25 maja 2020

Rozdział XXX


Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Ten krzyk, ten głos… Znała go doskonale.
Negatyw.
Dostrzegła cień, który przemknął przez urodziwą twarz Bloodwell. W błękitnych oczach kobiety pojawiło się zwątpienie. To nie był strach – nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Angel zrozumiała czające się w tym spojrzeniu zwątpienie lepiej niż mogłaby przypuszczać. Jeśli lodowata piękność czegokolwiek się obawiała, to wyłącznie tego, że kolejny raz mogłoby czekać ją rozczarowanie.
Przeze mnie. Bo będę za słaba.
Zacisnęła palce na materiale sukienki, nie dbając o to, czy ten przypadkiem nie okaże się gniotliwy. W następnej sekundzie – nie czekając na jakiekolwiek potwierdzenie czy wątpliwości – popędziła ku drzwiom. Bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła ruch za plecami, kiedy Bloodwell ruszyła za nią.
– Zostań tu – nakazała nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Nie sprawdzała, czy kobieta usłucha. To w tamtej chwili nie było ważne. Przestało mieć znaczenie w chwili, w której zrozumiała jak bardzo zawiniła względem każdej z tych dziewczyn. Gdyby tylko była dość silna…
Ale może teraz była – ze wspomnieniem dziecięcego śmiechu, w tej pięknej, dodającej siły sukience…
Tyle że wciąż czegoś brakowało. Ta myśl dręczyła Angel na każdym kroku.
Rachel. Jestem…
Ale przecież nie była.
Jeszcze nie.
Korytarz wyglądał na opustoszały. Tyle wywnioskowała na pierwszy rzut oka, nerwowo wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Powinna poczuć ulgę, kiedy przekonała się, że nigdzie nie było Shadowa, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Dla pewności spojrzała ku sypialni, w której zostawiła dziewczynkę, ale drzwi były zamknięte. Nasłuchiwała, chcąc upewnić się, że mała przypadkiem się nie obudziła, jednak odpowiedziała jej wyłącznie głucha cisza. Krzyk urwał się równie nagle, co wcześniej go usłyszała – i właśnie to niepokoiło ją bardziej niż cokolwiek innego.
Właściwie sama nie byłą pewna, czego obawiała się bardziej. Myśl o tym, że coś złego spotkało jedną z jej towarzyszek, była przerażająca, ale nie tak jak inna, która niczym natrętny owad tłukła się w umyśle Angel. Jeśli kogoś tak naprawdę się bała, to samej Negatyw – tej samej, która okazała się zdolna do zepchnięcia jej ze schodów. Tej, która z takim przekonaniem twierdziła, że mogłaby zostać znienawidzona.
Znów zacisnęła palce na bokach sukienki. Nerwowo gniotła materiał, próbując zająć czymś dłonie i umysł, ale to nie działało. Odwlekanie tego, co nieuniknione, nie miało racji bytu.
Odwróciła się; powoli, z rozmysłem, jakby od samego początku wiedziała, gdzie powinna spojrzeć. Mimo wszystko coś ścisnęło ją w gardle, kiedy dostrzegła, że ostatnie drzwi w korytarzu były otwarte. Nie dotarła do nich. Nie zdążyła wetknąć klucza do zamka, a jednak…
Pęk, który podarował jej Shadow, został w sypialni Bloodwell, ale i bez oglądania go, Angel nagle nabrała pewności, że jednego klucza brakowała. Przeczucie było silne i na ułamek sekundy przysłoniło wszystko inne. Oczywiście, że ją oszukał – może i tylko tak, ale niczego innego się nie spodziewała. Jasne, że musiał zrobić coś, o co mogłaby mieć do niego pretensji.
Ale choć o tym myślała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że oskarżenia pod adresem Shadowa były niewłaściwe. Czegokolwiek by mu nie zarzuciła, tego jednego nie powinna.
Zrozumiała w chwili, w której znalazła się na tyle blisko, by móc zacisnąć drżące palce na klamce. Otwierając drzwi na tyle szeroko, by móc dostrzec, co znajdowało się w środku, zarejestrowała jedną, pozornie nieznaczącą rzecz.
W tych drzwiach nie było otworu. Klucz nigdy nie istniał.
Zawiasy skrzypnęły, zwłaszcza w panującej ciszy brzmiąc niczym wystrzał armatni. Wzdłuż kręgosłupa Angel przemknął dreszcz, ale to okazało się niczym w porównaniu do chłodu, który poczuła, kiedy jej uszu dobiegł stłumiony szloch. Natychmiast rozpoznała głos Negatywu – przytłumiony, zmieniony, ale wciąż znajomy.
W chwili, w której stanęła w progu, zawodzenie znów zmieniło się we wrzask. Dopiero w momencie, w którym uszu dobiegł ją dźwięk tłuczonego szkła, do Angel w pełni dotarło na co patrzyła.
Pokój był inny niż te, które widziała wcześniej. W zasadzie w pierwszej chwili dziewczyna zwątpiła, czy znajdowało się w nim coś prócz napierającej ze wszystkich stron ciemności. Ani śladu okien, ani śladu mebli czy choćby łóżka, na którym ktokolwiek mógłby odpocząć. Wyłącznie mrok, równie nieprzenikniony jak i ten, który panował w podziemiach ruin. W tamtej chwili nawet krwisty blask wiecznego zachodu wydawał się najpiękniejszą perspektywą na świecie.
Angel zamrugała. Potrzebowała chwili, by zorientować się, że w pomieszczeniu jednak coś było. Nie od razu zarejestrowała lustra – wysokie, zajmujące każdy skrawek wolnej przestrzeni. Wtedy pojęła, że pokój równie dobrze mógłby być niewielki. Odbicia wystarczyły, by potęgować wrażenie, że czerń sięgała wszędzie, jakby nigdy się nie kończąc.
W samym środku znalazła się Negatyw. Stała zwrócona plecami do Angel, z poplątanymi włosami i drżącymi ramionami. Dziewczyna słyszała jej przyśpieszony oddech, tak urywany, że aż zmartwiła się, że w którymś momencie mógłby ustać. Sama Negatyw wyglądała niczym zjawa, skryta w mroku i zauważalna wyłącznie dzięki temu, że wciąż szlochała. Angel z obawą powiodła wzrokiem dookoła, niemalże spodziewając się dostrzec gdzieś w kącie Shadowa, ale szybko przekonała się, że poza nią w pomieszczeniu nie było nikogo więcej.
– Och, nie… nie, nie, nie…
Ledwo rozumiała poszczególne słowa. Szloch Negatyw nie przypominał czegoś, co mogłoby się wydobyć z gardła jakiegokolwiek człowieka. Angel wciąż nie miała pewności, czy kolejne jęki układały się w jakąś logiczna całość, ale co do jednego nie miała wątpliwości: każda kolejna sekunda sprawiała, że narastało w niej pragnienie, żeby wyjść. Jak najszybciej, póki jeszcze miała okazję.
Negatyw poruszyła się. Znów krzyknęła, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zginając się wpół. Chwyciła się za głowę, szarpiąc za włosy i wciąż płacząc – coraz bardziej rozdzierająco, aż szloch zaczął przypominać agonię. Oszołomiona, Angel instynktownie cofnęła się o krok, wciąż zaciskając drżące palce na klamce.
Ogłuszył ją huk roztrzaskiwanego szkła. To była zaledwie krótka chwila – ulotna niczym ostatni oddech, bowiem tylko tyle potrzebowała istota przed nią, by z pełnym gniewu wrzaskiem skoczyć przed siebie. Gołymi pięściami roztrzaskała lustro, pozwalając, by szklane odłamki posypały się na podłogę. Wtedy też do Angel dotarło, że resztki już tam leżały – i że  z każdym uderzeniem pojawiały się nowe, zupełnie jakby za jednym lustrem znajdowało się kolejne, kolejne i kolejne, przez co Negatyw mimo usilnych starań nie była w stanie zniszczyć wszystkich.
Uderzył ją ostry zapach krwi. Otrząsnęła się w chwili, w której kobieta ponownie się zamachnęła, z dzikim wrzaskiem szykując do kolejnego uderzenia.
– Nie! – zaoponowała Angel, w panice przestępując naprzód. – Nega…
Nie zdążyła dokończyć.
Drzwi zatrzasnęły się za jej plecami, ledwo tylko przekroczyła próg. Ledwo to zarejestrowała, całą sobą skupiona na tym, że wprost na niej spoczęły załzawione, niemalże całkowicie czarne oczy – upiorne, pozbawione białek.
A potem Negatyw z dzikim wrzaskiem rzuciła się w jej stronę.
Angel nie próbowała się bronić. Zabrakło jej tchu, kiedy obie wylądowały na posadzce – ona pod szlochającą kobietą. Również otworzyła usta, ale z jej własnych wydobyło się wyłącznie zaskoczone westchnienie, kiedy pojęła, że wciąż nie była w stanie zaczerpnąć powietrza.
Wtedy zrozumiała, że dłonie Negatywu z siłą imadła zacisnęły się na jej gardle.
Dusiła się, zdolna wyłącznie patrzeć na wykrzywioną twarz i te puste, całkowicie czarne oczy.
Dlaczego je widzę…?
To była dziwna myśl. Niewłaściwa, gdy patrzyło się w oczy własnej śmierci, nawet nie próbując walczyć o życie. A jednak to właśnie ten drobny szczegół pochłonął Angel bez reszty – to, że nawet w mroku tak wyraźnie widziała twarz Negatywu, zdolna przywołać każdy, najdrobniejszy szczegół. Jej spojrzenie, rysy twarzy, grymas… Wszystko. To i poczucie, że kobieta była o wiele bardziej znajoma, niż Angel miała odwagę przyznać.
Szarpnęła się, ale bynajmniej nie po to, by spróbować oswobodzić się z uścisku. Dłonie machinalnie zacisnęła na nadgarstkach duszących ją rąk, ale nie starała się ich odtrącić. W zamian uciekła wzrokiem gdzieś w bok, z trudem odwracając głowę, byleby tylko nie patrzeć w oczy pochylonej nad nią kobiety.
Coś innego przyciągnęło jej wzrok. Wtedy pierwszy raz dostrzegła świecę – jedyne źródło światła w całym pokoju. Płomień lśnił jasnym, równym blaskiem, rozpraszając mrok. Było w nim coś nadnaturalnego, a przynajmniej Angel była gotowa się założyć, że niewielki płomyczek nie powinien rzucać aż tak silnego światła, ale prawie natychmiast przestała o tym myśleć.
Brakowało jej tchu. Zakaszlała, mimowolnie próbując zaczerpnąć tchu, choć napierające na jej gardło dłonie skutecznie ją przed tym powstrzymywały. Zrobiło jej się niedobrze, choć nie była pewna dlaczego. W z trudem chwytanym powietrzu było coś niewłaściwego, ale…
Poczuła wilgoć na twarzy, ale tym razem nie były łzy. Dłoń ześlizgnęła się z nadgarstka Negatywu, kiedy Angel uniosła ją do twarzy, próbując otrzeć policzek. Zatrzymała ją w połowie drogi, uświadamiając sobie, że te również były wilgotne.
Krew.
Dłonie Negatywu całe były we wciąż sączącej się z poranionych nadgarstków krwi. Tyle wystarczyło, by również skóra po wewnętrznej stronie ramion Angel zapłonęła żywym ogniem.
Uścisk na gardle nagle zelżał, by ostatecznie ustąpić. W zamian dziewczyna poczuła ucisk na piersi, kiedy naparło na nią drżące, wstrząsane spazmami płaczu ciało. Do krwi dołączyły się łzy, gdy niedoszła oprawczyni nagle zamieniła się w żałośnie szlochającą, bezradną ofiarę.
Angel skuliła się pod nią, krztusząc ledwo co odzyskanym oddechem. Nie była w stanie się poruszyć. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, ale nawet wtedy spoglądała przed siebie – wprost na jedną ze ścian, gdzie wciąż dostrzegała nieskazitelnie gładką powierzchnię.
Po podłodze walały się odłamki szkła, ale lustra wciąż pozostawały nienaruszone. Tlący się płomień świecy pozwalał dostrzec dość, żeby zrozumieć, choć jakaś cześć Angel wciąż nie chciała dopuścić tego, co podsuwały jej zmysły.
Zamknęła oczy, ale nawet wtedy pod powiekami widziała własne odbicie – ten pusty, obojętny wzrok, po stokroć gorszy niż spojrzenie, którym obdarowała ją Negatyw.
Okłamałam cię tak wiele razy…
Skłamała, kiedy ostatnim razem stała naprzeciwko tej kobiety, wmawiając sobie, że mogłaby uznać ją za cząstkę siebie. Zrobiła to po raz kolejny, prowadząc ją do tego domu i wmawiając sobie, że w końcu rozumie – i że mogłaby zaakceptować fakt, że są jednością.
Nie chciała jej. I nienawidziła tak bardzo…
Nadgarstki zapiekły mocniej. Gdzieś w umyśle zamajaczyło wspomnienie, wyraźniejsze niż jakiekolwiek inne i bardziej niepokojące. Pamiętała wyłożoną białymi kafelkami łazienkę i powoli napełniająca się wodą wannę. Pamiętała ciepło na skórze, kiedy wślizgiwała się do kąpieli, pragnąc rozluźnienia i choć chwili spokoju. Zwykłej kąpieli, innej niż prysznic, który brała tamtego wieczora.
A co stało się tamtego wieczora…?
Nie pamiętała. Nie chciała, ale…
Czerwona sukienka. Dłonie na jej biodrach…
Odrzuciła od siebie tę myśli. Mimo tego i tak widziała przed oczami płynący strumień, powoli napełniającą się wannę i…
To nie moja wina, pomyślała z mocą.
Wtedy wszystko ułożyło się w odpowiedni sposób, dokładnie tak, jak od samego początku powinno. Tak przynajmniej pomyślała, kiedy przed oczami stanął jej obraz nachylonej nad nią Negatyw – z obłędem w oczach, zaciskającą dłonie na jej gardle. Wtedy walczyła, rozchlapując wodę i do ostatniej chwili starając się bronić.
To Negatyw zadała pierwsze cięcie, naruszając skórę na nadgarstkach Angel i…
Obraz zaczął się zamazywać. Panika ustąpiła, pozwalając dziewczynie choć na moment odzyskać równowagę.
Tak, dokładnie tak. Gdyby nie ona, nie wylądowałaby tutaj. Gdyby nie Negatyw…
Okłamywanie samej siebie jest takie wygodne.
Angel otworzyła oczy. Rozszerzonymi tęczówkami spojrzała wprost na wtuloną w nią, szlochającą kobietę i w końcu dopuściła do siebie prawdę. Patrzyła na samą siebie – rozbitą, pogrążoną w rozpaczy i pełną gniewu, który przez tyle czasu od siebie odpychała. Tę samą, której tak nienawidziła, choć widziała ją niemalże za każdym razem, gdy spoglądała w lustro. Nienawidziła tak bardzo, że…
Obraz w jej głowie zmienił się, choć wcale tego nie chciała. Coś się zmieniło i nagle to nie ona walczyła z Negatywem, ale Negatyw z nią. To ona zaciskała dłonie na cudzej szyi, przyciskała ostrze do skóry i…
Krzyknęła – tylko raz, ale to wystarczyło. Jakimś cudem znalazła w sobie dość siły, żeby usiąść, przy okazji zrzucając z siebie cudze ciało. Chwyciła się za głowę, oddychając szybko i płytko, i raz po raz szarpiąc za włosy, zupełnie jakby chciała je wyrwać. Mętlik w głowie doprowadzał ją do szału, ale nawet to wydawało się lepsze od obrazu, który próbował wedrzeć się do jej podświadomości.
Trwała w bezruchu, kołysząc się w przód i w tył. Raz za razem, w kółko i w kółko. Tyle że ruch nie zmieniał niczego, a do Angel dotarło, że zabrnęła zbyt daleko, by móc dłużej okłamywać samą siebie.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Zapach krwi przyprawiał o mdłości.
– Tak bardzo… mnie nienawidzisz?
Choć nie chciała, uniosła głowę. Negatyw klęczała tuż naprzeciwko niej, skulona i dziwnie odległa. Wciąż drżała, choć równie dobrze wrażenie to mogły potęgować wstrząsające Angel dreszcze.
Nie odezwała się nawet słowem. Bała się, że zwymiotuje, jeśli choćby tylko rozchyli usta.
Nie wiem. Nic już nie wiem…
– Odpowiedz mi – nie dawała za wygraną Negatyw. Jej spojrzenie wydawało się przenikać Angel na wskroś. – Czy tak bardzo…?
– Nie pamiętam, do jasnej cholery! – wybuchła.
Z jękiem zakryła uszy dłońmi, w dziecięcym odruchu broniąc się przed niewypowiedzianymi słowami. Trwała w ciemnościach, próbując ignorować towarzystwo osoby, która…
– Kłamiesz.
I tak to usłyszała. Tak wyraźnie, jakby Negatyw stała tuż obok, szepcąc jej wprost do ucha.
To krótkie stwierdzenie było niczym policzek.
Nie miała odwagi unieść głowy. Z uporem unikała spoglądania na Negatyw, choć dobrze wiedziała, że ta była gdzieś obok. Wciąż ją widziała – z szalonym spojrzeniem, wykrzywioną twarzą i… tak wielkim przerażeniem, kiedy to Angel bez cienia wahania próbowała pozbawić ją życia.
Jakiego życia…?, zadrwił cichy głosik w jej głowie. Miała wielką ochotę kazać mu się zamknąć, ale nie była w stanie.
Przed samą sobą nie było ucieczki. Demony dopadły ją nawet tutaj, nawet po tym wszystkim…
Wtedy zrozumiała, że to nigdy nie była wina Negatywu. Ani Shadowa, choć to stwierdzenie przyszło jej z trudem. Wszystko od samego początku sprowadzało się do niej. Na życzenie zagwarantowała wszystkim piekło, z którego nie potrafili uciec.
Odcięła się, rzucając w objęcia słodkiego zapomnienia. Tyle że to nie działało.
Półśrodki nigdy nie były skuteczne.
Nie pamiętam…
Ale kłamstwo również prowadziło donikąd.
Oddech zwolnił, choć nie od razu odzyskała właściwy rytm. W ciszy słyszała jeszcze jeden – urywane wdechy i wydechy, mogące należeć tylko do jednej osoby. Nie zarejestrowała momentu, w którym odnalazła ten sam rytm.
Obolałe ciało zaprotestowało, kiedy spróbowała się podnieść. Negatyw nie zaprotestowała, kiedy Angel dźwignęła się na nogi, by chwiejnym krokiem przejść przez pokój. Szkło zachrzęściło pod jej stopami, ale nie zwróciła na to uwagi. To przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, zresztą jak i palenie skóry po wewnętrznej stronie nadgarstków.
Choć zwróciła się plecami do swojej towarzyszki, wciąż czuła jej obecność. Była pewna, że ta śledziła jej każdy krok.
Płomień świecy lśnił równie intensywnie, co wcześniej.
– Nienawidzę cię – usłyszała własny głos. Ledwo była w stanie go rozpoznać. – Tak bardzo nienawidzę…
Cień za jej plecami poruszył się. Tym razem Negatyw nie wydała z siebie nawet najcichszego jęku.
Angel tymczasem mówiła dalej.
– Nienawidzę cię tak bardzo, że… – Potrząsnęła głową. Ucisk w gardle przybrał na sile. – Nienawidzę siebie… To nie jest życie.
O tym myślała tamtego dnia. To powtarzała sobie, twierdząc, że czyni dobrze. W tym przekonaniu trwała, odkręcając wodę, wślizgując się do wanny i…
Siebie – powtórzyła Negatyw. – Powiedziałaś to głośno. Nienawidzisz… siebie.
– Chyba rozumiałam od chwili, w której nazwałaś nas jednością.
– Odcięłaś mnie. Zamknęłaś tutaj. – W głosie pobrzmiewał już nie tylko gniew, ale przede wszystkim gorycz. – Nie zrobiłam nic złego, a jednak…
Nie chciała słuchać. Nie chciała przyznać, że to prawda – że przez cały ten czas szukała usprawiedliwienia. Podobne zarzuty słyszała od Bloodwell, a nawet dziecka, ale żadne nie ubodły jej tak bardzo jak te. Bo niezależnie od tego jak bardzo pragnęła Negatywu nienawidzić i ignorować, to każde jej słowo docierało do niej z pełnią mocy.
Postać przybliżyła się. Angel była pewna, że jej drugie „ja” z łatwością mogłoby ją dotknąć.
– Wepchnęłaś mnie w szaleństwo, byleby pozostać nietkniętą. „Zapomniałaś” – rzuciła z drwiną Negatyw. – Oddałaś mi swój ból, gniew i nienawiść… Wszystko to, czego nie chciałaś. Ale to tak nie działa… Jak możesz wyczekiwać poranka, nie doznawszy nocy? Gdzie cię to zaprowadziło, co?
Nie odpowiedziała. Stała drżąca, oszołomiona i świadoma każdego kolejnego słowa, które padało z ust Negatywu. I całą sobą czuła, że ta miała rację.
Nie próbowała się odsuwać, kiedy na ramionach poczuła dłonie stojącej za nią kobiety. Jej dotyk był inny niż ten niechciany, który wciąż majaczył gdzieś w jej wspomnieniach.
– Jak on miał cię ocalić, skoro nie potrafisz pomóc samej sobie? – usłyszała tuż przy uchu.
Omal nie zakrztusiła się powietrzem. Zachwiała się, utrzymując równowagę wyłącznie dzięki obejmującym ją ramionom. Z jakiegoś powodu Negatyw nie pozwoliła jej upaść, choć z taką łatwością mogła po prostu się osunąć. Tyle że i to działo się gdzieś poza świadomością Angel.
W pamięci zamajaczyła jej para łagodnych zielonych oczu – innych niż te Shadowa. To i głos, który wydawała się znać, chociaż…
„Wróć do mnie”.
Gdyby tylko potrafiła…
Jej spojrzenie powędrowało ku świecy. Wciąż lśniła, rozświetlając pokój. Nie zachwiała się nawet na moment, jako jedyna rozpraszając nieprzeniknioną ciemność.
– Wyjdź – szepnęła drżącym głosem.
Negatyw drgnęła, wyraźnie zaskoczona. Angel wykorzystała chwilę jej nieuwagi, by oswobodzić się z jej uścisku.
– Co…?
– Wyjdź stąd – powtórzyła, nie odrywając wzroku od świecy. – To nigdy nie było twoje miejsce.
W lustrze dostrzegła szok, który odmalował się na twarzy Negatywu. Coś się zmieniło i to sprawiło, że w sercu dziewczyny pojawiło się ciepło – tylko na chwilę, ale to musiało wystarczyć.
Bez słowa przesunęła się bliżej świecy, by po chwili przykucnąć tuż przy niej. Jak urzeczona wpatrywała się w płomień, gotowa przysiąc, że rozpraszał wszystkie obawy. Przez chwilę myślała jasno – bez cienia gniewu czy strachu.
Pragnęła być jak ten płomień…
Pragnęła być dzielna – i choć raz postąpić słusznie.
Gdzieś za plecami usłyszała skrzypnięcie drzwi.
– Bądź szczęśliwa, Rachel – wyszeptała.
Wraz z tymi słowami zdmuchnęła świecę, by raz na zawsze pogrążyć się w ciemnościach.

1 komentarz:

  1. Ochhh.

    Na więcej chwilowo mnie nie stać, przepraszam. Spodziewaj się jednak podsumowania pod epilogiem.

    K.

    OdpowiedzUsuń