19 marca 2020

Rozdział XXVI


Nie doczekała się odpowiedzi. Tak naprawdę nie musiała, nagle uświadamiając sobie, że nie potrzebowała wskazówek. Cisza, wymowne spojrzenia i uczucia, które już od jakiegoś czasu narastały w jej wnętrzu, wydawały się mówić same za siebie.
Negatyw milczała, unikając jej spojrzenia. Z uporem spoglądała w nieprzenikniona ciemność, jakby w mroku podziemi dostrzegała coś, czego inni mogli się co najwyżej domyślać. Twarz istoty pozostawała bez wyrazu, pozbawiona jakichkolwiek interpretowalnych emocji. Tylko pustka, której Angel już nawet nie próbowała zrozumieć.
Rachel. Mam na imię Rachel…
Ta myśl wracała niczym bumerang, z jednej strony klarowna i jednoznaczna, ale z drugiej nie do końca… właściwa. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że brakowało czegoś istotnego. Raz po wraz powtarzała to imię – swoje imię – ale to przemykało przez jej umysł, nie pozostawiając żadnego konkretnego śladu. Było, ale równie dobrze mogło należeć do kogoś innego.
Jestem niepełna. I w tym problem.
Tyle że nie miała pojęcia, co z tym zrobić. Czepiała się tego przekonania, ale nie potrafiła wyciągnąć żadnych wniosków. Szukała rozwiązania, ale to wydawało się poza jej zasięgiem – i to pomimo tego, że Angel miała wrażenie, że znajdowało się na wyciągnięcie ręki.
Przycisnęła obie dłonie do piersi, dokładnie w miejscu, w którym trzepotało się serce. Tłukło się równym, przyśpieszonym rytmem, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz i uciec gdzieś daleko. Gdzieś w piersi wciąż czuła dziwny, przytłumiony ucisk, jakby niewidzialne dłonie zaciskały się na nieszczęsnym narządzie, niezmiennie go miażdżąc. W pamięci miała obrazy, który pojawiły się w jej głowie w chwili, w której spróbowała zrozumieć Negatyw – tak pełne bólu, obojętności i gniewu, który czuła, choć nie powinna…
Jakaś jej cząstka wciąż nie chciała rozumieć. Angel z kolei wciąż nie miała pewności, w jaki sposób powinna się jej przeciwstawić.
– Co tam jest? – zapytała cicho, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Tak naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi. Jej towarzyszki milczały jak zaklęte, unikając spoglądania zarówno na nią, jak i na siebie nawzajem. Negatyw zwróciła się bokiem do obecnych, wbijając wzrok w ciemność, choć nie sprawiała przy tym wrażenia kogoś, kto dostrzegał w niej coś wyjątkowego. Angel przynajmniej próbowała mieć nadzieję, że nie czaiło się tam coś, czego powinny się obawiać.
Zacisnęła usta. Jeszcze jakiś czas temu brak odpowiedzi nie zrobiłby na nie większego wrażenia, ale tym razem wszystko było inna. Cisza nie niosła ze sobą ukojenia, zresztą jak i obojętność. W tej drugiej już nie potrafiła się zatracić, choć jakaś jej cząstka za tym tęskniła.
– Zapytałam o coś – zniecierpliwiła się. – Co tam jest?
Ale i tym razem nie otrzymała odpowiedzi. Poirytowana i zarazem zaskoczona tym, że tak po prostu podniosła głos, zrobiła zdecydowany krok ku ciemności. Coś ścisnęło ją w gardle na myśl o zagłębieniu się w nieprzenikniony mrok, ale stanowczo odepchnęła wątpliwości na bok. Skoro odpowiedzi nie nadchodziły…
Cudza dłoń bez ostrzeżenia zacisnęła się na jej nadgarstku. Angel wzdrygnęła się i obejrzała, spoglądając wprost w skupione, przypominające kryształku lodu oczy Bloodwell.
– Nie idź tam. Nie teraz – upomniała nieznoszącym sprzeciwu tonem kobieta. – To nie jest ten moment.
– Więc mi odpowiedz.
Bloodwell potrząsnęła głową. Uciekał wzrokiem gdzieś w bok i wtedy do Angel dotarło coś aż nazbyt oczywistego. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, w ostatniej powstrzymując się przed wypowiedzeniem dręczącej ją myśli na głos. Tak naprawdę nie musiała więcej pytać. Wiedziała.
A one nie.
Potrząsnęła głową, wciąż pogrążona we własnych myślach. Żadna z nich – ani Bloodwell, ani Negatyw – nie znały odpowiedzi na dręczące ją pytania. Może nawet się nad tym nie zastanawiały, zupełnie jakby to nie miało znaczenia. Cokolwiek kryło się w ciemnościach, dla nich pozostawało bez znaczenia. Albo, co nagle poraziło Angel jeszcze bardziej, najzwyczajniej w świecie się bały.
Strach przed ciemnością… Bo w końcu najgorsze jest to, czego nie potrafimy zobaczyć…
Zacisnęła dłoń w pięść. Poruszając się trochę jak w transie, zdecydowanym ruchem oswobodziła rękę z uścisku Bloodwell. O dziwo ta odpuściła prawie natychmiast, luzując chwyt i odsuwając się na bezpieczna odległość. Twarz kobiety wykrzywił grymas, ale ten prawie natychmiast ustąpił miejsca obojętności. Angel zawahała się, przez chwilę bliska tego, żeby jednak odpuścić, ale nie dała sobie czasu na wątpliwości. Już i tak zdradziła zbyt wiele czasu.
Tym razem nikt nie zaprotestował, kiedy nieśpiesznie ruszyła przed siebie. Szła powoli, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Wciąż czuła na sobie spojrzenia Bloodwell i Negatywu, ale nawet jeśli którakolwiek z nich miała jakieś uwagi, zachowały je dla siebie. Choć Angel nie sądziła, że to w ogóle możliwe, myśl o obojętności, którą wykazywały, jedynie ją sfrustrowała. Oczekiwała… czegokolwiek, a jednak spotkało ją rozczarowanie.
Gniew, który nagle poczuła, okazał się zaskakująco motywujący. Czy one czuły się tak samo, kiedy obserwowały ją wcześniej? Nie miała pewności, ale z łatwością mogła wyobrazić sobie frustrację Bloodwell, zwłaszcza gdy przypomniała sobie pierwsze spotkanie. Już wtedy działo się coś, co niepokoiło lodowatą piękność. Jak miałaby czuć się pewnie, jeśli już na wstępie ujrzała… po prostu Angel – wycofaną i obojętną, skupioną na posłusznym podążaniu za kimś, kto zdecydowanie nie chciał dla niej dobrze?
Cisza okazała się równie niepokojąca, co i napierająca ze wszystkich stron ciemność. Mimo wszystko szła dalej, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że czuła się przy tym tak, jakby wiedziała, dokąd powinna się udać. Czuła przenikliwy chłód – jakże znajomy, zwłaszcza że doświadczyła go już po przebudzeniu – ten jednak nawet w połowie nie dawał się jej we znaki tak bardzo, jak za pierwszym razem. Zupełnie jakby wcześniej wszystko działo się tylko w jej głowie. Coś się zmieniło i choć Angel wciąż towarzyszył przenikliwy, narastający we wnętrzu niepokój, już nie czuła się tak krucha i narażona jak w chwili, w której ocknęła się w mroku, przerażona perspektywą błąkania się po wieczność.
Poruszała się ostrożnie, ale zarazem pewnie, choć to pojęła dopiero po kilku kolejnych sekundach. Podświadomie wiedziała, gdzie i kiedy powinna skręcić. W pewnym momencie wyciągnęła dłoń tylko po to, by – bynajmniej nie zaskoczona – odkryć, że po jej prawej stronie znajdowała się ściana, dokładnie w miejscu, w którym od początku spodziewała się ją zastać. Wtedy też ostatecznie nabrała pewności, że układ podziemi był dziwnie znajomy, na dodatek w sposób, którego po przywołanym wspomnieniu nie potrafiła pomylić z niczym innym.
Przedpokój, salon, łazienka… Niczym mieszkanie, które teraz pamiętała tak dobrze.
Zatrzymała się w pół kroku, przez kilka kolejnych sekund trwając w bezruchu i bezmyślnie wpatrując się w ciemność. Chłód przenikał całe jej ciało, a serce jak szalone tłukło się w piersi. Bum-bum. Bum… Czuła je w gardle, choć wiedziała, że to niemożliwe, żeby się przesunęło. Wiele z tego, czego doświadczała, nie miało związku z rzeczywistością.
A jednak tutaj była, zagubiona i niezdolna złączyć w jedno kawałków układanki, które zdołała zgromadzić. Wciąż czegoś brakowało – a może to ona nie chciała przyjąć do wiadomości wszystkiego, co wiedziała. Była niemalże gotowa przysiąc, że powinna rozumieć. Problem polegał na tym, że wcale tego nie chciała.
Mam na imię Rachel…
Ze świstem wypuściła powietrze. Wciąż czekała, choć nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. W ciszy odliczała kolejne sekundy, aż w pewnym momencie zwątpiła, czy skupiała się na nich, czy na kolejnych uderzeniach serca. Wątpliwości nie zniknęły, ale chłód, który dotychczas dawał jej się we znaki, zaczął ustępować. Chociaż wciąż czuła się nieswojo, lęk zmalał na tyle, by zdołała swobodnie odetchnąć. Już się nie bała – nie tak bardzo, jak mogłaby się spodziewać.
Nie miała powodów. To miejsce – jakkolwiek dziwne i niepokojące – nie miało w sobie niczego, co powinno przerażać. Angel nagle nabrała pewności, że tak naprawdę miało w sobie jeden, jedyny mankament: było puste. Puste i zapomniane.
A przy tym dziwnie znajome, choć nie potrafiła wyjaśnić dlaczego.
Czasami nie warto zawracać sobie głowę przeszłością.
Zamknęła oczy, choć w obecnej sytuacji to i tak nie czyniło jej żadnej różnicy. Objęła się ramionami, próbując się rozgrzać pomimo tego, że wypełniający ją chłód miał swoje źródło bezpośrednio w jej wnętrzu. Stała i drżała, świadoma wyłącznie narastających w jej wnętrzu emocji – tym intensywniejszych, odkąd w jej głowie pojawiła się ta pojedyncza, nie zamierzająca ot tak zniknąć myśl. Przez chwilę dziewczyna miała wręcz wrażenie, że u jej boku stał ktoś obcy, szepcąc bezpośrednio do jej ucha.
Wzdrygnęła się i obejrzała, ale za plecami nie dostrzegła nikogo. Gdzieś w oddali majaczył słaby blask wpadających przez wejście promieni słonecznych – krwista poświata wiecznego zmierzchu. Gdzieś tam czekały na nią Bloodwell i Negatyw, o ile te wciąż nie zdecydowały się jej zostawić.
Taka perspektywa powinna Angel zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Chociaż tkwiła w ciemnościach, czuła się dobrze. Gdyby do tego wszystkiego potrafiła powiedzieć, do kogo należał ten głos…
Wspomnienie słów nie dawało jej spokoju. Wręcz przeciwnie – przybrało na sile, przez co była gotowa przysiąc, że ktoś kiedyś zwrócił się w ten sposób bezpośrednio do niej. Nie ufała już sobie, ani swoim zmysłom, ale wcale nie poczuła się tym źle. W tamtej chwili chciała już tylko tego, żeby sobie przypomnieć.
Była gotowa przysiąc, że pamiętała męski głos. Shadow? Potrząsnęła głowa, momentalnie odrzucając taką możliwość. Nie, tego jednego była akurat pewna. Ten glos, choć podobny, rozbudzał w niej wyłącznie ciepłe uczucia. Wydawał się rozgrzewać; sprawiać, że czuła się bezpieczna i…
I był znajomy.
Coraz więcej z tego, czego doświadczała, wydawało się właśnie takie. W efekcie Angel czuła się tak, jakby balansowała gdzieś na granicy snu i przebudzenia, powoli skłaniając się ku temu drugiemu.
Jeśli to był sen, pragnęła się obudzić.
Przez chwilę znów poczuła się tak, jakby ktoś stał tuż za nią, ale tym razem nie próbowała się odwracać. Wciąż obejmowała się ramionami, zaciskając powieki i spokojnie to nabierając powietrza, to znów ze świstem je wypuszczając. Nie drgnęła, kiedy – mogła to przysiąc! – cudze dłonie z czułością przesunęły się po jej barkach. Ktoś ją obejmował, ale ten dotyk był inny niż we wspomnieniu przywołanym przez Negatyw, kiedy to towarzyszył jej napędzający spiralę gniewu i poczucia winy Shadow. Ten dotyk był dobry. Właściwy.
Ciałem Angel wstrząsnął dreszcz. „Kto tu jest?” – cisnęło jej się na usta, ale nie odważyła się przerwać przenikliwej ciszy. Bała się, że gdyby tylko się na to zdecydowała, wszystko by zniknęło. Gdyby pozwoliła, żeby ciemność zamknęła się wokół niej, żeby cokolwiek wytrąciło ją z równowagi… Gdyby na to pozwoliła, byłaby stracona.
Zresztą miała wrażenie, że powinna wiedzieć. Mocniej objęła się ramionami, wpijając palce w przedramiona tak bardzo, że to okazało się wręcz bolesne. Sfrustrowana, jęknęła w duchu. Powinna… naprawdę wiele, choć gdy przychodziło co do czego, ogarniające ją poczucie beznadziei niszczyło wszystko. Wciąż mogło, nawet pomimo tego, że towarzyszyły jej Bloodwell i Negatyw. Co z tego, że odważyła się opuścić tamten dom i Shadowa, skoro nadal wiedziała tak niewiele…?
Nie wiedziała niczego.
Ale była tutaj, wciąż walcząc z przeczuciem, że odpowiedzi znajdowały się gdzieś na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony, może wcale ich nie potrzebowała. Może to był ten moment, w którym powinna po prostu ruszyć przed siebie i nie zważać na konsekwencje. Wiara w to, że kiedy przyjdzie co do czego, będzie wiedziała, co robić, brzmiała jak dziecinna mrzonka, ale zarazem wydawała się wszystkim, co pozostało Angel.
Gdybym tylko to ja znalazł cię pierwszy…
Te słowa mogły rozbrzmiewać w jej głowie. Albo mogły zostać wyszeptane wprost do jej ucha – cichym, kojącym głosem należącym do kogoś, kto stał tuż za jej plecami. Ta myśl powinna ją zaniepokoić, ale nic podobnego nie miało miejsca. Nawet to, że mogłaby nie być sama, nie wzbudziło w Angel lęku. W zasadzie bardziej obawiała się tego, że wszystko jednak okaże się snem. W obecnej sytuacji szaleństwo wydawało się niepokojąco możliwym, aż nazbyt realnym rozwiązaniem.
A może po prostu chciała, żeby On – kimkolwiek by nie był – okazał się prawdziwy. Nagle pojęła, dlaczego głos wydawał się aż tak znajomi. Myślami przez chwilę znów trwała w nie tak dawnej pogoni przez las, a zwłaszcza przy momencie, w którym podupadła na duchu. Być może jednak oszalała, ale wtedy naprawdę słyszała cudzy głos. Znajomy, należący do kogoś, kto chciał dla niej jak najlepiej, ale…
– Jesteś tu? – zapytała bezgłośnie. Miała wrażenie, że ciemność pochłania jej głos, tłumiąc go i sprawiając, że znaczył niewiele więcej od urywanego oddechu. – Czy to już… ten moment?
Przez chwilę samej sobie nie potrafiła wyjaśnić o co pytała. O to, czy jednak była wariatką? Nie chciała tego wiedzieć… I zarazem pragnęła zrozumieć. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że dotarła do momentu, w którym wszystko miało się zmienić. Problem polegał na tym, że wciąż nie miała pojęcia w jaki sposób i jakie mogło to pociągnąć za sobą konsekwencje.
Tak naprawdę nie spodziewała się odpowiedzi. A jednak wystarczyła chwila, by uścisk na jej ramionach wzmógł się, zaś Angel całą sobą poczuła obecność kogoś jeszcze. Serce zabiło jej szybciej, ale ostatecznie nie odważyła się odwrócić. Czuła, że popsułaby wszystko, gdyby spróbowała.
– Prawie – padło w odpowiedzi. Głos okazał się wyraźniejszy niż kiedykolwiek. Angel poczuła się tak, jakby śniła na jawie, momentalnie tracąc pewność co do tego, co było prawdziwe. W gruncie rzeczy już o to nie dbała. – Słyszysz mnie, Rachel?
Wzdrygnęła się w odpowiedzi na te słowa. Znów to imię, na dodatek wypowiedziane z taką swobodą…
– T-tak. – Przełknęła, by oczyścić gardło. Udało jej się zapanować nad drżeniem głosu. – Nie wiem, co robić. Chcę tylko… – Zamilkła, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, czego oczekiwała.
– Rozumiem.
Powstrzymała pragnienie, żeby histerycznie się roześmiać. Doprawdy? Jeśli tak, nie miała nic przeciwko, żeby podzielił się z nią tą wiedzą. Czuła się niemalże tak, jakby znów rozmawiała z Bloodwell, czekając na konkrety, które nigdy nie nadchodziły. Koniec końców wciąż była zdana tylko na siebie.
Mimo wszystko było coś kojącego w otaczającym ją uścisku. Cudze ramiona trzymały ją pewnie, inaczej niż wtedy, gdy robił to Shadow. W objęciach nieznajomego nie czuła się tak, jakby się dusiła. Wręcz przeciwnie – jakaś jej cząstka wyrywała się do działania.
Cząstka…
Wrażenie tego, że była niepełna, powróciło ze zdwojoną siłą. W gruncie rzeczy w tym od samego początku leżał problem. Nagle znalazła odpowiednie słowa, żeby opisać sposób, w jaki się czuła: niepełna, niczym rozbita na cząstki. Pusta w sposób, którego nie potrafiła określić ani wypełnić. Wciąż czegoś brakowało i to uczucie sprawiało, że nawet imię, które najwyraźniej należało do niej, wydawało się nie do końca właściwe. W jakimś stopniu wciąż pozostawała obcą, zagubioną w tym świecie Angel.
– Proszę, wróć do mnie…
Zadrżała, aż nazbyt wyraźnie czując ciepły oddech. Owiał jej policzek, będąc niczym muśnięcie czułych, spragnionych dotyku palców. Wypełniło ją przyjemne ciepło – zaledwie przez chwilę, ale to wystarczyło, by rozbudzić w Angel kolejne uczucie: tęsknotę.
Uderzyła w nią z całą mocą, skutecznie pozbawiając tchu. Dziewczyna gwałtownie zaczerpnęła tchu, niczym spragniona powietrza topielica. Łzy zapiekły, ale nie pozwoliła im popłynąć, zbytnio oszołomiona, by pozwolić sobie na płacz. Miała zresztą poczucie, że zbyt wiele razy ulegała słabości, by pozwolić sobie na to po raz kolejny.
„Jak?” – cisnęło jej się na usta, ale to pytanie nigdy nie padło. Wiedziała, że i tak nie otrzymałaby odpowiedzi. Tego jednego nikt nie mógł jej powiedzieć.
Musiała wziąć się w garść. Pozbierać, a potem zacząć walczyć – o siebie, o to miejsce i swój świt…
Trwając pośród żywych cieni, pragnęła wyłącznie nadejścia poranka.
Wiedziała, że popełniła błąd, jednak decydując się odwrócić. To było niczym impuls, któremu ot tak się poddała, zdecydowanym ruchem okręcając się na pięcie. Jeszcze zanim zrobiła pełen obrót, wyczuła, że jej towarzysz – kimkolwiek by nie był – zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Trwała w ciemnościach sama, w ciszy wpatrując się w pustą, ograniczoną przez mrok przestrzeń.
Z westchnieniem przycisnęła dłonie do wciąż trzepoczącego się w piersi serca. Zaraz po tym nieśpiesznym krokiem ruszyła w drogę powrotną.
~*~
– Idziemy.
Z jakiegoś powodu nie zaskoczyło ją, że Bloodwell i Negatyw czekały na nią w miejscu, w którym je zostawiła. Obie stały przy schodach, chociaż nic nie wskazywało na to, żeby pod jej nieobecność ze sobą rozmawiały. Wręcz przeciwnie – obie zachowywały wyraźny dystans, nawet na siebie nie patrząc. Angel widziała jasne włosy i smukła sylwetkę zwróconej do niej plecami Bloodwell, spokojnie stojącej przy schodach i w ciszy wpatrującej się w krwiste niebo. Negatyw w tym czasie upodobała sobie tkwienie w cieniu, w efekcie wyglądając niczym zjawa, zwłaszcza przez swoją niepokojącą aparycję.
Żadna nie spojrzała na nowoprzybyłą.
– Wydaje mi się, czy to było polecenie? – zapytała wypranym z jakichkolwiek emocji głosem Bloodwell.
Angel mogła tylko zgadywać, jakie były intencje kobiety. Nie brzmiała na rozeźloną, ale to na swój sposób zaniepokoiło dziewczynę bardziej, niż gdyby słowa zostały wypowiedziane podniesionym głosem.
Jeszcze jakiś czas temu zawahałaby się. W pamięci wciąż miała to, co o Bloodwell powiedział jej Shadow, ale wątpliwości z tym związane już jakiś czas temu zeszły na dalszy plan. Angel już nie potrafiła się bać.
Bezwiednie dotknęła kieszeni, gdzie nie tak dawno temu spoczywały przypominające krew płatki róży – w gruncie rzeczy kruche i delikatne, nawet mimo swojego lodowatego piękna.
Jak Bloodwell.
Błękitne oczy jednak zwróciły się ku Angel. Twarz kobiety nie wyrażała niczego konkretnego, ale przez moment dziewczyna była gotowa przysiąc, że w spojrzeniu jasnych tęczówek doszukała się zaskoczenia. Wtedy nabrała pewności, że Bloodwell wciąż w nią wątpiła. Mogła tylko zgadywać, czego ta tak naprawdę oczekiwała, obserwując jak Angel podąża w ciemność. Tego, że mogłaby nie wrócić?
Och, wręcz przeciwnie… Tego jaka mogłabym wrócić.
Zacisnęła usta. Własne myśli chwilami niepokoiły ją bardziej niż cokolwiek innego.
– Co planujesz? – doszedł ją ponownie spięty głos Bloodwell, nic jednak nie wskazywało na to, żeby faktycznie oczekiwała odpowiedzi.
– Na razie chcę stąd wyjść – oznajmiła bez zająknięcia Angel. Szybkim krokiem ruszyła ku schodom, kątem oka obserwując wciąż milcząca Negatyw. – Nic tu po nas na tę chwilę.
Podświadomie oczekiwała protestu – tego, że przypominająca cień kobieta wprost odmówi towarzystwa. Nic podobnego nie miało miejsca, choć zarazem Negatyw nie ruszyła się nawet o krok. Po prostu tkwiła w cieniu, zachowując się tak, jakby cała sytuacja jej nie dotyczyła.
– I co dalej? – nie dawała za wygraną Bloodwell. – Wracamy do miasta czy masz w planach coś innego? – zapytała, ale bez przekonania. – Znalazłaś to, czego szukałaś, Angel?
Przez moment chciała ją poprawić – poprosić, by jednak zwracała się do niej jak do Rachel – ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. To nie był ten moment.
Jeszcze nie.
Wyczuwała w głosie Bloodwell wyraźną rezerwę. Wątpiła, ale Angel nie potrafiła jej o to winić.
Nie potrafiła mieć również pretensji o zaskoczone spojrzenie, którym obdarowała ją Bloodwell, kiedy Angel – tak pewnie i naturalnie, jakby wiedziała o tym od samego początku – zdecydowała się jej odpowiedzieć:
– Och, tak… Tak, znalazłam – oznajmiła i wtedy dotarło do niej, że to prawda. – A teraz chodźcie. Nie zamierzam tracić czasu.
W gruncie rzeczy do samego końca nie spodziewała się, że usłuchają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz