21 lipca 2018

Rozdział XVI


Z bijącym sercem wyjrzała na korytarz. Cisza miała w sobie coś kojącego, ale w tamtej chwili Angel wydała się co najmniej podejrzana. Oddychała szybko i płytko, co jedynie wszystko pogarszało, zwłaszcza że każdy, nawet najbardziej subtelny dźwięk, przypominał wystrzał. To, że dodatkowo niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, jedynie pogarszało sytuację, sprawiając, że czuła się, jakby właśnie robiła coś złego.
Nigdzie nie widziała Shadowa. Chciała wierzyć, że był w swoim gabinecie, zajęty swoimi sprawami, ale nie miała odwagi tego sprawdzić. Uświadomiła sobie, że nie była w tamtym pokoju ani razu, choć już pierwszego dnia zapewnił ją, że w każdej chwili mogła tam przyjść, jeśli chciała się z nim zobaczyć. Nie zrobiła tego, bo tak naprawdę nie chciała, teraz zaś nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak do niego pójść – i to niezależnie od intencji, które miała.
Wydarzyło się dość, by chciała trzymać się od opiekuna z daleka. Machinalnie przesunęła językiem po ustach, nie pierwszy raz mając wrażenie, że wargi mrowiły nieprzyjemnie. Wspomnienie pocałunku czasem wracało, choć zdecydowanie nie chciała go rozpamiętywać. Nie chodziło o to, że czuła się jakkolwiek skrępowana z tego powodu, choć bez wątpienia mogła. Problem leżał w emocjach, których doświadczyła zarówno w salonie, jak i w chwilach, gdy jednak decydowała się wrócić pamięcią do tamtej chwili.
Nie chciała tego.
A tym bardziej nie zamierzała pozwolić sobie na rozpamiętywanie sposobu, w jaki Shadow wydawał się wtedy nad nią dominować, bardziej niepokojący i niebezpieczny niż kiedykolwiek wcześniej.
Przełknęła z trudem, czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Nawet to wydawało się zdecydowanie zbyt głośne, a Angel raz jeszcze rozejrzała się dookoła, niemalże spodziewając się, że ktoś będzie ją obserwował. Nie, wcale nie zachowujesz się podejrzanie, pomyślała z przekąsem, próbując wziąć się w garść, ale wciąż tkwiła w progu swojej sypialni, niespokojnie obserwując otoczenie.
Czuła, że to nie był dobry pomysł. Miała wrażenie, że igrała z ogniem, ale z drugiej strony… Jaki miała tak naprawdę wybór? Od chwili wizyty w mieście, rozmowa z Bloodwell nie dawała jej spokoju. Żałowała, że wszystko potoczyło się w taki sposób – pojawienie tamtej dziewczynki i to, że wrzuciła się małej na ratunek. Co prawda gdyby musiała znów wybierać, postąpiłaby w ten sam sposób. Była tego pewna i nawet nieprzyjemne pieczenie powoli gojącego się rozcięcia na skórze nie było w stanie sprawić, by zmieniła zdanie.
Nie zmieniło to jednak faktu, że gdyby nie ten incydent, miałaby więcej czasu na rozmowę z tamtą kobietą. To nic, że wtedy nie miała pojęcia, z kim tak naprawdę miała do czynienia. Mimo wszystko chciała wierzyć, że gdyby dłużej posiedziały przy tej fontannie, Bloodwell powiedziałaby jej coś istotnego. Na pewno wiedziała o Shadowie więcej, niż sam zainteresowany mógłby sobie życzyć i to wystarczyło, by rozbudzić zainteresowanie Angel.
To również wydało się dziewczynie czymś nowym i na swój sposób niesamowitym. Coraz częściej doświadczała emocji, które do tej pory próbowała trzymać na dystans. Miała wrażenie, że w jednej chwili wybudziła się ze snu – a może raczej była bliska tego, by tego dokonać. Co prawda mogła tylko zgadywać, co wydarzyłoby się w chwili, w której by na to pozwoliła, ale nie chciała o tym myśleć. Wiedziała jedynie, że spotkanie z Bloodwell i sposób, w jaki o tamtej chwili zaczęła spoglądać na Shadowa, zmienił wystarczająco wiele, by powrót do wcześniejszego stanu nie był możliwy. To było niczym impuls, który wyrwał ją z marazmu, zmuszając do działania. Sen (albo i nie?), którego doświadczyła wkrótce po tym, jedynie to spotęgował.
Machinalnie wsunęła dłoń do kieszeni, nie pierwszy raz sprawdzając, czy miała przy sobie różane płatki. Było coś kojącego w ich obecności i to pozwoliło Angel choć odrobinę się rozluźnić. Mimo obaw, z wolna ruszyła przed siebie, wcześniej ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Ostrożnie stawiała kolejne kroki, zważając na każdy krok, zupełnie jakby jeden nieostrożny ruch mógł sprowadzić na nią nieszczęście. Z obawą obejrzała się przez ramię, by spojrzeć nie tylko na drzwi swojej sypialni, ale również tę cześć hallu, w której mieściły się zamknięte pomieszczenie – w tym również te, które zdążyły ją przerazić. Nie miała pewności, czego tak naprawdę się spodziewała, ale odpowiedziała jej cisza i nienaturalny wręcz spokój, to jednak wydało się Angel właściwe.
Odetchnęła, nagle uspokojona. Gdyby postępowała niewłaściwie, już by o tym wiedziała. Być może to nie miało sensu, ale tak właśnie czuła.
Chciała wierzyć, że Shadow faktycznie przebywał w swoim gabinecie. Nie wspominał, żeby gdzieś wychodził, a zwykle to robił. Cóż, przynajmniej w teorii, bo nigdy tak naprawdę nie myślała, gdzie przesiadywał, kiedy nie było go gdzieś obok. W gruncie rzeczy przez większość czasu żyli obok siebie – ona przesiadując w bibliotece albo swoim spokoju, z dwojga złego woląc przebywać w nierzeczywistym świecie czytanych kolejno książek.
Z opóźnieniem uprzytomniła sobie, że uciekała. Nie miała pojęcia przed czym i dlaczego, ale liczył się sam fakt, którego przez tyle czasu z uporem nie przyjmowała do wiadomości. Równie oczywiste wydało się Angel to, że nigdy tak naprawdę nie ufała Shadowowi. Czuła się przy nim bezpieczna, bo od chwili przebudzenia był wszystkim, co znała. Zresztą tak jak i ten dom, choć nie w całości – raczej w procencie, który uznawała za właściwy i jak najbardziej wygodny. Taki stan pasował im oboje; akceptacja, która ograniczyła ją pod każdym względem, na pierwszy rzut oka czyniąc wszystko prostym, niż w rzeczywistości było.
Do czasu.
Zacisnęła palce na poręczy schodów, z obawą spoglądając w dół. Próbowała się rozluźnić, raz po raz powtarzając sobie, że tak naprawdę wcale nie musiała zachowywać się jak uciekinierka, ale to okazało się silniejsze od niej. Nie chciała, żeby Shadow ją zauważył. Nie teraz, kiedy wizualnie musiała prezentować się jak siódme nieszczęście, całą sobą dając do zrozumienia, że planowała coś, czego nie powinna. Mógł udawać, że miała swobodę, ale przecież oboje wiedzieli, że tak nie było. Jak długo ograniczała się do czytania książek i siedzenia w pokoju, wszystko było w porządku, ale gdyby spróbowała wyjść…
Najbardziej jednak bała się tego, co czekało na zewnątrz. Jak na ironię przerażała ją perspektywa odrzucenia przez Shadowa – to, że mogłaby zostać sama bez dachu nad głową, na dodatek w świecie, który był jej obcy. Na swój sposób wydawało jej się to egoistycznym powodem, by przez tyle czasu trzymać się blisko kogoś, komu nie ufała, ale co innego mogłaby zrobić?
Z trudem zmusiła się do odrzucenia niechcianych myśli. Wątpliwości zbyt łatwo powracały, a to zdecydowanie nie ułatwiało Angel podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Z duszą na ramieniu ostrożnie zeszła na dół, instynktownie przeskakując te stopnie, o których pamiętała, że skrzypiały pod naciskiem. Wciąż była roztrzęsiona, kiedy w końcu znalazła się na parterze, zaraz też spojrzała w stronę salonu, próbując ocenić, czy to możliwe, by Shadow jednak przesiadywał właśnie tam. Ostatecznie zdecydowała się zajrzeć i odetchnęła, upewniwszy się, że pomieszczenie było opustoszałe. Jedynie niepokojący blask wiecznego zmierzchu wlewał się przez oka, nie pierwszy raz sprawiając, że Angel zaczęła czuć się nieswojo.
Więc jednak gabinet. Musiał być właśnie tam, o ile oczywiście w między czasie nie wyszedł. Chyba nawet wolałaby tę opcję, bo wtedy miałaby szansę nie tylko wyjść, ale również niezauważenie wrócić do siebie. Chcąc nie chcąc wciąż zakładała powrót, mając wrażenie, że to jedyny pewny i stały punkt planu, który ułożyła – o ile oczywiście niespójne myśli, które próbowała zebrać w sensowną całość, nadawały się do określenia w inny sposób, aniżeli szaleństwo albo chaos.
Jej spojrzenie na ułamek sekundy spoczęło na znajomym, prowadzącym wprost do biblioteki korytarzu. Gabinet Shadowa znajdował się tuż obok, gdzieś poza zasięgiem jej wzroku. Źle się z tym czuła, choć taki stan rzeczy na dłuższą metę wydawał się najsensowniejszy. Skoro ona nie mogła go zobaczyć, tym bardziej on nie był w stanie zauważyć jej.
Po prostu wyjdź. Kto zabroni ci wyjść?, warknęła na siebie w duchu. Weź się w garść, do cholery!
Mimo wszystko miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim w końcu ruszyła się z miejsca. Zaraz po tym całkiem przestała myśleć, niczym w transie kierując się w stronę wyjścia. Główne drzwi nie były zamknięte i nawet nie skrzypnęły, kiedy nacisnęła klamkę. Z jakiegoś powodu poczuła się zaskoczona, niemalże do samego końca spodziewając się oporu. Chyba w jakimś stopniu liczyła, że tak będzie – że znów trafi na zamknięte przejście, co da jej pretekst, by wrócić do pokoju z poczuciem, że zrobiła wszystko, co mogła. Oczywiście byłoby to kłamstwem, ale na tyle sensownym, że może mogłaby w nie uwierzyć.
Zmrużyła oczy. Choć położenie słońca się nie zmieniło, to wydawało się świecić zadziwiająco jasno, wręcz oślepiając. Angel spuściła wzrok, pozwalając, by ciemne włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając. Zupełnie jakby to wystarczyło, żeby cię ochronić, odezwał się cichy głosik w jej głowie, a serce jak na zawołanie podeszło dziewczynie do gardła. Czuła, jak niepokorny narząd trzepoce się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że ledwo mogła oddychać. Co więcej, była gotowa przysiąc, że szaleńczy puls wystarczy, by jednak zwróciła na siebie uwagę, choć wcale tego nie chciała, jednak nic podobnego nie miała miejsca.
Wciąż była sama, bez choćby mglistego wrażenia, że ktoś mógłby ją obserwować.
Nie zepsuj tego.
Nerwowo napięła mięśnie, sama niepewna, jakim cudem wciąż była w stanie utrzymać się na nogach. Ostrożnie zrobiła krok naprzód, a potem kolejny, szybkim krokiem kierując się ku linii otaczających dom drzew. Nie obejrzała się za siebie, choć miała ochotę to zrobić, zbytnio jednak bała się, że jeśli znów zacznie się wahać, ostatecznie utknie w miejscu, raz a dobrze tracąc całą odwagę. W pamięci wciąż miała słowa Shadowa, który w dość jasny sposób dał jej do zrozumienia, że zapuszczanie się w gęstwinę to zły pomysł. Mogła tylko zgadywać, co takiego miał wtedy na myśl, a tym bardziej czy mówił prawdę, zwłaszcza że przez całą drogę do miasta nie dostrzegła niczego, co mogłaby uznać za potencjalne zagrożenie.
Sądziła, że poczuje ulgę, kiedy w końcu skryją ją drzewa, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Instynktownie przyśpieszyła, po chwili niemalże biegnąc, byleby jak najszybciej oddalić się od domu. Już przynajmniej miała pewność, że Shadow – gdziekolwiek był, o ile okna jego gabinetu w ogóle znajdowały się z tej strony budynku – nie będzie miał szans ją zauważyć. Raz po raz potykała się o nierówności terenu, na oślep stawiając kolejne kroki i zwalniając dopiero w chwili, w której omal nie wylądowała na ziemi, zahaczając stopą o coś, czego nawet nie zauważyła.
Serce tłukło jej się w piersi jak szalone, zupełnie jakby chciało wyrwać się na zewnątrz i uciec. Zastygła w miejscu, pochylając się do przodu i wspierając dłonie na udach. Spróbowała uspokoić oddech, zwłaszcza że obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami, a płuca paliły, ale nie była w stanie ot tak się uspokoić. Uświadomiła sobie, że drży, w równym stopniu przerażona, co i podekscytowana tak bardzo, że nie mogła złapać tchu.
Udało się, udało się, udało się…!
Tylko co teraz?
Pytanie, które jak na zawołanie zrodziło się w jej umyśle, skutecznie wytrąciło Angel z równowagi. Raz jeszcze zadrżała, po czym ruszyła w dalszą stronę, coraz bardziej zagłębiając się w gęstwinę. Szła szybko, nie chcąc ryzykować, że jednak mogłaby zawrócić. Przez dłuższą chwilę nie myślała, skupiona wyłącznie na stawianiu kolejnych kroków – na ruchu i unikaniu przeszkód, byleby tylko mieć poczucie, że wciąż posuwała się naprzód. Bała się zatrzymać, a tym bardziej obejrzeć za siebie, wciąż mając poczucie, że tak naprawdę tkwiła w miejscu. Gdyby nagle odkryła, że dom wciąż był tuż za nią, dosłownie na wyciągnięcie ręki…
Niemożliwe.
Nie zmieniało to jednak faktu, że tak naprawdę sama nie wiedziała, co chciała zrobić. Pragnęła dotrzeć do miasta i odnaleźć Bloodwell, to jednak brzmiało sensownie tylko w jej głowie. Do samego końca tak naprawdę nie wierzyła, że zdoła ruszyć się z miejsca. W gruncie rzeczy przez cały czas spodziewała się, że nie zdoła nawet wyjść z domu, a co dopiero dotrzeć do lasu. Jak przez mgłę pamiętała, którędy prowadził ją Shadow, przez co nie mogła pozbyć się wrażenia, że na własne życzenie gotowała sobie godziny błądzenia po pustym, monotonnym lesie. Czuła, że to było głupie, a naprędce sklecony plan nie miał racji bytu już w chwili, w której go wymyśliła, a jednak…
Przyśpieszyła, choć tym razem nie próbowała biec. Z uporem parła przed siebie, z uwaga spoglądając na ledwo widoczną ścieżkę pod stopami. Kiedy szła z Shadowem, również nie widziała wyraźnej drogi. Wiedziała jedynie, że na pewno weszli od tej strony, a potem szli przed siebie. Nie przypominała sobie żadnych skrętów, postojów ani charakterystycznych punktów, bo te z pewnością zwróciłyby jej uwagę. Droga może i była monotonna, ale jednak prosta, przez co szybko straciła orientację. Tak naprawdę to właśnie Shadow stanowił jedyny stały punkt wędrówki, dając Angel poczucie bezpieczeństwa i pewność, że dotrą tam, gdzie powinny. Teraz go nie było i choć od samego początku wiedziała, że będzie musiała znaleźć drogę samo, nagle panika chwyciła ją za gardło, skutecznie wytrącając z równowagi.
Powinna była to przewidzieć. W naturalny sposób wziąć pod uwagę problemy, które wynikały z tego, co planowała zrobić. Sęk w tym, że tak naprawdę do samego końca nie wierzyła, że zdoła posunąć się aż tak daleko.
To, że ostatecznie jednak wylądowała w samym środku lasu, szukając drogi do miasta, dotychczas graniczyło z cudem.
Las wydawał się wręcz nienaturalnie cichy. Raz po raz niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, próbując zignorować nieustępujące poczucie bycia obserwowaną. Jestem sama. Nikogo więcej tutaj nie ma, pomyślała w rozgorączkowaniu, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. W głowie miała pustkę, co na dłuższą metę również nie pomagało. Próbowała skoncentrować się na kolejno stawianych krokach i tym, by trzymać się raz obranego kierunku, ale to także okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby się spodziewać. Wszystkie drzewa wyglądały tak samo, a nisko położone gałęzie raz po raz zaplątywały się w jej włosy i szarpały ubranie. Machinalnie starała się je odgarnąć, by utorować sobie drogę, ale szło jej to tak nieporadnie, że w pewnym momencie zrezygnowała, wręcz z obojętnością przyjmując kolejne zadrapania  uderzenia.
Tak naprawdę nie miała pojęcia, gdzie była. Raz jeszcze wysiliła pamięć, usiłując za wszelką cenę wychwycić we wspomnieniach coś, co mogłoby jej pomóc – w końcu coś takiego musiało być! – ale wszystko wydawało się równie monotonne i pozbawione znaczenia. To Shadow ją prowadził. Szedł przodem, wskazując kierunek, którego przez cały ten czas się trzymała. On znał okolicę, czego jednak nie dało się powiedzieć o niej. Swoją drogą, była gotowa przysiąc, że dotychczas droga nie była aż tak trudna i pełna plączących się pod nogami przeszkód. Wrażenie było takie, jakby sama natura zmówiła się przeciwko niej, na wszystkie możliwe sposoby usiłując powstrzymać Angel przed dalszym brnięciem w gęstwinę.
To idiotyczne, warknęła na siebie w duchu.
Ale jakaś jej cząstka wierzyła, że to prawda.
Poczucie dezorientacji przybrało na sile, coraz bardziej mieszając się z paniką. Nerwowo obejrzała się przez ramię, próbując uspokoić się myślą o tym, że przecież mogła w każdej chwili zawrócić. Droga nie była skomplikowana, czyż nie? Cały czas szła przed siebie, co było o tyle prostsze, skoro pozycja słońca tak naprawdę się nie zmieniała. Czerwonawy blask wiecznego zmierzchu walczył z baldachimem liści na jej głową, łagodnie znacząc teren, po którym się poruszała. Co prawda już nie widziała żadnej ścieżki, ale to nie miało znaczenia, bo w końcu  Shadow nie prowadził ją żadną konkretną trasą. Wtedy też miała wrażenie, że zmierzali donikąd, co koniec końców okazało się złudzeniem, bo miasto pojawiło się dosłownie znikąd. Teraz też musiało znajdować się gdzieś na wyciągnięcie ręki, być może tuż przed nią, czekając aż pokona ostatni odcinek i dotrze do celu.
Coś w tym przekonaniu sprawiło, że wciąż była w stanie przeć naprzód. Krok za krokiem, z uporem wmawiając sobie przy tym, że była już blisko. Za wszelką cenę próbowała trzymać się tych resztek nadziei, choć uczucie to wciąż wydawało się Angel czymś nienaturalnym. Było nowe, bardzo kruche i tak delikatne, zadziwiająco wręcz ulotne… Miała wrażenie, że wystarczy chwila nieuwagi, by zniknęło, a ona całkowicie zapomniała, że kiedykolwiek istniało. Tliło się gdzieś w jej wnętrzu, niczym gasnący płomień, który za wszelką cenę pragnęła w sobie zachować.
Z tym, że kolejne sekundy mijały, a ona wciąż tkwiła w środku lasu. Chociaż przekonywała samą siebie, że cały czas parła w jednym kierunku, wcale nie była taka pewna. Gdziekolwiek by nie spojrzała, las wyglądał dosłownie tak samo. Drzewa napierały ze wszystkich stron jednocześnie, aż Angel zaczęła czuć się z tym klaustrofobicznie. Zupełnie jakby ich przybywało – jakby zacieśniały wokół niej krąg, by doprowadzić do stanu, w którym w ogóle przestałaby mieć możliwość ruchu. Coś w tej myśli ją przeraziło, zwłaszcza że nagle była gotowa przysiąc, że zrobiło się ciemniej. W tym miejscu zdecydowanie nie było to normalne, a ona kilkukrotnie zastanawiała się, czy noc w rzeczywistości nie była wyłącznie niemającym jakiekolwiek związku z prawdziwym światem wytworem wyobraźni.
Chwilami niczego już nie była pewna.
Zmęczenie coraz bardziej dawało jej się we znaki. Nie zarejestrowała momentu, w którym zwolniła, po jakimś czasie dosłownie chwiejąc się na nogach. Z uporem szła na przód, choć powoli zaczynało do niej docierać, że to miało równie wiele sensu, co  trwanie w ciemnościach. W jednej chwili te wszystkie wątpliwości wróciły – krążyła bez celu, bezskutecznie szukając ucieczki z pułapki, w którą wpadła na własne życzenie. Gdzieś w tym wszystkim ponownie zgubiła cel i wiarę w to, że kiedykolwiek miałaby go osiągnąć.
W ten sposób skończyłaby, gdyby Shadow nie wyprowadził jej w mroku. Ufała mu czy nie, wciąż pozostawał wszystkim, co tak naprawdę znała i miała w tym świecie. Jak skończona idiotka odrzuciła go, naiwnie wierząc, że poradzi sobie sama. Jakby to w ogóle było możliwe! Jakby w istocie miała choćby mglistą szansę na to, żeby przetrwać…
Obraz zaczął rozmazywać się Angel przed oczami. Mogła tylko zgadywać czy to zmęczenie, czy może efekt cisnących się do oczu łez. To i tak nie miało znaczenia, zwłaszcza w tamtej chwili. Właściwie nie zarejestrowała momentu, w którym ciężko osunęła się na kolana, nie będąc w stanie dłużej utrzymać się w pionie. Palcami zaczęła rozgrzebywać zalegającą tuż pod nią leśną ściółkę, ale prawie nie była tego świadoma.
– Shadow… – rzuciła w pustkę tak cicho, że ledwo była w stanie samą siebie zrozumieć. – Shadow, przepraszam! Shadow!
Odpowiedziała jej cisza – głucha, martwa i ostateczna. Samotność uderzyła w Angel całą mocą, tak jak i towarzyszące od dłuższego czasu poczucie beznadziejności. Miała ochot zawołać raz jeszcze, instynktownie wypatrując znajomej sylwetki albo pary lśniących szmaragdowych oczu, ale dookoła widziała wyłącznie górujące nad nią, całkowicie nieruchome drzewa.
Była sama.
I tym razem Shadow nie zamierzał się pojawić, by wyciągnąć ją z opresji.
O rany… Rozdział z kategorii „emocje i przemyślenia”. Chyba nigdy nie wyzbędę się nawyku pisania całych części bez choćby słowa dialogu. Mam wrażenie, że zwłaszcza przy tym opowiadaniu tekst bywa bardzo ciężki, ale to w sumie „Blank Dream” samo w sobie. No i pozostaje mi mieć nadzieję, że zdołałam przekazać wątpliwości Angel tak, jak tego chciałam – uzależnienie od Shadowa i wysiłku, jaki musi włożyć w podjęcie jakiegokolwiek działania.
Cóż mogłabym jeszcze dodać? Niedawno wystartowałam z czymś nowym i tak powstało „Dead Silence” [KLIK]. Kolejny rozdział pewnie już wkrótce, jak tylko poogarniam wpisy na pozostałe blogi. Na koniec jeszcze dodam, że jak zwykle dziękuję za wszystkie komentarze i obecność. Tak naprawdę wiele dla mnie znaczy. <3

1 komentarz:

  1. Spojrzałam na datę dodania rozdziału i mówię sobie - o, jak fajnie, jestem prawie na bieżąco. A potem maskująca się pod warstwą rudej farby blondyna dostrzegła rok i troszkę się zmieszała... No cóż. Jak powracać to w wielkim stylu, nie? I oczywiście z solidnymi zaległościami.

    Przepraszam, ale Angel to jedna z twoich bohaterek, która najmocniej mnie denerwuje. Rozumiałabym zagubienie i strach, a już przede wszystkim z początku - w końcu laska umarła i trafiła do miejsca, które rządzi się swoimi prawami i w którym brak jakichkolwiek zasad. Ale teraz ona jest najzwyczajniej w świecie głupia. Może nie ufać Shadowowi (zawsze się zastanawiam, czy dobrze to odmieniam; koleś nie mógł mieć na imię John? nie miałabym takich problemów) bo ja sama nie jestem w stanie mu uwierzyć, no ale kurde... Chodzi wokół niego na paluszkach, nie chcąc go rozwścieczyć, ale robi mu na przekór, mimo iż wie, że wpakuje się przez to w gówno. No nie, nie rozumiem tego. Wolałam, kiedy mu się zwyczajnie stawiała; ich słowne przekomarzanki naprawdę coś w sobie miały. A w tym rozdziale błysnęła jak chrząstka w salcesonie, jak to zwykła mawiać moja była pani od matmy. Nie mam pojęcia, co to może znaczyć, ale używała tego w prześmiewczym celu, także zakładam, że jest to pejoratywnie nacechowane sformułowanie ¯\_(ツ)_/¯

    Ech. Lubię to, jak piszesz i podziwiam za oryginalne pomysły, ale kurde, tak mnie czasem drażnisz że o kurłajapierdołę...


    xo

    OdpowiedzUsuń