11 lutego 2020

Rozdział XXV


Przebudzenie było gwałtowne i nieprzyjemne. Kiedy otworzyła oczy, stała na środku pogrążonego w ciszy, zaciemnionego pokoju. Kręciło jej się w głowie, a żołądek podjechał aż do gardła, jakby chciał wywrócić się na drugą stronę. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, próbując powstrzymać mdłości, ale w efekcie poczuła się jeszcze gorzej. Dla pewności pochyliła się do przodu, wspierając dłonie na udach i czekając aż świat wokół niej w końcu przestanie się kołysać.
Stała na miękkim, choć wyblakłym dywanie. W ciemnościach wydawał się szary, choć coś podpowiadało jej, że w rzeczywistości miał ładną, jasnobłękitną barwę. Przynajmniej kiedyś, zanim wylała na niego kawę, pozostawiając brzydką, brudną plamę, której nigdy nie udało się sprać. Nie żeby jakoś szczególnie się starała.
Skąd…?
Zachwiała się, znajdując oparcie w stojącym nieopodal stoliku do kawy. Również wiedziała, że tam będzie. Pewnie wyciągnęła przed siebie ręce, aż nazbyt świadoma, że znajdzie coś, czego będzie mogła się chwycić. Znała to miejsce aż za dobrze, choć zarazem mogła wręcz przysiąc, że widziała je na oczy po raz pierwszy.
Dezorientacja uderzyła z nią całą mocą. Dziewczyna potrząsnęła głową, próbując się otrząsnąć, ale to okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Ten pokój, stolik do kawy, dywan… Dlaczego nagle znalazła się właśnie tutaj?
Odważyła się unieść głowę i rozejrzeć dookoła. Jej oczy przywykły do ciemności, zresztą nawet gdyby trwała w mroku, oczami wyobraźni dostrzegłaby każdy szczegół. Gdzieś pod ścianą stała miękka, wysłużona już sofa – idealna, by zwinąć się na niej w kłębem i w bezruchu przeleżeć całe godziny. Wciąż miała szafkę pod telewizor, choć minęły całe wieki, odkąd włączyła go po raz ostatni. Pamiętała, gdzie stał regał z książkami – uboższy niż biblioteka, którą pokazał jej Shadow, ale mimo to zastawiony pozycjami, który tak dobrze znała. Lubiła czytać. To jedno nie zmieniło się niezależnie od tego, co się jej stało.
Mój salon. Moje książki.
Te myśli pojawiły się same, w pełni naturalne i zaskakująco kojące. Wyprostowała się, bez większego wysiłku odzyskując równowagę. Ostrożnie ruszyła przed siebie, stąpając po miękkim dywanie i zmierzając ku miejscu w którym – była tego pewna – znajdował się przedpokój. Przystanęła w progu, nasłuchując i czekając na… coś, cokolwiek kryło się pod tym stwierdzeniem.
Bardziej wyczuła niż faktycznie zauważyła ruch w ciemnościach. Nawet nie drgnęła, kiedy tuż obok niej przemknął ledwo zauważalny cień. Wiedziała, że nadszedł z sypialni i prawie natychmiast zmierzał ku łazienki. W końcu nie do wyjścia, prawda? Nie miała powodów, żeby wychodzić na zewnątrz.
Ruszyła w ślad za cienistą sylwetką, dziwnie pewna, że ta i tak jej nie zauważy. Nie zarejestrowała momentu, w którym zrównała się z cieniem, by po chwili przeniknąć go i zająć jego miejsce. Emocje uderzyły w nią z całą mocą. Znów zakręciło jej się w głowie, ale tym razem nie zatrzymała się, przytrzymując dopiero framugi, kiedy przystanęła w progu łazienki. Nie włączyła światła, ale i tak aż za dobrze widziała wszystko wokół. Albo raczej pamiętała, choć przez tyle czasu z takim uporem uciekała przed wspomnieniami.
Negatyw miała rację. Znów pragnęła uciec – zatrzymać się, póki jeszcze miała czas.
Nie zrobiła tego.
Już nie kontrolowała tego, co działo się wokół niej. Jej ciało działało samoistnie, jakby odtwarzając wcześniej wyuczone ruchy. Chwiejnym krokiem podeszła do umywalki, zaciskając drżące dłonie na jej brzegach. Obraz na moment zamazał się, by po chwili nabrać ostrości. Spojrzała w lustro, zamiast cienia dostrzegając siebie samą, ale nie było w tym widoku niczego dobrego.
Nie wyglądała dobrze. W zasadzie nie była nawet bliska tego, by prezentować się chociaż przyzwoicie. W tamtej chwili z powodzeniem mogłaby uchodzić za ducha – śmiertelnie blada, jakby znikała, choć zarazem pozostawała nieznośnie wręcz żywa. Ściągnięte usta drżały, ciemne oczy błyszczały w niezdrowy, zbyt intensywny sposób. Wydają się takie puste, pomyślała, oczami wyobraźni wciąż widząc Negatyw. Tę pustą, obojętną lalkę, którą pragnęła pocieszyć.
Dostrzegła ją również w swoim odbiciu. Im dłużej się przypatrywała, tym wyraźniej widziała właśnie ją – z poplątanymi włosami, obojętnym wyrazem twarz i spojrzeniem, które…
Nie chciała patrzeć.
Ale już nie była w stanie odwrócić wzroku.
Zaciśnięte na umywalce dłonie zadrżały, omal nie zsuwając się z gładkiej powierzchni. Jak urzeczona wpatrywała się w lustro, podczas gdy serce tłukło jej się w piersi coraz szybciej i szybciej, uderzając tak mocno, że doświadczenie okazało się niemalże bolesne. Oddech przyśpieszył, choć przez ucisk, który nagle poczuła w piersi, zaczerpnięcie powietrza okazało się nie lada wyzwaniem. Poczuła się dziwnie, ale przez dłuższą chwilę nie była w stanie rozróżnić targających nią emocji. Były dziwne, gwałtowne i zbyt różnorodne – jakże inne od bezpiecznej pustki, w którą przez tyle czasu próbowała uciekać.
Skąd się brały? Ze świstem wypuściła powietrze, bezskutecznie próbując odzyskać kontrolę nad ciałem i oddechem. Obraz zamazał się, by po chwili odzyskać ostrość. Dłonie wciąż drżały, choć już nie zaciskały się na porcelanowych bokach umywalki. W zamian zwinęła je w pięści, obojętna na to, że paznokcie wpijały się jej w skórę… Zbyt krótkie i obgryzione, choć ten szczegół zauważyła zaledwie mimochodem, zupełnie jakby nie miał znaczenia.
Negatyw nie zniknęła. Wyraźnie widziała ją w swoim odbiciu, ale zamiast współczucia względem istoty, którą tak bardzo chciała uratować, czuła wyłącznie narastającą gorycz. Echo emocji, które pragnęła zostawić za sobą, choć te wciąż i wciąż wracały, skutecznie doprowadzając Angel do szaleństwa.
„Pora się obudzić, Rachel” – przypomniała sobie słowa Negatywu.
Zamknęła oczy – tylko na chwilę, ale to wystarczyło, by poczuła się lepiej, choć przez moment nie widząc lustrzanego dobicia.
Rachel… Mam na imię Rachel…?
Coś przesunęło się wzdłuż jej ramion. Zesztywniała, prostując się niczym struna w odpowiedzi na obce dłonie, które z czułością przesunęły się po jej skórze, muskając kark i pozwoli zmierzając niżej. Wzdrygnęła się, gotowa odsunąć albo zaprotestować, ale z jej ust nie wyrwał się nawet najcichszy jęk. Oddech jeszcze bardziej przyśpieszył, wciąż płytki i urywany. Jeszcze mocniej zacisnęła palce, by po chwili chcąc nie chcąc rozprostować zesztywniałe palce.
Poczuła wilgoć na policzkach. Z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że to łzy.
Uścisk w piersi nie ustawał, choć błądzące po jej ciele dłonie wydawały się go łagodzić. Tylko trochę, w sposób, który z jakiegoś powodu wzbudzał w niej wątpliwości. Nie chciała być dotykaną, a jednak…
Przestań, jęknęła w duchu. Ale jej ciało wydawało się wiedzieć swoje.
Nie zarejestrowała momentu, w którym cofnęła się, by wtulić w kogoś, kto znajdował się tuż za nią. Cudze palce potarły jej kark; ramiona owinęły wokół talii, jakby chcąc zapewnić bezpieczne schronienie. Tyle że Angel wcale nie czuła się bezpieczna. Coś było nie tak, choć wciąż nie potrafiła stwierdzić dlaczego.
– Już dobrze.
Rozpoznała ten głos. Dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, ale nawet wtedy nie zdołała się uwolnić. Nie zrobiła tego nawet wtedy, gdy obca dłoń ujęła ją za rękę. Skóra niechcianego towarzysza okazała się o wiele cieplejsza od jej własnej, chociaż nie tego spodziewała się Angel. A jednak to jej palce okazały się zimne i zesztywniałe, pod każdym względem różne od tych, które zaciskały się wokół jej dłoni.
Jeszcze zanim otworzyła oczy, wiedziała kogo zobaczy. Prócz Negatywu, w lustrze doszukała się pary znajomych, jadeitowych oczu. Shadow trwał u jej boku, tuląc ją niczym zwodniczy kochanek wybrankę serca. Sęk w tym, że jego ramiona wcale nie przynosiły ukojenia. Jedno spojrzenie intensywnie zielonych, kocich oczu wzbudziło paniczny wręcz strach i… gniew. Wciąż tlił się gdzieś w jej wnętrzu, pragnąc wyrwać na zewnątrz równie rozpaczliwie, co i trzepoczące w piersi serce.
Wszystko było nie tak. Emocje, które targały nią we wspomnieniu, mieszały się z nowymi, tworząc trudną do zniesienia, pełną sprzeczności mieszankę. Już nie miała kontroli nad niczym, łącznie z ciałem, które – zamiast wyrwać się do ucieczki – ufnie tuliło się do obejmującego je mężczyzny. Nawet gdyby go nie widziała, jego obecność byłaby dla niej aż nazbyt jasna. Teraz widziała to wyraźnie. Shadow – o ironio! – był niczym cień albo najgłębsza noc; podkradał się niezauważony, oplatał aż do utraty tchu i mamił zwodniczymi obietnicami bezpieczeństwa, którego już od dawna nie czuła.
Zwątpienie było proste. Trwanie w iluzji też, ale… już nie była do tego zdolna.
– Nie umiem…
Nie rozpoznawała własnego głosu – ochrypniętego i jakby obcego, równie obojętnego, co i oblicze Negatywu. Jej wargi poruszyły się samoistne, obojętne na to, co naprawdę chciała powiedzieć. Słowa były zaledwie odtwarzanym wspomnieniem, na które nie miała już wpływu. Pod wieloma względami przeszłość była martwa.
– Nie musisz. Dobrze wiesz, że nie musisz – zapewnił pośpiesznie Shadow, z czułością przesuwając dłonią po jej policzku. Chciała ją strząsnąć, a jednak ciało kolejny raz zadecydowało inaczej. Mogła co najwyżej pozwolić, by mężczyzna odgarnął poplątane włosy na bok. W jego gestach była w stanie doszukać się wyłącznie fałszu, wciąż nie rozumiejąc, dlaczego nie mogła wyczuć go wcześniej. Teraz intencje Shadowa pozostawały dla niej aż nazbyt jasne. – To nie twoja wina.
– Ale…
– Spójrz w lustro – przerwał zdecydowanym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Dłonie zacisnął na jej ramionach. – To nie twoja wina. Oboje wiemy jak jest naprawdę.
Skinęła głową. Właśnie wtedy poczuła gniew – odległy, ale jednak obecny. Uderzył w nią z całą mocą, zaskakując tak bardzo, że już nie była w stanie odróżnić obecnych emocji od tych, które targały nią we wspomnieniu. Obraz znów się zamazał, kiedy świeże łzy wypełniły jej oczy, by chwilę później spłynąć po policzkach. Z gardła wyrwał się bliżej niezidentyfikowany jęk, brzmiący jak coś z pogranicza szlochu i krzyku. Nawet wtedy wciąż widziała puste oblicze spoglądającej na nią z lustra Negatyw, tak do niej podobnej, chociaż…
Lustro pękło. Zamarła, w oszołomieniu wpatrując się w potrzaskaną, poznaczoną licznymi rysami taflę. Negatyw zniknęła, a w zamian z jej miejsca spoglądały na nią znajome, wystraszone oczy. Odbicie wyglądało dziwnie obco, zwłaszcza gdy pierwsze kawałki szkła z brzdękiem wpadły do umywalki.
Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że w którymś momencie przesunęła się jeszcze bliżej lustra. Całą sobą napierała na umywalkę, obojętna na to, że ta w nieprzyjemny sposób napierała na jej brzuch. Prócz szkła, które zebrało się w okolicach odpływu, jej uwagę przykuło coś jeszcze – ciemne plamy, w ciemnościach przypominające rozlany atrament. Zmarszczyła brwi, momentalnie jeszcze bardziej zdezorientowana. Coś było nie tak, ale…
Ból pojawił się z opóźnieniem. Poczuła znajome mrowienie w nadgarstkach, ale tym razem wrażenie okazało się intensywniejsze niż do tej pory. Dziwne uczucie przeszło w palenie, a do Angel dopiero wtedy dotarło, że stała z uniesionymi ramionami. Dłonie wciąż zaciskała w pięści, a jakby tego było mało, dociskała je do potłuczonego lustra.
Nie, to nie tak.
To ona zbiła lustro. Tak po prostu uderzyła w nie gołymi dłońmi, ogarnięta niezrozumiałym gniewem, który…
Cofnęła się o krok. Poruszając się trochę jak w transie, z wolna zwiesiła ramiona, po czym bezradnie spojrzała na swoje pokaleczone dłonie. To nie atrament znaczył bladą skórę. Nie atrament zbierał się w umywalce, choć dużo prościej było udawać, że tak właśnie było.
Poderwała głowę, by spojrzeć w potłuczone lustro. Niektóre kawałki wciąż trzymały się ramy, ale to nie miało znaczenia. Z gardła znów wyrwał jej się niekontrolowany, pełen frustracji wrzask, kiedy w zniszczonym odbiciu znów dostrzegła pustą twarz negatywu. Tym razem wyraźnie zarejestrowała moment, w którym znów uderzyła w lustro – a potem znów i znów, ogarnięta palącym gniewem. Chciała, żeby ta istota zniknęła. Żeby przestała patrzeć na nią tymi pustymi oczami, z obojętnym wyrazem twarzy, tym pozbawionym emocji wzrokiem.
To nie ja, to nie ja…
– Nie ja… – wykrztusiła obcym, zniekształconym przez emocje głosem.
Nadgarstki paliły, ale to okazało się niczym w porównaniu z uciskiem, który poczuła w piersi. Angel trwała w samym środku tego szaleństwa, niezdolna zareagować. Zatraciła się we wspomnieniu, zdolna wyłącznie obserwować, choć nagle tego pożałowała. Czuła się jak bierny obserwator, gotowa przysiąc, że nic z tego, co się działo, nie dotyczyło jej, a jednak dobrze wiedziała, że byłoby to wierutnym kłamstwem. Prawda miała się zgoła inaczej – i to niezależnie od tego, czego dziewczyna mogłaby pragnąć.
To był jeden z tych momentów, w których pragnęła się wycofać albo przynajmniej w dziecięcym geście zakryć uszy dłońmi, zacząć nucić i odciąć się od tego, co działo się na jej oczach. „To nie ja” – pragnęła powtarzać wraz z tym obcym głosem, choć z zupełnie innego powodu. W jej głowie momentalnie pojawiło się jedno, jedyne pytanie, a jednak nie była w stanie go zadać. Nawet gdyby jakimś cudem zdołała sprawić, żeby te słowa rozbrzmiały, nie otrzymałaby odpowiedzi.
Dlaczego tak bardzo nienawidzisz… Nie, dlaczego ja tak bardzo nienawidzę Negatywu?
Chciała tego czy nie, były jednością. Kiedyś, w innym świecie, o którym z jakiegoś powodu chciała zapomnieć…
„Daj mi chwilę, żebym mogła to zapamiętać. Nas jako jedność. Ostatni raz”.
Słowa Negatywu wciąż rozbrzmiewały w jej głowie, kiedy ciężko osunęła się na kolanach. Słyszała szloch, ale choć dobrze wiedziała, że wydobywał się z jej piersi, w rzeczywistości czuła się tak, jakby należał do kogoś innego. A jednak wyraźnie poczuła chłód kafelków, kiedy – nie wiadomo w którym momencie – przycisnęła policzek do posadzki. Płacz ucichły, choć nie ustał, trwając nawet wtedy, gdy zaczęło brakować jej sił.
Otaczała ją ciemność, ale to wydawało się właściwe. Trwała w niej cały czas, zwłaszcza w mroku wciąż mając wrażenie, że ciemne plamy na podłodze były co najwyżej rozlanym atramentem. Obserwowała je w ciszy, raz po raz przyłapując się na tym, że mimowolnie zastanawiała się kto i kiedy rozlał rusz. Czy w ogóle miała coś takiego w domu…?
To nie było tak. A ona nie powinna zasypiać.
„Pora się obudzić, Rachel…”.
Rachel… Czy miała na imię Rachel? Z jakiegoś powodu wydało jej się to nader istotne, chociaż nie miała pojęcia dlaczego.
Coś poruszyło się w zasięgu jej wzroku. Ledwo to zarejestrowała, bardziej czując niż faktycznie dostrzegając ruch. W końcu oderwała wzrok od tego, co miała za atrament, w zamian skupiając się na cieniu, który pojawił się tuż nad nią. Dostrzegła parę kojących, zielonych oczu – znajomych, lśniących i pełnych współczucia, którego tak bardzo potrzebowała.
– Już jej nie ma – doszło ją jakby z oddali. – Możesz… po prostu spać. Odpuść. Zajmę się wszystkim.
Nie ufała mu. Nie chciała ufać. Wszystko w niej krzyczało, że nie powinna, ale…
Ale kiedyś postąpiła inaczej.
Zamknęła oczy. Nawet mrowienie w nadgarstkach nie skłoniło jej do tego, żeby zmienić zdanie. Była wtedy taka zmęczona…
A potem ciemność zacisnęła się wokół niej i wszystko zniknęło.
~*~
Obudziła się nagle, cała roztrzęsiona. Pierwszym, co zarejestrowała zaraz po otwarciu oczu, było to, że ktoś nad nią stał. Zaczerpnęła powietrza, gotowa zacząć krzyczeć, zwłaszcza gdy napotkała cudze spojrzenie, ale w ostatniej chwili zdołała się powstrzymać. Oczy, które się w nią wpatrywały, nie były szmaragdowe, choć właśnie tego podświadomie się spodziewała.
– Już pamiętasz? – zapytała cicho Negatyw.
Angel – a może jednak powinna myśleć o sobie jako Rachel…? – nie była w stanie jej odpowiedzieć. Z trudem przymusiła ciało do współpracy, mimo oporów zmuszając się do tego, żeby usiąść. Wyciągnęła rękę przed siebie, jakby chcąc pochwycić się czegoś, co znajdowało się w mroku, ale i z tego zrezygnowała. Palce bezradnie zacisnęła w pięści – tylko po to, by prawie natychmiast je rozprostować i sprawdzić, czy przypadkiem wciąż nie krwawiła. Nadgarstki nadal wydawały się płynąć, choć skóra w miejscach, w których dopiero co widziała krwawe ślady, pozostawała nienaruszona.
Drżącą dłonią przysłoniła usta. Potarła palcami policzki, a ostatecznie docisnęła je do skroni. Cała drżała, choć sama nie była pewna dlaczego – gniewu, strachu czy przez nadmiar emocji.
– Hm… Pewnie tak – rzuciła bez większego zainteresowania Negatyw. Mimo wszystko dziewczyna była gotowa przysiąc, że istota przejmowała się o wiele bardziej, niż chciała przyznać.
– Dlaczego…? – zaczęła i zaraz urwała, machinalnie przyciskając dłoń do gardła.
Czuła nieprzyjemny ucisk w piersi. Głos brzmiał niewiele lepiej od tego, który słyszała we wspomnieniu. Choć tym razem nie było nikogo, kto próbowałby ją obejmować, wciąż miała wrażenie, że po jej ciele przesuwają się obce dłonie – nieznośnie ciepłe i na swój sposób przyjemne nawet pomimo tego, że sam dotyk wzbudzał w niej czyste obrzydzenie.
Przełknęła z trudem. Miała wrażenie, że niewiele brakowało, by jej żołądek zbuntował się i ostatecznie wywrócił na drugą stronę.
– Dlaczego – zaczęła raz jeszcze, nie mogąc znieść trwania w ciszy – ona… Nie, dlaczego ja – poprawiła się, choć te słowa z trudem przeszły jej przez gardło. Zmusiła się do tego, żeby spojrzeć wprost na zwróconą do niej plecami Negatyw. – Dlaczego tak bardzo cię znienawidziłam?
– To nie ma znaczenia – padło w odpowiedzi.
Zacisnęła dłonie w pięści. Zmusiła się do poderwania na równe nogi, obojętna na to, że ciało wciąż odmawiało jej posłuszeństwa. Wciąż czuła się tak, jakby ważyła tonę, mimowolnie wciąż lgnąc do ziemi.
– Ma – zaoponowała. – Z jakiegoś powodu… – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Rachel… To moje imię? – Zamknęła oczy. Uścisk w gardle przybrał na sile. – Nasze imię?
Nie doczekała się odpowiedzi. Cisza dzwoniła jej w uszach, tak ostateczna i nieprzenikniona, że tyle wystarczyło, by dziewczyna poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Przez moment zwątpiła nawet w to, czy Negatyw wciąż jej towarzyszyła.
Ale była tam. Angel przekonała się o tym, ledwo tylko otworzyła oczy, żeby się rozejrzeć. Kobieta znajdowała się dosłownie na wyciągnięcie ręki, milcząca i zapatrzona w ciemność. Była niczym duch, który w każdej chwili mógł rozpłynąć się w nicości.
– Nasze… – powtórzyła w zamyśleniu. – Ale my już nie jesteśmy całością, prawda?
– A byłyśmy?
Znów odpowiedziała jej cisza. Wymowne spojrzenia i milczenie coraz bardziej zaczynały doprowadzać ją do szału. Prowadziły donikąd nawet teraz, gdy nade wszystko chciała wiedzieć. Pragnęła zrozumieć – teraz, zaraz, niezależnie od możliwych konsekwencji.
Przesunęła się naprzód. Wyciągnęła rękę, ale zanim zdołała chwycić Negatyw za ramię, inna dłoń zacisnęła się wokół jej nadgarstka. Wystarczyła chwila, by przeniosła spojrzenie wprost na lodowate, intensywnie niebieskie oczy Bloodwell.
– Rozumiesz już? – zapytała ta. W jej głosie pojawiła się dziwna, początkowo niejasna nuta, którą Angel z zaskoczeniem utożsamiła z… nadzieją. – A mimo to chcesz walczyć?
– Niczego nie rozumiem – oznajmiła gniewnym tonem. Zacisnęła usta, z trudem próbując powstrzymać się przed podniesieniem głosu. – I w tym problem. Czuję się… – Zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. Tylko jedno przyszło jej na myśl. – Czuje się niepełna – przyznała w końcu. – I nie podoba mi się to. Tak jak i to, co zobaczyłam. Ale… mam takie wrażenie…
– Jakie wrażenie, Rachel? – zapytała cicho Bloodwell.
Nie poczuła się dziwnie z tym, że również ta zwróciła się do niej tym imieniem. Jakby wiedziała od dawna, tylko czekając na odpowiedni moment.
Rachel zamknęła oczy.
– Mam wrażenie, że Shadow bardzo mnie skrzywdził. Zrobił to, bo ja mu na to pozwoliłam… Ale to nie jest najgorsze – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Jeszcze gorsze jest to, że skrzywdziłam was. Czyż nie tak? Nie chodzi tylko o to, co zrobiłam Negatyw… Dobrze rozumiem, Bloodwell?
Nie doczekała się odpowiedzi. Była wyłącznie cisza, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro wymowne milczenie, w którym pozostawiły ją obie kobiety, okazało się jaśniejsze niż jakiekolwiek słowa.
Powoli zaczynała rozumieć, ale w obrazie, który tworzył się w jej umyśle, nie było niczego pięknego.

2 komentarze:

  1. Mamy kolejną, ostatnią już fazę. A właściwie to pierwszą. To jakiś zamierzony efekt, prawda? Że też wcześniej się nie zorientowałam, że fazy oswajania się z żałobą są odwrócone. Normalnie zaprzeczanie znalazłoby się przecież na początku...

    Ot taka notka na świeżo, żebym nie zapomniała. Wrócę tu jednak dopiero za kilka godzin. Rano. Ciężko mi to wszystko porzucać, ale ledwo widzę na oczy, a po tym, czym się właśnie ze mną podzieliłaś odnośnie epilogu, chcę go przeżyć w pełnej świadomości. O ile jest to w ogóle możliwe w przypadku BD.

    Tym razem obiecuję wrócić szybciej niż za rok! ;p

    Ściskam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "There's a darkness
      That plays behind your wicked smile
      Acking sadness
      As you cradle me like I'm a child..."

      Przez przypadek na słuchawkach włączyła się właśnie ta piosenka, ale jakże wpasowała się w nastrój tego rozdziału...

      "Deep within your twisted truth
      You made yourself a home
      But it's a place where I can't follow you
      Don't leave me on my own
      I can't do this on my own..."

      Ajj, ależ mam ochotę podejrzeć, co tam zmalowałaś w swojej interpretacji. Powstrzymuję się jednak, bo nie chcę się na nic nastawiać. Jeszcze kilka lat temu na polskim nie lubiłam pytań w stylu "co autor miał na myśli?" w odniesieniu do poezji i tym razem to samo mnie powstrzymuje :')

      K.

      Usuń