25 maja 2020

Epilog

Dla wszystkich, dzięki
którym nastał mój świt…


Rachel drżącymi dłońmi zamknęła drzwi – zagubiona, drżąca, z mętlikiem w głowie. Kolana ugięły się pod nią, ledwo tylko znalazła się na korytarzu. Osunęła się do siadu, przyciskając dłoń do ust, by powstrzymać szloch.
Kręciło jej się w głowie. Jakaś jej cząstka wciąż nie dowierzała, ale…
Pierwszy raz od dawna była w stanie swobodnie oddychać.
– Kto by pomyślał – usłyszała jakby z oddali. Shadow stał dosłownie na wyciągnięcie ręki, w zamyśleniu spoglądając na skuloną na ziemi kobietę. W jego spojrzeniu pojawiła się konsternacja. – Moja słodka… – Potrząsnął głową. – Ty za to mnie nie potrzebujesz, prawda, dziecino?
Nie czekał na odpowiedź. Po prostu przeszedł obok, jak gdyby nigdy nic kierując się ku schodom, by chwilę później zniknąć Rachel z oczu.
Rachel… Jej imię. Tak długo niewypowiedziane imię…
Wyprostowała się, co przyszło jej zaskakująco łatwo. Chwilę jeszcze patrzyła w ślad za Shadowem, wciąż niezdolna dopuścić myśli o tym, co podpowiadał jej instynkt.
Ale kiedy obejrzała się, by odkryć, że pokój za jej plecami zniknął, zrozumiała, że naprawdę do tego doszło.
Cienie zniknęły.
Pierwszy raz od dawna nastał świt.

4 komentarze:

  1. Z sensownym komentarzem wrócę, jak zapanuję nad tym burdelem w głowie.

    Cholera.

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wdech i wydech. Pięknie, jeszcze raz. Wdech...

      Pewnie nie powinnam tyle przeklinać, ale po prostu rozjebałaś mi głowę Ness :') Tego się inaczej nazwać nie da. Najgorsze, że nie mam z kim o tym pogadać, więc tak sobie siedzę z podkulonymi pod siebie nogami i tępo spoglądam w ścianę, słuchając soundtracku z poprzedniego rozdziału. I myślę. Myślę i próbuję to wszystko jakoś sobie w głowie poukładać... Ale chyba nie umiem. Trochę, tak jak Rachel, chciałabym zapomnieć, odepchnąć od siebie okrutne uczucia, ale nie potrafię. Więc myślę. A przynajmniej próbuję.

      Zanim zajrzę do interpretacji (powstrzymałam się, ha! Brawo ja) pokuszę się o własną. A przynajmniej jej nieporadną próbę, bo w głowie nadal mam rozgardiasz.

      Wydaje mi się, że ten świat, w którym znalazła się Rachel - świat, w którym nigdy nie ma świtu - jest w rzeczywistości miejscem, do którego trafiła po tym, jak podcięła sobie żyły. To nie niebo, nie czyściec, nawet nie piekło (chyba że jej własne piekło, wówczas takim zwrotem moglibyśmy się posługiwać). Po prostu PUSTYM SNEM. Stanem "pomiędzy". Wszystko, czego doświadczyła: spotkanie z dzieckiem, Bloodwell czy Negatywem, a także konfrontacja z Shadowem, miało miejsce na krótko po śmierci i na chwilę przed tym nim ten nieznany z imienia, a jedynie wspominany kilka razy mężczyzna (może jej brat, ojciec, kochanek albo po prostu lekarz, choć akurat z tym można by polemizować, gdyż Angel podkreślała, iż zna właściciela tego głosu) wyciągnął ją z tego mroku, ocalił i "przywrócił" do życia - dosłownie i w przenośni. Stąd też pewnie te odwrócone fazy przeżywania żałoby - od akceptacji mroku, który zapanował, i oddaniu się depresji-Shadowowi, przez gniew, zaprzeczanie i próbę wyrwania się z objęć zwodniczego kochanka.

      Możliwe też, że Angel wcale nie umarła, a opis jej przeżyć w tajemniczym świecie wiecznego zmroku jest tak naprawdę opisem przeżyć osoby chorej na depresję, która, zamknięta w czterech ścianach, pomału zaczyna rozumieć swoje zagubienie i odkrywać genezę swojego stanu. Pierwsza wersja brzmi jednak bardziej prawdopodobnie zważywszy na całą tę krew i epicką scenę walki z Negatywem. A właściwie - z samą sobą. Bo, jak to zostało kilka razy podkreślone, wszystkie żeńskie postacie są w rzeczywistości jedną - Rachel zwaną również Angel. Wcześniej zasugerowałam, że kobiety te stanowią przekrój faz życia, jednak teraz przypomina to bardziej przekrój postaci. A konkretnie Rachel, która, za sprawą różnych czynników, zmieniała się mniej lub bardziej.

      Czy to ma sens? Mam nadzieję, że tak, bo zamierzam kontynuować. Pewnie nawet nie będę czytać tego komentarza przed publikacją, żeby się nie puknąć w głowę i nie skasować tego, co zmalowałam :')

      Z ciekawości wróciłam jeszcze do prologu, bo pamiętałam, że działo się tam coś zgoła innego niż w reszcie opowieści. Pojawiała się tam Tanatos, której nie zobaczyliśmy już nigdy więcej. Osobiście znałam jedynie jego męski odpowiednik, który kojarzył mi się ze zbrodnią, mrokiem i nagłą, nierzadko złą śmiercią, jednak w Twoim przypadku rolę tę sprawowała kobieta. Zabrzmi to pewnie nieco seksistowsko, ale wydaje mi się, że w tym przypadku może być więc ona uosobieniem tej, hm, dobrej śmierci - o ile można tak powiedzieć. Spokojnej. Takiej, po której trafia się do raju i ma możliwość wiedzenia szczęśliwego i długiego życia po życiu.
      Co się zaś tyczy mężczyzny, z którym rozmawiała... Czy to był Shadow? Tutaj nie mam pewności. Z jednej strony by to pasowało - chciał zatrzymać Rachel dla siebie na ziemi, by ją dręczyć. Tanatos podkreśliła jednak, że to nie jej decyzja lecz Rachel. "Ona wciąż nie należy do mnie..." Rachel wybrała więc coś, czego dotąd nikt nie oferował - życie na ziemi ale nie u boku Shadowa.

      Cholera.

      Usuń
    2. Cokolwiek spotkało Rachel, musiało być okropne. Tu już nawet nie chodzi o wydarzenia z klubu, choć i one z pewnością przelały czarę goryczy. Jak wiele złego musiało ją spotkać w przeszłości, by wyrzekła się samej siebie?

      Cholera x2.

      To chyba tyle ode mnie. Wciąż mam mnóstwo pytań, wciąż wiele się nie zgadza... Ale jednocześnie czuję, że to jest dobre. Że tak to właśnie powinno działać - skłaniać do refleksji i mnożyć pytania, ale jednocześnie ofiarowywać nadzieję.

      Cieszę się, że dobrnęłam aż tutaj. Tak - dobrnęłam. Nie jest to zbyt pozytywnie nacechowane słowo, ale w tej historii nie da się nazwać tego inaczej. Potrzebowałam przerw między rozdziałami, chwil wytchnienia i odpoczynku - dłuższych bądź krótszych. Całe to przytłoczenie, ciężar emocji i niepewności Rachel/Angel... Brr. Szaleństwo.

      No udała Ci się ta opowieść, Ness. Oj, udała.

      Lecę teraz sprawdzić, jak Ty to wszystko widzisz i przekonać się, jak bardzo popłynęłam ze swoją interpretacją ;p

      Wielkie gratulacje, Ness. Wszystkim nam trochę zajęło dotarcie do tego momentu, ale z całą pewnością było warto.

      Z życzeniami wiecznego świtu,
      Klaudia x

      Usuń
    3. Widzę już kilka błędów, ale... Cóż, tak jak mówiłam, nie czytałam tych wypocin, żeby się nie rozmyślić. Mam nadzieję, że ogólny sens (którego w sumie i tak nie ma) da się odczytać :D

      k.

      Usuń