14 maja 2020

Rozdział XXIX


Bloodwell milczała, ale to był inny rodzaj ciszy niż ten, do którego przywykła Angel. Nie czuła napięcia czy krępacji, choć właśnie te emocje wcześniej wywoływała u niej kobieta. Coś się zmieniło i chociaż wyczuwała, że do tego doszło już wcześniej, dopiero teraz kolejne zmiany nabrały dla niej kształtu. To, w jaki sposób wyglądała tą kobieta, również.
– Zasnęła – oznajmiła cicho Angel, przystając przy drzwiach. Wbiła wzrok w zamek, z łatwością ignorując przenikliwe spojrzenie lśniących, przypominających lód oczu. – Zdążyłam zapomnieć, jaka jest cudowna. Zapomniałam… wiele rzeczy.
Odpowiedziała jej cisza, ale zdążyła do niej przywyknąć. Trwały tuż obok siebie, ale Angel już nie czuła dystansu czy strachu. Wyłącznie niepisane porozumienie, tym intensywniejsze, im dłużej wpatrywała się w zamknięte drzwi do pokoju.
Bloodwell nie musiała o nic prosić. Kolejny raz wybranie właściwego klucza przyszło Angel z łatwością; wystarczyła chwila, by kolejny pokój stanął przed nią otworem. Nie była wcześniej w tej sypialni, ale i ona okazała się znajoma. Co więcej, to był ten sam pokój, przy którym znalazła różane płatki, które doprowadziły ją wprost do miasta.
Tą sypialnia była inną, choć patrząc na wystrój i panujący wewnątrz półmrok, Angel była gotowa przysiąc, że i w niej już kiedyś była. Pokój był piękny, choć o wiele ciemniejszy niż ten, w którym ułożyła do snu dziewczynkę. Blask wiecznego zmierzchu wpadał przez okno, nadając pomieszczeniu dziwną, na swój sposób intrygującą atmosferę. Angel momentalnie poczuła się nieswojo, ale jej towarzyszka wkroczyła do sypialni pewnym, energicznym krokiem.
– Mówisz o pamięci... – rzuciła jakby od niechcenia, wbijając wzrok w okno.
Jasne włosy zafalowały, kiedy odwróciła się, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmieniając kierunek. Angel obserwowała ją, kiedy zaczęła krążyć po sypialni, jakby chcąc nauczyć się każdego szczegółu na pamięć. Z fascynacją śledziła każdy ruch, najdrobniejszy nawet gest – wszystkie pełne gracji, władczości i pewności siebie, których mógłby pozazdrościć Bloodwell nie jeden. Momentalnie przypomniała sobie pierwsze spotkanie z kobietą – na placu, całkiem niedawno, choć ten moment wydał się Angel dziwne odległy, niczym urywek z jakiegoś innego życia.
Bloodwell wydawała się nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, jak wyglądała. Jej spojrzenie było nieobecne; twarz pozbawiona wyrazu. Znów przypominała porcelanową lalkę – piękną, ale pozbawioną życia.
Jej twarz złagodniała tylko nieznacznie, kiedy przesunęła palcami po zdobiącej łóżko, jedwabiście czarnej pościeli. Z gracją przysiadła na krawędzi materaca, łącząc kolana i poprawiając tren sukni, którą miała na sobie. Angel nagle nabrała przekonania, że gdyby otworzyła drzwi stojącej w kącie szafy, znalazłaby równie wiele cudownych stroi – w tym również tę matki, której nigdy nie miała odwagi ubrać.
– Jest tak wiele rzeczy, których ci zazdroszczę... – oznajmiła pod wpływem impulsu.
Odpowiedział jej śmiech – gorzki i serdeczny zarazem, pełen niedowierzania. Błękitne oczy zwróciły się ku Angel, spoglądając na nią z zaciekawieniem.
– Mnie? – Potrząsnęła głową. – Och, dziecino, mnie nie ma czego zazdrościć.
– Ale...
– Jestem tym, kim mnie uczyniłaś. Laleczką. – Kobieta podniosła się z gracją, w pośpiechu podrywając do pionu. Angel mimowolnie pomyślała o porcelanowej piękności, którą tak ufnie tuliła do siebie dziewczynka. Jakże znajomej lalce, która miała znaczenie dla nich obu... – Co komu po pięknie, jeśli czujesz się pusta w środku? – zapytała Bloodwell, jakby czytając jej w myślach.
Nie takich słów spodziewała się po tej kobiecie. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale ostatecznie nie zdobyła się na żadne słowa. Po prostu patrzyła, próbując zrozumieć coś, co nie miało sensu. Dobry Boże, miała przed sobą najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek widziała. Jak ktoś, kto wydawał się mieć wszystko – urodę, posłuch, pewność siebie – mógł na cokolwiek narzekać? Co innego miała czuć, jeśli nie zazdrość?
Wpatrywała się w tę kobietę, aż za dobrze pamiętając, jak bardzo chciała stać się kimś takim jak ona. W pamięci wciąż miała mamę – piękną, jasnowłosą, w wieczorowej sukni i olśniewającym uśmiechem. Sama pragnęła poczuć się choć w połowie tak pewna siebie jak ona czy Bloodwell. Pragnęła choć jeden raz lśnić, zamiast kulić się pod spojrzeniami innych ludzi. Chciała wyjść na ulicę bez poczucia, że wszyscy wokół spoglądają na nią z góry, oceniają i uważają się za lepszych. Zacząć rozmowę bez obawy, że ktoś odbierze ją inaczej niż powinien – jako kogoś, na kogo nie należało tracić czasu. Pragnęła…
– Strach jest w głowie. Kiedy to zrozumiesz? – Bloodwell potrząsnęła głową. Piękną twarz wykrzywił grymas. – Spójrz na mnie i ten świat. Kim według ciebie jestem? – dodała i tym razem do jej głosu wkradła się frustracja.
Może powinno zmartwić ją, że kobieta jednak wiedziała, co działo się w jej głowie, ale nic podobnego nie miało miejsca. Były jednością, nieważne jak irracjonalne by się to nie wydawało. Angel zrozumiała to już przed przybyciem do domu, choć w pełni zrozumiała dopiero w chwili, w której układała dziewczynkę do snu.
Teraz stała przed kimś innym, o wiele potężniejszym, choć – co najbardziej w tym wszystkim raziło – całkowicie pozbawionym dziecięcej radości. Czuła na sobie spojrzenie lśniących, błękitnych oczu, które niezmiennie kojarzyły jej się z odłamkami lodu. Jakaś jej cząstka pragnęła skulić się i schować, byleby nie prowokować Bloodwell do wybuchu, ale stanowczo stłamsiła w sobie to pragnienie. „Strach jest w głowie” – powtarzała raz za razem, czepiając się tych słów niczym mantry. Może jeśli dopisze jej szczęście, w końcu w nie uwierzy.
Nie ruszyła się z miejsca. Tkwiła w jednym punkcie, próbując wytrzymać spojrzenie Bloodwell – wciąż sfrustrowanej, choć im dłużej Angel jej się przyglądała, tym wyraźniej widziała kryjącą się za pewnością siebie bezradność. Już kiedy spotkała tę kobietę po raz pierwszy, na usta cisnęło jej się tylko jedno określenie: lodowate piękno. Teraz to wróciło, tak jak i poczucie, że spoglądała na kogoś, kto wcale nie miał w sobie aż tyle siły, jak mogłaby przypuszczać. Bloodwell była równie ludzka i krucha, co i ona sama; jedynie dobrze udawała, że sprawy miały się inaczej.
Ta myśl ją poraziła. Angel znów otworzyła usta, choć tym razem to nie wątpliwości powstrzymały ją przed odezwaniem się. Przez chwilę walczyła ze sobą, próbując znaleźć odpowiednie słowa, choć te za żadne skarby nie chciały ułożyć w odpowiedniej kolejności. Jeśli w ogóle istniały, znalezienie ich okazało się wyzwaniem.
– Przepraszam – wykrztusiła, wyrzucając z siebie pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.
Lodowate spojrzenie nawet na moment nie złagodniało. Ostatecznie to Bloodwell jako pierwsza odwróciła wzrok, nagle zaczynając niespokojnie krążyć. Przypominała drapieżnika, którego ktoś umieścił w potrzasku, naiwnie wierząc, że zdoła go kontrolować.
To moja wina, uświadomiła sobie Angel.
Zrobiła to im wszystkim. Jednej po drugiej, stopniowo wyzbywając się tych części siebie, które stawały się zbyt trudne do zniesienia. Nie pamiętała jak, nie pamiętała kiedy – to po prostu się stało. W którymś momencie przestała się uśmiechać. W zamian zazdrościła i to tak bardzo, że to aż bolało. Tęskniła za kimś, kim nigdy nie była – i wcale nie musiała być.
Bloodwell przemieściła się, zwracając plecami do okna i łóżka, przy którym zostawiła Angel. Błyskawicznie przecięła pokój, zatrzymując tuż przed drzwiami szafy, by w następnej chwili otworzyć ją zdecydowanym, zamaszystym ruchem.
Wbrew temu, czego spodziewała się Angel, mebel był niemalże pusty. Na wieszaku wisiała tylko jedna, krwistoczerwona sukienka, którą natychmiast rozpoznała.
– Ta jedna noc… – Bloodwell niemalże z czułością pogładziła materiał palcami. – Pamiętasz ją, prawda? Bo ja tak.
– Nie chcę pamiętać…
Ale skłamałaby, gdyby upierała się, że wciąż ma w głowie pustkę. Być może te wspomnienia były tam cały czas. Jedynym problemem było to, że nie chciała po nie sięgnąć.
Aż do tego momentu.
Uświadomiła sobie, że drży, więc spróbowała nad sobą zapanować. Zacisnęła palce, a kiedy to nie pomogło, objęła się ramionami. Znów poczuła na sobie przenikliwe spojrzenie Bloodwell, ale tym razem to nie wyraz oczu kobiety sprawił, że poczuła się nieswojo. Myślami była daleko, chcąc nie chcąc rozpamiętując coś, co dużo łatwiej byłoby po prostu zapomnieć.
Pamiętała siebie w krwistoczerwonej sukience. Pamiętała każdą sekundę, którą spędziła przed lustrem, obserwując własne odbicie i ucząc samej siebie na pamięć. Każdy, najdrobniejszy nawet szczegół – równie wyraźnie co i wtedy, gdy stała w łazience, podczas gdy Shadow czaił się za jej plecami.
Jednak tamtej nocy go nie było, pierwszy raz od dawna. Przez moment nawet wierzyła, że nie zbliżyłby się do niej, kiedy miała na sobie tę piękną sukienkę – taką jak mama, równie idealną, nawet jeśli nie wyglądała w niej aż tak dobrze. Cieszyła się jak dziecko, napawając własnym wyglądem i zaskakującą pewnością siebie, którą zapewniła jej niewielka zaledwie zmiana. Nie potrzebowała wiele – wystarczyła tylko ta sukienka, odważniejszy niż zwykle makijaż i buty na wysokim obcasie.
Pamiętała klubową muzykę i to, że wyraźnie czuła jak mężczyźni wodzili za nią wzrokiem. To była udana impreza. Ani trochę nie żałowała, że dała wyciągnąć się z domu – bez Shadowa, bez kogokolwiek, kto sprawiłby, że czuła się nieswojo. Tańczyła, śmiałą się i błyszczała, napawając doznaniami, które dotychczas były jej obce. Choć przez moment wszystko wydawało się proste, choć to równie dobrze mogło mieć związek z wypitym alkoholem. Procenty dodawały odwagi, zwłaszcza że dotychczas podchodziła do nich z dystansem.
Później nie wszystko było aż tak wyraźne. Momentalnie pożałowała, że nie wypiła dość, by w pełni wyrzucić z pamięci wszystkie wspomnienia tamtego wieczora. Nie pamiętała rozmów i tego, jakim cudem znalazła się w tamtej małej łazience na zapleczu, ale…
Cudze dłonie, z wolna przesuwające się po jej ciele… Jak te Shadowa, kiedy to stał tuż za nią, szepcąc słowa, których wolałaby nie słyszeć.
– Angel.
Wzdrygnęła się, mrugając nieprzytomnie. Z opóźnieniem spojrzała na Bloodwell, uświadamiając sobie, że wciąż stała w zalanej krwawym blaskiem sypialni, bezmyślnie spoglądając w przestrzeń. Machinalnie uniosła dłoń do twarzy, a kiedy otarła jej wierzchem policzki, przekonała się, że były wilgotne. Nawet nie zauważyła, kiedy się popłakała.
Jej spojrzenie mimowolnie skierowało się ku szafie, ponownie spoczywając na wiszącej w niej sukience. Poczuła nieprzyjemny ucisk, kiedy coś przewróciło jej się w żołądku, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz.
– Tak mi przykro – rzuciła zdławionym głosem. – Tak mi…
– Niepotrzebnie. – Bloodwell wzruszyła ramionami. – To wciąż bardzo ładna sukienka – dodała, wyciągając dłoń, by pogładzić materiał.
– Przestań.
Kobieta zamknęła usta, posłusznie milknąc, choć to wydawało się Angel czymś nieprawdopodobnym. Nagle poczuła się tak, jakby się dusiła, przez krótką chwilę bliska tego, żeby odwrócić się na pięcie i w pośpiechu opuścić sypialnie. Pragnęła uciec, chociaż to i tak niczego nie zmieniało.
Nie, zdecydowanie nie miała czego zazdrościć Bloodwell. Im dłużej o tym myślała, tym wyraźniej widziała, co zrobiła – albo do czego dopuściła Rachel. Wciąż nią jestem…? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Pustka wróciła i to ze zdwojoną siłą.
Istniało tak wiele rzeczy, których nie chciała. Jedną z nich miała dosłownie na wyciągnięcie ręki, równie rzeczywiste jak i kobieta, którą miała przed sobą. Tyle że piękno, które przez tyle czasu podziwiała, wcale nie stało się takie doskonałe.
Drgnęła, z trudem powstrzymując pragnienie, żeby się wycofać. Mogła wyjść, trzaskając drzwiami i nie oglądając się za siebie. Może gdyby to zrobiła, ucisk w piersi zniknąłby raz na zawsze… Albo przynajmniej trochę zelżał, stając się choć odrobinę bardziej znośnym. Zapomnienie było dużo prostsze. Mogła sobie wyobrazić, dlaczego w którymś momencie odcięła się od tego, co zbyt mocno ją przytłaczało – krok za krokiem, aż nie pozostało nic prócz obojętności.
Co z tego, skoro to najwyraźniej nie wystarczyło? Jestem tutaj…
Spojrzenia jej i Bloodwell znów się spotkały. Błękitne, pozbawione emocji oczy odnalazły inne – ciemne i wypełnione łzami. Angel wciąż płakała, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
– Oddałam ci to wszystko. Nie powinnam…
– Nie powinnaś – zgodziła się cicho Bloodwell. – Ale jakie to ma teraz znaczenie? Byłaś słaba.
– Wciąż jestem.
Nie zaprotestowała. Poniekąd ta wymowna cisza była niczym policzek – i to pomimo tego że potwierdzała coś, co Angel podświadomie czuła od samego początku. Bloodwell dawała jej o tym znać niemalże na każdym kroku, raz po raz podkreślając, że już dawno straciła nadzieję. Poniekąd wciąż tak było i ta myśl również okazała się bolesna.
Nie chcę tego…
Jej spojrzenie samoistnie przesunęło się ku szafie, na powrót skupiając na sukience. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, przestąpiła naprzód. Poruszając się trochę jak w transie, wyciągnęła przed siebie dłonie. Zadrżały nieznacznie, kiedy przesunęła palcami po materiale sukienki – miękkim, krwistoczerwonym i nietkniętym przez czas. Do tej pory pamiętała, że jej się podobał; sposób, w jaki leżał i jak muskał jej skórę, kiedy tańczyła. Sukienka, którą tak bardzo chciała ubrać…
Bloodwell nie odezwała się nawet słowem, kiedy Angel wyjęła kreację z szafy. Wciąż milczała, gdy dziewczyna jak gdyby nigdy nic schowała się za uchylonymi drzwiami, by móc się przebrać.
Ucisk w gardle przybrał na sile, ale stanowczo go zignorowała. Z równie wielkim uporem próbowała nie myśleć o tym, że znów miała tę sukienkę na sobie. Przylegała do jej ciała, idealnie dopasowując od kształtu ciała. Materiał kończył się przed kolanami, ale to ani trochę Angel nie przeszkadzało. Bez pośpiechu przesunęła dłońmi wzdłuż ciała, wyrównując wszelakie niedoskonałości. Nadal drżała, przez moment mając ochotę natychmiast ściągnąć z siebie sukienkę, ale powstrzymała się, nerwowo zaciskając palce w pięści.
Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując się uspokoić. Poprawiła włosy, pozwalając im miękko opaść na ramiona i plecy.
– Nie musisz tego robić.
Nawet nie spojrzała na Bloodwell, puszczając słowa kobiety mimo uszu. Jakby to miało znaczenie. Jakby cokolwiek je miało, skoro zabrnęła tak daleko. Teraz, stojąc w tym pokoju i w tej sukience, już i tak nie była w stanie dłużej uciekać.
Chociaż nie chciała, zdecydowała się sobie przypomnieć.
Zwiesiła ramiona. Palce wciąż zaciskała wystarczająco mocno, by paznokcie wpiły się w skórę, a dłonie jeszcze bardziej zaczęły drżeć. Poczuła wilgoć pod powiekami, ale nawet nie próbowała ich powstrzymywać. To, że płynęły, wydawało się równie właściwe, co i sposób, w jaki sukienka do niej pasowała.
Gdyby tylko pamiętała, w jaki sposób dotarła do tamtej łazienki…
– Byłam… z kimś – powiedziała cicho, mocno zaciskając powieki. – Nie pamiętam ich imion. Nie pamiętam twarzy… Niewiele pamiętam.
Odpowiedziała jej wymowna cisza. Nawet jeśli Bloodwell wciąż ją obserwowała, jej obecność straciła jakiekolwiek znaczenie. Myślami Angel była gdzieś daleko, rozpamiętując wieczór, który równie dobrze mógłby okazać się wyrywkiem z pamięci kogoś zupełnie innego. Scena z życia kogoś, kim już od dawna nie była.
Mocniej zacisnęła powieki. Zakręciło jej się w głowie, ale i to nie zrobiło na niej większego wrażenia.
– Chciałam się dopasować. Chyba nawet mi wychodziło, ale… – Potrząsnęła głową. – Nie powinnam aż tyle pić.
Dziwnie było mówić w ten sposób. Wspominać coś, o czym nade wszystko pragnęła zapomnieć. Było tak wiele rzeczy, które pragnęła wyrzucić z pamięci…
Wciąż mogła to zrobić. Już raz tego dokonała, choć całą sobą czuła, że to nie było właściwe. Co z tego?, pomyślała mimochodem, a mętlik w głowie przybrał na sile, gdy znów zapragnęła tej jakże samolubnej, choć w pełni naturalnej decyzji.
Wystarczyło ściągnąć tę sukienkę. Zamknąć ją w szafie, odwrócić się na pięcie i wyjść, zupełnie jakby nic się nie stało. W końcu to pokój Bloodwell, nie jej. Wcale nie musiała tutaj być…
Ja jej to zrobiłam.
Z jękiem chwyciła się za głowę. Znów zaczęła przecząco potrząsać, jednocześnie coraz to mocniej zaciskając powieki. Łzy płynęły, a ucisk w piersi przybrał na sile, ale już nie zwracała na to uwagi. Nerwowymi gestami raz po raz wygładzała materiał sukienki, choć ta idealnie przylegała do ciała. Mimo wszystko Angel nie mogła powstrzymać się przed kolejnymi próbami wyrównania nieistniejącym zagnieceń, jakby w ten sposób mogła pozbyć się dziwnego, towarzyszącego jej na każdym kroku wrażenia, że ktoś…
Zamknęła oczy. Nie chciała pamiętać, ale wspomnienia i tak były zamazane. To przypominało patrzenie przez zamgloną szybę – wystarczające, by dostrzec zarys kształt, ale nie szczegóły. Co ważniejsze, wciąż nie potrafiła przypomnieć sobie najważniejszego i to okazało się gorsze niż prawda w całej okazałości.
Poszła wtedy do łazienki. Tego była pewna, choć gdyby miała opisać klubową toaletę, nie potrafiłaby tego zrobić. Była w stanie przypomnieć sobie co najwyżej chłód kafelków, o które się opierała, dotyk cudzych dłoni i przesycony alkoholem oddech, który…
Zacisnęła dłonie w pięści – tak mocno, że paznokcie wpiły się w skórę, ale i to nie zrobiło na niej wrażenia. Ukłucie bólu okazało się niczym, zwłaszcza w porównaniu z wciąż odczuwanym mrowieniem w nadgarstkach.
– Odepchnęłam go – powiedziała w końcu. Wyrzuciła te słowa gwałtownie, wręcz błagalnie, próbując znaleźć jakże upragnioną ulgę. – Nie pamiętam kto to był, ale wiem, że go odepchnęłam. Wyszłam stamtąd, ale…
Czy na pewno tak było? Nagle sama zwątpiła w to, co było prawdziwe, a w co nade wszystko pragnęła uwierzyć. Gdzieś w tym wszystkim przebiło się wspomnienie ulgi – ledwo odczuwalne w całej mieszance sprzecznych emocji – ale i na nim nie potrafiła się skupić. Zresztą co to zmieniało? Wyszła w porę, ale wciąż czuła na ciele cudze dłonie, czuła ten oddech. Pamiętała jak ktoś próbował dostać się pod jej sukienkę. I, cholera, nie chciała myśleć o tym, co stałoby się, gdyby nie zdołała oswobodzić się z uścisku. Gdyby oboje byli bardziej pijani albo gdyby trafiła na kogoś bardziej zawziętego.
Pamiętała, że długo stała pod prysznicem, trzęsąc się i roztrząsając kolejne scenariusze. Wspomnienie tego wieczoru powracało wielokrotnie, burząc wszystko to, czego pragnęła. Pewność siebie zniknęła równie nagle, co wcześniej się pojawiła, zupełnie jakby nigdy nie należała do niej. Była niczym przybranych na chwilę strój, czyniący z niej kogoś, kim nigdy nie była. Ułuda pięknej, pewnej siebie kobiety, którą przez moment widziała w lustrze, zanim ściągnęła czerwoną sukienkę, by ukryć ją gdzieś w czeluściach szafy.
Nie była swoją matką. W gruncie rzeczy sama już wątpiła w to, kim była albo chciała się stać.
– Rachel – usłyszała za plecami głos Bloodwell.
Skrzywiła się w odpowiedzi. Chciała zaprotestować, ale nie zrobiła tego, jak urzeczona wciąż wpatrując się w swoje odbicie. W zamyśleniu przeczesała włosy palcami, gładząc opadające na ramiona loki – nie tak lśniące jak te Bloodwell i o wiele ciemniejsze.
W zamyśleniu skinęła głową. Nie byłą taka, jak stojąca za nią kobieta. Ale czy to było takie złe? Czy pogoń za byciem kimś innym w ogóle miała sens?
Poczuła dłoń na ramieniu, ale nie próbowała jej strząsać. To był inny rodzaj dotyku niż ten w jej wspomnieniach – jednoznaczny, pozbawiony złych intencji. Wydawał się dawać jej siłę, której tak bardzo potrzebowała.
Uśmiechając się przez łzy, z wolna odwróciła się ku Bloodwell. Przez chwilę patrzyły na siebie, nim Angel zdecydowała się rozłożyć ramiona i bezceremonialnie objąć swoją towarzyszkę ramionami.
– Tak mi przykro – westchnęła. Spodziewała się wszystkie, ale nie tego, że zwykle wyniosła i zdystansowana kobieta bez wahania odwzajemni uścisk. – Nie powinnam była. Ja…
– To już nie ma znaczenia.
Potrząsnęła głową.
– To nie ma znaczenia – powtórzyła posłusznie. Odetchnęła, próbując zapanować nad kołaczącym się w piersi sercem. Z jakiegoś powodu poczuła się spokojniejsza, zwłaszcza gdy towarzyszące jej wrażenie pustki kolejny raz zmalało.  – Ale wciąż jesteś częścią mnie. Nigdy nie powinnam była cię odrzucić, ale…
Urwała. Obie wyprostowały się niczym struna, niespokojnie rozglądając dookoła.
Domem wstrząsnął pełen gniewu, rozdzierający kobiecy krzyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz