21 lutego 2017

Rozdział I

Było… zimno. Zimno i bardzo ciemno, co samo w sobie wydało jej się niepokojące. Nie rozumiała, dlaczego tkwi w pustce – napierającej na nią ze wszystkich stron, przenikliwej i tak przerażającej, że momentalnie zapragnęła z niej uciec. Gdyby tylko była do tego zdolna, zrobiłaby to bez chwili wahania, nic jednak nie wskazywało na to, żeby wszechogarniający mrok zamierzał ot tak ustąpić. Jeśli miała być ze sobą szczera, stopniowo zaczynała wątpić, czy w miejscu, w którym się znajdowała – o ile nazywanie nicości w ten sposób miało sens – istniało cokolwiek więcej, ale z uporem odsuwała od siebie tę myśl.
Musiało.
Inna możliwość po prostu nie wchodziła w grę.
Dlaczego tutaj była? To jedno pytanie nie dawało jej spokoju, dręcząc bardziej niż chłód, z którym musiało mierzyć się ciało. Pragnęła się poruszyć, ale to wydawało się równie nieprawdopodobne, co i dostrzeżenie czegokolwiek w ciemnościach. To było tak, jakby istniała tylko ona i nic ponadto – jej nieruchome ciało i przeszywający, lodowaty ziąb, podsycający odczuwany przez cały ten czas niepokój. Lęk wydawał się być wszędzie, sięgając do jej wnętrza, aż do samej duszy, o ile ta faktycznie istniała. Z wrażeniem, że tak naprawdę nie było niczego więcej, trudno przyjąć za pewniak cokolwiek, a już zwłaszcza to, co w innym wypadku uznałaby za czystą abstrakcję.
Jakkolwiek się tutaj znalazła, nie miała powodów, żeby odczuwać ulgę. Strach wydawał się uzasadniony, zresztą tak jak i pragnienie, by przynajmniej spróbować zrozumieć, co takiego działo się wokół niej. Na dłuższą metę trwanie w nicości jawiło się jako coś absolutnie niezrozumiałego i trudnego do zaakceptowania. To mieszało jej w głowie, stopniowo doprowadzając do szału, choć odczuwane wątpliwości wydawały się niczym w porównaniu ze świadomością, która ogarnęła ją nagle, dezorientując bardziej niż cokolwiek innego.
Tym czymś była niewiedza.
Gdyby mogła kontrolować swoje ciało, w tamtej chwili jęknęłaby i niespokojnie napięła mięśnie. Pustka w głowie to było jedno, poza tym kiedyś na pewno doświadczyła czegoś podobnego – niepewność wydawała się znajoma, choć to równie dobrze mogło być wyłącznie jej wrażeniem. Prawdziwy problem polegał na tym, że nie była w stanie przywołać do siebie żadnego wspomnienia. Nie wiedziała niczego, począwszy od tego, jakim cudem się tutaj znalazła i…
Kim jestem?
To pytanie przyprawiło ją o dreszcze, chociaż wydawało się równie naturalne, co i konieczność złapania oddechu. Poczuła, że coś ściska ją w gardle – dławiący, wręcz duszący strach, który już od dłuższego czasu wydawał się porażać zesztywniałe ciało. Próbowała wysilić umysł, niemalże panicznie szukając zrozumienia, ale to jedynie potęgowało poczucie zagubienia – uczucie, które również wydawało się znajome i które mogła co najwyżej zaakceptować, nie będąc w stanie zdobyć się na nic więcej. Walka z czymś, czego nie rozumiała i co w jakiś niepojęty dla niej sposób wydawało się ją porażać, nie miała sensu.
Zdążyła jeszcze pomyśleć, że stan, w którym się znajdowała, wcale nie był aż tak zły. Szukała spokoju, próbując wierzyć, że gdzieś w tym szaleństwie istniała metoda… I że ona również była prawdziwa – zawieszona w pustce, która po prostu musiała oznaczać coś więcej. Pragnęła jakkolwiek wyrwać się ze stanu zawieszenia, odzyskać kontrolę, a później…
Więc może po prostu otwórz oczy, pomyślała, a przynajmniej wydawało jej się, że te słowa powinny należeć do niej. W rzeczywistości wrażenie było takie, jakby ktoś trwał tuż obok niej, łagodnie szepcąc wprost do ucha. Miała nawet ochotę rozejrzeć się dookoła, ale otaczająca ją pustka wyglądała na równie idealną i niezmąconą, co przez cały ten czas. Co więcej, gdyby tylko to, co właśnie jej sugerowano, faktycznie okazało się takie proste, wtedy mogłaby przynajmniej spróbować, ale…
Och, a może było.
Zrozumienie pojawiło się nagle, spływając na nią w łagodny, całkiem przyjemny sposób. Trochę jak ciepło promieni słonecznych, chociaż ich wspomnienie wydawało się odległe, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie z łatwością można było zapomnieć nawet to, jak wyglądało światło. To miejsce nigdy go nie doświadczyło, a przynajmniej ona nie potrafiła wyobrazić sobie, że mogłoby tu istnieć cokolwiek, ponad wszechogarniającą czerń. Sama myśl o tym, że miałaby tkwić w tym dłużej, być może nawet całą wieczność, wzbudzała niepohamowany, przeszywający lęk.
Nie, zdecydowanie nie mogła na to pozwolić. W tej chwili musiała coś zrobić, ale…
A potem po prostu usłuchała odległych, rozbrzmiewających w jej umyśle słów, ostatecznie decydując się im poddać.
Z chwilą, w której sobie na to pozwoliła, zmieniło się wszystko.
~*~
Otworzyła oczy, chociaż nie miała pewności, czy oby na pewno chce to zrobić. O dziwo, tym razem przebudzenie przyszło z łatwością, chociaż spodziewała się czegoś niemniej dezorientującego, co i w chwili, w której przekonała się, że trwa w ciemnościach. I tym razem zdezorientował ją brak światła, ale po kilku sekundach, kiedy zamrugała nieco nieprzytomnie i przyzwyczaiła oczy do oświetlenia, panującego w miejscu, w którym się znajdowała, obraz z wolna przybrał na ostrości. To wystarczyło, że zrozumiała, że czymkolwiek był stan, w którym trwała do tej pory, najwyraźniej przeminął, pozostawiając ją otępiałą, ale za to jak najbardziej zdolną do normalnego funkcjonowania.
W pośpiechu usiadła, prostując się niczym struna i nerwowo wodząc wzrokiem dookoła. Serce zabiło jej szybciej ze zdenerwowania, zwłaszcza kiedy przekonała się, że nie ma pojęcia, gdzie tak naprawdę się znajdowała. W ciemnościach była w stanie doszukać się zarysu ginących w cieniu, bliżej nieokreślonych kształtów, które mogły być… dosłownie czymkolwiek. Czuła przenikliwy chłód, kiedy zaś w instynktownym geście otoczyła się ramionami, próbując zapanować nad utratą ciepła, przekonała się, że jej strój pozostawia naprawdę wiele do życzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki, w których się znajdowała. Na sobie miała tylko cienką, koronkową haleczkę – a więc coś, czego nigdy w życiu by na siebie nie założyła, gdyby miała wybór. Tego jednego czuła się absolutnie pewna, w milczeniu przypatrując się intensywnie czarnemu, odsłaniającego zdecydowanie zbyt wiele, by mogła uznać to za stosowne, materiałowi. To był zaledwie szczegół, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że nie miała pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło, ale…
Odrzuciła od siebie niechciane myśli, zdecydowanie bardziej przejęta tym, co działo się wokół niej. Całym jej ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz, to jednak nie wydało się dziewczynie dziwne, zważywszy na chłód, który odczuwała. Chociaż to równie dobrze mogło być wytworem jej wyobraźni, była gotowa przysiąc, że każdy wydech materializował się w postaci ledwo widocznego, aczkolwiek obecnego obłoczka wydychanej pary, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze. Nie miała pojęcia, jak długo tutaj leżała, ale wyziębienie zdecydowanie nie poprawiało jej stanu, a może nawet potęgowało dezorientację, którą w tamtej chwili odczuwała. Musiała się stąd ruszyć i zrobić… cokolwiek, choć zarazem zdecydowanie prostszym rozwiązaniem wydawało się zwinięcie w kłębek, zamknięcie oczu i udawanie, że wszystko jest w absolutnym porządku.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim wzięła się w garść na tyle, by zmusić zesztywniałe ciało do współpracy i poderwać się do pionu. Zachwiała się niebezpiecznie, po czym zatoczyła, chyba jedynie cudem z powrotem nie lądując na ziemi. Pod stopami czuła chłód czegoś, co w dotyku kojarzyło jej się z nieco tylko chropowatą powierzchnią kamienia. Gdziekolwiek była, miejsce to przywodziło na myśl podziemia albo – chociaż nie miała pojęcia, dlaczego akurat o tym w pierwszym odruchu pomyślała – lochy. Uczucie klaustrofobii pojawiło się wkrótce po tym, niosąc ze sobą niemalże paniczne pragnienie ucieczki, jakby każda kolejna chwila zwłoki mogła przyczynić się do pozostania tu po kres wieczności. To było tak, jakby miała zostać pogrzebana za życia, choć i wydźwięk tej myśli wydawał się co najmniej nierealny. „Jakiego życia?” – miała ochotę zapytać, ale w pobliżu i tak nie było nikogo, kto mógłby udzielić jej odpowiedzi.
Czuła, że powinna rozejrzeć się dookoła, żeby stwierdzić, gdzie i dlaczego się znajdowała, ale nie potrafiła się do tego zmusić. Była sama, na wpół naga i przerażona, ledwo radząc sobie z utrzymaniem w pionie, zupełnie jakby jej ciało zapomniało, jak należy się poruszać i na nowo uczyło się stawiania kolejnych kroków. Konieczność utrzymania się w pionie nagle zaczęła jawić się jako wyjątkowa umiejętność – cel, na którym musiała skoncentrować się całą sobą, by w ogóle być w stanie go osiągnąć. To pomagało, umożliwiając przynajmniej chwilowe zajęcie myśli, dzięki czemu mogła powstrzymać narastającą z każdą kolejną sekundą panikę. Na dłuższą metę takie rozwiązanie prowadziło donikąd, będąc zaledwie żałosną próbą ucieczki przed rzeczywistością, ale nie zamierzała się tym przejmować. Na początek musiało wystarczyć…
Chciała pozwolić sobie na chwilę słabości i po prostu uciekać.
Pomieszczenie było duże i na tyle przestronne, by początkowo miała problem ze skoncentrowaniem się na jakimkolwiek punkcie. Słyszała swój przyśpieszony oddech i nieco przytłumione, stawiane bosymi stopami kroki. W nerwach próbowała wypatrzeć jakikolwiek charakterystyczny punkt, który wskazałby jej drogę ku ewentualnemu wyjściu, ale z każdą kolejną sekundą zwłoki zaczynała dochodzić do wniosku, że takie nie istnieje. Co więcej, w oszołomieniu uprzytomniła sobie, że jednak istniało coś gorszego od trwania w pustce. W jakiś pokrętny sposób właśnie to, czego doświadczała teraz, błądząc i raz po raz potykając się o własne nogi, jawiło się jako prawdziwy koszmar, z którego nie była w stanie się wydostać.
To nie powinno być tak. Nie powinno, ale…
– Chodź tędy.
Cichy, łagodny głos wydawał się dochodzić zewsząd. W oszołomieniu zamarła, po czym zastygła w bezruchu, niczym rażona prądem. Wciąż drżała, niemalże spazmatycznie chwytając oddech i chyba tylko cudem wciąż będąc w stanie utrzymać się na nogach. Wodziła wzrokiem na prawo i lewo, bezskutecznie próbując doszukać się czegoś, co mogłoby świadczyć o czyjejkolwiek obecności. Bała się, że ten głos – cichy, wzbudzający zaufanie i tak bardzo odległy – w rzeczywistości okaże się wytworem jej wyobraźni. Miała wrażenie, że gdyby traciła zmysły, to wyglądałoby właśnie tak. Kto wie, może wkrótce miała zacząć nie tylko słyszeć, ale też widzieć rzeczy, których w rzeczywistości nie było i… Och, pomimo tego, że na pierwszy rzut oka taka możliwość wydawała się przerażająca, zarazem wydawała się o wiele lepszą perspektywą, niż samotne tkwienie w tym miejscu i czekanie na śmierć.
Otworzyła usta, mając ochotę zrobić cokolwiek – odezwać się i kogoś zawołać, niezależnie od tego, co kryło się w ciemnościach. Być może powinna, ale zarazem nie była w stanie wydobyć z siebie dźwięku, gardło mając zbyt ściśnięte i wysuszone, żeby się na to zdobyć. Gdzie jesteś?, pomyślała w zamian bezradnie, chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że w ten sposób nikt nie będzie w stanie jej usłyszeć. Co więcej, może tak było lepiej, tym bardziej, że nie mogła mieć pewności co do tego, czy na swojej drodze spotka kogoś wartego zaufania, ale jeśli miała być ze sobą szczera, zaczynała dochodzić do wniosku, że to nie ma znaczenia. W tamtej chwili czuła się gotowa na spotkanie nawet z samym diabłem, gdyby tylko ten utwierdził ją w przekonaniu, że istniało coś poza pustką i koniecznością bezsensownego błądzenia w ciemnościach.
Chyba że to było piekło. Gdyby miała je sobie wyobrazić, mogłoby wyglądać właśnie tak.
Napięła mięśnie, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że od dłuższej chwili tkwi w miejscu, bezmyślnie wpatrując w jakiś bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. Wciąż drżała, ale prawie nie była tego świadoma, zbyt roztrzęsiona i skupiona na nasłuchiwaniu. W duchu modliła się, żeby znów usłyszeć ten przyjemny dla ucha, zachęcający głos, niezależnie od tego, z kim miałaby do czynienia, ale…
A potem w ciemnościach dostrzegła coś, co sprawiło, że serce dosłownie podeszło jej do gardła, przez krótką chwilę bliskie tego, żeby tą drogą wyrwać się na zewnątrz.
Blask – anemiczny i niemniej łagodny, co i głos, który usłyszała chwilę wcześniej – pojawił się nagle, załamując ciemność, przez co nawet gdyby chciała, nie mogłaby go przeoczyć. Zafascynowana i zaniepokojona zarazem, zwróciła się ku źródłu światła, lekko mrużąc oczy, żeby lepiej widzieć. Wyczuła ruch i uświadomiła sobie, że ktoś bez pośpiechu zmierzał ku niej. Kiedy przyjrzała się dokładniej, w mroku doszukała się bez wątpienia ludzkiej, na pierwszy rzut oka niemalże eterycznej sylwetki. Potrzebowała dłuższej chwili, żeby zrozumieć, iż wrażenie, że zmierzająca w jej stronę postać, sprawiała wrażenie kogoś, kto unosi się w powietrzu, z powodu długiej, czarnej szaty, którą miała na sobie. Przez kaptur, który nieznajoma istota zaciągnęła na głowę, dziewczyna nie była w stanie dostrzec twarzy intruza, ale to wydawało się najmniej istotną kwestią. O ile nie zwariowała, to znaczyło, że nie przebywała tutaj sama, a skoro tak…
Och, tak naprawdę było jej już wszystko jedno.
Instynktownie uniosła rękę, żeby osłonić twarz i oczy, kiedy blask stał się zbyt uciążliwy. Wydało jej się, że dostrzega źródło światła – najzwyklejszą w świecie, czarną świecę, którą trzymała przed nią postać – ale wcale nie poczuła się dzięki tej świadomości lepiej. Wręcz przeciwnie – każda kolejna sekunda spędzona w tym dziwnym, nieznanym jej miejscu sprawiała, że czuła się coraz bardziej zaniepokojona.
– Przepraszam najmocniej – usłyszała męski głos, a chwilę później blask przygasł, kiedy przybysz osłonił płomień dłonią, częściowo tłumiąc blask.
Zamrugała kilkukrotnie, próbując przyzwyczaić oczy do choćby tej odrobiny jasności. Chciała to zrobić, zbytnio obawiając się, że mężczyzna dojdzie do wniosku, że wygodniej będzie całkiem zgasić świecę. Co więcej, w każdej chwili mógł zadecydować o zostawieniu jej w ciemnościach, przez co tym bardziej spróbowała zmusić się do wykrztuszenia z siebie chociaż słowa, ale nie była w stanie. Mogła co najwyżej stać i wpatrywać się w niego rozszerzonymi, zdradzającymi coraz silniejszy niepokój oczami. Bała się i najpewniej miała do tego prawo, ale…
Mimowolnie wzdrygnęła się, kiedy przybysz się poruszył. Drgnęła, po czym bezwiednie przesunęła się naprzód, mając ochotę chwycić nieznajomego za ramię, byleby nabrać pewności, ze nigdzie nie odejdzie. Chciała go również zapytać, czy to jego głos słyszała chwilę wcześniej, kiedy oferował, że ją poprowadzi, ale i na to się nie zdobyła. Była na siebie za to zła, jednak targające nią emocje okazały się zbyt silne, by mogła z nimi walczyć.
– Och, no tak… – Mężczyzna zawahał się, wydając nad czymś intensywnie zastanawiać. Stał tak blisko, że gdyby tylko chciała, mogłaby go dotknąć, ale miała wrażenie, że nie byłoby to najlepszym pomysłem. – Taka młoda… Ale będzie w porządku, sama się przekonasz – dodał i chociaż nie miała pojęcia, co takiego miał na myśli, to zabrzmiało niczym obietnica pomocy, której tak bardzo potrzebowała.
– J-ja…
Jej własny głos, o ile mogła określić tym mianem dźwięk, który z siebie wydała, w niczym nie przypominał kojącego tonu, którym zwracał się do niej mężczyzna. Wręcz przeciwnie – kojarzył się nieco z nieprzyjemnym skrzekiem, który mógłby wydać z siebie kruk albo inny ptak. Skrzywiła się, zwłaszcza kiedy jęk odbił się echem od ścian sali, w której oboje się znajdowali, a która wciąż pozostawała dla niej jedną, wielką zagadką – i to na dodatek taką, której rozwiązania wcale nie chciała odnaleźć.
– Cii… Po prostu chodź – ponaglił mężczyzna, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągając ku niej rękę. – Tutaj nie jest bezpiecznie.
Coś w jego słowach skutecznie przyprawiło ją o dreszcze, tym razem absolutnie niezwiązane z odczuwalnym przez nią chłodem. Niespokojnie spojrzała na wystającą spod rękawa szaty dłoń, przez krótką chwilę czując się co najmniej tak, jakby ktoś próbował ją uderzyć. W głowie wciąż dźwięczała jej wzmianka o tym miejscu – bezpieczeństwie albo raczej jego braku, bo to sugerowały wypowiedziane przez nieznajomego słowa – co jedynie wzmogło odczuwany przez dziewczynę lęk. Skoro tak twierdził, z jakiego powodu to właśnie jemu miałaby zaufać? Nie miała pojęcia, ale czuła, że podążanie za pierwszą napotkaną osobą, na dodatek tak dziwną i błąkającą się w ciemnościach z samą tylko świecą, zdecydowanie nie było rozsądne, ale…
Więc co takie jest?, przeszło jej przez myśl. Uścisk w gardle stał się jeszcze bardziej nieprzyjemny, zresztą tak jak i odczuwane wątpliwości, powstrzymujące ją przed podjęciem natychmiastowej decyzji. Zresztą… czy nie tego chciałaś? Dopiero co byłaś gotowa zrobić wszystko, byleby tylko ktoś cię stąd zabrał.
O, tak, wiedziała o tym. Wciąż mogła zdecydować się na naprawdę wiele, a jednak…
– Dlaczego?
Samą siebie zaskoczyła tym, że mogłaby wydobyć z siebie cokolwiek, co zabrzmiałoby jak pełnowartościowe, konkretne słowo. To pytanie jako pierwsze nasunęło jej się na myśl, stanowiąc najważniejszą, najbardziej dręczącą ją w tamtej chwili kwestię. W zasadzie mogłoby zapoczątkować całą serię innych, bardziej szczegółowych pytań, ale sformułowanie takowych przynajmniej w tamtej chwili ją przerastało. Jak na ironię, na niektóre chyba nawet wolała nie poznać odpowiedzi, podświadomie unikając konieczności choćby wzięcia pod uwagę zadania któregokolwiek z nich.
Cisza, która nagle zapanowała, miała w sobie coś przenikliwego. Dziewczyna milczała, niespokojnie obserwując wyciągniętą ku niej dłoń i niemalże wyobrażając sobie, że ta za chwilę się cofnie, a nieznajomy odejdzie w ciemność, na zawsze pozostawiając ją w mroku. Sama myśl wzbudzała w niej czyste przerażenie, ale nie potrafiła ot tak zdobyć się na podjęcie decyzji. Czymkolwiek było miejsce, w którym się znajdowała, wyczuwała w nim coś, co nie dawało jej spokoju. Bała się go, pragnąć się stąd wyrwać, ale zarazem czuła, że znajdowało się tutaj coś, co powinna przynajmniej spróbować zrozumieć…
Albo ktoś, chociaż sama myśl o tym wydawała się co najmniej absurdalna.
To wszystko takie było.
Gdzieś za plecami wyczuła ruch – tak delikatny, że równie dobrze mógłby być wytworem jej wyobraźni. Zesztywniała, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści i przez krótką chwilę mając ochotę się odwrócić. Wiedziała, że w mroku mogło kryć się dosłownie wszystko, ale nie miała odwagi sprawdzić, z czym tak naprawdę mogłaby mieć do czynienia. Sprzeczność tych emocji miała w sobie coś oszałamiającego, co skutecznie mieszało jej w głowie, raz po raz wzbudzając wątpliwości. Szukała zrozumienia, chociaż zarazem miała wrażenie, że to nie ma sensu. Gubiła się we własnych uczuciach i samej sobie, nie będąc w stanie stwierdzić nawet tak podstawowej rzeczy jak wydźwięk własnego imienia. Skoro nie wiedziała, kim tak naprawdę jest, jak mogła zdecydować, komu powinna zaufać albo…?
Stojący przed nią mężczyzną drgnął, po czym – była gotowa to przysiąc! – niemalże z lękiem spojrzał w bliżej nieokreślony punkt przestrzeni, wpatrując się w coś, co znajdowało się tuż za nią. To uświadomiło jej, że jak najbardziej mogli nie być tutaj sami, nim jednak zdążyła zastanowić się nad tym, co powinna w związku z tym zrobić albo co to oznacza, nieznajomy odezwał się ponownie.
– Musimy się pośpieszyć – oznajmił zdecydowanie bardziej spiętym, zdradzającym napięcie tonem. Zesztywniała, kiedy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przesunął się w taki sposób, że pod kapturem zdołała doszukać się spojrzenia lśniących, intensywnie zielonych oczu. – Nie jesteś tutaj bezpieczna i… Proszę. Po prostu musisz mi zaufać – oznajmił, nie odrywając od niej wzroku.
Nie miała pewności, co tak naprawdę podziałało tym razem – brzmienie jego głosu, tak bardzo opiekuńczego i niemalże błagalnego, czy może właśnie te wpatrzone w nią, szmaragdowe oczy. Wiedziała jedynie, że w którymś momencie narastające napięcie po prostu ją przerosło, a ona pod wpływem impulsu, bez chociażby cienia głębszego zastanowienia podjęła decyzję.
Z jakiegoś powodu z chwilą, w której w końcu ujęła wyciągniętą ku niej dłoń, pierwszy raz od chwili przebudzenia poczuła się naprawdę bezpieczna.
No i jest rozdział pierwszy. Wrzucam od razu, bo nigdy nie potrafiłam trzymać tekstu na dysku, zresztą przy początkach opowiadania za każdym boję się, że coś pójdzie nie tak. Wciąż jeszcze nie czuję tej historii jak tych, które prowadzę równolegle, ale to zaledwie kwestia czasu, a przynajmniej mam taką nadzieję. Na razie zostawiam Wam początek i jak zawsze liczę na szczere opinie. To zawsze pomaga i uskrzydla.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem oraz wyświetlenia. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej, niezależnie od tego, czy się udzielacie, czy nie.
Dzisiejszą notkę sponsoruje Xandria… I możliwe, że będę spamować tym zespołem jeszcze wielokrotnie, bo utwory idealnie pasują do historii, którą sobie zaplanowałam. No cóż, na razie nie uprzedzajmy faktów. Faza pierwsza zaczęta, przed nami łącznie pięć… Dodam, że jestem jak najbardziej świadoma, że ustawiłam etapy straty w odwrotnej kolejności i że to jak najbardziej celowe. Z czasem wyjaśni się dlaczego ;)
Z mojej strony to wszystko, więc do napisania!

6 komentarzy:

  1. Z pewnością ciekawy początek, udało Ci sie stworzyć nastrój tajemnicy, jak rownież oddac poczucie zagubienia głównej bohaterki. Ona nie jest az tak przerażona czy az tak zaciekawiona, nie jest w ewidentnej rozpaczy czy wściekłości. Jest jakby...przytłumiona. I to pasuje wg mnje idealnie. Szok kiedyś minie, a uczucia w nią uderza, lecz jeszcze nke teraz. To wszystko brzmi jak senna rzeczywistość, ale taka nie jest; to tez mi sie ppdoba. Chyba bardziej niz mężczyzna zainteresował mnie tajemniczy głos-jakoś watpię, aby był wymysłem jej wyobraźni. Opisy uczuc Jak zwykle świetne; ale powiem szczerze, ze zabrakło mi troche świata zewnetrznego. Nawet gdy wspominałaś o otoczeniu (wyglądzie, zimnie, konturach, halce), to zaraz ponownie wracałaś do uczuc. Mysle, ze brakowało tworzenia klimatu w sposob pośredni. A przy rozmowie z mężczyzna zabrakło tego dlatego; ze nie było dynamiki: czy juz szli, czy jeszcze nie; jak on wyglądał -przynajmniej na warunki związane ze słabym oświetleniem... wydaje mi sie tez, ze jego pojawienie powinno byc przyjęte przez główna bohaterkę nieco bardziej...emocjonalnie, skoro myslala wczesniej, zeby pdzyszedl po nią ktokolwiek. Chciałaś uwag, wiec napisałam, choc w dużej mierze to spostrzeżenia. Konkretna uwaga niech bedzie to, ze pisze sie "chyba że", bez przecinków pomiędzy, i ze w pewnym momencie było troche za dużo "byc". Czekam na ciąg dalszy z niecieprliwoscia i zapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.con

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz i uwagi – właśnie takie uwielbiam, więc satysfakcjonuje mnie podwójnie :) Cieszy mnie sposób, w jaki odebrałaś całą scenę, bo widzę, że trafiłam w sedno. Emocje jak najbardziej miały być przytłumione, opisy otoczenia gdzieś na dalszym planie. Tylko ciemność i ewentualne kontury – na ten etap nic więcej nie było potrzebne, bo i samej bohaterki to nie interesowało. Uwielbiam opisy, więc taka decyzja sama w sobie też była dla mnie małym piekłem xD Tak czy inaczej, to nie moje zaniedbanie, ale świadoma decyzja, która – mam nadzieję – nabierze sensu z czasem :)
      Czy reakcja mogła być bardziej emocjonalna… Może i mogła być. Nie wiem, nigdy nie byłam w szoku ^^ Powiedzmy też, że sam przybysz jest dość specyficzny w kwestii wyzwalania emocji i zaufania, ale… Może lepiej nie uprzedzać faktów ;>
      Raz jeszcze dziękuję. O „chyba że” wiem, musiało mi umknąć i zaraz poprawię. Nadmiaru „być” też na pewno poszukać. Powtórzenia to moja zmora </3
      Pozdrawiam!
      Nessa.

      Usuń
  2. Dobra, przeczytałam. :)
    Rozdział praktycznie w całości składa się z uczuć bohaterki, co z jednej strony jest ciekawe, bo nie miałam problemu, by wczuć się w jej stan, z drugiej strony, gdy znalazła się juz w tym jakimś pomieszczeniu, to zabrakło mi jego szerszych opisów, tak samo tej postaci, co się po nią zjawiła. Coś tam napomknęłaś, ale to było tak nikłe i utonęło w uczuciach bohaterki, że w smie czytając ten rozdział, to w mojej głowie jawił się byle jaki pokój, przestraszona dziewczyna i czarny cień. Tak mi się jawiła ta postać, nie potrafiłam jej sobie wyobrazić, nadać jej kształtu.
    Ale ogólnie rozdział w porządku, chociaż brak większej dynamiki jest dla mnie trochę nużący. Jestem jedną z tych,co lubi wartką akcję. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :3
      Miło Cię tutaj widzieć, nie powiem. Chociaż już po Twoim komentarzu pod prologiem niekoniecznie rozumiałam decyzję. Mam na myśli… Co wszyscy mają z „czytaniem na bieżąco”? Nie wiem jak inni, ale ja nikogo nie rozliczam z tego, kiedy i czy w ogóle mnie czytają, bo to nie ma znaczenia. Czytelnik to czytelnik, a nie maszyna do komentowania :)
      Już wyżej tłumaczyłam kwestię opisów, ale powtórzę. Odebrałaś rozdział dokładnie tak, jak tego chciałam, bo koncentracja na przytłumionych emocjach i brak opisu miejsca czy postaci na tym etapie, były zamierzone. Uwielbiam opisy, więc uniknięcie części z nich jak najbardziej było świadome. Gdybym już teraz przedstawiła wszystko inaczej, cały pomysł na opowiadanie mogłabym wyrzucić do kosza ;)
      Jeśli czekasz na akcję i dynamikę… Cóż, nie lubię wariackiego pędzenia do przodu, bo historia musi mieć swój rytm. To horror, na dodatek psychologiczny, więc to niestety nie u mnie. Tutaj pierwsze skrzypce grają emocje i symbolika – tak więc zaznaczam to już na samym początku, tym bardziej, że pomysł wymagał bardzo wiele również ode mnie :3
      Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam!

      Nessa.

      Usuń
  3. Dobry wieczór! Dla odmiany wpadłam tutaj, co by mi się wampiry z Forever nie przejadły :p

    Muszę przyznać, że trochę mi zeszło z nadrobieniem zaległości na tym konkretnie blogu. W zasadzie nie wiem nawet dlaczego - prologiem w końcu byłam oczarowana, więc to nie jest kwestia lubienia czy nielubienia. Z byciem na bieżąco u mnie ciężko, ale przecież nie o to w tym chodzi. Ty wiesz, że ja jestem nawet jak mnie nie ma i to jest najważniejsze. Bo nie sposób nie wrócić do którejkolwiek z Twoich historii. Powtarzałam to już wielokrotnie, ale nie zaszkodzi ogłosić tego również tutaj.
    Co nieco z Twoją twórczością obcowałam, więc jak zwykle spodziewam się czegoś niesamowitego, z nutką grozy ale i swoistej zmysłowości. Jednak wciąż ciężko mi rozgryźć, o czym tak naprawdę będzie ta historia. Bo stwierdzenie, że będzie to kolejna perełka w Twoim literackim dorobku to trochę mało. Psychologiczny horror... i w dodatku przesiąknięty symboliką... kij o czym, ja i tak to kupuję!
    Uwielbiam Twoje opisy. Ale Ty to wiesz, ja to wiem. I wielu popiera moje zdanie. Czytając ten rozdział nie sposób nie zacząć utożsamiać się z Angel. Skupiłaś się na jej emocjach, jej odczuciach, tym samym praktycznie zmuszając nas do leżenia razem z nią pośród tych ciemności. Ten mrok, chłód... Nie potrzeba wiele, by w niebywale plastyczny i obrazowy sposób pokazać to, co otacza bohatera. A Ty dodatkowo nie masz najmniejszych problemów z tym, by zobrazować nam tylko bezdenną pustkę.
    Niesamowicie fascynuje mnie postać Shadowa i to nie tylko dlatego, że mam słabość do tych złych :p Jak głosi opis opowiadania, z czasem sama Angel przestanie mu ufać. Czyni go więc to jedną z tych postaci, które chcesz lubić, ale mimo to masz przed tym pewne obiekcje, bo... No właśnie. Gdzieś z tyłu głowy zapala się jakaś ostrzegawcza lampka. Zresztą nie sądzę, żeby z ciemności wyłaniali się byle jacy przystojniacy. A jeśli się mylę... Cóż, chyba będę musiała wyjść nocą na spacer.

    Plus nie wiem czy to tylko ja, czy brakuje jakiegoś odnośnika do nowszego rozdziału? Teraz to już nie wiem... Zawsze coś takiego było, czy musiałam za każdym razem wracać do spisu treści?
    (Klaudia i jej wyjaśnianie o co chodzi...)

    Podziwiam, wielbię, ściskam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam pustkę w głowie i od kilkunastu minut siedzę, patrzę na pole do wpisania komentarza i zastanawiam się od czego zacząć...
    Ehh... może od tego, że pierwszą częścią rozdziału masz mnie całą i w tej historii. Zupełnie jakbyś opisała moje uczucia, które towarzyszą mi od kilku dni, choć sytuacja zdecydowanie nie jest nawet w najmniejszym stopniu podobna. Nawet łza mi się w oku zakręciła, gdy czytałam o pustce i trwaniu w zawieszeniu... Ale ciężko stwierdzić mi czy to dobrze, czy może niekoniecznie.
    Cholerka... w jednym momencie źle przeczytałam i się zastanawiałam skąd tam i czyje zwłoki ona znalazła...
    Gdybym w takim miejscu, w którym tak naprawdę nic nie widać, bo pochłania je mrok, ktoś się odezwał, to zeszłabym na zawał. Jak nic. Ona nikogo nie widziała, ale właściciel głosu ją zapewne tak. Obserwował, śledził każdy ruch. Tak, zdecydowanie padłabym na serce. A jak mówiono mi „nie bój się ciemności”, to reagowałam śmiechem. Z moją wyobraźnią, przeczytanymi książkami i obejrzanymi filmami, nie bać się tego co jest w ciemności, to głupota. ;)
    Gdy zobaczyła jasny punkt. Pierwsze moje skojarzenie? Ta ryba co ma światełko i wabi nim inne rybki, żeby je zeżreć... No ale, Ty mi to pewnie wybaczysz, bo wiesz, że moje skojarzenia bywają dziwaczne. ^^
    Zastanawiam się, jak sama bym się zachowała w takiej sytuacji. Nie wiem kim jestem, gdzie jestem, jakiś nieznajomy mówi „chodź”, a po chwili czuję coś za sobą... O! I mam gęsią skórkę.
    Naprawdę podoba mi się ten rozdział. Jest w nim tyle zagubienia, niepewności, lęku, nawet jakiś taki osobliwy smutek wyczuwam, że w całości do mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń