14 kwietnia 2020

Rozdział XXVII


Kroczyła leśną ścieżką tak pewnie, jakby robiła to setki razy wcześniej. Dookoła panowała cisza, ale ta już jej nie przerażała. Była wszechobecna i znajoma. Cały ten świat składał się z milczenia i krwawego blasku. 
Negatyw i Bloodwell podążały za nią niczym cienie. Angel nie sądziła, że to możliwe, a jednak kiedy przyszło co do czego, to ona wysunęła się na prowadzenie. A one tak po prostu za nią poszły, bez zbędnych pytań czy protestów. I choć w głowie tłukła jej się nieprzyjemna myśl, że to wyraz rezygnacji z ich strony, z uporem odsuwała ją od siebie. 
Kiedy wraz z Bloodwell wyruszyła na poszukiwania ruin, zdawała się na wiedzę kobiety. Dopiero co godzinami błądziła w lesie, gotowa przysiąc, że wszystkie kierunki wyglądały dokładnie tak samo. Godzinę wcześniej upierałaby się, że nie ma pojęcia, gdzie znajdowało się miasto, o domu Shadowa nie wspominając. 
Teraz wszystko było inne. Do Angel z całą mocą dotarło, że oszukiwała samą siebie. 
Poruszała się pewnie, szybko stawiając kolejne kroki. Nie zastanawiała się, gdzie powinna się udać, stąpając z takim zdecydowaniem, z jakim człowiek mógłby poruszać się nocą po własnym mieszkaniu – bezrefleksyjnie, opierając się wyłącznie na pamięci. Nawet przez moment nie przyszło jej do głowy, że mogłaby zwątpić. 
Drzewa pozostawały nieruchome i jakby bez życia. Już nie miała wrażenia, że sięgają ku niej niczym jakieś upiorne, powykrzywiane dłonie. Trwały w miejscu, ciche i martwe nawet mimo tego, że pewnie trwały wrośnięte w ziemię. Były martwe. Angel czuła to całą sobą, gotowa kłócić się, że tak właśnie było. Gdyby miała je opisać, zrobiłaby to bardzo prosto: puste w środku. Niekompletne naczynia, które nieudolnie udawały, że są czymś więcej. Tyle że nie było nawet wiatru, który igrałby z liśćmi, chociaż sprawiając wrażenie życia. 
Być może ta myśl – ten nienaturalny spokój – powinna ją zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie: Angel przyjęła ją ze spokojem, jakby były czymś naturalnym. W końcu widziała ten świat takim, jaki od początku był. Nic więcej. Bez cienia iluzji i zakrywania oczu, byleby uniknąć zmierzenia się z prawdą. 
Nie miała problemu ze zorientowaniem się, że ktoś nadciąga z naprzeciwka. Przystanęła, gestem nakazując towarzyszącym jej kobietom uczynić to samo. Żadna z nich się nie odezwała, po prostu spoglądając w miejsce, w którym chwilę później pojawiła się drogą postać. 
Angel natychmiast rozpoznała dziewczynkę, którą doprowadziła ją do Bloodwell – tę samą, którą uratowała podczas pierwszej wizyty w mieście. Mała przystanęła, nieśmiało spojrzała na towarzystwo, po czym podeszła bliżej. Jej oczy zabłysły, bynajmniej nie wyglądając jak należące do kogoś onieśmielona obecnością Bloodwell czy Negatywu. 
– Poczułam, że powinnam tu przyjść – oznajmiła, spoglądając wprost na Angel. – Idę z tobą. 
Może powinna zaprotestować. Co jak co, ale wciąganie dziecka w coś, co mogło okazać się niebezpieczne, brzmiało jak czyste szaleństwo. Nikomu nie życzyła spotkania z kimś takim jak Shadow, niezależnie od sytuacji.
A jednak gdy przyszło co do czego, Angel poczuła wyłącznie nieopisaną ulgę. Słynęła na nią wraz z ciepłem, które wywołał sam widok niewinnego uśmiechu dziecka – narastającego gorąca, które z wolna wypełniło ją całą, sięgając aż do serca. Angel bez zastanowienia rozłożyła ramiona, zachęcająco wyciągając je ku dziewczynce. Ten gest wystarczył, by zachęcić dziecko do ruchu. Mała energicznie podbiegła, wpadając wprost w nadstawione ramiona. Angel odsunęła się na kolana, tuląc dziecko do siebie i próbując zapanować nad narastającym w piersi uciskiem. 
Dlaczego nie potrafiłam cię przy sobie zatrzymać? Czemu nie potrafiłam obronić…?
Ciepłe palce musnęły jej policzek i wtedy pojęła, że się popłakała. Spuściła wzrok, po czym zamarła, pogrążona spojrzeniem lśniących, szczerych oczu wolnego ją dziecka. Dziewczynka spoglądała na nią z uśmiechem, raz po raz ocierając płynące po policzkach Angel łzy. 
– Nie płacz, Rachel – poprosiła ze słodkim uśmiechem. – Nigdy mnie nie straciłaś, wiesz? Cały czas tu byłam. 
Ucisk w piersi przybrał na sile – czy to w odpowiedzi na te słowa, czy też imię. „Nie zasłużyłam na to” – cisnęło jej się na usta, ale ostatecznie nie wypowiedziała tych słów na głos. Weź się w garść, nakazała sobie stanowczo, z uporem usuwając od siebie niechciane myśli. Mogła to zrobić – jeśli nie dla samej siebie, to przynajmniej dla dziecka, którego tak bardzo nie chciała zawieść. Nie tym razem. 
W ciszy skinęła głową. Ten gest był niczym cicha obietnica, którą związała przede wszystkim siebie. Nie miała odwagi zadeklarować, że wygra, ale…wciąż mogła walczyć. 
Czasami próby zaznaczyły więcej niż cokolwiek innego. 
Z lekkością wzięła dziecko na ręce, po czym podniosła się z klęczka. Drobne ramiona pewnie objęły ją za szyję – dużo mocniej, niż Angel mogłaby się po dziecku spodziewać. 
– Chodźmy. 
~*~
Dom nie zmienił się nic a nic. Stał pośrodku głuszy, ponury i nienaruszony. Krwisty blask wiecznego zmierzchu igrał z szybami, wydobywając świetlne refleksy. Drzwi były zamknięte, zasłony w sypialni na piętrze pozaciągane – dokładnie tak, jak przed wyjściem zostawiła je Angel. 
Główne wejście nie stawiało najmniejszego oporu. Naciśnięcie klamki wystarczyło, by wszystkie cztery stanęły przed otwartymi drzwiami – przejściem prowadzącym wprost do pogrążonego w półmroku przedpokoju. Z jakiegoś powodu Angel poczuła się tak, jakby spoglądała wprost w gotowe pochłonąć ją usta i ten widok zaniepokoił ją nawet bardziej, niż gdy stała u stóp prowadzących w ziejącą pustkę schodów. 
Dlaczego tutaj przyszłam?
Ale przecież doskonale znała odpowiedź na to pytanie. Sęk w tym, że nagle zwątpiła, czy pomysł naprawdę był aż taki dobry. 
Czekała, ale martwa cisza nie ustępowała. Mimo obaw nie usłyszała ani znajomego, opanowanego głosu, ani nie dostrzegła blasku spotykających z ciemności szmaragdowych oczu. Nic nie czaiło się w cieniu. Shadow nie czekał za rogiem, żeby je dopaść. 
– Dom – usłyszała tuż przy uchu podekscytowany szept wtulonej w nią dziewczynki. 
Angel skinęła głową. Rozluźniła uścisk, pomagając dziecku stanąć o własnych siłach. Miała ochotę chwycić małą za rękę i przez cały czas trzymać przy sobie, ale powstrzymała się, pozwalając dziecku wejść do środka. Dziewczynka nawet się nie zawahała, bynajmniej nie zamierzając tkwić w progu. Ona po prostu wbiegła do hallu, będąc niczym iskra w panujących dookoła ciemnościach. 
Dziecko miało więcej odwagi od niej. A może raczej w grę wchodziła dziecinna naiwność, ale czy to było ważne?
Angel przesunęła dłonią po framudze, jakby chcąc się upewnić, że ta była prawdziwa. Wciąż czekała, choć nie potrafiła stwierdzić na co. Po Shadowie nie było śladu, dom pozostawał nienaruszony. Zupełnie jakby on również czekał na powrót Angel, choć ta myśl wydała się dziewczynie nie do końca właściwa. 
Na Rachel, poprawiła się machinalnie. Czekał na Rachel. 
Konsternacja przybrała na sile. Chcąc odrzuć się od wątpliwości, nim te całkiem przejmą nad nią kontrolę, Angel w pośpiechu przekroczyła próg. Choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe, ledwo tylko wkroczyła do przedpokoju, poczuła się tak, jakby z ramion zdjęto jej ogromny ciężar. Nie rozluźniła się do prawda, a wzrokiem wciąż czujnie wodziła dookoła, niczym poszukujące zagrożenia dzikie zwierzę, ale i tak poczuła ulgę – niewielką, ale znaczącą. Nie tego spodziewała się po powrocie do tego miejsca. 
Dom. Wróciliśmy do domu. 
Serce zabiło jej mocniej z prostowania. Odszukała wzrokiem dziecko, przy okazji przekonując się, że dziewczynka zdążyła przejść do salonu. Angel z ulgą odkryła, że również tam nie było nawet śladu bytności Shadowa. Widząc starannie wysprzątane miejsce bez choćby najdrobniejszej oznaki tego, że ktoś korzystał z niego w ostatnim czasie, Angel poczuła się dziwnie nieswojo. Żadnej książki czy chociażby porzuconej filiżanki po herbacie. Nie mogła uwierzyć, że nie tak dawno temu siedziała wraz z Shadowem na kanapie, próbując zmusić się do przełknięcia kolacji. 
Wspomnienie tamtej rozmowy na moment wytrąciło ją z równowagi. Zacisnęła dłonie w pięści, nie prawdy raz czując mrowienie po wewnętrznej stronie nadgarstków.
Dźwięk tłuczonego szkła skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała po czym w roztargnieniu spojrzała na zmartwioną dziewczynkę. Dziecko stało przy stoliku, zakrywając usta dłońmi. Przepraszająco spojrzało na Angel, kiedy ta podeszła bliżej, by spojrzeć na resztki tego, co chwilę wcześniej musiało być miską z owocami. Tyle wywnioskowała po walającym się po dywanie jabłku i odłamkach szkła. 
– Ojej, nie chciałam. Przepraszam. 
– Nic się nie stało. – Angel pospiesznie przyklękła, nie chcąc ryzykować, że to dziewczynka pierwsza rzuci się do sprzątania. Ostrożnie zaczęła układać kawałki miski na jeden stos. – Nie podchodź, bo się pokaleczysz. Ja się tym zajmę. 
Dziecko usłuchało, dodatkowo – Angel była tego pewna – zadziwione pewnością, z jaką zostało wypowiedziane to krótkie polecenie. Oczy dziewczynki znów sam zabłysły, zdradzając podekscytowanie. To była zaledwie chwila, ale i tak coś w pewności, która towarzyszyła Angel przy podejmowaniu nawet tak prostej decyzji, sprawiło, że dziewczyna poczuła się lepiej. Choć przez moment czuła się tak, jakby miała kontrolę. I to wydawało się właściwe. 
Zdążyła zebrać kilka kolejnych odłamków, nim znów doszedł ją głos dziewczynki. 
– Ten dom jest taki pusty…
– To prawda – przyznała niechętnie. Więc dlaczego nie przeszkadzało mi to wcześniej? – Ale tu obok jest biblioteka. 
– Jak można czytać przy zasłoniętych oknach?
Uniosła głowę tylko na chwilę, akurat w momencie, w którym dziewczynka spróbowała przesunąć jeden z foteli, by dostać się do okna. Wdrapała się na siedzisko, po czym zaczęła walczyć z ciężką, odbijającą dopływ światła kotarą. 
– Czekaj. Zaraz ci…
Angel zaklęła, czując ostry ból w dłoni. Odłamki posypały się z powrotem na podłogę, kiedy potrąciła stosik, upuszczając kawałek, o który się skaleczyła. Na linii rozcięcia – cienkiej, naruszającej wrażliwą przestrzeń między kciukiem a palcem wskazującym – natychmiast pojawiła się krew. Początkowo pojedyncze krople szybko napęczniały, łącząc się ze sobą i znacząc się. Wystarczyła chwila, by rana zaczęła obficie krwawić. 
– Zostaw to. I masz, doprowadź się do porządku – zarządziła Bloodwell, nagle materializując się tuż obok. Zamaszystym ruchem podała Angel elegancką, białą chusteczkę. – Szybciej, zanim się rozmyślę. 
– Ale…
Bloodwell nie pozwoliła jej dokończyć. Bezceremonialnie przykucnęła na dywanie – wyniosła, piękna, w tej swojej rozłożystej sukni. Wydawała się całkowicie ignorować fakt, że tuż obok walały się odłamki szkła, a tym bardziej to, że dotychczas nieskazitelny materiał chusteczki natychmiast nasiąknął krwią, gdy zmusiła Angel do owinięcia rany. 
– Idź, przeżyjemy bez ciebie pięć minut. 
Nawet nie próbowała odmawiać. Ta kobieta wciąż była kimś, komu nie mówiło się „nie”. Angel wciąż nie dowierzała, że w ogóle udało jej się nakłonić ją, by gdziekolwiek z nią poszła. Ba! Że ta w ogóle pokładała w niej jakąkolwiek nadzieję. 
Co ja tu w ogóle robię?
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc, żeby ktokolwiek zauważył, że wciąż się wahała. Przyszły tu z nią. Wierzyły, że miała choćby szczątkowy plan, choć – Angel mogła się o to założyć – jednocześnie podejrzewały, że to nie do końca prawda. Przynajmniej tyle, ale i tak nie chciała ich zawieść. Pragnęła być silna i zdecydowana, tak jak Bloodwell. 
Podniosła się, przyciskając materiał do rany. Krew zdążyła przesiąknąć przez chusteczkę. 
– Zaraz wrócę. 
Odpowiedziało jej zdawkowe skinięcie głową. Nim opuściła salon, zauważyła jeszcze plecy zwróconej do niej tyłem Bloodwell, kiedy ta postanowiła wspomóc wciąż balansującą na fotelu dziewczynkę. Kiedy zasłona zniknęła, pokój zalało krwiste światło zmierzchu, ale to nie wydawało się Angel tak przygnębiające jak wcześniej. Słyszała głosu, dziecięcy śmiech i choć przez moment miała wrażenie, że dotychczas ponury dom tętnił życiem. 
Nie żeby to cokolwiek rozwiązywało. Wręcz przeciwnie, bo wspinając się po stromych schodach do Angel z całą mocą dotarło, że nie miała pojęcia co dalej. Coś przywiodło ją do tego domu – i to pomimo tego, że dopiero co próbowała się z niego wydostać. Teraz nie była sama, ale czy to o czymś świadczyło? Sprowadziła je tu, ale co dalej? Miały toczyć się w salonie i czekać na powrót Shadowa? Mogły, ale co później? Angel tak naprawdę nie wiedziała niczego. 
Poniekąd chciała konfrontacji. Nie przyznała tego przed samą sobą wcześniej, ale od początku chodziło właśnie o to. Skoro nie chciała uciekać, musiała spróbować zmierzyć się z tym, kto od początku ją okłamywał. Prędzej czy później musiało do tego dojść. Utknęła w tym świecie – martwym i zmierzającym do ostatecznego końca. Co innego pozostało jej w tym wypadku? Im wszystkim?
Ale wcale nie była pewna, czy to faktycznie takie proste. Brak perspektyw było przerażający. Miała wrażenie, że dostała do martwego punktu – wprost do granicy, za którą nie czekało już nic. Zupełnie jakby od zwykłego przypadku zależało, kiedy wszystko spotka swój koniec. 
Nie miała pojęcia, co będzie później. Nie chciała tego wiedzieć. 
Przeszła przez opustoszały korytarz, minęła swój dotychczasowy pokój, a potem w końcu dotarła do małej łazienki. Otworzyła drzwi łokciem, wolną ręką dociskając chusteczkę do rany. Serce na moment podeszło jej aż do gardła, kiedy z niepokojem spojrzała w głąb pomieszczenia. Cofnęła się o krok, przez ułamek sekundy gotowa przysiąc, że dostrzegła blask szmaragdowych tęczówek, ale prawie natychmiast wrażenie ustąpiło. Była sama. Wyłączenie umęczony umysł płatał jej figle. 
Z wolna wypuściła powietrze. Dodała do umywalki, po czym obmyła rozcięcie pod bieżącą wodą, niezrażona tym, że ta natychmiast zabarwiła się na różowo. Rozcieńczona krew zniknęła w odpływie, ale Angel nie ruszyła się z miejsca nawet wtedy, gdy rana przestała broczyć, a kolor wody wrócił do normy. Tkwiła w bezruchu, bezmyślnie spoglądając w przestrzeń tak długo, aż obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami.
Kiedy zamrugała, coś się zmieniło. Bardziej wyczuła niż zauważyła, że nie jest sama. Wyraźnie wyczuła ruch za plecami, a chwilę później ktoś ostrożnie otworzył drzwi.
Niewiele brakowało, by serce Angel wyskoczyło z piersi ze zdenerwowania.
– Wróciłaś.
Tym razem wyobraźnia nie wchodziła w grę. Shadow tkwił w przejściu, milczący i zdystansowany. Ograniczył się wyłącznie do tego jednego, jedynego słowa, na dodatek wypowiedzianego w sposób, który nie zdradzał żadnych emocji. Po prostu stwierdzenie faktów. Krótkie, spokojne podsumowanie tego, co przecież było oczywiste.
Nerwowo zacisnęła palce na umywalce, ignorując ból w dłoni i fakt, że rana znów zaczęła krwawić. Choć podświadomie wyczekiwała tego spotkania od chwili, w której przekroczyła próg domu, kiedy przyszło co do czego odkryła, że w głowie ma pustkę.
Nie miała pewności, czego tak naprawdę się po nim spodziewała. Nie wiedziała tego już nawet wtedy, gdy wymykała się z domu, planując odnalezienie Bloodwell. Czuła się jak we śnie, czekając na coś, o czym wiedziała, że nadejdzie, choć nie potrafiła tego sprecyzować. Trwała w napięciu, znów czując się jak zapędzone w kozi róg zwierzę, mogące co najwyżej liczyć na to, że kiedy drapieżca w końcu zaatakuje, nie będzie długo zwlekał z zadaniem ostatecznego ciosu.
Shadow przypominał doskonałego łowcę. Bezszelestny, opanowany i nieprzewidywalny. Nie poruszył się nawet o milimetr, wciąż tkwiąc w progu z założonymi na piersi ramionami. Stał i obserwował, ani na moment nie odrywając od Angel przenikliwego spojrzenia szmaragdowych oczu.
Przez moment poczuła się tak, jakby znów tkwiła we wspomnieniu ukazanym przez Negatyw. Znów mała łazienka, płynąca woda i… on tuż za jej plecami. Co prawda tym razem nie szeptał, nie odejmował jej, a tym bardziej nie dotykał, ale to niewiele zmieniało. Ciało dziewczyny wydawało się wiedzieć swoje, napięte do tego stopnia, że doświadczenie okazało się wręcz bolesne. Zaciśnięte mięśnie zaczynały protestować, ale nawet wtedy nie była w stanie się rozluźnić.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim którekolwiek z nich zdecydowało się przerwać impas. Wyczuła, że zaskoczyła go, gdy okazało się, że pierwszy ruch będzie jednak należał do niej.
Poluzowała uścisk. Samo to kosztowało ją mnóstwo wysiłku, ale zmusiła się do zignorowania obecności ostatniej osoby, którą tak naprawdę chciała spotkać. Skupiona na każdym kolejnym ruchu, starając się ignorować spojrzenie szmaragdowych oczu, bez pośpiechu zakręciła wodę. Rana na dłoni wciąż krwawiła, ale już nie tak obficie jak wcześniej, dzięki czemu Angel udało się zatamować krew chusteczką.
– W szufladzie znajdziesz plastry – wtrącił cicho Shadow.
W pierwszym odruchu chciała go zignorować. Ostatecznie tego nie zrobiła, jak gdyby nigdy nic sięgając do stojącego tuż obok umywalki słupka. Wysunęła szufladę i wyjęła z niej plastry, bynajmniej niezaskoczona tym, że Shadow jej nie oszukał. Chyba tego się spodziewała. Ktoś, kto z taką wprawą mącił w cudzych umysłach, równie często kłamał, co i mówił prawdę. To był jeden z tych momentów, w których to drugie wydawało się właściwsze.
Wciąż ją obserwował, kiedy zaczęła walczyć z opakowaniem, próbując dostać się do opatrunków.
– Mógłbym…
Tym razem nie powstrzymała się od wzdrygnięcia.
– Obejdzie się – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Usłuchał, ale to jej nie uspokoiło. Nie miała pojęcia, co myślał, zresztą bardziej oszołomiło ją brzmienie własnego głosu. Wydawał się obcy – bardziej szorstki i pozornie zdecydowany, choć nie w taki sposób, w jaki zdarzało się wypowiadać Bloodwell. Angel była aż nazbyt świadoma, co zakłócało sposób jej wypowiedzi, jednocześnie sprawiając, że pod każdym względem różniła się od lodowatej piękności, która wraz z dzieckiem i Negatywem została w salonie.
Strach.
Zacisnęła usta. Próbowała nad sobą zapanować, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że Shadow i tak doskonale wiedział, co działo się w jej wnętrzu. Znał ją doskonale, co zresztą na każdym kroku dawał jej do zrozumienia. Wciąż pozostawała jego Angel – na tyle uzależnioną od jego nastrojów, że odważył się nadać jej imię. Tak przynajmniej było do tej pory, zanim zdecydowała się to zmienić.
Nadchodziły zmiany. Pragnęła wierzyć, że była dość silna.
Zaciskając zęby, zmusiła się do skupienia na opatrunku. W pośpiechu wypakowała plastry i nieco niezgrabnie zakleiła ranę, posługując się tylko jedną ręką. Wiedziała, że gdyby pozwoliła mu pomóc, opatrunek wyglądałby dużo zgrabniej, ale nie dbała o to. Wręcz przeciwnie – kiedy spojrzała na swoje niedoskonałe dzieło, poczuła swego rodzaju satysfakcję. Zwykły drobiazg, ale zrobiła to sama – tak jak i sama zmusiła się do wyjścia z tego domu, a potem przebrnęła całą drogę do miasta pomimo tego, że chciała się poddać.
Zbyt długo tkwiła w zamknięciu, biernie pozwalając Shadowowi decydować o sobie. Sądziła, że go potrzebowała, ale to przecież nie było tak.
Nie mogła pozwolić sobie na to, żeby znów uwierzyć, że bez niego nie miała szansy przetrwać.
Poruszając się trochę jak w transie, w końcu zdecydowała się na ostatnią rzecz, o którą siebie podejrzewała. Zachowując w pełni neutralny wyraz twarzy, ostrożnie odwróciła się i bez cienia wcześniejszych wątpliwości spojrzała wprost w te niepokojące, intensywnie zielone oczy – te same, które napawały ją lękiem.
Tyle że już nie czuła strachu. Odsunęła go na bok, stanowczo nakazując sobie trzymać gardę.
Była tutaj. Gdyby po tym wszystkim przyznała, że wciąż jest słaba, cały ten wysiłek poszedłby na marne.
Wyraz twarzy Shadowa nie zmienił się nawet na moment. Wciąż stał w tym samym miejscu, bynajmniej nie rozeźlony czy jakkolwiek zaniepokojony.
– Dobrze cię widzieć – stwierdził jak gdyby nigdy nic. – Zmartwiłem się, kiedy zniknęłaś, Angel.
Puściła jego słowa mimo uszu. To, że znów zwrócił się do niej tym imieniem, również.
– Wróciłam… Wróciłyśmy – poprawiła się pośpiesznie – do domu. Do mojego domu – dodała z naciskiem, w końcu ruszając się z miejsca. – I wiesz co? Sądzę, że nie chcę cię tutaj więcej widzieć.
Wraz z tymi słowami przecisnęła się tuż obok Shadowa i nie czekając na reakcję, wyszła na korytarz.

1 komentarz:

  1. Oh.

    I tak oto, za sprawą przeprowadzonej późną nocą rozmowy z Tobą i kilkoma wskazówkami z tego i poprzedniego rozdziału, coś chyba w końcu zaskoczyło.

    Łazienka, krew, podcięte żyły, samobójstwo... Już wiem, kim - CZYM - jest Shadow. Czy mogę to powiedzieć głośno?

    Uwaga, niżej możliwy spoiler ;pp
    .
    .
    .
    Przerwa na wierszyk (ale taki w temacie, spokojnie):

    "Będę mruczał
    upiorne kołysanki,
    świecie zaśnij wreszcie,
    zdrętwiej, zemdlej
    i nie rań więcej..."
    ~ Świetlicki
    .
    .
    .

    Dobra, jedziemy z tymi spekulacjami.

    Shadow jest uosobieniem depresji, prawda? To całe zagubienie Angel/Rachel, to jak z początku łatwo mu zaufała, oddała mu się... A jednocześnie jej późniejsze obrzydzenie i strach. Z obrońcy nagle stał się drapieżnikiem czyhającym na moment jej słabości. No i ten zamknięty pokój...
    Ta cała jego tajemniczość nie wynikała wcale z chęci obronienia Angel, lecz egoistycznej chęci zachowania jej tylko dla siebie. Bo gdyby poznała odpowiedzi, mogłaby wyrwać się z jego zwodniczych objęć...


    Cholera.

    K.

    OdpowiedzUsuń