5 lutego 2020

Rozdział XXIV


Początkowo nie poczuła bólu. Pociemniało jej przed oczami, kiedy uderzyła tyłem głowy o jeden ze stopni. Zamarła w bezruchu, spazmatycznie chwytając oddech. Obraz zamazał się przed oczami, przez co Angel tym trudniej było stwierdzić, co działo się wokół niej. Przez moment zwątpiła nawet, gdzie jest góra, a gdzie dół.
Krwisty blask wiecznego zmierzchu wydawał się odległy i mniej wyraźny niż do tej pory. Coś poruszyło się poza zasięgiem wzroku Angel – cień, którego nie potrafiła sprecyzować. Napięła mięśnie, instynktownie próbując się poderwać, ale prawie natychmiast przyszło jej pożałować tej decyzji. Aż zachłysnęła się powietrzem, kiedy w końcu poczuła ból – obejmujący całe ciało i tak ostry, że aż zrobiło jej się niedobrze.
– Och, nie jęcz… Powinnaś być przyzwyczajona.
Słowa Negatywu doszły do niej jakby z oddali. Znów wyczuła ruch, a potem w końcu dostrzegła stojącą nad nią, cienista postać. Łuna zachodzącego słońca rozświetliła smukłą postać od tyłu, czyniąc ją jeszcze bardziej eteryczną i niepokojącą zarazem.
Angel skrzywiła się, wciąż mając problem ze złapaniem oddechu. Mimo wszystko podniesienie się po upadku okazało się prostsze niż wtedy, gdy leżała skulona na leśnej ściółce, walcząc ze sobą, własnymi myślami i… czymś, czego wciąż nie potrafiła nazwać. Modląc się w duchu, by nagle nie odkryć, że któraś z jej kończyn wygięła się pod jakimś nienaturalnym kątem, wciąż krzywiąc się przy tym z bólu, z wolna usiadła. Przynajmniej próbowała, bo ostatecznie zdołała jedynie nieznacznie przetoczyć się na bok i podnieść na łokciach, bezskutecznie szukając stabilnego oparcia na stromych, kamiennych stopniach.
Och, no dalej… Przecież i tak jestem martwa.
Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Nadgarstki zapiekły, znów dając o sobie znać, zupełnie jakby to, że nazwała rzeczy po imieniu…
W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl.
– A powiadają, że to ja jestem okrutna.
Głos Bloodwell rozbrzmiał z odległości mniejszej, niż Angel mogłaby przypuszczać. Gdy ułamek sekundy później w zasięgu jej wzroku pojawiły się lśniące, srebrzyste włosy, dziewczyna uświadomiła sobie, że kobieta w którymś momencie zbiegła po schodach, obojętna na to, że Negatyw mogłaby zepchnąć również ją. Tren długiej sukni omiótł schody, ale to nie powstrzymało Bloodwell przed przykucnięciem tuż u boku oszołomionej dziewczyny.
Było coś niemalże opiekuńczego w sposobie, w jaki położyła dłoń na ramieniu Angel.
– Wstawaj – nakazała.
To był rozkaz, ale nie taki, jakiego mogłaby spodziewać się po tej kobiecie. W jej głosie pobrzmiewała ostra, stanowcza nuta, ale też coś, czego Angel – czy to w oszołomieniu, czy znów bólu – nie potrafiła zinterpretować. Jej ciało za to zareagowało instynktownie, momentalnie podporządkowując się poleceniu. Pulsowanie w skroniach zeszło gdzieś na dalszy plan.
Bloodwell nie podała jej ręki, ale wciąż tkwiła tuż obok, jakby gotowa pochwycić Angel, gdyby zaszła taka potrzeba. Dziewczyna z trudem dźwignęła się na równe nogi, zatoczyła, po czym w pośpiechu oparła o ścianę, którą w porę zdołała odszukać w ciemności. Prócz majaczącego u szczytu schodów wyjścia, widziała bardzo niewiele.
Zawahała się, kiedy jej spojrzenie spoczęło na wciąż tkwiącym na zewnątrz Negatywie. Jasne włosy, jasna sukienka, czarna niczym noc skóra… Tkwiła w miejscu, beznamiętnym wzrokiem spoglądając na obie kobiety. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, ale to nie wydało się Angel ani dziwne, ani niepokojące. Liczyło się tylko to, że nie odeszła, choć miała po temu tak wiele okazji.
Palce Negatywu zacisnęły się w pięści. Postać zadrżała, ale nie ruszyła się nawet o krok.
– Czego chcecie? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Teraz się pytasz?
Angel z trudem powstrzymała się przed zadaniem tego pytania na głos. Uszczypliwość wydawała się kiepskim pomysłem w sytuacji, w której oczekiwała rozmowy, a jednak…
– Porozmawiać. – Próbując powstrzymać grymas z bólu, wyprostowała się, w końcu odzyskując równowagę. Obraz na moment zamazał jej się przed oczami, sprawiając, że postać Negatywu zaczęła przypominać rozmazaną plamę. – Tylko tyle. Bloodwell…
– Zapomniała o mnie. Tak było lepiej – ucięła stanowczo kobieta.
Bloodwell parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem.
– Jakby to było możliwe!
Postać u szczytu schodów drgnęła. Zmrużyła oczy, przez moment taksując lodowatą piękność wzrokiem.
– Ach… Ach, tak – wyszeptała, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.
Angel stała pomiędzy nimi, z każdą kolejną sekundą bardziej zdezorientowana. Znały się. Z jakiegoś powodu jej to nie zaskoczyło, nie tylko dlatego, że to Bloodwell pierwsza zaczęła nalegać na odszukanie Negatywu. Nagle to, że te dwie kobiety mogłyby mieć ze sobą jakiś związek, wydało jej się tak jasne jak to, że na zewnątrz nigdy nie nadejdzie świt.
W milczeniu powiodła wzrokiem dookoła, spoglądając to na kobietę u swojego boku, to znów na Negatyw. Negatyw, powtórzyła w myślach, przez moment czepiając się tego imienia, zupełnie jakby miało w sobie coś więcej – coś, co przez cały ten czas jej umykało. Patrzenie na nią wciąż było dziwne. Sprawiało, że Angel czuła się co najmniej nieswojo, a jednak nie poczuła potrzeby, żeby odwrócić wzroku. Lęk zniknął, tak jak i napięcie, które dotychczas czuła, gdy ktokolwiek wspominał o rzekomym okrucieństwie Bloodwell.
Może źle je oceniła. Może wszyscy robili to przez cały ten czas.
A może to Shadow był kłamcą.
– Przestaniesz się gapić? – doszedł ją nerwowy głos Negatywu.
Drgnęła, po czym posłusznie odwróciła wzrok. Czuła, że palą ją policzki, a jednak wstyd okazał się mało znaczący. Myślami wciąż była gdzieś daleko, próbując znaleźć klucz w czymś, co wciąż nie miało sensu.
Dziwna istota zaczęła niespokojnie krążyć. Kroczyła tam i z powrotem, niczym zagniewany duch, z którym mimowolnie kojarzyła się Angel. Była niczym cień, choć te już nie kojarzyły jej się z niczym przyjemnym.
– Dlaczego? Czemu ją tu przyprowadziłaś? – zapytała nagle. Trudno było stwierdzić, do kogo się zwracała – do Angel, czy może jednak Bloodwell. – Nie dam się usidlić. Powiedziałam już, że nie dam się…
– Co masz na myśli? – zniecierpliwiła się Angel. Przesunęła się bliżej schodów, z zaskoczeniem przekonując, że w odpowiedzi Negatyw wycofała się. Jej spojrzenie było wrogie i niespokojne, ona sama zaś zachowywała się jak zapędzone w kozi róg dzikie zwierzę. – Kto miałby…?
– Nie udawaj świętej! Nie udawaj, że nie pamiętasz, co mi zrobiłaś!
Z wrażenia Angel aż potknęła się o własne nogi. Odskoczyła, kolejny raz zmuszona przytrzymać ściany. W panice jeszcze spojrzała na Bloodwell, ale ta stała niewzruszona, w ciszy przyjmując to, co działo się wokół niej.
Negatyw tymczasem zaczęła się zmieniać.
To stało się nagle, tak gwałtownie, że równie dobrze mogło okazać się wytworem wyobraźni albo zwidem. W jednej chwili stała u szczytu schodów, by w następnej sekundzie z rozdzierającym wrzaskiem skoczyć przed siebie, wprost ku oszołomionej Angel. Przypominała cień, który w mgnieniu oka rozrósł się, pochłaniając wszystko wokół. Wrzask wciąż trwał, ogłuszając, przypominając skrzek i…
Też krzyknęła. Angel była pewna, że z piersi wyrwał jej się co najmniej jęk, ale ten skutecznie zginął we wrzasku Negatywu. Ten, który słyszała, wydawał się nie tylko ogłuszać, ale wręcz ją przenikać, zupełnie jakby nagle stał się materialny. Dłońmi przysłoniła uszy, chwytając się za głowę. Ugięły się pod nią kolana, ale prawie tego nie zarejestrowała. Czuła jedynie rozpierający, narastający z każdą kolejną sekundą, wydający się zdolny do tego, żeby rozsadzić jej czaszkę.
Gdzieś jakby w oddali usłyszała głos Bloodwell, ale nie była w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Poczuła uderzenie, kiedy Negatyw z impetem uderzyła wprost w nią, a później… wszystko pochłonęła nieprzenikniona ciemność.
~*~
Było… zimno. Zimno i bardzo ciemno, co samo w sobie wydało jej się niepokojące. Nie rozumiała, dlaczego tkwi w pustce – napierającej na nią ze wszystkich stron, przenikliwej i tak przerażającej, że momentalnie zapragnęła z niej uciec. Gdyby tylko była do tego zdolna, zrobiłaby to bez chwili wahania, nic jednak nie wskazywało na to, żeby wszechogarniający mrok zamierzał ot tak ustąpić. Jeśli miała być ze sobą szczera, stopniowo zaczynała wątpić, czy w miejscu, w którym się znajdowała – o ile nazywanie nicości w ten sposób miało sens – istniało cokolwiek więcej, ale z uporem odsuwała od siebie tę myśl.
Musiało.
Inna możliwość po prostu nie wchodziła w grę.
Dlaczego tutaj była? Dlacze…?
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Czy już tego nie doświadczyła? W panice poderwała się do pionu, prostując niczym struna. Kręciło jej się w głowie, ale zawroty głowy wydały jej się niczym w porównaniu do lęku, który nagle sparaliżował całe ciało. Te uczucia, ta ciemność i poczucie bezradności… To wszystko wydawało się niepokojąco znajome. Wrażenie, że o czymś zapomniała, tym bardziej.
Och, nie… Nie, nie, nie.
Zacisnęła powieki. Przycisnęła dłonie do skroni, intensywnie je pocierając. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając o żebra tak mocno, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz. Musiała się uspokoić, ale…
Angel. Miała na imię Angel.
Uczepiła się tego imienia niczym tonący brzytwy. Napięcie nieznacznie ustąpiło, ale nie na tyle, by dziewczyna w pełni zdołała się uspokoić. Już raz obudziła się w takich warunkach – w chłodzie, ciemności i z poczuciem wszechogarniającej pustki. Raz zapomniała i nie zamierzała pozwolić na to po raz kolejny.
Mam na imię Angel…
Więc dlaczego czuła się, jakby oszukiwała samą siebie?
– Jesteś dobra w zapominaniu.
Lodowaty dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Poderwała głowę, w panice wodząc wzrokiem dookoła. Zaraz po tym zamarła, napotykając spojrzenie aż nazbyt znajomych, niemal całkowicie czarnych oczu.
Negatyw klęczała w pobliżu miejsca, w którym siedziała Angel. Już nie wyglądała na rozeźloną, po prostu tkwiąc w miejscu i beznamiętnie spoglądając w przestrzeń. Dłonie ułożyła na kolanach, jakby od niechcenia bawiąc się materiałem sukienki.
Angel zawahała się. Raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła, właściwie sama niepewna, co próbowała znaleźć. Nigdzie nie widziała drogi ucieczki. Ba! Nie była w stanie dostrzec niczego, jakby w miejscu, w którym nagle się znalazła, nie istniało nic poza nią samą oraz Negatywem.
– Nie chciałam…
Zamilkła równie nagle, co i zaczęła mówić. Nerwowo zacisnęła usta, zdolna co najwyżej niespokojnie obserwować klęczącą kobietę. Szukała odpowiednich słów, ale to przypominało błądzenie we mgle. Jakby w ogóle mogła wiedzieć, czym zawiniła!
Negatyw przechyliła głowę. Włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając. Mimo wszystko nawet wtedy Angel czuła, że nieludzkie oczy tej istoty przenikały ją na wskroś.
– Nie chciałaś – powtórzyła niczym automat. – Nie chciałaś czego?
Serce Angel znów zabiło szybciej. Poczuła, że robi jej się gorąco.
– Nie chciałam… zranić cię.
Przestrzeń wypełnił chłodny, pozbawiony wesołości śmiech. Kobieta odchyliła głowę, wciąż chichocząc, choć w jej głosie nie dało się wyczuć choćby krztyny rozbawienia.
– Zaraz zaczniesz mnie przepraszać, choć nie rozumiesz za co! Nie żartuj sobie, hm? – Spojrzenie Negatywu na powrót skupiło się na dziewczynie. – W końcu to nie twoja wina. Nie ty zawiniłaś, Angel.
Wypowiedziała jej imię w dziwny, rozwlekły sposób. Na jej ustach wciąż majaczył pozbawiony wesołości uśmieszek.
– Nie rozu…
– Oczywiście, że nie. Nie Angel – ciągnęła dalej Negatyw. Brzmiała, jakby zaczynała kpić. – Angel nie rozumie.
– Przestań.
Postać zmrużyła oczy. Wyprostowała się, by po chwili z gracją poderwać do pionu. W końcu puściła sukienkę, pozwalając materiałowi swobodnie opaść i zafalować wokół jej nóg.
– Jasne. Tak jest prościej – stwierdziła niemalże ze zrozumieniem. Twarz wykrzywił niepokojący grymas. – Łatwiej zapomnieć. Też bym uciekła.
– Dlaczego traktujesz mnie tak, jakbym chciała zapomnieć?!
Wyrzuciła z siebie to pytanie na ułamek sekundy przed tym jak w pełni pojęła znaczenie własnego zarzutu. Stanęła na równe nogi, ciężko dysząc i z rezerwą obserwując Negatyw. Miała ochotę doskoczyć do niej, potrząsnąć i zażądać wyjaśnień, ale nie zdecydowała się tego zrobić. Czekała, choć jakaś jej cząstka wątpiła, czy to dobra metoda.
Czas wydawał się stać w miejscu. Nie żeby kiedykolwiek płynął, zwłaszcza w miejscu, w którym słońce wciąż trwało w jednej pozycji. W którymś momencie Angel zwątpiła, czy w ogóle wie, co oznaczały upływające sekundy. Wciąż trwała w zawieszeniu, choć tak bardzo pragnęła ruszyć do przodu.
Spojrzenie chłodnych oczu Negatywu doprowadzało ją do szaleństwa.
– Jak mam zrozumieć, skoro żadna z was mi nie odpowiada? Chcę coś zrobić. Bloodwell mi uwierzyła, choć nie sądziłam… Dlatego przyszłyśmy – podjęła, w pośpiechu wyrzucając kolejne słowa. Choć nie chciała, do jej głosu wkradła się błagalna, wręcz płaczliwa nuta. – Chciałyśmy cię odnaleźć. Chciałyśmy…
– I w tym problem – przerwała natychmiast Negatyw. – Jesteś tu, bo nie pamiętasz. Ty nigdy nie chciałaś mnie odnaleźć.
Z jakiegoś powodu te słowa były niczym policzek. Angel zamarła, dziwnie roztrzęsiona i sfrustrowana zarazem. Jakaś jej cząstka pragnęła zaprotestować, ale choć mogła to zrobić, nie zdobyła się na wypowiedzenie choć jednego słowa. Nie zareagowała również wtedy, gdy spojrzenie kobiety stało się zbyt nieprzenikliwe i niepokojące, sprawiając, że zapragnęła odwrócić wzrok.
Wbrew sobie przymusiła się do tego, żeby zrobić krok naprzód. A później kolejny i kolejny, nie zamierzając pozwolić na to, by ogarnęły ją wątpliwości. Shadow zbyt długo podejmował za nią decyzję o tym, żeby pozostała bierna. Zresztą gdzie indziej miała się dodać w ciemnościach, w których wydawało się nie być niczego innego.
Nie chciała myśleć, co to oznacza. Tym bardziej nie chciała zastanawiać się, jakim cudem wylądowała w tym miejscu albo gdzie podziewała się Bloodwell. To nie miało znaczenia. W tamtej chwili czuła się pewna i zdeterminowana do zrobienia czegoś, co miało znaczenie. Nie po to przybyła aż do ruin, by dać się odprawić z kwitkiem.
Negatyw milczała, ale również zeszło gdzieś na dalszy plan. Angel zauważyła, że postać drgnęła, kiedy dzielący je dystans znacząco się zmienił. Przystanęła, gdy dzieliło je zaledwie pół metra – tak niewiele, że była w stanie poczuć bijący od kobiety chłód. Z jakiegoś powodu przypominała puste naczynie albo lalkę o dużych, choć całkowicie obojętnych oczach.
Albo udawała. Ktoś, kto nie czuł, nie powinien się kulić, gdy druga osoba wyciągała ku niej rękę.
– Chcę zrozumieć…
Urwała równie nagle, co wcześniej zaczęła mówić. Jej dłoń zamarła zaledwie kilka centymetrów od policzka Negatywu i to bynajmniej nie dlatego, że postać jakkolwiek próbowała ją powstrzymać. Wręcz przeciwnie – stała niewzruszona, po prostu czekając na rozwój wypadków.
– W zrozumieniu mnie nie będzie nic dobrego – powiedziała cicho, ale to również nie wydało się Angel wystarczającym argumentem, żeby się wycofać. – Uciekniesz. Znów zostanę sama.
Coś ścisnęło ją w gardle. Niezdolna wykrztusić z siebie choćby słowa, musnęła palcami policzek Negatywu. Spodziewała się, że skóra kobiety okaże się zimna jak lód, ale nic podobnego nie miało miejsca. Przeciwnie – była przyjemnie ciepła, delikatna i w pełni ludzka.
Ośmielona, odgarnęła na bok bezbarwne włosy. Postać pozwalała jej na to, nieruchoma i tak nienaturalnie spokojna, że Angel momentalnie zrobiło się zimno. Raz jeszcze zlustrowała wzrokiem pozbawioną emocji twarz, zwracając uwagę na każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Już wcześniej doszła do wniosku, że miała do czynienia z kimś o odwróconych kolorach – kimś nieludzkim, nienaturalnym i dziwnym, ale…
A potem w końcu dostrzegła coś, co wytrąciło ją z równowagi tak bardzo, że aż się zachwiała. Instynktownie cofnęła się o krok, przyciskając drżącą dłoń do ust.
– Ostrzegałam.
W zasadzie nie tyle usłyszała, co wyczytała to słowo z ruchu warg. Cofnęła się o krok, wciąż roztrzęsiona i świadoma wyłącznie wilgoci, którą nagle poczuła na policzkach. Zanim się obejrzała, zaczęła zanosić się bezgłośnym płaczem. Łzy spływały po jej twarzy jedna za drugą, gromadząc się na brodzie i wnikając we włosy. Angel nie zareagowała nawet wtedy, gdy przesączyła nimi ubranie, niezdolna opanować smutku, który tak nagle poczuła. Sparaliżował ją całą, przenikając tak bardzo, że aż zabrakło jej tchu.
Negatyw stała niewzruszona. Nieznacznie skinęła głową, wydając się przyjmować do wiadomości coś, czego Angel mogła co najwyżej się domyślać.
Nawet nie próbowała. Była w stanie co najwyżej stać, płakać i próbując przyjąć do wiadomości to, że spoglądała… na samą siebie.
Jak mogłam nie zauważyć wcześniej…?
Z wrażenia aż zakręciło jej się w głowie. Szok i smutek mieszały się ze sobą, oba silne, choć nie w pełni zrozumiałe. Dlaczego w ogóle czuła się w ten sposób? Przez moment pomyślała nawet, że wszystko było co najwyżej iluzją – sztuczką, którą Negatyw próbowała igrać z jej emocjami – ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Wiedziała, że to nie było tak.
Smutek, który przeszywał ją całą, mówił sam za siebie.
– Możesz już odejść. – Usta kobiety poruszyły się. Angel znów musiała się wysilić, by zrozumieć poszczególne słowa. – Jak zawsze. Nie będę zła.
Nie ruszyła się z miejsca. W całkowitej ciszy, świadoma wyłącznie pustki w głowie i w sercu, przesunęła się naprzód.
Tym razem Negatyw zareagowała, w pośpiechu chwytając ją za oba nadgarstki. Wrażenie było takie, jakby skóra w tamtym miejscu dosłownie paliła.
– Co ty robisz? – wycedziła, rozszerzonymi oczami spoglądając wprost w zapłakaną twarz Angel. – Odsuń się. Powiedziałam, że możesz odejść – powtórzyła, ale bez przekonania.
– Ja chcę tylko… Chcę tylko… – Zamilkła, po czym z trudem przełknęła łzy. Jak miała to ująć? – Chcę zrozumieć. Proszę…
Spodziewała się kolejnych protestów. Może nawet tego, że postać – jakże podobna do niej; pusta lalka, stanowiąca niemalże doskonałą kopię – nagle zniknie, zostawiając ją samą w ciemnościach. Ta myśl niepokoiła ją bardziej niż cokolwiek innego, choć za wszelką cenę usiłowała ją od siebie odepchnąć.
Tyle że nic podobnego nie miało miejsca.
Wyraz twarzy Negatywu nie zmienił się, spojrzenie pozostało puste. Nie poluzowała uścisku, ale też nie wzmocniła go, nagle po prostu zastygając w bezruchu.
– Wszystko jedno – stwierdziła cicho.
Angel odważyła się poruszyć. To było niczym impuls, któremu ot tak zdecydowała się podporządkować. Spróbowała oswobodzić nadgarstek, a kiedy nie doczekała się protestów, wysunęła obie ręce z uścisku trzymających ją dłoni. Nie odsunęła się, wciąż tkwiąc tak blisko Negatywu, że była w stanie wyczuć ciepło jej ciała. Tym wyraźniej zauważyła, że postać zadrżała, ledwo tylko wyciągnęła dłonie ku jej twarzy.
W zamyśleniu przesunęła palcami po policzkach, jakby ucząc się ich kształtu na pamięć. Jej własne wciąż były wilgotne od łez, których nawet nie próbowała powstrzymywać. Nie miała nic przeciwko temu, że płynęły. Z jakiegoś powodu wydawały się właściwe.
Bez słowa wyjaśnienia wsunęła dłonie pomiędzy wciąż zaciśnięte palce Negatywu. Tym razem napotkała opór, ale to jej nie zniechęciło. Na moment zmrużyła oczy, po czym spróbowała ponownie, nie pozostawiając kobiecie innego wyboru, jak tylko rozprostować dłonie. Na krótką chwilę ich spojrzenia się spotkały, a chwilę później Negatyw – bardzo ostrożnie, jakby niepewnie – w końcu uniosła dłonie, dopasowując ich kształt do tych Angel.
Jak odbicie. Dziwne i zniekształcone, ale jednak należące do niej. Stały naprzeciwko siebie, stykając się palcami, tak bardzo podobne i różne zarazem…
– To okrutne, wiesz? Ty jesteś okrutna – stwierdziła nieoczekiwanie Negatyw.
– Dlaczego?
– Bo robisz mi nadzieję – padło w odpowiedzi. – Na coś, co nigdy nie będzie prawdą. Odsunęłaś mnie od siebie.
Angel zawahała się. Pustka przybrała na sile.
– Nie pamiętam – powiedziała w końcu. – Ale chciałabym zrozumieć. Mogłabym w końcu zrozumieć…
– Kiedyś rozumiałaś i zobacz jak obie skończyłyśmy. – Negatyw przymknęła oczy. Nagle wydała się starsza i bardzo, ale to bardzo zmęczona. – Ale dobrze. Dobrze, ja tylko… Daj mi chwilę, żebym mogła to zapamiętać – wyszeptała, po czym w pośpiechu odpowiedziała na niezadane przez Angel pytanie: – Nas jako jedność. Ostatni raz.
– Ale…
Słowa zamarły jej na ustach, gdy postać bez ostrzeżenia nachyliła się, by ucałować ją w czoło. Wszystko wokół znów pochłonęła ciemność.
– Pora się obudzić, Rachel.

1 komentarz:

  1. Dobra, mam pewne skojarzenie po tym rozdziale i, choć z pewnością abstrakcyjne, muszę się nim podzielić, bo nie da mi spokoju. Tym bardziej, że dostałam skrzydeł po tym, jak okazało się, że nie myślę tak do końca błędnie...
    Dziecko, Angel, Bloodwell i Negatyw - jako uosobienie różnych etapów życia. Najpierw beztroska i radość, potem bunt i nastoletnie czasy, stateczna dorosłość, a w końcu zgorzknienie i starość. A przynajmniej tak myślałam jeszcze na początku rozdziału. Jednak końcówka...

    Zaczynając czytać tę opowieść kilka lat temu, spodziewałam się czegoś mniej... bolesnego i symbolicznego. Powtarzałaś wiele razy, że nic nie jest tutaj takim, jakim się wydaje, ale myślałam, że to taki chwyt marketingowy. Im jednak głębiej w las, ten zły i straszny las, którego sama Angie nie lubi, tym mniej w tej opowieści strachów. Jest tylko ból. Mnóstwo tłumionego bólu i otępiającej ciemności.
    I to paradoksalnie jest chyba jeszcze bardziej przerażające niż demony czy stwory, których za wszelką cenę próbowałam się tutaj doszukać.

    Nawet nie silę się na sarkastyczne wstawki w moich komentarzach, bo wiem, że teraz nic z tego nie wyjdzie. To znak, że BD siadło za mocno. Chyba pora się wycofać.

    K.

    OdpowiedzUsuń