22 kwietnia 2019

Rozdział XXI


Jej kroki wydawały się nienaturalnie głośne. Rozchodziły się echem po małej, pogrążonej w mroku klatce schodowej, skutecznie przyprawiając Angel o dreszcze. Raz po raz wodziła wzrokiem dookoła, w ciemnościach próbując wypatrzeć ewentualnego intruza, ale wszystko wskazywało na to, że była sama. Nie widziała ani dziewczynki, która doprowadziła ją aż do tego miejsca, ani Bloodwell czy kogokolwiek innego. W gruncie rzeczy nawet nie wyobrażała sobie, że kobieta, z którą miała się spotkać, mogła pojawić się akurat tutaj.
Stopnie zaskrzypiały pod jej stopami, gdy z wolna ruszyła na górę. Stawiała kolejne kroki powoli i z rozwagą, zupełnie jakby drewniane schody w każdej chwili mogły się pod nią zarwać. Z jakiegoś powodu tak się czuła – jak ktoś, kto stąpał po cienkim lodzie, aż prosząc się o nieszczęście. To, że w ciemnościach widziała niewiele, nie pomagało.
Zacisnęła powieki, choć wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Chciała zaufać sobie, ale nie potrafiła – nie w takim stopniu, jak mogłaby tego oczekiwać. Choć dotarła aż do tego miejsca, wciąż miała wątpliwości. Ta świadomość doprowadzała dziewczynę do szału, zwłaszcza że jakaś jej cząstka chciała po prostu ruszyć przed siebie i pozwolić, by zadziało się wszystko to, co powinno. Konsekwencje przecież nie były ważne i liczyła się z tym od momentu, w którym zdecydowała się uciec od Shadowa.
Gdyby była dość silna…
Zacisnęła dłonie w pięści – tylko na chwilę, po prawie natychmiast przeniosła jedną na poręcz. Nie dając sobie czasu na dalsze wątpliwości, weszła jeszcze wyżej – krok za krokiem, nie zamierzając czekać aż znów stchórzy. Była tutaj, tak? Za daleko zaszła, by teraz stchórzyć.
Mimo wszystko czuła się dziwnie, wciąż mając wrażenie, że w którymś momencie coś pójdzie nie tak. Że spadnie, jakkolwiek miałoby do tego dojść na tych schodach. Z każdym krokiem spodziewała się pustki – tego dziwnego, nieprzyjemnego wrażenia, które towarzyszyły człowiekowi, kiedy próbował wejść na kolejny, w rzeczywistości nieistniejący stopień.
Nie miała pewności, co ją podkusiło, by otworzyć oczy. Kiedy się na to zdobyła, odkryła, że dotarła na szczyt, zatrzymując tuż przed zamkniętymi drzwiami. Nerwowo obejrzała się przez ramię, co najmniej zaskoczona własnym wyczuciem. Z jakiegoś powodu wiedziała, kiedy się zatrzymać, choć nie to było w tym wszystkim najdziwniejsze. O wiele bardziej zaskakujące okazało się to, że w całym budynku najwyraźniej znajdowały się tylko jedne drzwi. To i schody – nic ponadto, choć Angel sądziła, że znalazła się wewnątrz kamieniczki. Szukała jakiegokolwiek korytarza, innych mieszkań albo choćby okna, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Tylko te drzwi u szczytu schodów, których stopnie z jakiegoś powodu wciąż ją niepokoiły. Czuła się, jakby jednak mogła spaść – zatoczyć w tył i stoczyć na sam dół, gdyby tylko spróbowała sięgnąć celu. Nie miało nawet znaczenia to, że wejście znajdowało się tuż na wyciągnięcie ręki.
Weź się w garść!, warknęła na siebie w duchu.
Nie obejrzała się, choć miała taką ochotę. Jak wysoko weszła? Nie kontrolowała tego, ale nagle naszło ją irracjonalne wrażenie, że gdyby obejrzała się przez ramię, zobaczyłaby wyłącznie pustkę. To nie miało sensu, ale choć Angel doskonale zdawała sobie z tego sprawę, nie potrafiła ot tak przyjąć tego do świadomości. W gruncie rzeczy od chwili przebudzenia w tym dziwnym świecie nie ufała ani sobie, ani nikomu innemu.
Sama nie była pewna, czego się spodziewała, kiedy w końcu odważyła się nacisnąć klamkę. Na pewno nie tego, że drzwi ot tak ustąpił, pozwalając jej wkroczyć do pogrążonego w ciemnościach pomieszczenia.
Ze świstem wypuściła powietrze. Serce tłukło jej się w piersi, waląc szybciej i mocniej niż mogłaby się spodziewać. Wrażenie było takie, jakby nieszczęsny narząd chciał wyrwać się na zewnątrz i jednak uciec. Angel skrzywiła się, wciąż ogarnięta strachem, choć ten wydawał się irracjonalny. Nawet słabość, która ogarnęła ją, kiedy błądziła po lesie, a tym bardziej spotkanie z Negatywem, nie wzbudziło w niej tak wielu wątpliwości.
– Jesteś.
Wzdrygnęła się słysząc znajomy, wyprany z jakichkolwiek emocji głos. Coś poruszyło się w ciemnościach, a potem tuż przed nią dosłownie zmaterializowała się Bloodwell. Kobieta spokojnie stała, wydając się wręcz jaśnieć w ciemnościach – piękna, nienaturalnie blada i jasnowłosa. Niebieskie, przypominające lód oczy wydawały się wręcz przenikać Angel na wskroś, sprawiając, że dziewczyna momentalnie zapragnęła się wycofać.
Przełknęła z trudem, próbując się uspokoić. Sama tutaj przyszła, na dodatek w konkretnym celu. Już miała okazję poznać Bloodwell, a skoro tak…
– Szukałam cię – oznajmiła, decydując się postawić sprawę jasno. – Ja…
– Tak, Angel?
Jej imię w ustach kobiety zabrzmiało dziwnie, co najmniej jak kpina – zupełnie inaczej niż wtedy, gdy wypowiadał je Shadow. Dziewczyna z trudem powstrzymała dreszcz, ostatecznie ograniczając się do ucieknięcia wzrokiem gdzieś w bok. Chciała tego czy nie, nie potrafiła patrzeć Bloodwell w oczy.
Co wiesz?, przeszło jej przez myśl. Co wiesz… o mnie?
Dlaczego miała wrażenie, że odpowiedź na to pytanie wytrąciłaby ją z równowagi? Jeśli Shadow ją okłamywał, ona mogła znać prawdę, ale…
– Przyprowadziła mnie tutaj dziewczynka – zaczęła, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Ta, której pomogłam na placu. Powiedziała…
Urwała, bowiem cudze palce bez jakiegokolwiek ostrzeżenia musnęły jej policzek. Odskoczyła jak oparzona, zataczając się na zamknięte drzwi i rozszerzonymi oczyma spoglądając na Bloodwell. Nie zarejestrowała momentu, w którym kobieta pokonała dzielącą ich odległość, dosłownie materializując się tuż przed nią. Jej twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji, kiedy tak po prostu przesuwała palcami po policzku Angel, bynajmniej niezrażona tym, że ta mogłaby przed nią uciekać.
– I ja się z tym czujesz? – zapytała nieoczekiwanie, zatrzymując palce dokładnie w miejscu, w którym znajdowała się wciąż nie do końca zagojona szrama po uderzeniu. O dziwo nie zabolało, zwłaszcza że palce kobiety okazały się przyjemnie chłodne.
– Z czym?
Bloodwell wydęła usta.
– Z tym, co zrobiłaś. Zareagowałaś – wyjaśniła usłużnie. – A teraz tutaj jesteś… Może pomyliłam się co do ciebie.
Nawet jeśli to było komplement, wcale nie zabrzmiał szczególnie zachęcająco. Angel była gotowa przysiąc, że Bloodwell nie była osobą, która przywykła do mówienia innym miłych rzeczy. I choć to by znaczyło, że powinna poczuć się wyróżniona, wciąż mogła myśleć co najwyżej o tym, by zniknąć kobiecie z oczu – i to najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
– Chodziło o dziecko – powiedziała w końcu. – Nie mogłam tak po prostu się przyglądać.
– Dlaczego nie? Nawet nie chcesz tutaj być. – Bloodwell parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. – Czemu przyszłaś? Teraz chcesz pomocy?
– A co jeśli tak? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Naprawdę zaczynała mieć tego dość. Dobry Boże, zdecydowała się na coś, co na dłuższą metę wciąż wydawało się szalone. Nadal pamiętała, co o tej kobiecie powiedział Shadow i choć miała dość powodów, by mu nie ufać, nie potrafiła pozbyć się wspomnienia jego słów. To wszystko wydawało się do tego stopnia skomplikowane i niepokojące…
A Bloodwell ją przerażała – tą obojętnością, wyniosłością… Tym lodowatym pięknem od którego pragnęło się uciec.
– Zapytam co się zmieniło – wyjaśniła ze spokojem kobieta. Tym razem jej głos zabrzmiał wręcz zaskakująco łagodnie, niemal troskliwie. – Sądziłam, że wybrałaś na placu. Bezpieczne cienie zamiast prawdy.
– Skąd mam wiedzieć, że akurat ty mówisz prawdę?
Coś ścisnęło ją w gardle, ledwo tylko wypowiedziała te słowa. Wrażenie stąpania po cienkim lodzie wróciło, choć tym razem możliwość upadku zdecydowanie nie wiązała się z faktycznie zbyt pochopnie postawionym krokiem. Angel miała wrażenie, że rozmowa z Bloodwell polegała dokładnie na tym samym, co wcześniej wspominanie się po schodach – i że w każdej chwili mogłaby tego spotkania pożałować.
Czekała, niemalże spodziewając się, że kobieta przed nią wpadnie w gniew. Z łatwością mogła sobie tego wyobrazić, w gruncie rzeczy nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, że ta istota mogłaby poczuć cokolwiek innego. O ile czuła cokolwiek, a już zwłaszcza pozytywne emocje, chociaż…
– Spójrz na mnie.
To krótkie polecenie wystarczyło, by wytrącić Angel z równowagi. Dziewczyna zesztywniała, przez moment czując się co najmniej tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, już nawet nie próbując ukrywać tego, że mogłaby się bać. Świadoma wyłącznie tego, że nagle zrobiło jej się gorąco, przez dłuższą chwilę walczyła ze sobą, nie będąc w stanie tak po prostu podporządkować się poleceniu.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu uniosła głowę. Z jakiegoś powodu Bloodwell nie poganiała jej, cierpliwie czekając i nawet słowem nie komentując tego, że Angel mogłaby zwlekać ze spojrzeniem jej w twarz. Ta wciąż porażała pięknem i obojętnością, w równym stopniu zachwycająca, co i odpychająca.
– W jaki sposób się tutaj dostałaś? – odezwała się ponownie kobieta. Starannie wypowiadała kolejne słowa, wciąż przy tym lustrując twarz Angel wzrokiem. – Przyprowadziła cię dziewczynka, ale to miejsce… Trzeba czegoś więcej niż chęci, by dostać się tutaj.
– Nie rozumiem…
Kobieta westchnęła.
– Naturalnie. Ale zastanów się i mi odpowiedz – nie dawała za wygraną. – Jak weszłaś po tych schodach.
Brwi Angel powędrowały ku górze. Na moment strach zniknął, skutecznie wyparty przez dezorientację i… frustrację. Dokąd niby prowadziła ta rozmowa?
– Chciałam – powiedziała w końcu. – To nie ma sensu. Chciałam, więc przyszłam, ale…
– Więc inaczej – zniecierpliwiła się Bloodwell. Dotychczas idealną, nieskazitelną twarz wykrzywił grymas niezadowolenia. – Skąd wiedziałaś, że nie spadniesz?
To pytanie również było dziwne, ale o wiele bardziej oszołomiło Angel to, że jej rozmówczyni trafiła w sedno, jakimś cudem pytając o coś, co ją samą dręczyło od dłuższego czasu. Skąd…?, przeszło jej przez myśl, ale tak naprawdę wcale nie chciała poznać odpowiedzi na to pytanie.
Nie chciała bardzo wielu rzeczy.
– Ja… Rany, nie wiedziałam! – jęknęła, nagle tracąc cierpliwość i panowanie nad głosem. Poczuła się dziwnie, kiedy tak po prostu podniosła ton przy Bloodwell, ale nawet to nie powstrzymało jej przed tym, by mówić dalej. – Chciałam tu przyjść, więc przyszłam. Musiałam… zaufać – dodała, nagle uprzytomniając sobie, że to prawda.
Bloodwell w zamyśleniu skinęła głową. Wycofała się, wciąż z uwagą przypatrując swojemu gościowi.
– Więc w tym rzecz – wyjaśniła i zabrzmiało to niemal łagodnie. – Tak samo musisz zaufać, że ja cię nie okłamuję… Chyba że to jednak Shadow mówi prawdę – dodała, a do jej głosu wkradła się gorycz. Angel zamrugała, coraz bardziej oszołomiona. – To twój wybór. Dość naturalny, bo domyślam się, co ci o mnie powiedział.
– A ile w tym prawdy? – zaryzykowała, choć wciąż miała wrażenie, że za którymś razem jednak powie o słowo za dużo.
Błękitne oczy miały w sobie coś nienaturalnie przenikliwego.
– A ile prawdy jest w twoim imieniu, Angel?
Zacisnęła usta. Frustracja wróciła i to ze zdwojoną siłą, skutecznie przysłaniając lęk. Chociaż jakaś jej cząstka wciąż obawiała się Bloodwell, a w pamięci nadal miała wszystko to, co powiedział o kobiecie Shadow, łatwiej było jej zapanować nad lękiem. W zamian czuła się coraz bardziej rozdrażniona kierunkiem, który przybrała rozmowa, zwłaszcza że ta wydawała się prowadzić donikąd.
Na ustach obserwującej ją kobiety pojawił się nikły, pozbawiony wesołości uśmiech.
– Więc? – zapytała wprost. – To wcale nie jest takie trudne.
Angel puściła jej słowa mimo uszu. Nie chciała się nad tym zastanawiać, w gruncie rzeczy pragnąc już tylko jednego.
– Prawda – przypomniała cicho. – Powiedziałaś, że wszystko mi wyjaśnisz, więc…
– Kiedy? – przerwała kobieta. Tym razem jej głos zabrzmiał niemalże łagodnie. – Niczego takiego nie obiecywałam. Stwierdziłam jedynie, że dokonałaś wyboru na placu.
– Ale teraz jestem tutaj!
Było coś desperackiego w sposobie, w jaki wypowiedziała te słowa. Myśl o tym, że być może traciła czas, ją przerażała – i to zwłaszcza po wszystkim, co Bloodwell powiedziała na temat zaufania. Jeśli wszystko to, co zrobiła, okazałoby się stratą czasu…
Miała wrażenie, że jej rozmówczyni milczała przez całą wieczność.
– To prawda – przyznała w końcu. – I chyba powinnam się tego cieszyć, ale nie potrafię. Nadzieję straciłam już dawno temu.
– Nadzieję na co? – nie dawała za wygraną Angel. Sęk w tym, że sama nie była pewna, czy chciała wiedzieć akurat o.
Bloodwell wzruszyła ramionami.
– Na świt – wyjaśniła ze spokojem. – Pamiętasz? Nigdy więcej poranka…
– Wciąż tego nie rozumiem.
Mętlik w głowie przybrał na sile. Spoglądała na Bloodwell wyczekująco, po wyrazie twarzy kobiety próbując zrozumieć, z czym tak naprawdę miała do czynienia. Już nie myślała o tym, że została sama z kimś, komu tak naprawdę nie potrafiła zaufać. Cóż, nie bardziej niż Shadowowi, a to o czymś świadczyło. Jakby tego było mało, wciąż trwały w tym dziwnym, pozbawionym światła miejscu, ale…
– Już nie pamiętam jak to było kiedyś – usłyszała i coś w tych słowach przyprawiło ją o dreszcze. Bloodwell zabrzmiała inaczej niż do tej pory, bardziej nostalgicznie, choć Angel nie sądziła, że stać ją na coś takiego. Jak na kogoś podobno wypranego z emocji, wydawała się zadziwiająco wręcz ludzka. – Nie potrafię już nawet docenić ostatnich promieni słońca, które przecież mamy na co dzień… A powinnam, skoro w każdej chwili mogą zniknąć.
– Zapadnie noc? – Angel z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Myślałam, że słońce jest nieruchome. Tak mi mówiliście: że zawsze trwa w jednej pozycji.
– To prawda. Na razie – padło w odpowiedzi. – A teraz pojawiłaś się ty… Ucieszyłabym się, gdyby nie to, że trwałaś u jego boku. Odeszliście razem.
– Shadow…
– Nie ufasz mu. Ani mnie… To wszystko zrozumiałe. – Bloodwell westchnęła przeciągle. – Tyle dobrego, że tutaj jesteś. Tyle że to wciąż za mało, Angel. Albo jest już za późno.
Nerwowo zacisnęła dłonie w pieści.
– Za późno na co?!
Samą siebie zaskoczyła tym, że podniosła głos. Również brwi obserwującej ją kobiety powędrowały ku górze, jakby w niedowierzaniu.
– Tyle gniewu – stwierdziła w zamyśleniu, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonej takim stanem rzeczy. – Więc może jednak… Jesteś inna niż początkowo sądziłam. Na placu wydawałaś się martwa, ale martwi nie okazują emocji.
Zesztywniała, przez moment czując się co najmniej tak, jakby ktoś ją uderzył. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Mocniej zacisnęła dłonie w pieści, gotowa przysiąc, że gdzieś po wewnętrznej stronie nadgarstków poczuła nieprzyjemne pieczenie. W pamięci Angel zamajaczył moment, w którym Shadow pierwszy raz w sugestywny sposób przesunął palcami po jej skórze – w jakże wymowny sposób, który…
Nawet jeśli Bloodwell zauważyła zmianę w jej zachowaniu, nie dała niczego po sobie poznać. W zamian jak gdyby nigdy nic mówiła dalej.
– Ten świat gaśnie. Obserwuję to tak długo, a jednak wciąż nie przywykłam do tej myśli. Wieczny zachód, bez szans na poranek… Gdyby chodziło tylko o to, może bym przywykła. Bo to jak równowaga, prawda? Rodzaj kompromisu, na który wszyscy się zgodziliśmy. – Kobieta zawahała się na dłuższą chwilę. – Tam gdzie pojawi się choć najsłabsze światło, zawitają również cienie. Podstępne zjawisko, nie uważasz? To tak naturalne, że… przestajesz zwracać na nie uwagę. Aż jest za późno.
Mogła tylko zgadywać, o czym mówiła Bloodwell. Pod względem wyjaśnień kobieta wydawała się jeszcze trudniejsza od Shadowa, który przynajmniej udawał, że zamierza cokolwiek wytłumaczyć. W gruncie rzeczy wymijające odpowiedzi były lepsze od kluczenia, a przynajmniej tak do tej pory sądziła Angel. Trwając w obojętności, która towarzyszyła jej przez tyle czasu, bardzo łatwo mogła znosić niedopowiedzenia i kłamstwa – po prostu godziła się na wszystko, nie widząc żadnego powodu, by chcieć walczyć.
Tyle że teraz było inaczej. Pragnęła zrozumieć, choćby tylko po to, by uniknąć rozczarowania związanego ze stratą czasu. Tak naprawdę wszystko w niej krzyczało, że to nie godziny spędzone na błądzeniu po lesie były najgorszym, czego mogłaby doświadczyć. Gdyby teraz się poddała, utraciłaby coś jeszcze…
Coś o wiele cenniejszego, choć nie potrafiła tego nazwać.
I mogła przysiąc, że Bloodwell doskonale wiedziała co to takiego.
Jakby tego było mało, Angel czuła, o czym tak naprawdę mówiła kobieta. Albo o kim, zwłaszcza że wzmianka o podstępnych cieniach nasunęła jej na myśl tylko jedno.
– Kim on jest? – zapytała wprost. – Czego tak naprawdę pragnie Shadow?
– A czy to ważne? – padło w odpowiedzi. Coś w tych słowach sprawiło, że dziewczyna momentalnie zapragnęła chwycić Bloodwell za ramiona i porządnie nią potrząsnąć. – Może tak będzie lepiej. Prędzej czy później musiało do tego dojść… Zapomnienie prędzej czy później dosięga każdego.
– Nie chcę tego – zaoponowała, ale czuła się przy tym trochę jak buntujące się dziecko, wymagające czegoś, czego i tak nie miało dostać. Bo jakie znaczenie tak naprawdę miało to, czego pragnęła?
– Ja również. Tyle że to za mało – stwierdziła Bloodwell. Brzmiała przede wszystkim na coraz bardziej zmęczoną. – Była kiedyś przed tobą dziewczyna… I w niej również pokładałam olbrzymie nadzieje. Na marne.
– Nie jestem nią.
O dziwo Bloodwell jedynie się uśmiechnęła – w ten sam smutny, wyraźnie wymuszony sposób.
– Może. Przekonajmy się – zaproponowała, jak gdyby nigdy nic odsuwając się o kilka kroków. Dopiero wtedy do Angel z całą mocą dotarło, że od dłuższego czasu tkwiła w miejscu, niespokojnie drżąc. – Pytaj więc. Wiem, że masz ochotę.
– Ja…
Zamrugała nieco nieprzytomnie, przez moment czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Choć dopiero co na usta cisnęły jej się dziesiątki pytań, kiedy przyszło co do czego, nie była w stanie zadać żadnego z nich. W zamian po prostu stała, bezmyślnie wpatrując się w Bloodwell – i to tak długo, aż nienaturalnie piękna twarz kobiety zaczęła rozmazywać jej się przed oczami.
A potem wyrzuciła z siebie pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy.
– Widziałam kogoś, kiedy szukałam drogi do miasta. Obok… tych dziwnych ruin, w których znalazł mnie Shadow.
Sądziła, że te słowa nie zrobią na jej rozmówczyni żadnego wrażenia. Spodziewała się obojętności albo jakiejkolwiek mało znaczącej odpowiedzi, która nie wyjaśniłaby absolutnie niczego. W gruncie rzeczy wszystko w niej aż krzyczało, że rozmowa i tak prowadziła donikąd, a ona jednak traciła czas.
Ale tym razem Bloodwell zareagowała. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, chociaż Angel trudno było stwierdzić, co było tego przyczyną – wzmianka o intruzie czy może o podziemiach, do których wejście kryło się w samym środku lasu.
– Kto…?
– Nie wiem jak to opisać – przyznała z wahaniem Angel. – A może śniłam? Ona była… naprawdę dziwna. Była…n
Wzdrygnęła się, kiedy kobieta wyciągnęła ku niej rękę. Ostatecznie Bloodwell nie zdecydowała się jej dotknąć, ale coś  w sposobie, w jaki dosłownie przenikała Angel wzrokiem, skutecznie przyprawiło dziewczynę o dreszcze.
– Opowiedz mi – poleciła spiętym tonem.
Nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby odmówić. Tak naprawdę nie chciała, myślami wciąż będąc przy dziwnym spotkaniu z istotą, której wciąż nie potrafiła nazwać.
– Wyglądała… jak w negatywnie. Czy to ma sens? Ona… po prostu tam była i…
– Negatyw… – powtórzyła Bloodwell. – Jesteś pewna? Widziałaś ją właśnie tam? – nie dawała za wygraną.
Angel się wzdrygnęła. Obserwując twarz stojącej tuż przed nią kobiety, skutecznie przypomniała sobie, dlaczego na samym początku ta wzbudzała w niej aż tak silne obawy.
– Znasz ją? Naprawdę tam była? – zapytała, ostrożnie dobierając słowa. – Myślałam, że… To było jak sen – przyznała w końcu. – Mogłam śnić…
Zamknęła oczy, choć w ciemnym pomieszczeniu nie robiło to żadnej różnicy. Myślami wciąż była przy dziewczynie z ruin – niepokojącej, o odwróconych kolorach i…
– To nie sen – doszedł ją cichy głos Bloodwell. – Ale raczej ktoś, o kim zapomniano już dawno temu. I lepiej dla nas, byśmy odszukały ją, zanim zrobi to Shadow.
Te słowa również nie wyjaśniały niczego, ale Angel i tak nie pozostało nic innego, jak tylko po raz kolejny zaufać.
Nie wiem, co tutaj się wydarzyło. Te wszystkie miesiące… Cóż, najważniejsze, że rozdział się pojawił. I to nic, że kolejny raz przegapiłam rocznicę – już trzecią – tego powiadania. W lutym. :’)
Wspominałam to nie raz, ale powtórzę: ta historia jest specyficzna. I chwilami zbyt ciężka dla mnie samej, ale jedno jest pewne – dokończę ją.
Dziękuję za obecność. Spóźnione, ale i tak wesołych świąt, kochani!

1 komentarz:

  1. Tyle czekałam na to spotkanie i jakieś odpowiedzi... A tu takie kwiatki. Ach, Ness :)))

    Tylko piosenka mi się podoba. Obrażam się na ciebie niczym przystało na niewdzięczną, wiecznie spóźnioną Czytelniczkę!

    "martwi nie okazują emocji..." Cóż, chociaż tyle dobrego, bo już myślałam, że zeszłam na zawał podczas czytania, ale jednak nie, skoro się na Ciebie GNIEWAM.

    K.

    OdpowiedzUsuń