Zdławiony szloch wyrwał się
z jej gardła. Początkowo próbowała się powstrzymywać, zupełnie jakby
w każdej chwili ktoś mógł ją usłyszeć i stać się świadkiem tej
słabości, ale z czasem zrozumiała, że to bez sensu. Las był opustoszały –
martwy jak i ona, chociaż z uporem odsuwała od siebie tę myśl. Oszukiwała
samą siebie, odmawiając połączenia w sensowną całość tego, co już na samym
wstępie powiedział jej Shadow.
Potarła
wewnętrzną część nadgarstków, gotowa przysiąc, że skóra w tamtym miejscu
nieprzyjemnie mrowi. Napięła i zaraz rozluźniła miejsce, próbując w ten
sposób pozbyć się niechcianego odczucia, ale to nie zniknęło. W zamian
poczuła się tak, jakby ktoś wstrzyknął jej do krwiobiegu gorącą wodę. Skrzywiła
się, świadoma wyłącznie przybierającego na sile pulsowania, które w krótkim
czasie zaczęła odczuwać nie tylko w nadgarstkach, ale całych
przedramionach.
Angel
zamrugała, próbując odzyskać ostrość widzenia. Oddychała szybko i płytko,
walcząc z przybierającą na sile słabością. Nagle uprzytomniła sobie, że
balansowała gdzieś na granicy jawy i snu, bliska tego, by stracić
przytomność. Z jękiem wplotła palce we włosy, lekko szarpiąc za poplątane
loki. Obraz znów się zamazał, ale tym razem nie była pewna czy to wina
słabości, czy wciąż napływających do oczu łez. Niczego już nie wiedziała,
zagubiona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W ułamku sekundy zapragnęła
krzyczeć – zrobić cokolwiek, byleby przerwać napierającą ze wszystkich stron
ciszę. Miałą wrażenie, że w innym wypadku zwariuje, o ile już teraz
nie była szalona. Możliwe, że właśnie tak było, zwłaszcza że normalna osoba
nigdy nie próbowałaby odebrać sobie życia.
– Shadow…
Tym razem
już właściwie poruszyła ustami. Nie było go i choć w ostatnim czasie
samą bliskością napawał ją przerażeniem, wszystko wydawało się lepsze od
samotnego tkwienia w samym środku opustoszałego lasu. Czuła się samotna,
przerażona i tak bardzo pusta, że to wręcz bolało. Gdyby miała wybierać,
wolałaby mierzyć się z rozgniewanym, milczący Shadowem – nawet tym,
którego widziała na placu miasta, kiedy to dotarło do niej, że mężczyzna mógłby
okazać się zdolny kogoś skrzywdzić.
Nawet gdyby
znów się na nią złościł, trwając tuż obok w ciszy i sprawiając
chętnego, by tak po prostu odejść…
Miała
wrażenie, że się dusi. Z jękiem ukryła twarz w dłoniach, drżąc
i już nawet nie próbując powstrzymywać szlochu. Płacz nie pomagał, ale
w tamtej chwili Angel było wszystko jedno, zresztą dźwięk własnego głosu
wydał jej się na swój sposób kojący. Nie miało znaczenia, czy w ten sposób
mogła zwrócić na siebie uwagę czegoś, co kryło się między drzewami. Shadow
sugerował, że w gęstwinie mogło kryć się coś, czego nie chciała spotkać,
ale to również nie było ważne. Jeśli groziło jej niebezpieczeństwo, to trudno –
zwłaszcza że wylądowała w tym miejscu na własne życzenie.
Ale tu nic nie ma. Ten świat jest pusty,
martwy… Ja jestem martwa.
Zadrżała
w odpowiedzi na własne słowa. Przerażały ją, choć nie tak jak świadomość,
że mogłyby być prawdziwe. W gruncie rzeczy jakaś jej cząstka wiedziała, że
właśnie w ten sposób prezentowała się rzeczywistość. Przez cały ten czas
trwała w iluzji, uciekając przed prawdą i kryjąc się za obojętnością,
ale to a dłuższa metę prowadziło donikąd.
A jednak
z jakiegoś powodu nie dowierzała. Czy byłaby w stanie zrobić… coś takiego?
Machinalnie powiodła koniuszkiem palca po wciąż wrażliwej skórze nadgarstków. Przez
myśl przeszło jej, że dla najlepszego efektu wypadałoby pociągnąć ostrzem po
całej długości, nie tylko od lewej do prawej. Gdzieś chyba to słyszała, a może
wyczytała, zwłaszcza że zawsze ciągnęło ją do książek. Zresztą kto miałby jej
powiedzieć, w szczególności coś takiego? Po co rozmawiać z kimś tak
bardzo pustym w środku, tak samotnym…
Nie, nie, nie, nie, nie…
Mocniej
szarpnęła za włosy, obojętna na ból. Znów poczuła rozchodzące się po ciele
ciepło, jednak tym razem wydało jej się mniej uciążliwe – wręcz przyjemne,
chociaż to wydawało się z jakiegoś powodu nienaturalne. Skuliła się,
zaciskając powieki i niemalże dotykając policzkiem usłanej liśćmi i suchymi
gałązkami ziemi. Przez moment była świadoma wyłącznie zapachu gleby i otaczających
ją drzew, choć i ta mieszkanka jawiła się jako dziwnie odległa i jakby
nierzeczywista. To wszystko takie było – cały ten świat, zawieszony gdzieś
w pustce i martwy pod każdym możliwych względem.
Ucisk
w gardle przybrał na sile, nie pozwalając jej złapać tchu. Już nie
płakała, w zamian spazmatycznie chwytając powietrze i próbując
zachować przytomność. Czuła, że niewiele brakowało, by jednak zapadła się
w pustkę – że wystarczył jeden nieostrożny krok. Musiała po prostu
odpuścić, a jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła się na to zdobyć.
Choć perspektywa zamknięcia oczu i odcięcia od wszystkiego, co działo się
w jej wnętrzu, wydawała się nader kusząca, coś ją w niej przerażało.
Gdyby miała ot tak to zakończyć, wtedy wydarzyłoby się coś bardzo, ale to
bardzo złego. Była tego pewna, a już na pewno nie miała odwagi, by
sprawdzać co.
Wbiła palce
w ziemię, lekko ją rozgrzebując. Miała wrażenie, że jej ciało waży tonę,
lgnąc ku dołowi. Zupełnie jakby zapadała się coraz niżej i niżej, podczas
gdy całe ciało samoistnie rozluźniało się, poddając wszechogarniającej
słabości. Co więcej, była pewna, że już kiedyś tego doświadczyła, choć nie
miała pojęcia kiedy i z jakich okolicznościach. To zresztą nie brzmiało
jak coś, co mogłoby mieć większe znaczenie. Wiedziała jedynie, że dryfowała,
a skoro tak…
Ciepła
woda. Palenie w nadgarstkach. Uczucie odprężenia. Przez krótką chwilę była
w stanie skupić się tylko i wyłącznie na tym.
Gdzieś
w jej umyśle zaczął powstawać znajomy obraz – efekt łączenia ze sobą
poszczególnych faktów – a jednak wciąż nie potrafiła skupić się na tyle,
by dojrzeć całość. Może tak naprawdę nie chciała, instynktownie wciąż
odpychając od siebie to, o czym wiedziała, że mogłoby okazać się prawdą.
Poszczególne obrazy i myśli mieszały się ze sobą, przypominając
niezrozumiały bełkot, nie zaś coś, co miałaby szansę zrozumieć. Zresztą nie
chciała próbować. Była zbyt zmęczona i zdezorientowana, by sobie na to
pozwolić.
Słabość
przybrała na sile, ale tym razem Angel nie próbowała z nią walczyć. Ten
stan wcale nie był aż taki zły. W gruncie rzeczy była gotowa przysiąc, że
już kiedyś tego doświadczyła. Co prawda to równie dobrze mogło okazać się
wyłącznie wytworem jej wyobraźni, ale to już jej nie obchodziło. Przez krótką
chwilę nic się nie liczyło, ale to
wydawało się jak najbardziej właściwe. Nie miała nic przeciwko, skoro dzięki
temu czuła się dobrze.
Właśnie tego chcesz? Dlaczego za każdym
razem wracasz do punktu wyjścia, An…?
Z jakiegoś
powodu nie potrafiła dokończyć tej myśli. Co więcej, z jakiegoś powodu
zwątpiła w to, czy ta w ogóle należała do niej. Była odległa i obca,
jakby ktoś siedział tuż obok niej, szepcąc wprost do ucha. Przez moment miała
wręcz ochotę roześmiać się histerycznie, porażona taką perspektywą. Jeśli to
nie było idealnym dowodem na to, że jednak zwariowała, co w takim razie
potwierdzało ten stan?
Jakby to miało znaczenie…
– Angel,
proszę – doszło ją jakby z oddali, ale równie dobrze mogła sobie wyobrazić
ten głos.
A jednak
wydawał się znajomy, jak i wszystko to, czego doświadczyła wcześniej.
Pragnęła się go uczepić, prawie jak kotwicy, która miałaby szansę doprowadzić
ją do wyjścia. To było tak, jakby znaleźć światło po długich godzinach
błądzenia w mroku – choćby małą iskierkę, bo i tak bez wątpienia
wyróżniałaby się na tle wszechogarniających ciemności.
Prawie jak
wtedy, gdy Shadow znalazł ją w podziemiach i wyprowadził na zewnątrz…
– Nie mogę…
– szepnęła tak cicho, że ledwo mogła samą siebie zrozumieć. Mimo wszystko nawet
w ten sposób słowa zabrzmiały nienaturalnie w panującej ciszy. –
Proszę…
Nie miała
pojęcia do kogo i w jakim celu się zwracała. Nie rozumiała niczego, wciąż
balansując gdzieś na granicy jawy i snu. Z wysiłkiem przymusiła się
do zaciśnięcia dłoni w pięść, paznokciami jeszcze bardziej rozgrzebując
ziemię. Walczyła ze słabością i samą sobą, nagle czując potrzebę, by
podnieść się i ruszyć dalej, to jednak nadal wydawało się Angel czystą
abstrakcją. Błądziła już tyle czasu, że na myśl o kolejnych godzinach
robiło jej się słabo.
Mocniej
zacisnęła powieki. Przed wyjściem z domu, była zdecydowana. Chciała
dotrzeć do miasta, odnaleźć Bloodwell i w końcu zrozumieć, a jednak
kiedy przyszło co do czego…
Utraciła
coś. Coś bardzo ważnego, o co powinna dbać.
Utraciła
coś, co…
Nagle
zrozumiała.
Nadzieja,
która przez jakiś czas jej towarzyszyła, zniknęła równie nagle, co się pojawiła
– i to w tym wszystkim bolało Angel najbardziej.
Wtuliła
policzek w ziemię, zrezygnowana. To
nie tak. To nie powinno być tak, pomyślała, ale nie potrafiła wykrzesać
z siebie choćby odrobiny pewności siebie, a tym bardziej uwierzyć we
własne słowa. Zresztą była taka bardzo zmęczona, że nawet zebranie myśli jawiło
jej się jako coś niemożliwego do realizacji.
– Chcę
tylko odpocząć… Tylko chwilę odpocząć – wykrztusiła z trudem i tym
razem jej głos zabrzmiał niemalże błagalnie. Zupełnie jakby ktoś słuchał… – Obiecuję, że spróbuję jeszcze raz,
ale… muszę odpocząć.
A potem wszystko
w końcu zniknęło i dookoła była już wyłącznie pustka.
Kiedy znów
otworzyła oczy, dookoła panował spokój. Wciąż leżała na ziemi, czując zapach
gleby i nieprzyjemny sposób, w jaki drobne gałązki i igły drzew
wbijały jej się w skórę. Przez chwilę trwała w bezruchu, nasłuchując i próbując
zrozumieć, co się stało. Przez krótką chwilę mętlik w głowie utrudniał zrozumienie,
ale po chwili przysłaniająca jej umysł mgiełka zniknęła i wszystko stało się
jasne.
Poderwała
się gwałtownie, wspierając na rękach, by po chwili z trudem stanąć na
nogi. W pierwszym odruchu zachwiała się i dla pewności chwyciła kory
najbliższego drzewa, żeby nie upaść. Wciąż czuła się dziwnie roztrzęsiona, ale
przynajmniej zmęczenie minęło. Już nie czuła strachu, a tym bardziej
potrzeby, żeby płakać. Obiecałam,
przeszło przez myśl. Uczepiła się tego krótkiego słowa, zupełnie jakby tylko
ono czyniło jasnym wszystko, co działo się wokół niej. To nic, że jak przez mgłę
pamiętała to, jak błądziła, szukając wyjścia z gęstwiny tak długo, aż
opuściły ją siły i jakakolwiek motywacja, żeby iść dalej.
Z wahaniem powiodła
wzrokiem dookoła. Była sama, ale z jakiegoś powodu taki stan wydał się
Angel czymś nienaturalnym. Ile czasu minęło, odkąd straciła przytomność? To mogły
być minuty, ale też godziny – nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić. Fakt, że pozycja
słońca się nie zmieniała, a las wyglądał równie niepokojąco co zawsze,
niczego nie ułatwiał, wręcz podsycając odczuwaną przez dziewczynę dezorientację.
Nie miała
pewności, co skłoniło ją, by ruszyć dalej. Po prostu to zrobiła, bez pośpiechu
stawiając kolejne kroki – początkowo bardzo ostrożnie, póki nie nabrała pewności,
że trzymała się na nogach wystarczająco pewnie, by znów nie upaść. Palcami
przeczesała włosy, wytrząsając z poplątanych loków leśne pamiątki. Otrzepała
dłonie, mimochodem zauważając, że miejscami zdążyła zetrzeć skórę, ale to nie
miało dla niej znaczenia. Jak gdyby nigdy nic otarła ręce o spodnie,
skupiając się na dalszym marszu i starając nie myśleć o tym, co
działo się wokół niej.
To nic,
jeśli była sama. Przywykła do tego, zresztą nagle poczuła się dzięki temu dziwnie
spokojna. Gdzieś w pamięci dziewczyny majaczyło wspomnienie czyjegoś głosu
– z jakiegoś powodu znajomego, choć nie przypominała sobie, kiedy i gdzie
mogłaby go słyszeć. Z równym powodzeniem mógł okazać się wytworem jej
wyobraźni, ale i tego nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić. Nie była w stanie
nawet przypomnieć sobie poszczególnych słów, które miałaby wtedy usłyszeć, jednak
z jakiegoś powodu wspomnienie tego szeptu było dla niej wystarczająco
ważne, by przymusić ją do ruszenia w dalszą drogę.
Tym razem
czuła się spokojniejsza. Co prawda jakaś jej cząstka wciąż była przerażona i chciała
nawoływać Shadowa, ale Angel stanowczo nakazała jej się zamknąć. Wiedziała przecież,
że on nie przyjdzie, nawet jeśli znajdował się w pobliżu. Była tego
dziwnie pewna, choć w chwili, w której zaczęła się nad tym
zastanawiać, jak na zawołanie przypomniała sobie również ich pocałunek – tak
bardzo zaborczy i pozbawiony jakichś cieplejszych uczuć. „Jesteś moja” –
zakomunikował jej wtedy, a jednak kiedy przyszło co do czego, tak po
prostu uciekła, lądując w samym środku nicości. Dlaczego miałby się nad
nią litować, skoro na własne życzenie złamała reguły, które próbował ustalić
już na samym początku ich znajomości.
Wcale nie potrzebuję Shadowa.
A jednak
pomimo tego, że przez moment była skłonna uwierzyć, że to prawda, jednocześnie miała
wrażenie, że okłamywała samą siebie.
Dookoła wciąż
panowała cisza, ale ta już nie wydawała się Angel aż tak niepokojąca. Skupiała
się na własnym oddechu i sposobie, w jaki ściółka chrzęściła pod jej
stopami. Chociaż gęstwina nadal sprawiała wrażenie nienaturalnie cichej i jakby
pozbawionej życia, taki stan – przynajmniej tymczasowo – zaczął jawić się
dziewczynie jako coś znośnego. Co prawda czułą się przy tym tak, jakby
okłamywała samą siebie, ale wszystko było lepsze, niż gdyby miała zacząć popadać
w szaleństwo.
Nogi same
poprowadziły ją w odpowiednim kierunku – o ile taki w ogóle
istniał. Chciała dotrzeć do miasta i wierzyła, że to gdzieś tam jest, niemniej
wcale nie była taka pewna, czy to najlepszy z możliwych pomysłów. W jakimś
stopniu obawiała się, że popełniała błąd. Spotkanie z Bloodwell samo w sobie
jawiło jej się jako coś co najmniej ryzykownego, a jednak…
Nagle
zesztywniała, zaniepokojona. W gruncie rzeczy ciało Angel zareagowało instynktownie,
na moment wybijając dziewczynę z rytmu. Niewiele brakowało, by znów wylądowała
na ziemi, ale w porę zdołała odzyskać równowagę. Zastygła w bezruchu,
nasłuchując i samej sobie próbując wytłumaczyć, co podkusiło ją, by
postąpić w ten sposób. Nie kryjąc obaw, powiodła wzrokiem dookoła, podczas
gdy serce zaczęło trzepotać jej się w piersi tak szybko i rozpaczliwie,
jakby chciało wyrwać się na zewnątrz i gdzieś uciec.
Poczucie
bycia obserwowaną pojawiło się nagle. Z drugiej strony, być może wyczuła,
że nie jest sama już wcześniej, chociaż wtedy nie do końca zdawała sobie z tego
sprawę. Zawahała się, w pierwszym odruchu wciąż gotowa zaprzeczyć temu, co
podsuwały jej zmysły, w zamian gotowa zrzucić wszystko na
przewrażliwienie, jednak wszelakie wątpliwości zniknęły w chwili, w której
usłyszała ciche, zmierzające w jej stronę kroki.
Angel
gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Wstrzymała oddech, bojąc się choćby
poruszyć, a tym bardziej wydać jakikolwiek dźwięk. Wystarczyło, że serce
zdradziecko tłukło jej się w piersi, uderzając szybciej i szybciej. W tamtej
chwili żałowała, że nie była w stanie w żaden sposób zapanować nad
nieszczęsnym narządem, wręcz gotowa przysiąc, że ten pracował tak głośno, że nie
tyko ona mogła go usłyszeć. W takiej ciszy nawet pulsowanie krwi w żyłach
wydawało się nienaturalnie, przypominając raczej wystrzał, aniżeli dźwięk,
który w normalnym wypadku uznałaby za coś pozbawionego znaczenia.
Kroki
przyśpieszyły, choć przynajmniej intruz nie próbował biec. Chociaż trudno było jej
jednoznacznie stwierdzić skąd nadchodził i gdzie zmierzał, z jakiegoś
powodu nie miała wątpliwości, że podążał za nią. Pomimo tego, że zaledwie
chwilę wcześniej była gotowa zrobić wszystko, by ktoś ją odnalazł, w chwili,
w której pojawiła się taka możliwość, Angel zaczęła wpadać w panikę.
Zadrżała, z trudem powstrzymując się przed rzuceniem do panicznej
ucieczki, zbyt roztrzęsiona, by zaryzykować rychły upadek. Wtedy jak nic
ściągnęłaby na siebie uwagę kogoś, kogo nie chciała, a na to zdecydowanie
nie mogła sobie pozwolić.
Problem
polegał na tym, że tkwiąc w miejscu również aż prosiła się o to, żeby
intruz ją znalazł.
Shadow… To może być Shadow?, pomyślała,
próbując się uspokoić i myśleć logicznie. Z wolna wypuściła powietrze,
dłużej nie będąc w stanie wstrzymywać oddechu. Próbowała wziąć się w garść
i zacząć zachowywać rozsądnie, raz po raz przekonując samą siebie, że tak
naprawdę wcale nie miała powodów do obaw.
Możliwe, że
jednak zaczął jej szukać. Była przewrażliwiona i tak bardzo rozchwiana
emocjonalnie, ale to nie zmieniało faktu, że Shadow o nią dbał. Gdyby
chciał, żeby zginęła, nie wysilałby się i nie zabrał jej do domu. To, że
mógłby się pojawić, wydawało się dość logiczne, a jednak…
Nie.
Dreszcz
wstrząsnął całym jej ciałem. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi,
odwróciła się na pięcie i na oślep rzuciła w gęstwinę. Starała się
patrzeć pod nogi i skupić na wymijaniu kolejnych przeszkód, ale to okazało
się o wiele trudniejsze, niż mogłaby podejrzewać. Zwłaszcza w chwili,
w której zmierzające w jej stronę kroki przyśpieszyły, a strach
chwycił Angel za gardło, jakiekolwiek próby skupienia zachowania zdrowego
rozsądku okazały się niemożliwe.
Przyśpieszyła
próbując ignorować strach przed upadkiem. Cokolwiek za nią podążało, nie
chciała tego spotkać. Wszystko w niej aż krzyczało, że powinna trzymać się
z daleka od… tego czegoś, czymkolwiek by nie było. W pewnym momencie
przestała zwracać uwagę nawet na to, czy wciąż słyszała za sobą kroki. Z łatwością
wyobraziła sobie podążający za nią cień – postać w ciemnej pelerynie i o
intensywnie zielonych oczach. Nie miała odwagi obejrzeć się przez ramię i sprawdzić,
czy intruz znajdował się na tyle blisko, by mogła go dostrzec, ale to nie
przeszkadzało Angel w snuciu domysłów. Wizja, którą podsuwał jej umysł, na
krótką chwilę przysłoniła wszystko inne, nie pozwalając skupić się na
podsuwanych przez zmysły bodźcach. Również palenie w płucach, które poczuła
po pewnym czasie, nie okazało się aż tak uciążliwe, jak mogłaby się tego spodziewać.
W tamtej chwili
wiedziała jedynie, że powinna biec i nie oglądać się za siebie.
Niecierpliwymi
ruchami odgarniała nisko zawieszone gałęzie, chcąc utorować sobie drogę. Już
dawno straciła z oczu jakąkolwiek ścieżkę, po prostu klucząc między
drzewami i modląc o jakiekolwiek oznaki tego, że gdzieś w pobliżu
jednak znajdowało się miasto. Szukała czegokolwiek, co miałaby szansę uznać za
zwiastun względnie bezpiecznego miejsca, choć to brzmiało trochę jak pogoń za
snem. Chociaż ta perspektywa wydawała się co najmniej przerażająca, Angel
szczerze wątpiła, by w całym tym dziwnym świecie istniało cokolwiek, co
miałoby szansę przynieść jej jakże upragnione ukojenie. Co prawda przez jakiś
czas w ten właśnie sposób działał na nią Shadow i dom, w którym
razem mieszkali, a jednak teraz…
Przyśpieszyła,
pomimo tego że nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Uciekała, przed oczami wciąż
mając wyobrażenie postaci w pelerynie – kogoś o zielonych,
hipnotyzujących oczach. I choć wiedziała, czyją twarz zobaczyłaby pod
kapturem, nie chciała przyjąć do siebie tej myśli. Tego, że szmaragdowe
tęczówki nagle miałyby się okazać jej zgubą, tym bardziej.
Ale przecież ja już od dawna jestem
zgubiona…
Już sama
nie była pewna przed kim albo przed czym uciekała. Przez krótką chwilę liczył się
wyłącznie bieg – paniczka ucieczka, byleby tylko miała szansę zaleźć się jak
najdalej od niebezpieczeństwa, którego nie potrafiła nazwać. Obojętna na
zmęczenie i coraz bardziej obolałe, protestujące przed narzuconym tempem
mięsnie, jeszcze przez dłuższą chwilę błądziła pomiędzy drzewami, świadoma
wyłącznie tego, że musi biec dalej. Jak najdalej.
Początkowo
nawet nie zarejestrowała momentu, w którym drzewa się rozstąpiły. Zanim zdążyła
choćby się zastanowić, dookoła zrobiło się jaśniej.
Zaraz po tym
potknęła się, boleśnie lądując na ziemi.
Jęknęła, w pośpiechu
próbując poderwać się na równe nogi. Z bijącym sercem uniosła głowę, coraz
bardziej spanikowana…
A potem
zamarła, już tylko bezmyślnie wpatrując się w to, co miała przed sobą.
Rozpoznała
to miejsce.
Mnie nie pytajcie, ja nie wiem. Popłynęłam, ale to w przypadku tego opowiadania nic nowego. Ta perełka od Lucasa Kinga jedynie dopełniła dzieła, a przynajmniej ja tak sądzę.Jakieś podejrzenia co do miejsca, w którym wylądowała Angel? Jeśli nie, przynajmniej na to jedno pytanie odpowiedź przyjdzie już w kolejnym rozdziale. Ja tymczasem dziękuję za obecność, zostawiam Was z tym i odmeldowuję się. ^^
Ness, cholera no, tak się nie robi. Chodziłaś do szkoły chyba, nie? Słyszałaś coś o ciągu przyczynowo-skutkowym? Nie możesz wiecznie rzucać w nas zgniłym mięchem! Podajże jakieś rozwiązania, a nie tylko same pytania i nowe wątki. Jak Angel zaczęła się pokładać w lesie, miałam ochotę zrobić to samo. Ewentualnie z rozpędu walnąć głową w ścianę. Nosz kurdebele!
OdpowiedzUsuńNie rozpoznaję miejsca, do którego trafiła Angel. Ja cholibka nie wiem, jak się nazywam! Nie wiem nawet, czego nie wiem. Nie wiem że nic nie wiem, parafrazując kogoś znanego. Słodki jeżu a nasz panie zlituj się nade mną, albowiem zgrzeszyłam myślą i słowem w tym momencie...
A niech cię, Ness. Miałam iść spać, ale muszę czytać dalej, żeby nie zwariować.