8 września 2019

Rozdział XXIII


Korytarz wrócił do normy. Angel podświadomie spodziewała się, że tak będzie, ale i tak poczuła się co najmniej nieswojo, kiedy po otwarciu drzwi odkryła, że po drugiej stronie znajdowała się najzwyklejsza w świecie klatka schodowa. Spojrzała na Bloodwell, ale ta wydawała się być myślami gdzieś daleko. W efekcie dziewczynie nie pozostało nic innego, jak tylko posłusznie podążyć za towarzyszką, kiedy ta wyprzedziła ją, z gracją i lekkością pokonując kolejne stopnie.
Zrównała się z kobietą dopiero po wyjściu na opustoszałą uliczkę. Tym razem stopni było o wiele mniej, dokładnie tyle, ile powinno prowadzić na ulokowane na standardowym poziomie piętro.
– Wiesz, dokąd powinnyśmy iść? – zapytała spiętym tonem Angel, mimo obaw decydując się przerwać przeciągającą się ciszę. Milczenie ją niepokoiło, choć zarazem Bloodwell nie była osobą, z którą ktokolwiek chciałby toczyć dłuższe dysputy. Nie żeby sama zainteresowana w ogóle wyglądała na zainteresowaną taką możliwością. – Do miasta dotarłam cudem. Tutaj też przyprowadziła mnie dziewczynka.
– Dziewczynka, hm?
Kobieta obrzuciła ją krótkim, pozbawionym większego zainteresowania spojrzeniem. Zupełnie jakby to, co ci powiedziałam, było dla ciebie zaskoczeniem, prychnęła w duchu Angel, ale powstrzymała się od złośliwości.
– Ta, której wtedy pomogłam na placu. Kazała mi tutaj przyjść, bo na mnie czekałaś. Tak czy siak…
– Zobaczy się – ucięła Bloodwell, bezceremonialnie chodząc Angel w słowo.
To nie zabrzmiało szczególnie zachęcająco. Dziewczyna otworzyła i zaraz zamknęła usta, w gruncie rzeczy sama niepewna, jak powinna zareagować. Nie potrafiła nawet stwierdzić, czy kobieta mówiła poważnie, czy może kolejny raz próbowała ją prowokować. Wiedziała jedynie, że w tej sytuacji mogła co najwyżej zdać się na nią albo znów bezsensownie błądzić i załamywać ręce. W tej sytuacji wybór pozostawał dość oczywisty.
Przez większość drogi milczały. Bloodwell szła przodem, pewnym krokiem przechadzając się pogrążonym w ciszy miastem. Wydawała się wiedzieć, dokąd idzie, ale również ta świadomość nieszczególnie pocieszyła Angel. Miasto – choć nienaturalnie ciche – nie miało w sobie niczego wyjątkowego. Sama była w stanie rozpoznać drogę, która prowadziła z powrotem do centrum – wprost do miejsca, w którym znajdowała się fontanna i ustawiony na samym jej środku płaczący anioł. Poruszanie się po tym miejscu nie mogło być aż tak skomplikowane, czego jednak nie dało się powiedzieć o brnięciu w głąb monotonnego, ciemnego lasu.
Lasu, w którym kryło się coś niedobrego.
Z trudem powstrzymała dreszcze. Ile w tym, czego doświadczyła, było prawdy, a co pozostawało wyłącznie wytworem jej wyobraźni? Przecież dopiero co mogła przysiąc, że dotarcie do Bloodwell stanowiło swoiste wyzwanie. Widziała rzeczy, których nie rozumiała, nagle niepewna, na ile mogła zaufać sobie i swoim zmysłom. Gubiła się, błądziła i tak naprawdę pozostawała sama w szaleństwie, którego nawet nie próbowała już uporządkować.
Jej spojrzenie raz po raz uciekało ku Bloodwell. Ta kobieta dla odmiany lśniła, piękna i na swój sposób eteryczna, choć coś w jej postawie niezmiennie onieśmielało. Lodowate piękno, pomyślała po raz wtóry Angel, ale im dłużej się nad tym zastanawiała, tym pewniejsza była, że chodziło o coś więcej. Nie potrafiła jeszcze opisać tego słowami, ale każde kolejne spotkanie z tą istotą utwierdzało dziewczynę w przekonaniu, że miała do czynienia z kimś o wiele bardziej ludzkim, niż mogłoby się wydawać na początku.
Shadow ją okłamał. W wielu kwestiach, zaś faktyczna natura Bloodwell pozostawała jedną z nich. Pamiętała to, w jaki sposób wyrażał się o kobiecie, kiedy rozmawiali o niej po raz pierwszy. Wtedy Angel czuła się, jakby słuchała o potworze – bezdusznym, obojętnym, a może nawet pragnącym śmierci. Wtedy się bała, choć już sama nie potrafiła stwierdzić, co chodziło jej po głowie, kiedy starała się uporządkować wszystkie podsunięte jej przez ówczesnego opiekuna informację. Wiedziała za to jedno: wtedy do głowy by jej nie przyszło, że słowa Shadowa sprowadzały się do tej pięknej istoty, którą teraz traktowała jako jedyny ratunek.
Może nie powinna oceniać tego tylko przez pryzmat tego, co widziała, ale Bloodwell zdecydowanie nie wyglądała na złą. Zimną i obojętną owszem, ale Angel nie sądziła, żeby ktoś, kto nie dba, jednocześnie pragnął działania. W zasadzie nagle nabrała pewności, że sprawy miały się zupełnie inaczej – i że ta kobieta dłużej niż cokolwiek wierzyła w coś, co równie dobrze mogło okazać się mrzonką.
To miasto uczyniło ją taką – samotną i oziębłą, dokładnie jak ono samo.
Angel mimowolnie zacisnęła dłonie w pięści. Jedną wsunęła do kieszeni, machinalnie szukając różanego płatka, póki nie przypomniała sobie, że został na górze, porzucony na podłodze. Jej spojrzenie znów uciekło do Bloodwell, choć krocząc za nią, widziała jedynie smukłe, przysłonięte kurtyną srebrzystych włosów plecy kobiety. Kolejny raz zwróciła uwagę na sposób, w jaki ta się poruszała – pewnie, z gracją i nonszalancją, której niejeden mógłby jej pozazdrościć. Tak mogłaby kroczyć królowa, tyle że w tym miejscu nie było nikogo, kto mógłby ją podziwiać i w odpowiednim momencie z szacunkiem pochylić głowę.
Gdzieś kątem oka wychwyciła ruch. Zdążyła dostrzec tylko szybko znikająca w cieniu jednego z budynków sylwetkę – zbyt niewyraźną, by stwierdzić, do kogo ta należała. Intruz zresztą oddalił się niemal natychmiast, wyraźnie nie paląc się do tego, by wejść komukolwiek w drogę.
– Ktoś tam był – szepnęła Angel.
Nie doczekała się żadnej konkretnej reakcji. Bloodwell nawet się nie obejrzała, w zamian nieznacznie wzruszając ramionami.
– Nie wątpię – odparła i przez moment Angel była gotowa przysiąc, że jej głos zabrzmiał niemal pogodnie. – Zawsze tak na mnie reagują.
– Zawsze? Ale…
– Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Plac opustoszał, gdy tylko się pojawiłam… Cóż, nie licząc tego małego przedstawienia. – Kobieta westchnęła przeciągle. – Nie żebym była zaskoczona. Zawsze dużo prościej kryć się w mroku.
– Dlaczego mieliby się przed tobą chować? – zniecierpliwiła się. Tym razem przyśpieszyła kroku, bez wahania stając u boku kobiety. Brwi Bloodwell jak na zawołanie powędrowały ku górze, ale nie skomentowała tego stanu rzeczy nawet słowem. – Nie jesteś… zła, prawda? Nie wyglądasz, jakbyś zamierzała kogoś zabić, więc…
– Zabić? – Tym razem śmiech kobiety brzmiał przede wszystkim szczerze, nie gorzko. – To na mój temat opowiada Shadow? Że kroczę przez ten świat i niosę śmierć?
– Nie – zaoponowała natychmiast Angel. – To znaczy… W zasadzie mówił o tobie tak, jakbyś jednak to robiła.
– Ach, tak… I akurat ty mówisz mi, że śmierć jest tym, czego ci ludzie najbardziej się obawiają?
Angel zesztywniała, zwłaszcza gdy poczuła na sobie spojrzenie tych przenikliwych, intensywnie niebieskich oczu. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, bezwiednie zacisnęła dłoń na przegubie. Wewnętrzna strona nadgarstków znów zapiekła – prawie jak wtedy, gdy Shadow w dość jednoznacznym geście przesunął palcami po jej skórze, sugerując wszystko to, co Angel tak bardzo pragnęła zapomnieć.
Nie, możliwe, że to nie śmierci należało się obawiać. Tyle że nie miała odwagi wypowiedzieć tych słów na głos.
Bloodwell pozostała obojętna, zupełnie jakby właśnie takiej odpowiedzi od samego początku się spodziewała.
– Chodźmy dalej. Powiedziałabym, że jeśli się nie pośpieszymy, świt nas zastanie, ale wiesz… W tym świecie o to jedno nigdy nie trzeba się martwić.
Wraz z tymi słowami znów zostawiła Angel w tyle.
~*~
Przez resztę drogi nie spotkały nikogo więcej. Co prawda Angel miała wrażenie, że jeszcze kilkukrotnie coś poruszyło się poza zasięgiem jej wzroku, ale tym razem zachowała wszelakie uwagi dla siebie. Nawet jeśli coś kryło się w mroku, najwyraźniej chciało tam pozostać.
Początkowo sądziła, że Bloodwell poprowadzi ją do placu i fontanny, ale kobieta obrała inną trasę. Mimo wszystko dziewczyna była gotowa przysiąc, że przeszły w pobliżu centrum – i że gdzieś w pobliżu usłyszała przytłumiony, ale jednak obecny dźwięk przelewanej wody. Zaczynam wariować – tylko tak była w stanie to skomentować. O ile od chwili, w której przebudziła się w tym świecie, cokolwiek z otaczającej ją rzeczywistości, można było uznać za normalne.
Nie była w stanie stwierdzić, ile czasu minęło od momentu, w którym opuściła dom Shadowa. Już nawet nie potrafiła myśleć o ukrytym pośród drzew budynku inaczej. Czegokolwiek by nie usłyszała albo sama nie powiedziała, miejsce, do którego pierwszego dnia zaprowadził ją opiekun, nie było jej domem. To miasto również. Angel uprzytomniła sobie, że niezależnie od warunków, nigdy nie byłaby w stanie uznać inaczej. Nawet gdyby słońce zachowywało się inaczej, Shadow nie igrał sobie z nią i nie miał setek tajemnic, a mieszkańcy nie kryli się po kątach, nie wyobrażała sobie, że gdziekolwiek miałaby poczuć się swobodnie.
Jej dom był gdzieś daleko. Nie miała pojęcia, w którym miejscu i co tak naprawdę kryło się pod tym pojęciem, ale była tego dziwnie pewna. Pod tym nie do końca jasnym stwierdzeniem kryło się coś więcej – miejsce, do któregoś jakaś jej cząstka chciała wrócić.
W tym świecie wciąż czegoś brakowało.
Las pojawił się nagle. Linia drzew niemalże przylegała do miasta – w jednej chwili ciągnęły się kolejne nadszarpnięte zębem czasu budynki, w następnej zaś kontrolę przejmowała dzika natura. Na widok ciągnących się coraz dalej i dalej drzew, serce Angel niemalże stanęło i to tylko po to, by po chwili przyśpieszyć biegu. Uderzało tak szybko i mocno, jakby w każdej chwili mogło wyraź się na zewnątrz i gdzieś uciec.
Zatrzymała się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by potknęła się o własne nogi. Bloodwell również przystanęła, pierwszy raz od wyjścia z kamieniczki sama z siebie decydując się przenieść wzrok na towarzyszkę.
– Nie wiem, czy chcę tam wracać – wyznała Angel, odpowiadając na niezasadne przez kobietę pytanie.
Nie doczekała się odpowiedzi. Spodziewała się choćby westchnienia, wywrócenia oczami albo wybuchu gniewu – tego i kolejnych pretensji o stratę czasu i bierność, która zdawała się tak bardzo drażnić Bloodwell. Nawet jakiekolwiek pytanie miałoby sens; zwykłe „dlaczego”, choć Angel nie miała pojęcia, czy zdołałaby na nie odpowiedzieć.
Tyle że nic podobnego nie miało miejsca.
Jej towarzyszka po prostu na nią spojrzała, po czym jak gdyby nigdy nic odwróciła się i sama ruszyła w dalszą drogę. Angel dostrzegła jedynie końcówki jej włosów i fragment sukni, kiedy Bloodwell tak po prostu zagłębiła się w gęstwinie.
– Hej, czekaj!
Sugestia była prosta, ale i tak wytrąciła dziewczynę z równowagi bardziej niż cokolwiek innego. „Rób, co chcesz” – wydawała się sugerować kobieta i choć takie rozwiązanie na swój sposób wydawało się kuszące, Angel nie wyobrażała sobie, że ot tak miałaby zostać na swoim miejscem. Co miałaby zrobić? Stać na skraju lasu, wpatrywać się w rzucane przez drzewa długie cienie i… czekać? Samo puszczenie Bloodwell do miejsca, które ją samą napawało wyłącznie lękiem, brzmiało jak najgłupsze posunięcie na świecie.
Z trudem powstrzymała cisnące jej się na usta przekleństwa. Niech to szlag! Jakim cudem w ogóle się w to wpakowała? Miała wrażenie, że od momentu, w którym pewnie opuszczała dom Shadowa, minęły całe wieki. Wtedy wydawało jej się, że wiedziała, co robi, że miała plan i dość siły, by go zrealizować, ale teraz…
Niemalże biegiem ruszyła przed siebie. Popędziła za Bloodwell, co najmniej oszołomiona tym, że ta nagle zniknęła jej z oczu. Nagle to nie perspektywa wejścia do lasu, ale samotności poraziła Angel bardziej niż cokolwiek innego. Potykając się na nierównościach terenu, na oślep popędziła na przód, przez moment świadoma wyłącznie jakże znajomego poczucia błądzenia. Już przez to przechodziła – długie godziny bez celu kręciła się po okolicy, podczas gdy coś kryło się w ciemnościach.
Och, nie, nie, nie…
– Tu jestem, Angel.
Kamień dosłownie spadł jej z serca, kiedy usłyszała znajomy głos. Kiedy poderwała głowę, zaledwie kilka metrów przed sobą dostrzegła spokojnie stojącą Bloodwell. Kobieta obserwowała ją beznamiętnym wzrokiem, ale dziewczyna i tak była gotowa przysiąc, że na ułamek sekundy zdołała doszukać się w jej spojrzeniu ulgi. Co prawda tę prawie natychmiast wyparła obojętność, ale Angel wiedziała swoje.
Tym razem sama również zdecydowała się na milczenie. Spoglądając pod nogi, by na domiar złego nie potknąć się o wystający korzeń, pokonała dzielącą ją od kobiety odległość. Jakaś jej cząstka obawiała się, że ta nagle przyśpieszy albo jakimś cudem zniknie, na odchodne rzucając coś o tym, że wcale nie potrzebowała towarzystwa kogoś, kto wciąż się wahał. Nic podobnego nie miało miejsca, ale Angel i tak poczuła się nieswojo, zwłaszcza gdy odkryła, że ze swoją długą do ziemi, zdecydowanie nieprzeznaczoną do spacerów w takich warunkach suknią, Bloodwell wydawał się poruszać dużo swobodniej niż ona.
Pomiędzy nimi znów zapanowało milczenie, ale to wydawało się właściwe. W jakiś pokrętny sposób cisza po prostu była wskazana – nie pełna napięcia, ale równie naturalna, co i szelest trawy pod ich stopami. Bloodwell znów wysunęła się na prowadzenie, ale nie narzuciła tempa, które okazałoby się trudne do utrzymania. Szła pewnie, nie rozglądając się na boki i zdecydowanie nie wyglądając na kogoś, kto mógłby zgubić się w otaczającej ją gęstwieni. „Zobaczy się” – powiedziała, kiedy Angel zapytała ją o znajomość drogi, ale w tamtej chwili wyraźnie widać było, że doskonale wiedziała, gdzie znajdowały się ruiny. Nawet jeśli nie, sposób w jaki udawała orientację w terenie, sam w sobie okazałby się imponujący.
– Ten las też jest martwy – zagaiła w pewnym momencie Bloodwell. Nie zatrzymała się, ani nie zwolniła. Ot tak stwierdziła fakt i to na dodatek z taką swobodą, jakby właśnie oznajmiała coś nader oczywistego. Niebo jest niebieskie, trawa zielona, a las i cały ten świat – one są martwe. – Zauważyłaś? Cenię ciszę. Ale ta mnie przeraża.
Angel nie znalazła na to żadnej sensownej odpowiedzi. W zasadzie przez moment poczuła się jeszcze bardziej wytrącona z równowagi, zwłaszcza gdy usłyszała ostatnie słowa kobiety. Strach… Dlaczego tak niepokoiło ją, że akurat Bloodwell miałaby się bać? Jak ktoś, kto dosłownie lśnił i miał w sobie tyle charyzmy, mógłby odczuwać przerażenie…?
Pokręciła głową, próbując przerwać bieg niechcianych myśli. Spróbowała skupić się na stawianiu kroków, ale w którymś momencie zgubiła rytm. Czuła się zbyt wolna i niezdarna, znów mając wrażenie, że drzewa i krzewy mimo wszystko żyją – każde na swój sposób, stopniowo zacieśniając krąg wokół niej i wyciągając długie pnącza niczym ramiona, które mogłyby ją pochwycić. Znów dostała palpitacji serca, kiedy jedna z niżej zawieszonych gałęzi wplątała jej się we włosy. Wzdrygnęła się i odskoczyła, szarpnięciem wyrywając się z tego nierzeczywistego uścisku; nie dbała o ból, który poczuła, kiedy wyrwała kilka wciąż zahaczonych o gałąź włosów.
Bloodwell obrzuciła ją wymownym, przenikliwym spojrzeniem, ale nie odezwała się nawet słowem. Jedynie westchnęła bezgłośnie, po czym kontynuowała marsz. Angel skrzywiła się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że w spojrzeniu kobiety było coś pobłażliwego – jakby z góry zakładała, że to, co robiły, nie miały sensu. Tyle wystarczyło, by dziewczyna przypomniała sobie ze szczegółami cały przebieg całej dotychczasowej rozmowy. Trudno było jej ot tak wyrzucić z pamięci to, że Bloodwell przez cały czas wątpiła – w nią, w nadzieję i ocalenie całego tego świata. Zresztą skoro jej zdaniem był martwy, co tak naprawdę miałyby jeszcze uratować?
Więc po co to wszystko? Gdzie i po co mnie prowadzisz…?
Zacisnęła usta. Zwątpienie pojawiło się nagle, tak jak i wcześniej, gdy zaczęła dostrzegać coraz to dziwniejsze mankamenty w zachowaniu Shadowa. Wtedy też pierwszy raz poważnie zaczęła zastanawiać się nad tym, czy powinna ufać komukolwiek? On ją zawiódł. Bloodwell okazała się inna niż sugerował, ale czy to cokolwiek zmieniało? Angel uznała ją za jedyną nadzieję, ale im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej zagubiona się czuła. Jeśli ta kobieta wątpiła, co tak naprawdę tutaj robiły? Skąd mogła mieć pewność, że w ogóle szły w kierunku ruin, o próbach znalezienia Negatywu nie wspominając?
Machinalnie zacisnęła dłonie w pięści. Nerwowo spojrzała najpierw na plecy kroczącej przed nią kobiety, po czym z obawą powiodła wzrokiem dookoła. Zanim się spostrzegła, niemalże w panice zaczęła szukać czegoś, czym mogłaby spróbować się obronić, gdyby… coś poszło nie tak. To była dziwna, poniekąd głupia myśl, ale Angel nie chciała zastanawiać się nad jej praktycznym znaczeniem. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem tak naprawdę drżała o własne życie – nie w pełni, choć gdzieś w jej umyśle majaczyło wspomnienie tego, jak bardzo chciała walczyć, kiedy kuliła się na leśnej ściółce, zagubiona w samym środku lasu – przez co ten nagły impuls ją zaskoczył. Tym razem na dodatek była przytomna i w pełni świadoma. Nie chodziło o zwykły instynkt przetrwania, przypadkowy impulsu, ale…
– Prawie jesteśmy na miejscu. Tak sądzę. – Głos Bloodwell doszedł do niej jakby z oddali. – To chyba jedno z tych miejsc, których nigdy się nie zapomina. Kto wie, może tak naprawdę wszystkie ścieżki prowadzą właśnie tam.
W roztargnieniu spojrzała z powrotem na kobietę. Uświadomiła sobie, że wciąż drżała, napinając przy tym mięśnie tak bardzo, że okazało się to niemal bolesne. Spróbowała poluzować uścisk, ale ciało nie chciało jej słuchać. Serce wciąż tłukło jej się w piersi, zupełnie jakby w tym jednym momencie chciało nadrobić jak najwięcej uderzeń – tak na wszelki wypadek, w razie gdyby jednak miało się zatrzymać.
Bloodwell wydawała się niczego nie zauważać – celowo albo po prostu udawała, to już nie miało znaczenia. Wkrótce po tym wyprowadziła wciąż oszołomioną Angel wprost na znajomą, pogrążoną w ciszy polanę. Jedynie wiatr igrał z liśćmi pobliskich drzew, raz po raz wprawiając je w ruch. Było coś kojącego w nieustającym, jednostajnym szumie.
Co ja sobie myślałam…?
Napięcie z wolna zaczęło uchodzić z jej ciała, przynajmniej do momentu, w którym dostrzegła zarys skrytych w wysokiej trawie ruin. Natychmiast rozpoznała miejsce, w którym spotkała Negatyw, jednak tym razem w okolicy nie było choćby żywego ducha. Mimo wszystko Angel niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, z bijącym sercem czekając na… cokolwiek. Z uporem unikała spoglądania na stojącą zaledwie metr od niej Bloodwell, jakby w obawie przed tym, że w chwili, w której sobie na to pozwoli, kobieta jakimś cudem przeniknie jej umysł i pozna każdą, nawet najbardziej idiotyczną myśl.
Och, chyba że jednak planowała ją zabić. Jakieś odległe miejsce w samym środku lasu było idealne, nie wspominając o możliwości ukrycia ciała. Nie żeby istniał ktokolwiek, kto w ogóle przejąłby się zniknięciem przypadkowej dziewczyny albo szukaniem ciała, ale…
– Tutaj ją widziałaś, tak? Jasne, że nie wyszła się przywitać – rzuciła jakby od niechcenia Bloodwell. – Ale ten jeden raz nie jest mi na rękę, że ktoś się przede mną chowa. – Przez twarz kobiety przemknął cień. – Zawołaj ją.
– Ja? – Głos Angel zabrzmiał o wiele bardziej piskliwie, niż mogłaby sobie tego życzyć.
– A widzisz tutaj kogoś innego? Nie przyszłam, żeby tracić czas. Wydawało mi się, że to jedno ustaliłyśmy jeszcze w mieście.
Coś w tonie i kolejnym spojrzeniu Bloodwell wystarczyło, by zamknąć Angel usta. Dziewczyna wbiła wzrok w ruiny, po czym z wolna ruszyła w ich stronę. Tym razem poszła przodem, świadoma śledzących jej każdy ruch, przypominających lód oczu. Znów zaczęła drżeć, ale tym razem nie pozwoliła sobie na to, żeby strach zmusił ją do wycofania się.
– Ehm, jesteś tutaj? – szepnęła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. – Proszę…
Znalazła się na tyle blisko, by dostrzec ziejącą w ziemi czarną dziurę. Z obawą spojrzała na biegnące w dół, ledwo widoczne schody.
Co miała powiedzieć? Co w ogóle powinna…?
– Nie dam się usidlić. Nie znowu – rozbrzmiało gdzieś za jej plecami.
Nie miała okazji się odwrócić. Wyczuła jedynie ruch i moment, w którymś ktoś zdecydował się zepchnąć ją wprost w pustkę.
Spadła.

1 komentarz:

  1. Shadow... Czy to źle, jeśli za nim nie tęsknię? Ilekroć Angel o nim wspomina, przechodzą mnie ciary. Stworzyłaś mnóstwo wspaniałych męskich bohaterów Ness, ale ten Ci się nie udał. A może właśnie udał aż za bardzo? Jestem więcej niż pewna, że ten efekt był zamierzony. Zwodniczo łagodny teraz jedynie obserwuje, czyha w cieniu na Angel niczym drapieżnik na swoją ofiarę. Już dawno dało się wyczuć, że jest kimś toksycznym. A może raczej: czymś...? Coraz bardziej skłaniam się bowiem ku opcji jakoby przedstawione przez Ciebie postacie nie były jedynie postaciami a również odzwierciedleniem czegoś głębszego - jakichś stanów bądź uczuć.

    Ach, mam mętlik w głowie...

    K.

    OdpowiedzUsuń