Nieprzyjemny dreszcz przemknął
wzdłuż jej kręgosłupa. Ten krzyk, ten głos… Znała go doskonale.
Negatyw.
Dostrzegła
cień, który przemknął przez urodziwą twarz Bloodwell. W błękitnych oczach
kobiety pojawiło się zwątpienie. To nie był strach – nie w pełnym
znaczeniu tego słowa. Angel zrozumiała czające się w tym spojrzeniu
zwątpienie lepiej niż mogłaby przypuszczać. Jeśli lodowata piękność
czegokolwiek się obawiała, to wyłącznie tego, że kolejny raz mogłoby czekać ją
rozczarowanie.
Przeze
mnie. Bo będę za słaba.
Zacisnęła
palce na materiale sukienki, nie dbając o to, czy ten przypadkiem nie
okaże się gniotliwy. W następnej sekundzie – nie czekając na jakiekolwiek
potwierdzenie czy wątpliwości – popędziła ku drzwiom. Bardziej wyczuła niż
faktycznie zauważyła ruch za plecami, kiedy Bloodwell ruszyła za nią.
– Zostań tu
– nakazała nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Nie
sprawdzała, czy kobieta usłucha. To w tamtej chwili nie było ważne.
Przestało mieć znaczenie w chwili, w której zrozumiała jak bardzo
zawiniła względem każdej z tych dziewczyn. Gdyby tylko była dość silna…
Ale może
teraz była – ze wspomnieniem dziecięcego śmiechu, w tej pięknej, dodającej
siły sukience…
Tyle że
wciąż czegoś brakowało. Ta myśl dręczyła Angel na każdym kroku.
Rachel.
Jestem…
Ale
przecież nie była.
Jeszcze
nie.
Korytarz wyglądał
na opustoszały. Tyle wywnioskowała na pierwszy rzut oka, nerwowo wodząc
wzrokiem na prawo i lewo. Powinna poczuć ulgę, kiedy przekonała się, że
nigdzie nie było Shadowa, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Dla
pewności spojrzała ku sypialni, w której zostawiła dziewczynkę, ale drzwi
były zamknięte. Nasłuchiwała, chcąc upewnić się, że mała przypadkiem się nie
obudziła, jednak odpowiedziała jej wyłącznie głucha cisza. Krzyk urwał się równie
nagle, co wcześniej go usłyszała – i właśnie to niepokoiło ją bardziej niż
cokolwiek innego.
Właściwie
sama nie byłą pewna, czego obawiała się bardziej. Myśl o tym, że coś złego
spotkało jedną z jej towarzyszek, była przerażająca, ale nie tak jak inna,
która niczym natrętny owad tłukła się w umyśle Angel. Jeśli kogoś tak
naprawdę się bała, to samej Negatyw – tej samej, która okazała się zdolna do
zepchnięcia jej ze schodów. Tej, która z takim przekonaniem twierdziła, że
mogłaby zostać znienawidzona.
Znów zacisnęła
palce na bokach sukienki. Nerwowo gniotła materiał, próbując zająć czymś dłonie
i umysł, ale to nie działało. Odwlekanie tego, co nieuniknione, nie miało
racji bytu.
Odwróciła
się; powoli, z rozmysłem, jakby od samego początku wiedziała, gdzie
powinna spojrzeć. Mimo wszystko coś ścisnęło ją w gardle, kiedy dostrzegła,
że ostatnie drzwi w korytarzu były otwarte. Nie dotarła do nich. Nie
zdążyła wetknąć klucza do zamka, a jednak…
Pęk, który
podarował jej Shadow, został w sypialni Bloodwell, ale i bez oglądania
go, Angel nagle nabrała pewności, że jednego klucza brakowała. Przeczucie było
silne i na ułamek sekundy przysłoniło wszystko inne. Oczywiście, że ją
oszukał – może i tylko tak, ale niczego innego się nie spodziewała. Jasne,
że musiał zrobić coś, o co mogłaby mieć do niego pretensji.
Ale choć o tym
myślała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że oskarżenia pod adresem Shadowa były
niewłaściwe. Czegokolwiek by mu nie zarzuciła, tego jednego nie powinna.
Zrozumiała w chwili,
w której znalazła się na tyle blisko, by móc zacisnąć drżące palce na
klamce. Otwierając drzwi na tyle szeroko, by móc dostrzec, co znajdowało się w środku,
zarejestrowała jedną, pozornie nieznaczącą rzecz.
W tych
drzwiach nie było otworu. Klucz nigdy nie istniał.
Zawiasy
skrzypnęły, zwłaszcza w panującej ciszy brzmiąc niczym wystrzał armatni.
Wzdłuż kręgosłupa Angel przemknął dreszcz, ale to okazało się niczym w porównaniu
do chłodu, który poczuła, kiedy jej uszu dobiegł stłumiony szloch. Natychmiast
rozpoznała głos Negatywu – przytłumiony, zmieniony, ale wciąż znajomy.
W chwili, w której
stanęła w progu, zawodzenie znów zmieniło się we wrzask. Dopiero w momencie,
w którym uszu dobiegł ją dźwięk tłuczonego szkła, do Angel w pełni
dotarło na co patrzyła.
Pokój był
inny niż te, które widziała wcześniej. W zasadzie w pierwszej chwili
dziewczyna zwątpiła, czy znajdowało się w nim coś prócz napierającej ze
wszystkich stron ciemności. Ani śladu okien, ani śladu mebli czy choćby łóżka,
na którym ktokolwiek mógłby odpocząć. Wyłącznie mrok, równie nieprzenikniony
jak i ten, który panował w podziemiach ruin. W tamtej chwili
nawet krwisty blask wiecznego zachodu wydawał się najpiękniejszą perspektywą na
świecie.
Angel
zamrugała. Potrzebowała chwili, by zorientować się, że w pomieszczeniu
jednak coś było. Nie od razu zarejestrowała lustra – wysokie, zajmujące każdy
skrawek wolnej przestrzeni. Wtedy pojęła, że pokój równie dobrze mógłby być
niewielki. Odbicia wystarczyły, by potęgować wrażenie, że czerń sięgała
wszędzie, jakby nigdy się nie kończąc.
W samym
środku znalazła się Negatyw. Stała zwrócona plecami do Angel, z poplątanymi
włosami i drżącymi ramionami. Dziewczyna słyszała jej przyśpieszony
oddech, tak urywany, że aż zmartwiła się, że w którymś momencie mógłby
ustać. Sama Negatyw wyglądała niczym zjawa, skryta w mroku i zauważalna
wyłącznie dzięki temu, że wciąż szlochała. Angel z obawą powiodła wzrokiem
dookoła, niemalże spodziewając się dostrzec gdzieś w kącie Shadowa, ale
szybko przekonała się, że poza nią w pomieszczeniu nie było nikogo więcej.
– Och, nie…
nie, nie, nie…
Ledwo
rozumiała poszczególne słowa. Szloch Negatyw nie przypominał czegoś, co mogłoby
się wydobyć z gardła jakiegokolwiek człowieka. Angel wciąż nie miała
pewności, czy kolejne jęki układały się w jakąś logiczna całość, ale co do
jednego nie miała wątpliwości: każda kolejna sekunda sprawiała, że narastało w niej
pragnienie, żeby wyjść. Jak najszybciej, póki jeszcze miała okazję.
Negatyw
poruszyła się. Znów krzyknęła, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zginając się
wpół. Chwyciła się za głowę, szarpiąc za włosy i wciąż płacząc – coraz bardziej
rozdzierająco, aż szloch zaczął przypominać agonię. Oszołomiona, Angel
instynktownie cofnęła się o krok, wciąż zaciskając drżące palce na klamce.
Ogłuszył ją
huk roztrzaskiwanego szkła. To była zaledwie krótka chwila – ulotna niczym
ostatni oddech, bowiem tylko tyle potrzebowała istota przed nią, by z pełnym
gniewu wrzaskiem skoczyć przed siebie. Gołymi pięściami roztrzaskała lustro,
pozwalając, by szklane odłamki posypały się na podłogę. Wtedy też do Angel
dotarło, że resztki już tam leżały – i że z każdym uderzeniem pojawiały się nowe,
zupełnie jakby za jednym lustrem znajdowało się kolejne, kolejne i kolejne,
przez co Negatyw mimo usilnych starań nie była w stanie zniszczyć
wszystkich.
Uderzył ją ostry
zapach krwi. Otrząsnęła się w chwili, w której kobieta ponownie się zamachnęła,
z dzikim wrzaskiem szykując do kolejnego uderzenia.
– Nie! –
zaoponowała Angel, w panice przestępując naprzód. – Nega…
Nie zdążyła
dokończyć.
Drzwi
zatrzasnęły się za jej plecami, ledwo tylko przekroczyła próg. Ledwo to
zarejestrowała, całą sobą skupiona na tym, że wprost na niej spoczęły
załzawione, niemalże całkowicie czarne oczy – upiorne, pozbawione białek.
A potem
Negatyw z dzikim wrzaskiem rzuciła się w jej stronę.
Angel nie
próbowała się bronić. Zabrakło jej tchu, kiedy obie wylądowały na posadzce –
ona pod szlochającą kobietą. Również otworzyła usta, ale z jej własnych
wydobyło się wyłącznie zaskoczone westchnienie, kiedy pojęła, że wciąż nie była
w stanie zaczerpnąć powietrza.
Wtedy
zrozumiała, że dłonie Negatywu z siłą imadła zacisnęły się na jej gardle.
Dusiła się,
zdolna wyłącznie patrzeć na wykrzywioną twarz i te puste, całkowicie
czarne oczy.
Dlaczego
je widzę…?
To była
dziwna myśl. Niewłaściwa, gdy patrzyło się w oczy własnej śmierci, nawet
nie próbując walczyć o życie. A jednak to właśnie ten drobny szczegół
pochłonął Angel bez reszty – to, że nawet w mroku tak wyraźnie widziała
twarz Negatywu, zdolna przywołać każdy, najdrobniejszy szczegół. Jej
spojrzenie, rysy twarzy, grymas… Wszystko. To i poczucie, że kobieta była o wiele
bardziej znajoma, niż Angel miała odwagę przyznać.
Szarpnęła
się, ale bynajmniej nie po to, by spróbować oswobodzić się z uścisku.
Dłonie machinalnie zacisnęła na nadgarstkach duszących ją rąk, ale nie starała
się ich odtrącić. W zamian uciekła wzrokiem gdzieś w bok, z trudem
odwracając głowę, byleby tylko nie patrzeć w oczy pochylonej nad nią
kobiety.
Coś innego
przyciągnęło jej wzrok. Wtedy pierwszy raz dostrzegła świecę – jedyne źródło
światła w całym pokoju. Płomień lśnił jasnym, równym blaskiem, rozpraszając
mrok. Było w nim coś nadnaturalnego, a przynajmniej Angel była gotowa
się założyć, że niewielki płomyczek nie powinien rzucać aż tak silnego światła,
ale prawie natychmiast przestała o tym myśleć.
Brakowało
jej tchu. Zakaszlała, mimowolnie próbując zaczerpnąć tchu, choć napierające na
jej gardło dłonie skutecznie ją przed tym powstrzymywały. Zrobiło jej się
niedobrze, choć nie była pewna dlaczego. W z trudem chwytanym
powietrzu było coś niewłaściwego, ale…
Poczuła
wilgoć na twarzy, ale tym razem nie były łzy. Dłoń ześlizgnęła się z nadgarstka
Negatywu, kiedy Angel uniosła ją do twarzy, próbując otrzeć policzek.
Zatrzymała ją w połowie drogi, uświadamiając sobie, że te również były
wilgotne.
Krew.
Dłonie
Negatywu całe były we wciąż sączącej się z poranionych nadgarstków krwi.
Tyle wystarczyło, by również skóra po wewnętrznej stronie ramion Angel
zapłonęła żywym ogniem.
Uścisk na
gardle nagle zelżał, by ostatecznie ustąpić. W zamian dziewczyna poczuła
ucisk na piersi, kiedy naparło na nią drżące, wstrząsane spazmami płaczu ciało.
Do krwi dołączyły się łzy, gdy niedoszła oprawczyni nagle zamieniła się w żałośnie
szlochającą, bezradną ofiarę.
Angel
skuliła się pod nią, krztusząc ledwo co odzyskanym oddechem. Nie była w stanie
się poruszyć. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, ale nawet wtedy spoglądała
przed siebie – wprost na jedną ze ścian, gdzie wciąż dostrzegała nieskazitelnie
gładką powierzchnię.
Po podłodze
walały się odłamki szkła, ale lustra wciąż pozostawały nienaruszone. Tlący się
płomień świecy pozwalał dostrzec dość, żeby zrozumieć, choć jakaś cześć Angel wciąż
nie chciała dopuścić tego, co podsuwały jej zmysły.
Zamknęła
oczy, ale nawet wtedy pod powiekami widziała własne odbicie – ten pusty,
obojętny wzrok, po stokroć gorszy niż spojrzenie, którym obdarowała ją Negatyw.
Okłamałam
cię tak wiele razy…
Skłamała,
kiedy ostatnim razem stała naprzeciwko tej kobiety, wmawiając sobie, że mogłaby
uznać ją za cząstkę siebie. Zrobiła to po raz kolejny, prowadząc ją do tego
domu i wmawiając sobie, że w końcu rozumie – i że mogłaby
zaakceptować fakt, że są jednością.
Nie chciała
jej. I nienawidziła tak bardzo…
Nadgarstki
zapiekły mocniej. Gdzieś w umyśle zamajaczyło wspomnienie, wyraźniejsze
niż jakiekolwiek inne i bardziej niepokojące. Pamiętała wyłożoną białymi
kafelkami łazienkę i powoli napełniająca się wodą wannę. Pamiętała ciepło
na skórze, kiedy wślizgiwała się do kąpieli, pragnąc rozluźnienia i choć
chwili spokoju. Zwykłej kąpieli, innej niż prysznic, który brała tamtego
wieczora.
A co
stało się tamtego wieczora…?
Nie
pamiętała. Nie chciała, ale…
Czerwona sukienka.
Dłonie na jej biodrach…
Odrzuciła
od siebie tę myśli. Mimo tego i tak widziała przed oczami płynący strumień,
powoli napełniającą się wannę i…
To nie
moja wina, pomyślała z mocą.
Wtedy
wszystko ułożyło się w odpowiedni sposób, dokładnie tak, jak od samego
początku powinno. Tak przynajmniej pomyślała, kiedy przed oczami stanął jej
obraz nachylonej nad nią Negatyw – z obłędem w oczach, zaciskającą
dłonie na jej gardle. Wtedy walczyła, rozchlapując wodę i do ostatniej
chwili starając się bronić.
To Negatyw
zadała pierwsze cięcie, naruszając skórę na nadgarstkach Angel i…
Obraz
zaczął się zamazywać. Panika ustąpiła, pozwalając dziewczynie choć na moment
odzyskać równowagę.
Tak,
dokładnie tak. Gdyby nie ona, nie wylądowałaby tutaj. Gdyby nie Negatyw…
Okłamywanie
samej siebie jest takie wygodne.
Angel
otworzyła oczy. Rozszerzonymi tęczówkami spojrzała wprost na wtuloną w nią,
szlochającą kobietę i w końcu dopuściła do siebie prawdę. Patrzyła na
samą siebie – rozbitą, pogrążoną w rozpaczy i pełną gniewu, który
przez tyle czasu od siebie odpychała. Tę samą, której tak nienawidziła, choć
widziała ją niemalże za każdym razem, gdy spoglądała w lustro.
Nienawidziła tak bardzo, że…
Obraz w jej
głowie zmienił się, choć wcale tego nie chciała. Coś się zmieniło i nagle
to nie ona walczyła z Negatywem, ale Negatyw z nią. To ona zaciskała
dłonie na cudzej szyi, przyciskała ostrze do skóry i…
Krzyknęła –
tylko raz, ale to wystarczyło. Jakimś cudem znalazła w sobie dość siły,
żeby usiąść, przy okazji zrzucając z siebie cudze ciało. Chwyciła się za
głowę, oddychając szybko i płytko, i raz po raz szarpiąc za włosy,
zupełnie jakby chciała je wyrwać. Mętlik w głowie doprowadzał ją do szału,
ale nawet to wydawało się lepsze od obrazu, który próbował wedrzeć się do jej
podświadomości.
Trwała w bezruchu,
kołysząc się w przód i w tył. Raz za razem, w kółko i w kółko.
Tyle że ruch nie zmieniał niczego, a do Angel dotarło, że zabrnęła zbyt
daleko, by móc dłużej okłamywać samą siebie.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Zapach krwi przyprawiał o mdłości.
– Tak
bardzo… mnie nienawidzisz?
Choć nie
chciała, uniosła głowę. Negatyw klęczała tuż naprzeciwko niej, skulona i dziwnie
odległa. Wciąż drżała, choć równie dobrze wrażenie to mogły potęgować wstrząsające
Angel dreszcze.
Nie
odezwała się nawet słowem. Bała się, że zwymiotuje, jeśli choćby tylko rozchyli
usta.
Nie
wiem. Nic już nie wiem…
– Odpowiedz
mi – nie dawała za wygraną Negatyw. Jej spojrzenie wydawało się przenikać Angel
na wskroś. – Czy tak bardzo…?
– Nie
pamiętam, do jasnej cholery! – wybuchła.
Z jękiem
zakryła uszy dłońmi, w dziecięcym odruchu broniąc się przed
niewypowiedzianymi słowami. Trwała w ciemnościach, próbując ignorować
towarzystwo osoby, która…
– Kłamiesz.
I tak to
usłyszała. Tak wyraźnie, jakby Negatyw stała tuż obok, szepcąc jej wprost do
ucha.
To krótkie
stwierdzenie było niczym policzek.
Nie miała
odwagi unieść głowy. Z uporem unikała spoglądania na Negatyw, choć dobrze
wiedziała, że ta była gdzieś obok. Wciąż ją widziała – z szalonym
spojrzeniem, wykrzywioną twarzą i… tak wielkim przerażeniem, kiedy to Angel bez
cienia wahania próbowała pozbawić ją życia.
Jakiego
życia…?, zadrwił cichy głosik w jej głowie. Miała wielką ochotę kazać
mu się zamknąć, ale nie była w stanie.
Przed samą
sobą nie było ucieczki. Demony dopadły ją nawet tutaj, nawet po tym wszystkim…
Wtedy zrozumiała,
że to nigdy nie była wina Negatywu. Ani Shadowa, choć to stwierdzenie przyszło
jej z trudem. Wszystko od samego początku sprowadzało się do niej. Na
życzenie zagwarantowała wszystkim piekło, z którego nie potrafili uciec.
Odcięła się,
rzucając w objęcia słodkiego zapomnienia. Tyle że to nie działało.
Półśrodki
nigdy nie były skuteczne.
Nie
pamiętam…
Ale
kłamstwo również prowadziło donikąd.
Oddech
zwolnił, choć nie od razu odzyskała właściwy rytm. W ciszy słyszała
jeszcze jeden – urywane wdechy i wydechy, mogące należeć tylko do jednej osoby.
Nie zarejestrowała momentu, w którym odnalazła ten sam rytm.
Obolałe
ciało zaprotestowało, kiedy spróbowała się podnieść. Negatyw nie
zaprotestowała, kiedy Angel dźwignęła się na nogi, by chwiejnym krokiem przejść
przez pokój. Szkło zachrzęściło pod jej stopami, ale nie zwróciła na to uwagi.
To przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, zresztą jak i palenie skóry po
wewnętrznej stronie nadgarstków.
Choć
zwróciła się plecami do swojej towarzyszki, wciąż czuła jej obecność. Była
pewna, że ta śledziła jej każdy krok.
Płomień
świecy lśnił równie intensywnie, co wcześniej.
–
Nienawidzę cię – usłyszała własny głos. Ledwo była w stanie go rozpoznać. –
Tak bardzo nienawidzę…
Cień za jej
plecami poruszył się. Tym razem Negatyw nie wydała z siebie nawet najcichszego
jęku.
Angel
tymczasem mówiła dalej.
–
Nienawidzę cię tak bardzo, że… – Potrząsnęła głową. Ucisk w gardle
przybrał na sile. – Nienawidzę siebie… To nie jest życie.
O tym
myślała tamtego dnia. To powtarzała sobie, twierdząc, że czyni dobrze. W tym
przekonaniu trwała, odkręcając wodę, wślizgując się do wanny i…
– Siebie
– powtórzyła Negatyw. – Powiedziałaś to głośno. Nienawidzisz… siebie.
– Chyba
rozumiałam od chwili, w której nazwałaś nas jednością.
– Odcięłaś
mnie. Zamknęłaś tutaj. – W głosie pobrzmiewał już nie tylko gniew, ale
przede wszystkim gorycz. – Nie zrobiłam nic złego, a jednak…
Nie chciała
słuchać. Nie chciała przyznać, że to prawda – że przez cały ten czas szukała
usprawiedliwienia. Podobne zarzuty słyszała od Bloodwell, a nawet dziecka,
ale żadne nie ubodły jej tak bardzo jak te. Bo niezależnie od tego jak bardzo
pragnęła Negatywu nienawidzić i ignorować, to każde jej słowo docierało do
niej z pełnią mocy.
Postać
przybliżyła się. Angel była pewna, że jej drugie „ja” z łatwością mogłoby
ją dotknąć.
–
Wepchnęłaś mnie w szaleństwo, byleby pozostać nietkniętą. „Zapomniałaś” –
rzuciła z drwiną Negatyw. – Oddałaś mi swój ból, gniew i nienawiść… Wszystko
to, czego nie chciałaś. Ale to tak nie działa… Jak możesz wyczekiwać poranka, nie
doznawszy nocy? Gdzie cię to zaprowadziło, co?
Nie
odpowiedziała. Stała drżąca, oszołomiona i świadoma każdego kolejnego słowa,
które padało z ust Negatywu. I całą sobą czuła, że ta miała rację.
Nie
próbowała się odsuwać, kiedy na ramionach poczuła dłonie stojącej za nią
kobiety. Jej dotyk był inny niż ten niechciany, który wciąż majaczył gdzieś w jej
wspomnieniach.
– Jak on
miał cię ocalić, skoro nie potrafisz pomóc samej sobie? – usłyszała tuż przy uchu.
Omal nie
zakrztusiła się powietrzem. Zachwiała się, utrzymując równowagę wyłącznie dzięki
obejmującym ją ramionom. Z jakiegoś powodu Negatyw nie pozwoliła jej
upaść, choć z taką łatwością mogła po prostu się osunąć. Tyle że i to
działo się gdzieś poza świadomością Angel.
W pamięci
zamajaczyła jej para łagodnych zielonych oczu – innych niż te Shadowa. To i głos,
który wydawała się znać, chociaż…
„Wróć do
mnie”.
Gdyby tylko
potrafiła…
Jej
spojrzenie powędrowało ku świecy. Wciąż lśniła, rozświetlając pokój. Nie
zachwiała się nawet na moment, jako jedyna rozpraszając nieprzeniknioną
ciemność.
– Wyjdź –
szepnęła drżącym głosem.
Negatyw
drgnęła, wyraźnie zaskoczona. Angel wykorzystała chwilę jej nieuwagi, by oswobodzić
się z jej uścisku.
– Co…?
– Wyjdź stąd
– powtórzyła, nie odrywając wzroku od świecy. – To nigdy nie było twoje
miejsce.
W lustrze
dostrzegła szok, który odmalował się na twarzy Negatywu. Coś się zmieniło i to
sprawiło, że w sercu dziewczyny pojawiło się ciepło – tylko na chwilę, ale
to musiało wystarczyć.
Bez słowa
przesunęła się bliżej świecy, by po chwili przykucnąć tuż przy niej. Jak
urzeczona wpatrywała się w płomień, gotowa przysiąc, że rozpraszał wszystkie
obawy. Przez chwilę myślała jasno – bez cienia gniewu czy strachu.
Pragnęła
być jak ten płomień…
Pragnęła
być dzielna – i choć raz postąpić słusznie.
Gdzieś za
plecami usłyszała skrzypnięcie drzwi.
– Bądź
szczęśliwa, Rachel – wyszeptała.
Wraz z tymi
słowami zdmuchnęła świecę, by raz na zawsze pogrążyć się w ciemnościach.
Ochhh.
OdpowiedzUsuńNa więcej chwilowo mnie nie stać, przepraszam. Spodziewaj się jednak podsumowania pod epilogiem.
K.