26 kwietnia 2020

Rozdział XXVIII


Wiedziała, że ruszył za nią. Była pewna, że to zrobi, ale i tak poczuła się nieswojo na myśl o tym, że mógłby podążać jej śladem. Zwłaszcza wtedy łatwo mogła utożsamić go z cieniem – niepokojącym i niemożliwym do pozbycia. Czas, który spędziła z nim sam na sam wystarczył, żeby nauczyła się, że potrafił poruszać się bezszelestnie, pojawiając w najmniej oczekiwanych momentach.
Równie dobrze wiedziała, że nie usłucha, ale nie dbała o to. Wracając do salonu, Angel całą sobą czuła przede wszystkim wciąż obecną, choć nie aż tak silną jak wcześniej pewność siebie. Musiała przynajmniej spróbować odzyskać kontrolę nad sytuacją, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Wciąż pozostawało jej udawanie, że wcale się nie bała, choć i to nie brzmiało jak proste zadanie.
– Nie chciałaś poprosić mnie o coś jeszcze?
Zatrzymała się w pół kroku, zamierając na schodach. Palce nerwowo zacisnęła na poręczy, niemalże spodziewając się, że Shadow posunie się do tego samego, co Negatyw i po prostu ją zepchnie.
– Niby o co? – mruknęła, jednocześnie klnąc w duchu na to, że głoś nieznacznie zadrżał, nim w pełni sformułowała pytanie. Przełknęła z trudem. – Powiedziałam już wszystko, co chciałam.
Nie odwróciła się, chociaż miała na to ochotę. Mogła się założyć, że właśnie na to liczył. Dużo prościej byłoby, gdyby jednak zniknął, ale wszystko wskazywało na to, że było to co najwyżej pobożnym życzeniem. Mimowolnie pomyślała, że tak mogło być jednak lepiej, zwłaszcza że dużo bezpieczniej było mieć go na oku. Spokój, który okazywał, niezmiennie przyprawiał Angel o dreszcze.
Czegokolwiek by nie chciała, nie mogła powstrzymać się przed obejrzeniem przez ramię, kiedy coś cicho zagrzechotało za jej plecami. Pełna złych przeczuć, poderwała głowę i… już tylko patrzyła, niepewna czego tak naprawdę powinna się spodziewać.
Shadow nie zniknął, ani nie podszedł na tyle blisko, by potwierdzić teorię, że byłby zdolny ją popchnąć. W zasadzie nawet nie wszedł na schody, jak gdyby nigdy nic stojąc u ich szczytu i opierając się o balustradę. Nie uśmiechał się, ale też nie wyglądał na złego. Wręcz przeciwnie – jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, może pomijając znudzenie.
W palcach jakby od niechcenia obracał pęk kluczy, choć ten Angel dostrzegła dopiero w chwili, w której po raz kolejny nimi potrząsnął.
– Co to jest?
– Klucze do pokoi – wyjaśnił z pobłażliwym uśmiechem. – Przyprowadziłaś towarzystwo, więc pewnie ci się przydadzą… No chyba że ich nie chcesz – dodał, ale i tak bez ostrzeżenia cisnął pęk w jej stronę.
Pochwyciła je jedynie dzięki odrobinie szczęścia i refleksu. W pierwszym odruch zapragnęła odrzucić od siebie niechciany podarek, co najmniej jakby ten mógł ją zranić. W zamian wzmogła uścisk, gorączkowo próbując dopasować intencje Shadowa do niechęci, którą względem niego żywiła.
Zacisnęła usta. Nie odezwała się nawet słowem, ale i on tego nie oczekiwał. Była pewna, że wciąż śledził każdy jej krok, kiedy zeszła po schodach, próbując udawać, że nic szczególnego nie miało miejsca. Co prawda złe intencje Shadowa były dla nie aż nadto oczywiste, choć wciąż nie potrafiła sprecyzować, co knuł tym razem.
Powitał ją krwisty blask wiecznie zachodzącego słońca, wdzierający się przez dopiero co odsłonięte okno. Dziewczynka siedziała w fotelu, machając nogami i ze znudzeniem rozglądając się dookoła. Bloodwell doglądała ją, chociaż w momencie wejścia Angel, spojrzenie kobiety były skupione przede wszystkim na oknie. Odłamki szkła zniknęły, choć dziewczynie trudno było sobie wyobrazić lodowatą piękność, ot tak sprzątającą podłogę.
– Doprowadziłaś się do porządku? – rzuciła ze swojego miejsca Bloodwell, nie odrywając wzroku od okna.
Nic nie wskazywało na to, żeby zdawała sobie sprawę z obecności Shadowa… Ba! By podejrzewała cokolwiek. A jednak gdy błękitne oczy przeniosły się na Angel, ta całą sobą poczuła, że Bloodwell jakimś cudem wiedziała o wszystkim. Sęk w tym, że nie potrafiła określić, co w takim razie myślała o sytuacji.
Jedną ręką ściskając klucze, drugą zacisnęła w pięść, ignorując nieprzyjemne pulsowanie pod plastrem.
– Tak, dzięki. – Angel powiodła wzrokiem dookoła, wciąż czując się nieswoją. Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej. – Gdzie jest…?
– Poszła się rozejrzeć – przerwała Bloodwell. – I tak bym jej nie zatrzymała.
Łatwo mogła sobie to wyobrazić, ale i tak poczuła, że robi jej się gorąco. Myśl o tym, że Negatyw spacerowała gdzieś po piętrze, skoro w domu znajdował się Shadow, była przerażająca. Sęk w tym, że sama nie była pewna, którego z nich bardziej obawiała się w tej sytuacji. Wiedziała jedynie, że jeśli ta dwójka się spotka, wydarzy się coś bardzo złego.
– Powinnam ją znaleźć. Ja…
– On tu jest, prawda?
Bloodwell pytała, ale jej ton sugerował, że nie potrzebowała odpowiedzi. Sposób, w jaki wyprostowała się, odsuwając od okna i robiąc krok ku dziewczynce, również mówił sam za siebie.
– Widziałam go przez chwilę. Kazałam mu odejść – oznajmiła Angel, ale wypowiedzenie tych słów na głos jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że brzmiały naiwnie.
Odpowiedziało jej prychnięcie. Zanim zdążyła się zastanowić, Bloodwell przemknęła przez pokój, bez słowa przemykając tuż obok niej. Angel chciała ruszyć za nią, bliska tego, by chwycić kobietę za przedramię, ale powstrzymało ją niepewne spojrzenie obserwującego ich dziecka. Westchnęła, po czym ruszyła w stronę fotela, zachęcająco wyciągając rękę.
– Nie zostawię cię tutaj samej.
Przynajmniej tej jednej kwestii nie musiała małej tłumaczyć – dziecko podążyło za nią z radością i bez choćby cienia wahania. Przez cały ten czas dziewczynka rozglądała się z fascynacją, wydając się chłonąć każdy szczegół otoczenia. Angel dla pewności chwyciła ją za rękę, nie chcąc ryzykować, że i one mogłyby się rozdzielić. Wystarczyło, że nie miała pojęcia, gdzie podziały się Bloodwell i Negatyw, a Shadow bez skrępowania kręcił się po domu. Szczerze wątpiła, by po rozmowie w łazience ot tak posłusznie odszedł.
– Czy wszystko w porządku? – usłyszała zatroskany głos.
Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że przystanęła u stóp schodów, bezmyślnie spoglądając w przestrzeń. Zamrugała, po czym w roztargnieniu spojrzała na obserwujące ją dziecko. Błękitne oczy okazała się skupione i zadziwiająco wręcz szczere. Angel kolejny raz uderzyło to, że spojrzenie małej wcale nie kojarzyło jej się że wzrokiem kilkulatki, nawet jeśli obserwowanie jej dziewczynkę biega po salonie, próbując rozsunąć zasłony, na moment ją rozproszyło.
– Oczywiście – zapewniła pospiesznie Angel, mocniej zaciskając palce na drobnej dłoni. – Chodźmy na górę. Musimy znaleźć resztę.
– Zanim on to zrobi?
Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. Tym razem nie była w stanie znieść dziecięcego spędzania, więc po prostu ucieka wzrokiem w bok.
– Chodźmy – poleciła wymijającym tonem.
Zrobiła krok naprzód, ciągnąc dziecko za sobą. Mała posłusznie ruszyła po schodów, zdolna nawet do tego, by utrzymać narzucone tempo. Angel odetchnęła, ale nim zdążyła nabrać pewności, że kryzys zażegnany, znów usłyszała znajomy głos.
– Nie rozumiem, kogo się tak o obawiacie. To bardzo zły człowiek? – zapytała mała, ale nie czekała na odpowiedź. – Ten, który przyszedł do ciebie na placu, prawda? Ale…
– Nie poznałaś Shadowa wcześniej? – zapytała z powątpiewaniem Angel, ale tak naprawdę prawdę nie oczekiwała odpowiedzi.
– Tylko słyszałam.
– Więc skończmy ten temat. – Angel zacisnęła usta. – Nie masz się czego obawiać. Ochronię cię przed nim – dodała pod wpływem impulsu.
– Nie boję się – padło w odpowiedzi. – Chcesz wiedzieć, co ja o nim myślę?
– Mhm…
Weszły na górę. Angel zatrzymała się, starając nie myśleć o tym, że dopiero co z tego samego miejsca spoglądał na nią Shadow. Bez trudu przypomniała sobie jego obojętny wyraz twarzy i błysk szmaragdowych tęczówek. Palce wolnej dłoni machinalnie zacisnęła mocniej na pęku kluczy, które jej podarował. Przez moment znów zwątpiła w to, czy powinna je ze sobą nosić.
Korytarz na piętrze było opustoszały. To jedynie bardziej zmartwiło Angel i przez chwilę miała ochotę zawołać pozostałe dwie kobiety. Sęk w tym, że zbyt mocno obawiała się, kto mógłby jej odpowiedzieć.
Dziewczynka tymczasem mówiła dalej.
– Wydaje mi się – oznajmiła, nie doczekawszy się odpowiedzi – że on jest bardzo smutny. I może samotny.
Angel zacisnęła usta, z trudem powstrzymując się przed podsumowaniem tej rewelacji histerycznym śmiechem. Och, tak! Z pewnością! Shadow na pewno był typem osoby, która potrzebowała towarzystwa i ciepłych uczuć. To na pewno tłumaczyło wszystko, łącznie ze strachem, który wzbudzał i tym, że znikał na całe dnie, zostawiając ją samą sobie!
To wcale nie tak, że czułaś się przy nim bezpieczna… Dalej czujesz.
Niemalże jęknęła, sfrustrowana tą myślą. Dłoń zapiekła i to nie tylko pod opatrunkiem. Angel rozprostowała palce, czekając aż znajome mrowienie w nadgarstku ustąpi.
Przestała o tym myśleć, kiedy poczuła, że dłoń dziewczynki wyślizguje się z jej uścisku. Znam zdążyła się zastanowić, mała ruszyła w głąb korytarza, nawet nie próbując informować, co przykuło jej uwagę. Angel miała nadzieję, że dostrzeże Bloodwell, ale korytarz wciąż wyglądał na opustoszały. Nie była pewna czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
– Poczekaj – zaoponowała. – Co…?
Urwała, kiedy dziecko przystanęło przed drzwiami na końcu korytarza. Wystarczyła zaledwie chwila, żeby Angel je rozpoznała, a serce omal nie wyrwało jej się z piersi. W pierwszym odruchu zapragnęła pochwycić dziewczynkę za rękę i jak najszybciej się oddalić, ale ostatecznie zdobyła się wyłącznie na bezmyślne spoglądanie na zamknięte drzwi.
Pamiętała je. Widziała również, co znajdowało się tuż za nimi, ale ta świadomość wcale jej nie uspokoiła. W pamięci wciąż miała huk, który usłyszała, gdy po raz pierwszy dotarła do tego miejsca. To i przekonanie, że coś próbowało się przez nie przedostać…
Tyle że dziewczynka wcale nie wydawała się zaniepokojona, choć to właśnie dzieci miały talent do wyczuwania tego, co dla dorosłych bywało niejasne. Mała jednak sprawiała wrażenie przede wszystkim podekscytowanej. Wręcz podrygiwała że zniecierpliwienia, cokolwiek mogło to oznaczać.
Angel z wolna wypuściła powietrze. Bezwiednie przesunęła się naprzód, zaciskając palce na kluczach, które podarował jej Shadow.
Pamiętała, że zapytała go wtedy, czy w domu kiedykolwiek mieszkało jakieś dziecko. Odpowiedział wtedy w swoim stylu, wymijająco i z naciskiem na to, że niczego nie pamiętała, ale ta kwestia zeszła na dalszy plan. Tak naprawdę Angel nie potrzebowała już odpowiedzi.
Nie dając sobie czasu na zmianę decyzji, dopadła do drzwi. Choć nie przypominała sobie, by kiedykolwiek miała w rękach potem kluczy, wybór właściwego przyszedł jej najzupełniej naturalnie. Już nie czuła lęku, bez wahania przekraczając próg sypialni.
Pokój nie zmienił się od dnia, w którym widziała go po raz ostatni. Tak przynajmniej pomyślała w pierwszym odruchu, dopiero później zwracając uwagę na szczegóły – w tym to, że kurz zniknął, zupełnie jakby sypialnia tylko czekała aż ktoś w niej zamieszka. Na meblach poustawiano zabawki, a łóżko z baldachimem aż zachęcało do tego, żeby się na nim położyć. Nawet wpadający przez okno blask wiecznego zachodu nie wyglądał aż tak niepokojąco jak do tej pory.
Znała tej pokój. Już pamiętała.
Dziewczynkę, którą ze śmiechem przebiegła tuż obok, podbiegając do jednej z półek, również.
Poczuła pieczenie pod powiekami, ale to działo się jakby poza nią. Uśmiechnęła się, przez chwilę obserwując małą, kiedy ta wróciła do niej, tuląc do siebie jasnowłosą lalkę.
– Dostałam ją na urodziny. Ostatnie, które spędziła ze mną mama – potwierdziła cicho Angel, nie przestając się uśmiechać. – Tęsknię za nią.
Coś ścisnęło ją w gardle, więc zamilkła, próbując doprowadzić się do porządku. Dziwnie było znów dostarczyć tęsknoty, ale ta nie przyłączyła aż tak bardzo, jak Angel mogłaby się spodziewać. Była niczym ukłucie – obecne i nieprzyjemne, ale znośne.
Przyklękła, by jej wzrok znalazł się na wysokości twarzy dziecka. Uwagę wciąż skupiała na lalce, chłonąc każdy szczegół: porcelanową, idealną twarz, jasne blond włosy, niebieskie oczy. Pamiętała swoje zadowolenie, kiedy udało jej się uprosić mamę o uszycie eleganckiej, czerwonej sukienki – jak na przyjęcie, podobnej do tej, które nosiła jej rodzicielka. Wtedy nie miała pojęcia, że mama chorowała, a wkrótce miało jej zabraknąć. Była dzieckiem, cudownie nieświadomym i nieobeznanym w działaniu świata.
Mama z resztą zawsze kojarzyła jej się z kimś wyjątkowym. W dziecięcych oczach była królową, której nikt nie miał prawa dorównać – i to z samą Angel na czele. Porcelanową laleczką, którą tak łatwo można było rozbić…
– Miała wtedy tę piękną sukienkę – oznajmiła dziewczynka, podtykając lalkę aż pod nos Angel. – Obiecała mi, że będę mogła ją kiedyś ubrać, kiedy już urosnę… I jak już będę miała piersi – dodała z rozbrajającą szczerością. Zaraz po tym zmierzyła Angel krytycznym spojrzeniem i uśmiechnęła się słodko. – Chyba i tak byłaby za duża.
Angel bez słowa spojrzała na swoje piersi – obecne, choć nie aż tak pokaźne jak mogłaby sobie tego życzyć. W następnej chwili – zaskakując tym przede wszystkim samą siebie – wybuchła szczerym, serdecznym śmiechem.
Już nie pamiętała, kiedy ostatnim razem doświadczyła czegoś takiego. Lekkość spłynęła na nią nagle, niosąc ukojenie, którego przez cały ten czas potrzebowała. Śmiała się, płakała, a w pewnym momencie bezceremonialnie wzięła dziecko w ramiona, tuląc je do piersi. To był inny śmiech niż ten, którego mogłaby się spodziewać – lekki i beztroski, po prostu dziecięcy, bez choćby śladu goryczy czy czegoś, co można byłoby uznać za histeryczną nutę. Nie przejmowała się nawet tym, że ktokolwiek mógłby go usłyszeć i w ten sposób dotrzeć do sypialni.
Potrzebowała dłuższej chwili, by zdołać się uspokoić. Śmiała się tak długo, aż zaczęło brakować jej tchu, ale nawet wtedy nie próbowała nad sobą zapanować. Wciąż się uśmiechając, niemalże z czułością przeczesała palcami po miękkich włosach dziecka, w końcu odsuwając małą od siebie. W jej oczach dostrzegła łzy.
– Odsunęłam cię – wyszeptała drżącym głosem. Dla pewności mocniej przygarnęła do siebie dziecko, byleby to nie pomyślało, że mogłaby to zrobić po raz kolejny. A może próbowała przekonać przede wszystkim samą siebie. – Nie wiem kiedy. Ja… nie umiałam i…
Udawała, walcząc o złapanie oddechu. W głowie gorączkowo próbowała ułożyć odpowiednie słowa, by jakkolwiek się wyłączyć, ale też nie przychodziły. W głowie miała wyłącznie pustkę.
– W porządku. – Dziewczynka otoczyła ją ramionami, choć miała z tym problem, jednocześnie wciąż trzymając lalkę. – To nic. Nie gniewam się.
– Ale…
Angel pokręciła głową. Może nie powinna spodziewać się niczego innego, zwłaszcza po dziecku. Czasem bywały naiwne. I zbyt mocno wierzyły w tych, którzy na to nie zasłużyli.
Właśnie dlatego odpuszczenie wydawało się niewłaściwe. Udawanie, że wszystko było w porządku…
Łzy znów napłynęły jej do oczu. Śmiech zmienił się w płacz, ale to nie miało dla niej znaczenia. Tuliła do siebie dziecko, miarowo kołysząc je i starając się dojść do porządku z czymś, o czym z taką łatwością zapomniała. Odrzuciła od siebie tak wiele, że to wydawało się wręcz niemożliwe. To, że po wszystkim wciąż na swój sposób istniała…
Nie gniewam się.
Te słowa bolały, na swój sposób będąc karą o wiele gorszą niż ta, którą Angel mogłaby sobie wyobrazić. Nie chciała przebaczenia – nie tak po prostu, zwłaszcza za coś takiego. Otworzyła usta, wciąż gotowa zaprotestować, ale ucisk w gardle skutecznie ją przed tym powstrzymał. Jakby tego było mało, dziewczynka wciąż ufnie się do niej tuliła, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś, kto jednak mógłby się zdenerwować. Angel nie czuła w niej nawet śladu żalu czy rozgoryczenia. W spojrzeniu, którym obdarowały ją dziecięce oczy, doszukała się wyłącznie spokoju i ulgi.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim zdołała się poruszyć. Wciąż tuląc do siebie dziecko, z wolna podniosła się z klęczka. Uścisk, którym przez cały ten czas obdarowywało ją dziecko, przybrał na sile, jakby mała mimo wszystko obawiała się, że Angel znów ją zostawi. Nie zrobiła tego, dla pewności uspokajającym gestem przesuwając dłoniach po plecach dziewczynki, żeby ją uspokoić.
Bez pośpiechu podeszła do łóżka. Nie doczekała się protestu, kiedy ostrożnie układała dziecko w pościeli – przyjemnie miękkiej i świeżej, bez choćby śladu tego, że pokój mógłby wcześniej stać pusty. Uniosła głowę, by spojrzeć na rozciągający się nad materiałem baldachim. W zamyśleniu pogładziła materiał palcami, ale prawie natychmiast całą uwagę znów skupiła na dziecku.
– To koniec, prawda? – usłyszała, ledwo tylko spojrzenia jej i małej znów się spotkały. Dziewczynka tuliła do siebie lalkę, ufnie wpatrując się w Angel. – Wróciłyśmy do domu.
– Wróciłyśmy – potwierdziła z mocą. – Nie zostawię cię więcej.
– Wiem o tym. – Dziewczynka obdarowała ją uśmiechem. – Cały czas wiedziałam.
Ucisk w gardle powrócił, ale tym razem Angel zdecydowała się go zignorować. Na wyrzuty sumienia czas miał przyjść później, o ile w ogóle. Wciąż miała coś do zrobienia, nieważne jak trudne miało się to okazać. Mimo wszystko słuchając pełnego wiary, radosnego głosu dziecka czuła się pewniejsza niż do tej pory.
– Śpij, co? – zaproponowała Angel, wysilając się na to, żeby odwzajemnić uśmiech. – Wyglądasz na zmęczoną… No i ten pokój. – Wyprostowała się, by móc rozejrzeć się dookoła. Pastelowe barwy były znajome i nader kojące. Nie była tu od tak dawna… – Jest stworzony do tego, żeby śnić.
– Zostaniesz tu ze mną? – padło w odpowiedzi. Angel otworzyła usta, ale nie miała okazji, żeby się odezwać. – Proszę. Tylko póki nie zasnę… Przez chwilę.
Jeszcze kiedy mówiła, wyciągnęła rękę, by zacisnąć palce na ciemnych włosach wciąż nachylonej nad nią Angel. Dziewczyna momentalnie rozpoznała ten gest – ten sam, w jaki chwytała jasne loki matki, w dzieciństwie prosząc ją o to samo. Tyle wystarczyło, by na jej policzkach pojawiły się świeże łzy, zwłaszcza gdy spojrzała na wciąż obejmowaną przez dziewczynkę lalkę.
Przesunęła się, by móc usiąść na materacu. Uścisk na włosach zelżał, by mogła się położyć i wziąć dziewczynkę w ramiona. Słyszała jej przyśpieszony oddech; czuła ciepło ciała, które natychmiast dopasowały się do jej objęć, kiedy dziewczynka przesunęła się jeszcze bliżej.
– Zostanę – zapewniła cicho. Jej głos zabrzmiał dziwnie, ledwo słyszalny i to nawet mimo panującej ciszy. – Przez chwilę…
Nie doczekała się odpowiedzi, ale ta była zbędna. Po prostu leżały w ciszy, wtulone w siebie – Angel i dziewczynka, będąca niczym część uszkodzonej duszy. Cześć mnie.
I choć ta myśl wciąż brzmiała na swój sposób absurdalnie, Angel po raz pierwszy od dnia, w którym wylądowała w świecie wiecznego zmierzchu, poczuła się pełna. Nie cała – jeszcze nie – ale to uczucie znaczyło dla niej więcej niż cokolwiek innego.
Zamknęła oczy. Z wolna przysunęła twarz do czoła dziecka, po czym ucałowała je we włosy.
– Śpij dobrze – rzuciła, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że mała już nie była w stanie jej usłyszeć. Spokojnie trwała, pogrążona w spokojnym, głębokim śnie. – Dobrej nocy, Rachel.
Leżała jeszcze przez moment, póki nie nabrała pewności, że dziewczyna w rzeczywistości zasnęła. Miała wielką ochotę zostać z nią na dłużej, ale dobrze wiedziała, że nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Chciała tego czy nie, wciąż miała sporo do zrobienia.
Ostrożnie wyślizgnęła się z ucisku dziecka. Mała poruszyła się, ale nie otworzyła oczu, co Angel przyjęła z ulgą. Od razu wykorzystała okazję, by w ciszy prześlizgnąć się do drzwi, a potem opuścić pogrążoną w ciszy sypialnię.
Kiedy zamykała drzwi, wciąż się uśmiechała. Nie przestawała nawet wtedy, gdy znalazła się w pogrążonym w półmroku korytarzu – osamotniona i niepewna tego, co miało wydarzyć się później.
– Zabrnęłaś dalej niż sądziłam, że będziesz w stanie.
Uniosła głowę, słysząc te słowa. Bloodwell spokojnie stała przy sąsiednich drzwiach, prowadzących do kolejnego z pokoi. Dłoń trzymała na klamce, ale nie próbowała jej naciskać.
Angel zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, w końcu zdecydowała się na to, żeby działać.

1 komentarz:

  1. Ostatnio już nawet nie dajesz notek odautorskich. Czyżby Twój własny mrok lekko Cię przytłoczył? ;))

    OdpowiedzUsuń