwili, w której
układała dziewczynkę do snu.
Teraz stała
przed kimś innym, o wiele potężniejszym, choć – co najbardziej w tym
wszystkim raziło – całkowicie pozbawionym dziecięcej radości. Czuła na sobie
spojrzenie lśniących, błękitnych oczu, które niezmiennie kojarzyły jej się z odłamkami
lodu. Jakaś jej cząstka pragnęła skulić się i schować, byleby nie
prowokować Bloodwell do wybuchu, ale stanowczo stłamsiła w sobie to
pragnienie. „Strach jest w głowie” – powtarzała raz za razem, czepiając
się tych słów niczym mantry. Może jeśli dopisze jej szczęście, w końcu w nie
uwierzy.
Nie ruszyła
się z miejsca. Tkwiła w jednym punkcie, próbując wytrzymać spojrzenie
Bloodwell – wciąż sfrustrowanej, choć im dłużej Angel jej się przyglądała, tym
wyraźniej widziała kryjącą się za pewnością siebie bezradność. Już kiedy spotkała
tę kobietę po raz pierwszy, na usta cisnęło jej się tylko jedno określenie: lodowate
piękno. Teraz to wróciło, tak jak i poczucie, że spoglądała na kogoś,
kto wcale nie miał w sobie aż tyle siły, jak mogłaby przypuszczać.
Bloodwell była równie ludzka i krucha, co i ona sama; jedynie dobrze
udawała, że sprawy miały się inaczej.
Ta myśl ją
poraziła. Angel znów otworzyła usta, choć tym razem to nie wątpliwości
powstrzymały ją przed odezwaniem się. Przez chwilę walczyła ze sobą, próbując
znaleźć odpowiednie słowa, choć te za żadne skarby nie chciały ułożyć w odpowiedniej
kolejności. Jeśli w ogóle istniały, znalezienie ich okazało się wyzwaniem.
–
Przepraszam – wykrztusiła, wyrzucając z siebie pierwszą rzecz, która
przyszła jej do głowy.
Lodowate
spojrzenie nawet na moment nie złagodniało. Ostatecznie to Bloodwell jako
pierwsza odwróciła wzrok, nagle zaczynając niespokojnie krążyć. Przypominała
drapieżnika, którego ktoś umieścił w potrzasku, naiwnie wierząc, że zdoła
go kontrolować.
To moja
wina, uświadomiła sobie Angel.
Zrobiła to
im wszystkim. Jednej po drugiej, stopniowo wyzbywając się tych części siebie,
które stawały się zbyt trudne do zniesienia. Nie pamiętała jak, nie pamiętała
kiedy – to po prostu się stało. W którymś momencie przestała się uśmiechać.
W zamian zazdrościła i to tak bardzo, że to aż bolało. Tęskniła za
kimś, kim nigdy nie była – i wcale nie musiała być.
Bloodwell
przemieściła się, zwracając plecami do okna i łóżka, przy którym zostawiła
Angel. Błyskawicznie przecięła pokój, zatrzymując tuż przed drzwiami szafy, by w następnej
chwili otworzyć ją zdecydowanym, zamaszystym ruchem.
Wbrew temu,
czego spodziewała się Angel, mebel był niemalże pusty. Na wieszaku wisiała
tylko jedna, krwistoczerwona sukienka, którą natychmiast rozpoznała.
– Ta jedna
noc… – Bloodwell niemalże z czułością pogładziła materiał palcami. –
Pamiętasz ją, prawda? Bo ja tak.
– Nie chcę
pamiętać…
Ale
skłamałaby, gdyby upierała się, że wciąż ma w głowie pustkę. Być może te
wspomnienia były tam cały czas. Jedynym problemem było to, że nie chciała po
nie sięgnąć.
Aż do tego
momentu.
Uświadomiła
sobie, że drży, więc spróbowała nad sobą zapanować. Zacisnęła palce, a kiedy
to nie pomogło, objęła się ramionami. Znów poczuła na sobie przenikliwe
spojrzenie Bloodwell, ale tym razem to nie wyraz oczu kobiety sprawił, że
poczuła się nieswojo. Myślami była daleko, chcąc nie chcąc rozpamiętując coś,
co dużo łatwiej byłoby po prostu zapomnieć.
Pamiętała
siebie w krwistoczerwonej sukience. Pamiętała każdą sekundę, którą
spędziła przed lustrem, obserwując własne odbicie i ucząc samej siebie na
pamięć. Każdy, najdrobniejszy nawet szczegół – równie wyraźnie co i wtedy,
gdy stała w łazience, podczas gdy Shadow czaił się za jej plecami.
Jednak
tamtej nocy go nie było, pierwszy raz od dawna. Przez moment nawet wierzyła, że
nie zbliżyłby się do niej, kiedy miała na sobie tę piękną sukienkę – taką jak
mama, równie idealną, nawet jeśli nie wyglądała w niej aż tak dobrze.
Cieszyła się jak dziecko, napawając własnym wyglądem i zaskakującą
pewnością siebie, którą zapewniła jej niewielka zaledwie zmiana. Nie
potrzebowała wiele – wystarczyła tylko ta sukienka, odważniejszy niż zwykle
makijaż i buty na wysokim obcasie.
Pamiętała
klubową muzykę i to, że wyraźnie czuła jak mężczyźni wodzili za nią
wzrokiem. To była udana impreza. Ani trochę nie żałowała, że dała wyciągnąć się
z domu – bez Shadowa, bez kogokolwiek, kto sprawiłby, że czuła się
nieswojo. Tańczyła, śmiałą się i błyszczała, napawając doznaniami, które
dotychczas były jej obce. Choć przez moment wszystko wydawało się proste, choć
to równie dobrze mogło mieć związek z wypitym alkoholem. Procenty dodawały
odwagi, zwłaszcza że dotychczas podchodziła do nich z dystansem.
Później nie
wszystko było aż tak wyraźne. Momentalnie pożałowała, że nie wypiła dość, by w pełni
wyrzucić z pamięci wszystkie wspomnienia tamtego wieczora. Nie pamiętała
rozmów i tego, jakim cudem znalazła się w tamtej małej łazience na
zapleczu, ale…
Cudze
dłonie, z wolna przesuwające się po jej ciele… Jak te Shadowa, kiedy to
stał tuż za nią, szepcąc słowa, których wolałaby nie słyszeć.
– Angel.
Wzdrygnęła
się, mrugając nieprzytomnie. Z opóźnieniem spojrzała na Bloodwell,
uświadamiając sobie, że wciąż stała w zalanej krwawym blaskiem sypialni,
bezmyślnie spoglądając w przestrzeń. Machinalnie uniosła dłoń do twarzy, a kiedy
otarła jej wierzchem policzki, przekonała się, że były wilgotne. Nawet nie
zauważyła, kiedy się popłakała.
Jej
spojrzenie mimowolnie skierowało się ku szafie, ponownie spoczywając na
wiszącej w niej sukience. Poczuła nieprzyjemny ucisk, kiedy coś
przewróciło jej się w żołądku, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz.
– Tak mi
przykro – rzuciła zdławionym głosem. – Tak mi…
–
Niepotrzebnie. – Bloodwell wzruszyła ramionami. – To wciąż bardzo ładna
sukienka – dodała, wyciągając dłoń, by pogładzić materiał.
– Przestań.
Kobieta
zamknęła usta, posłusznie milknąc, choć to wydawało się Angel czymś
nieprawdopodobnym. Nagle poczuła się tak, jakby się dusiła, przez krótką chwilę
bliska tego, żeby odwrócić się na pięcie i w pośpiechu opuścić
sypialnie. Pragnęła uciec, chociaż to i tak niczego nie zmieniało.
Nie,
zdecydowanie nie miała czego zazdrościć Bloodwell. Im dłużej o tym
myślała, tym wyraźniej widziała, co zrobiła – albo do czego dopuściła Rachel. Wciąż
nią jestem…? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Pustka wróciła i to
ze zdwojoną siłą.
Istniało
tak wiele rzeczy, których nie chciała. Jedną z nich miała dosłownie na
wyciągnięcie ręki, równie rzeczywiste jak i kobieta, którą miała przed
sobą. Tyle że piękno, które przez tyle czasu podziwiała, wcale nie stało się
takie doskonałe.
Drgnęła, z trudem
powstrzymując pragnienie, żeby się wycofać. Mogła wyjść, trzaskając drzwiami i nie
oglądając się za siebie. Może gdyby to zrobiła, ucisk w piersi zniknąłby
raz na zawsze… Albo przynajmniej trochę zelżał, stając się choć odrobinę
bardziej znośnym. Zapomnienie było dużo prostsze. Mogła sobie wyobrazić,
dlaczego w którymś momencie odcięła się od tego, co zbyt mocno ją
przytłaczało – krok za krokiem, aż nie pozostało nic prócz obojętności.
Co z tego,
skoro to najwyraźniej nie wystarczyło? Jestem tutaj…
Spojrzenia
jej i Bloodwell znów się spotkały. Błękitne, pozbawione emocji oczy
odnalazły inne – ciemne i wypełnione łzami. Angel wciąż płakała, choć
nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
– Oddałam
ci to wszystko. Nie powinnam…
– Nie
powinnaś – zgodziła się cicho Bloodwell. – Ale jakie to ma teraz znaczenie? Byłaś
słaba.
– Wciąż
jestem.
Nie
zaprotestowała. Poniekąd ta wymowna cisza była niczym policzek – i to
pomimo tego że potwierdzała coś, co Angel podświadomie czuła od samego
początku. Bloodwell dawała jej o tym znać niemalże na każdym kroku, raz po
raz podkreślając, że już dawno straciła nadzieję. Poniekąd wciąż tak było i ta
myśl również okazała się bolesna.
Nie chcę
tego…
Jej
spojrzenie samoistnie przesunęło się ku szafie, na powrót skupiając na
sukience. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, przestąpiła naprzód.
Poruszając się trochę jak w transie, wyciągnęła przed siebie dłonie.
Zadrżały nieznacznie, kiedy przesunęła palcami po materiale sukienki – miękkim,
krwistoczerwonym i nietkniętym przez czas. Do tej pory pamiętała, że jej
się podobał; sposób, w jaki leżał i jak muskał jej skórę, kiedy
tańczyła. Sukienka, którą tak bardzo chciała ubrać…
Bloodwell
nie odezwała się nawet słowem, kiedy Angel wyjęła kreację z szafy. Wciąż
milczała, gdy dziewczyna jak gdyby nigdy nic schowała się za uchylonymi
drzwiami, by móc się przebrać.
Ucisk w gardle
przybrał na sile, ale stanowczo go zignorowała. Z równie wielkim uporem
próbowała nie myśleć o tym, że znów miała tę sukienkę na sobie. Przylegała
do jej ciała, idealnie dopasowując od kształtu ciała. Materiał kończył się
przed kolanami, ale to ani trochę Angel nie przeszkadzało. Bez pośpiechu
przesunęła dłońmi wzdłuż ciała, wyrównując wszelakie niedoskonałości. Nadal
drżała, przez moment mając ochotę natychmiast ściągnąć z siebie sukienkę,
ale powstrzymała się, nerwowo zaciskając palce w pięści.
Wzięła
kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Poprawiła włosy, pozwalając im miękko
opaść na ramiona i plecy.
– Nie
musisz tego robić.
Nawet nie
spojrzała na Bloodwell, puszczając słowa kobiety mimo uszu. Jakby to miało
znaczenie. Jakby cokolwiek je miało, skoro zabrnęła tak daleko. Teraz, stojąc w tym
pokoju i w tej sukience, już i tak nie była w stanie dłużej
uciekać.
Chociaż nie
chciała, zdecydowała się sobie przypomnieć.
Zwiesiła
ramiona. Palce wciąż zaciskała wystarczająco mocno, by paznokcie wpiły się w skórę,
a dłonie jeszcze bardziej zaczęły drżeć. Poczuła wilgoć pod powiekami, ale
nawet nie próbowała ich powstrzymywać. To, że płynęły, wydawało się równie
właściwe, co i sposób, w jaki sukienka do niej pasowała.
Gdyby tylko
pamiętała, w jaki sposób dotarła do tamtej łazienki…
– Byłam… z kimś
– powiedziała cicho, mocno zaciskając powieki. – Nie pamiętam ich imion. Nie
pamiętam twarzy… Niewiele pamiętam.
Odpowiedziała
jej wymowna cisza. Nawet jeśli Bloodwell wciąż ją obserwowała, jej obecność
straciła jakiekolwiek znaczenie. Myślami Angel była gdzieś daleko,
rozpamiętując wieczór, który równie dobrze mógłby okazać się wyrywkiem z pamięci
kogoś zupełnie innego. Scena z życia kogoś, kim już od dawna nie była.
Mocniej
zacisnęła powieki. Zakręciło jej się w głowie, ale i to nie zrobiło
na niej większego wrażenia.
– Chciałam
się dopasować. Chyba nawet mi wychodziło, ale… – Potrząsnęła głową. – Nie
powinnam aż tyle pić.
Dziwnie
było mówić w ten sposób. Wspominać coś, o czym nade wszystko pragnęła
zapomnieć. Było tak wiele rzeczy, które pragnęła wyrzucić z pamięci…
Wciąż mogła
to zrobić. Już raz tego dokonała, choć całą sobą czuła, że to nie było
właściwe. Co z tego?, pomyślała mimochodem, a mętlik w głowie
przybrał na sile, gdy znów zapragnęła tej jakże samolubnej, choć w pełni
naturalnej decyzji.
Wystarczyło
ściągnąć tę sukienkę. Zamknąć ją w szafie, odwrócić się na pięcie i wyjść,
zupełnie jakby nic się nie stało. W końcu to pokój Bloodwell, nie jej.
Wcale nie musiała tutaj być…
Ja jej
to zrobiłam.
Z jękiem
chwyciła się za głowę. Znów zaczęła przecząco potrząsać, jednocześnie coraz to
mocniej zaciskając powieki. Łzy płynęły, a ucisk w piersi przybrał na
sile, ale już nie zwracała na to uwagi. Nerwowymi gestami raz po raz wygładzała
materiał sukienki, choć ta idealnie przylegała do ciała. Mimo wszystko Angel
nie mogła powstrzymać się przed kolejnymi próbami wyrównania nieistniejącym
zagnieceń, jakby w ten sposób mogła pozbyć się dziwnego, towarzyszącego
jej na każdym kroku wrażenia, że ktoś…
Zamknęła
oczy. Nie chciała pamiętać, ale wspomnienia i tak były zamazane. To
przypominało patrzenie przez zamgloną szybę – wystarczające, by dostrzec zarys
kształt, ale nie szczegóły. Co ważniejsze, wciąż nie potrafiła przypomnieć
sobie najważniejszego i to okazało się gorsze niż prawda w całej
okazałości.
Poszła
wtedy do łazienki. Tego była pewna, choć gdyby miała opisać klubową toaletę,
nie potrafiłaby tego zrobić. Była w stanie przypomnieć sobie co najwyżej
chłód kafelków, o które się opierała, dotyk cudzych dłoni i przesycony
alkoholem oddech, który…
Zacisnęła
dłonie w pięści – tak mocno, że paznokcie wpiły się w skórę, ale i to
nie zrobiło na niej wrażenia. Ukłucie bólu okazało się niczym, zwłaszcza w porównaniu
z wciąż odczuwanym mrowieniem w nadgarstkach.
–
Odepchnęłam go – powiedziała w końcu. Wyrzuciła te słowa gwałtownie, wręcz
błagalnie, próbując znaleźć jakże upragnioną ulgę. – Nie pamiętam kto to był,
ale wiem, że go odepchnęłam. Wyszłam stamtąd, ale…
Czy na
pewno tak było? Nagle sama zwątpiła w to, co było prawdziwe, a w co
nade wszystko pragnęła uwierzyć. Gdzieś w tym wszystkim przebiło się
wspomnienie ulgi – ledwo odczuwalne w całej mieszance sprzecznych emocji –
ale i na nim nie potrafiła się skupić. Zresztą co to zmieniało? Wyszła w porę,
ale wciąż czuła na ciele cudze dłonie, czuła ten oddech. Pamiętała jak ktoś
próbował dostać się pod jej sukienkę. I, cholera, nie chciała myśleć o tym,
co stałoby się, gdyby nie zdołała oswobodzić się z uścisku. Gdyby oboje
byli bardziej pijani albo gdyby trafiła na kogoś bardziej zawziętego.
Pamiętała,
że długo stała pod prysznicem, trzęsąc się i roztrząsając kolejne scenariusze.
Wspomnienie tego wieczoru powracało wielokrotnie, burząc wszystko to, czego
pragnęła. Pewność siebie zniknęła równie nagle, co wcześniej się pojawiła, zupełnie
jakby nigdy nie należała do niej. Była niczym przybranych na chwilę strój,
czyniący z niej kogoś, kim nigdy nie była. Ułuda pięknej, pewnej siebie
kobiety, którą przez moment widziała w lustrze, zanim ściągnęła czerwoną
sukienkę, by ukryć ją gdzieś w czeluściach szafy.
Nie była
swoją matką. W gruncie rzeczy sama już wątpiła w to, kim była albo
chciała się stać.
– Rachel –
usłyszała za plecami głos Bloodwell.
Skrzywiła
się w odpowiedzi. Chciała zaprotestować, ale nie zrobiła tego, jak
urzeczona wciąż wpatrując się w swoje odbicie. W zamyśleniu
przeczesała włosy palcami, gładząc opadające na ramiona loki – nie tak lśniące jak
te Bloodwell i o wiele ciemniejsze.
W
zamyśleniu skinęła głową. Nie byłą taka, jak stojąca za nią kobieta. Ale czy to
było takie złe? Czy pogoń za byciem kimś innym w ogóle miała sens?
Poczuła
dłoń na ramieniu, ale nie próbowała jej strząsać. To był inny rodzaj dotyku niż
ten w jej wspomnieniach – jednoznaczny, pozbawiony złych intencji. Wydawał
się dawać jej siłę, której tak bardzo potrzebowała.
Uśmiechając
się przez łzy, z wolna odwróciła się ku Bloodwell. Przez chwilę patrzyły
na siebie, nim Angel zdecydowała się rozłożyć ramiona i bezceremonialnie
objąć swoją towarzyszkę ramionami.
– Tak mi
przykro – westchnęła. Spodziewała się wszystkie, ale nie tego, że zwykle
wyniosła i zdystansowana kobieta bez wahania odwzajemni uścisk. – Nie
powinnam była. Ja…
– To już nie
ma znaczenia.
Potrząsnęła
głową.
– To nie ma
znaczenia – powtórzyła posłusznie. Odetchnęła, próbując zapanować nad
kołaczącym się w piersi sercem. Z jakiegoś powodu poczuła się spokojniejsza,
zwłaszcza gdy towarzyszące jej wrażenie pustki kolejny raz zmalało. – Ale wciąż jesteś częścią mnie. Nigdy nie
powinnam była cię odrzucić, ale…
Urwała.
Obie wyprostowały się niczym struna, niespokojnie rozglądając dookoła.
Domem
wstrząsnął pełen gniewu, rozdzierający kobiecy krzyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz